Hodowcy roślin uprawnych sami kontrolują rolników.doc

(39 KB) Pobierz
Hodowcy roślin uprawnych sami kontrolują rolników – Sądowa wojna o opłaty nasienne

Hodowcy roślin uprawnych sami kontrolują rolników – Sądowa wojna o opłaty nasienne

Posted by Marucha w dniu 2012-03-13 (wtorek)

Gdzie te czasy, kiedy rolnik zachowywał część nasion na przyszłoroczne zasiewy i nie musiał nikomu się z tego tłumaczyć, prosić o zgodę, albo uiszczać za nie jakieś opłaty? Tak było przez tysiące lat… – admin.

Tylko w ciągu kilku ostatnich miesięcy ponad 500 rolników w Polsce wezwano do sądu za odmowę ujawnienia informacji o stosowanym materiale siewnym. Kierująca pozwy prywatna firma – Agencja Nasienna sp. z o.o. – zamierza konsekwentnie egzekwować prawo. Może kontrolować rolników w całej Polsce.

Obecne prawo zobowiązuje rolników do stosowania jedynie kwalifikowanego materiału siewnego sprzedawanego przez zarejestrowanych hodowców. Regulująca m.in. zasady handlu nasionami Ustawa o ochronie prawnej odmian roślin z 26 czerwca 2003 r. (znowelizowana w zeszłym roku) zezwala rolnikom na wykorzystanie części nasion uzyskanych ze zbioru w kolejnych latach jako materiału siewnego bez zgody hodowcy [Dzięki, o łaskawcy! - admin], ale nakazuje przekazać im 50 proc. opłaty licencyjnej. Wyjątek ten określany jest jako odstępstwo rolne.

Żadnych opłat z tego tytułu nie muszą zaś ponosić “posiadacze gruntów”, którzy nie mają więcej niż 10 hektarów w przypadku uprawy ziemniaków i 25 ha w przypadku innych roślin wymienionych w ustawie, m.in. zbóż (te podniesione limity powierzchni upraw obowiązują dopiero od 21 września ub.r.).

Rolnicy zmuszani pod presją rynku do cięcia kosztów wykorzystują zwykle część zbioru z wysiewu takiego kwalifikowanego materiału jako nasiona w następnym roku. Hodowcy domagają się jednak opłat z tego tytułu na mocy obowiązującego prawa.

- Opłaty licencyjne są bardzo niskie. A one naprawdę są potrzebne hodowcom, bo oni żyją tylko z tych opłat – przekonuje Paweł Kochański, prezes Agencji Nasiennej sp. z o.o. z siedzibą w Lesznie, reprezentującej interesy 19 firm hodowlanych. Tłumaczy, że jeśli polscy hodowcy mają dawać rolnikom dobre i spełniające oczekiwania konsumentów nasiona odmian roślin, to potrzebne są do tego m.in. szklarnie, profesjonalny sprzęt itd. – A to wszystko kosztuje. Kosztowne jest także prowadzenie tzw. hodowli zachowawczej, dzięki której utrzymywane są te odmiany szlachetne roślin, wytworzone nawet 20 lat temu [wyłączne prawo do wytworzonych odmian obowiązuje w zależności od rodzaju roślin od 25 do 30 lat - red.].

Prezes Agencji Nasiennej przekonuje też, że kwalifikowany materiał siewny gwarantuje wysokie plony spełniające parametry jakościowe, ale jedynie w pierwszym roku po wysiewie [Dziwne! Nigdy przedtem tak nie było, jeśli nas pamięć nie myli - admin]. Dodatkowo do zakupionego kwalifikowanego ziarna przysługują dopłaty z Agencji Rynku Rolnego.

Rolnicy jednak nie zawsze stosują materiał kwalifikowany. – Do tej pory złożyliśmy ok. 500 pozwów do sądu przeciw rolnikom o udzielenie przez nich informacji o korzystaniu lub niekorzystaniu z instytucji odstępstwa rolnego i lekceważenie zapisów ustawy o ochronie prawnej odmian roślin. Co miesiąc składamy ok. 100 nowych pozwów. Zaczęliśmy takie działanie w połowie ub.r. – przyznaje Paweł Kochański.

Najpierw jednak agencja, korzystając z przysługujących jej w ustawie zapisów, rozsyłała do wybranych losowo rolników gotowe formularze, domagając się ujawnienia informacji o korzystaniu przez nich z odstępstwa rolnego i uprawianych przez nich odmianach roślin. Wielu rolników jednak zignorowało przesłane formularze z AN, nie wiedząc, że ustawa przewiduje kary grzywny za nieudzielenie odpowiedzi na pytanie, czy stosują kwalifikowany materiał siewny. – Mieszkańcy wsi nie muszą jednak wypełniać całego kwestionariusza, jaki Agencja przesyła – podkreśla Ryszard Kierżek, prezes Kujawsko-Pomorskiej Izby Rolniczej. Zastrzega, że Agencja nie ma prawa pytać pod sankcją karną o źródło pochodzenia i ilość zakupionego ziarna. Rolnik ma jedynie obowiązek udzielić odpowiedzi, czy siane ziarno było kwalifikowane, czy też nie. Wspomniana ustawa za naruszenie wyłącznego prawa do odmiany roślin przewiduje kary grzywny, “ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”.

Pięciu rolników pozwanych przez AN reprezentuje mecenas Agata Struzik, radca prawny z Opola, działająca na zlecenie tamtejszej Izby Rolniczej. Wyjaśnia, że wyżej wymieniona ustawa nakłada na rolników obowiązek udzielenia takich informacji. – Jeśli rolnik w takim oświadczeniu, do którego jest zobowiązany na mocy art. 23a Ustawy o ochronie prawnej odmian roślin, korzystał nieodpłatnie z takiej odmiany, do której konkretny hodowca ma prawo, to jest zobowiązany udzielić informacji na ten temat. Jeśli wskaże, że korzystał z takiej uprawy, to będzie mu naliczona opłata – wyjaśnia.

Jak prywatna policja

Oburzenie rolników poddawanych kontroli wzbudza jednak również sposób ich przeprowadzenia oraz uprawnienia przyznane w ww. ustawie hodowcom. Mówią nawet o przypadkach wkraczania przez kontrolerów na pola bez zgody i wiedzy właścicieli gruntów.
- Nie ma takich przypadków. Widocznie ktoś inny wchodzi na ich grunty. My tylko pobieramy próbki, protokolarnie, i odbywa się to w obecności właściciela gruntu lub innej upoważnionej osoby – zapewnia prezes AN. Zaznacza, że w myśl ustawy każdy hodowca teoretycznie ma prawo kontrolować rolników, czy uprawiają odmiany, do których on ma wyłączne prawo.

Takie właśnie przepisy krytykuje Izba Rolnicza w Opolu. “Niezrozumiały jest fakt, że ustawodawca, tworząc tę ustawę, odważył się przekazać wąskiej grupie podmiotów prywatnych większe uprawnienia wobec rolników, niż policja tego kraju. Gdzie wolność i godność obywateli, a także swobodne władanie swoją własnością?” – pyta samorząd rolniczy w oświadczeniu na swojej stronie internetowej. [Kłaniają się powszechnie znane praktyki firmy Monsanto - admin]

Herbert Czaja, prezes Izby Rolniczej w Opolu, wskazuje, że kontrolerzy reprezentujący hodowców nie muszą mieć nawet nakazu prokuratury, jak policja, by kontrolować uprawy rolników. – Zapis ustawy mówi, że rolnik musi udostępnić wszelkie dane na życzenie hodowcy lub upoważnionym przez niego podmiotom – wskazuje. Ustawa zobowiązuje też rolników do udostępnienia na cele kontroli “pomieszczeń i urządzeń przetwórczych lub magazynowych” (art. 23c).

- Rolnicy spodziewali się, że jeśli już powstanie jakiś organ powołany do kontroli upraw, to będzie to agencja rządowa – wskazuje prezes Czaja. Dodaje, że fakt, iż tak dużą władzę oddano hodowcom oraz reprezentującym je podmiotom, w tym prywatnej AN, rodzi wiele problemów i obaw wśród rolników, przede wszystkim dotyczących tego, jak wiele danych można przekazywać takim podmiotom i jak chronią one ich dane osobowe.

Od czego państwo?

Prezes Izby Rolniczej w Opolu wskazuje, że przyznanie hodowcom prawa do kontrolowania rolników rodzi także wiele innych problemów. – I co, jeśli wszyscy hodowcy zechcą nas kontrolować, będziemy musieli codziennie wpuszczać kontrolerów na nasze działki i do budynków gospodarczych? – pyta retorycznie. Herbert Czaja zaznacza, że rolnicy nie są przeciwni ochronie własności intelektualnej i praw hodowców. – Ale chcemy, aby zarówno przekazywanie danych o uprawach, jak i ustalanie opłat licencyjnych odbywało się pod kontrolą państwa polskiego – podkreśla. Inaczej, jak mówi, może dojść do sytuacji, że gdy hodowcy lub reprezentujące ich firmy zdobędą kontrolę nad rynkiem handlu nasionami, zaczną dyktować warunki. A wówczas, przy biernej postawie władz, mogą łatwo podnosić opłaty licencyjne, które obecnie sami ustalają.

- Wysokość opłaty licencyjnej za korzystanie z danej odmiany podlega takim samym regułom wolnego rynku jak każdy inny produkt czy usługa. Trudno mówić zatem o kontroli rynku przez hodowców, skoro jest to rynek europejski, a o tym, co będzie siane, decyduje rolnik – odpowiada prezes AN. Zaznacza jednocześnie, że hodowcy chętnie oddaliby uprawnienie do kontrolowania rolników którejś z rządowych agencji, pod warunkiem, że zapewniłaby ona również egzekwowanie należnych hodowcom opłat. – Jeśli ustawodawca wskaże organ publiczny, który będzie się tym zajmował, to my chętnie zrezygnujemy z kontroli – deklaruje prezes Kochanowski.

Jan K. Ardanowski (PiS), wiceszef sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, były doradca ds. rolnictwa śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wskazuje, że państwo dysponuje dziś wystarczającą liczbą urzędników, którzy mogliby się tym zająć. – Oddawanie w prywatne ręce uprawnień policyjnych jest nadużyciem. To przejaw szerszego obecnie procesu wycofywania się państwa z odpowiedzialności za cokolwiek– podkreśla.

Jak widać, powstałego konfliktu zapewne nie byłoby wcale, gdyby państwo, choć ma rozbudowaną na niebotyczną skalę machinę urzędniczą, spełniało rolę, do której jest powołane, a więc zapewniło przestrzeganie obowiązującego prawa. Najpierw trzeba jednak je zmienić, bo kontroli rynku nasion reprezentujący państwo urzędnicy zrzekli się w samej ustawie…

Mariusz Bober

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin