Welsh Kate - Nareszcie w domu!.pdf

(1002 KB) Pobierz
208138660 UNPDF
208138660.206.png
Kate Welsh
Nareszcie w
domu!
Tytuł oryginału: For Jessie's Sake
0
208138660.217.png 208138660.228.png 208138660.239.png 208138660.001.png 208138660.012.png 208138660.023.png 208138660.034.png 208138660.045.png 208138660.056.png 208138660.067.png 208138660.078.png 208138660.089.png 208138660.100.png 208138660.111.png 208138660.122.png 208138660.133.png 208138660.144.png 208138660.155.png 208138660.166.png 208138660.172.png 208138660.173.png 208138660.174.png 208138660.175.png 208138660.176.png 208138660.177.png 208138660.178.png 208138660.179.png 208138660.180.png 208138660.181.png 208138660.182.png 208138660.183.png 208138660.184.png 208138660.185.png 208138660.186.png 208138660.187.png 208138660.188.png 208138660.189.png 208138660.190.png 208138660.191.png 208138660.192.png 208138660.193.png 208138660.194.png 208138660.195.png 208138660.196.png 208138660.197.png 208138660.198.png 208138660.199.png 208138660.200.png 208138660.201.png 208138660.202.png 208138660.203.png 208138660.204.png 208138660.205.png 208138660.207.png 208138660.208.png 208138660.209.png 208138660.210.png 208138660.211.png 208138660.212.png 208138660.213.png 208138660.214.png 208138660.215.png 208138660.216.png 208138660.218.png 208138660.219.png 208138660.220.png 208138660.221.png 208138660.222.png 208138660.223.png 208138660.224.png 208138660.225.png 208138660.226.png 208138660.227.png 208138660.229.png 208138660.230.png 208138660.231.png 208138660.232.png 208138660.233.png 208138660.234.png 208138660.235.png 208138660.236.png 208138660.237.png 208138660.238.png 208138660.240.png 208138660.241.png 208138660.242.png 208138660.243.png 208138660.244.png 208138660.245.png 208138660.246.png 208138660.247.png 208138660.248.png 208138660.249.png 208138660.002.png 208138660.003.png 208138660.004.png 208138660.005.png 208138660.006.png 208138660.007.png 208138660.008.png 208138660.009.png 208138660.010.png 208138660.011.png 208138660.013.png 208138660.014.png 208138660.015.png 208138660.016.png 208138660.017.png 208138660.018.png 208138660.019.png 208138660.020.png 208138660.021.png 208138660.022.png 208138660.024.png 208138660.025.png 208138660.026.png 208138660.027.png 208138660.028.png 208138660.029.png 208138660.030.png 208138660.031.png 208138660.032.png 208138660.033.png 208138660.035.png 208138660.036.png 208138660.037.png 208138660.038.png 208138660.039.png 208138660.040.png 208138660.041.png 208138660.042.png 208138660.043.png 208138660.044.png 208138660.046.png 208138660.047.png 208138660.048.png 208138660.049.png 208138660.050.png 208138660.051.png 208138660.052.png 208138660.053.png 208138660.054.png 208138660.055.png 208138660.057.png 208138660.058.png 208138660.059.png 208138660.060.png 208138660.061.png 208138660.062.png 208138660.063.png 208138660.064.png 208138660.065.png 208138660.066.png 208138660.068.png 208138660.069.png 208138660.070.png 208138660.071.png 208138660.072.png 208138660.073.png 208138660.074.png 208138660.075.png 208138660.076.png 208138660.077.png 208138660.079.png 208138660.080.png 208138660.081.png 208138660.082.png 208138660.083.png 208138660.084.png 208138660.085.png 208138660.086.png 208138660.087.png 208138660.088.png 208138660.090.png 208138660.091.png 208138660.092.png 208138660.093.png 208138660.094.png 208138660.095.png 208138660.096.png 208138660.097.png 208138660.098.png 208138660.099.png 208138660.101.png 208138660.102.png 208138660.103.png 208138660.104.png 208138660.105.png 208138660.106.png 208138660.107.png 208138660.108.png 208138660.109.png 208138660.110.png 208138660.112.png 208138660.113.png 208138660.114.png 208138660.115.png 208138660.116.png 208138660.117.png 208138660.118.png 208138660.119.png 208138660.120.png 208138660.121.png 208138660.123.png 208138660.124.png 208138660.125.png 208138660.126.png 208138660.127.png 208138660.128.png 208138660.129.png 208138660.130.png 208138660.131.png 208138660.132.png 208138660.134.png 208138660.135.png 208138660.136.png 208138660.137.png 208138660.138.png 208138660.139.png 208138660.140.png 208138660.141.png 208138660.142.png 208138660.143.png 208138660.145.png 208138660.146.png 208138660.147.png 208138660.148.png 208138660.149.png 208138660.150.png 208138660.151.png 208138660.152.png 208138660.153.png 208138660.154.png 208138660.156.png 208138660.157.png 208138660.158.png 208138660.159.png 208138660.160.png 208138660.161.png 208138660.162.png 208138660.163.png 208138660.164.png 208138660.165.png 208138660.167.png
Rozdział 1
Świat Abby Hopewell zatrząsł się w posadach, gdy dotarło do niej,
że Colin McCarthy powrócił do Hopetown.
Stał teraz przed nią w rzęsiście oświetlonym foyer „Cliff Walk", a z
jego przemoczonego ubrania woda lała się na wyfroterowaną, drewnianą
posadzkę. Był równie przystojny jak wtedy, kiedy widziała go po raz
ostatni. Ta sama gęsta, opadająca na czoło kasztanowa grzywa i te same
chmurne, niebieskie oczy, spoglądające na nią z nieukrywanym
zdziwieniem. Wystarczyła jego obecność, by Abby znowu poczuła skurcz
serca i tak jak kiedyś owładnęło nią pragnienie, żeby znaleźć się w jego
ramionach.
Zacisnęła jednak pięści. Przecież był to mężczyzna, który został jej
pierwszym i jedynym kochankiem, i człowiek, który zaraz po tym
zamienił się w potwora o zimnym sercu.
- Abby! - Colin patrzył na nią szeroko otwartymi oczyma, równie
poruszony jak ona. Czy jej się zdawało, że zobaczyła w jego twarzy
czułość? Zmierzył ją rozpłomienionym, spragnionym wzrokiem, jak
wtedy... lecz nagle zacisnął usta, uniósł hardo głowę, a jego oczy stały się
lodowate.
- Czy można wiedzieć, co jaśnie panienka Hopewell robi w recepcji
taniego hoteliku na tym bezludziu?
Ta nagła odmiana zdumiała ją dokładnie tak samo jak wówczas.
Wtedy też nic mu nie zrobiła poza tym, że wyznała mu swoją miłość i
1
208138660.168.png 208138660.169.png
ofiarowała wszystko, co miała, czyli całą siebie. A on tak dotkliwie ją
zranił!
Wyniosły ton jego głosu znów ugodził Abby, przypominając
najboleśniejsze chwile w jej życiu.
Tamtej miłosnej nocy, przed laty, wychodząc z sypialni Colina, czuła
się naprawdę kochana. Nie była jednak przygotowana na to, że w chwilę
później Colin brutalnie ją odprawi i demonstracyjnie podepcze jej uczucia.
Wcześniej sądziła, że były one odwzajemniane.
Później całymi latami ćwiczyła w myślach scenę ich ponownego
spotkania. Zupełnie niepotrzebnie, bo nagłe pojawienie się Colina
kompletnie zbiło ją z tropu. Udało jej się jednak odzyskać spokój -
przynajmniej pozorny.
- Przepraszam, ale „Cliff Walk" to bardzo dobry hotel i cieszy się
sporym powodzeniem - powiedziała najbardziej lodowatym tonem, na jaki
było ją stać. - A ponieważ tak się składa, że jestem jego współwłaścicielką
oraz menedżerem - bardzo proszę, aby opuścił pan to miejsce. Żegnam
zatem i życzę dobrej nocy.
Hopewellowie nie mieli już, niestety, takich pieniędzy jak przed
śmiercią jej ojca i późniejszym procesem, który doprowadził ich na skraj
bankructwa. Jednak ich obecna sytuacja finansowa nie przedstawiała się aż
tak katastrofalnie, by musiała tolerować obecność tej obmierzłej kreatury
pod swoim dachem.
Sięgnęła po plik jadłospisów, które właśnie sortowała,zanim Colin
otworzył drzwi. Zaczęła je układać, ignorując obecność niemiłego gościa.
Miała nadzieję, że nie zauważył jej drżących rąk.
Nagle rozległ się cieniutki głosik, chwytający za serce:
2
208138660.170.png
- Och, tatusiu! Miałam rację. To pałac. A ta pani to Królewna
Śnieżka.
Abby podniosła głowę znad papierów i zobaczyła małego, może
czteroletniego cherubinka, obejmującego Colina za nogę, pod mokrą od
deszczu peleryną. Dziecko oderwało się nagle od ojca i pomknęło przez
foyer, by się zatrzymać przed wiktoriańskim biurkiem, za którym siedziała
Abby.
Dziewczynka miała kruczoczarne włosy do ramion, podobnie jak
Abby, z tą jednak różnicą, że jej włosy wyglądały jakby od tygodnia nie
widziały grzebienia. Zasłaniały jasnooliwkową buzię ze śladami
rozmazanego jedzenia. Jej oczy były tak ciemne, że niemal czarne, i
wpatrywały się w Abby z nabożnym zachwytem. W zmiętym, przemoczo-
nym ubraniu, z sińcem pod lewym okiem, przypominała bardziej chłopca
niż dziewczynkę.
Gdyby jej ojciec nie okazał się niegdyś największym draniem,
jakiego ta ziemia nosiła, mogłaby być dzieckiem Abby. Zapewne tak samo
rozkosznym.
- Czy pani mieszka w tym pałacu? - zapytała córeczka Colina, która
najwyraźniej wciąż brała Abby za postać z bajki.
Colin podszedł i opiekuńczym gestem położył jej ręce na ramionach.
- Ta pani tylko prowadzi ten pensjonat, Jessie. A mieszka w wielkim,
wspaniałym domu nad rzeką.
- Naprawdę mieszkam tutaj - odpowiedziała Abby małej Jessie,
ciesząc się w duchu, że może się sprzeciwić słowom jej ojca. - Dom, o
którym mówił twój tata, to „Hopewell Manor", rezydencja mojej rodziny,
oddalona o jakiś kilometr od „Torthuil". Czyli jesteśmy sąsiadkami.
3
208138660.171.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin