Steven Barnes - The Hive.docx

(81 KB) Pobierz

Tytuł oryginału: STAR WARS: The Hive.
Autor: Steven Barnes.
Przekład: Wojciech “Quother” Bogucki.
Korekta: Mateusz „Freedon NaddSmolski

Bastion Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i tłumacze nie
czerpią żadnych dochodów z opublikowanie poniższych treści.
Tłumaczenie jest wykonane dla fanów, przez fanów


 

Dla Nicky, Stevena i Sharleen Chiyeko
Wszystkiego Najlepszego z okazji urodzin


 

Część pierwsza



G'Mai Duris, regentka planety Ord Cestus, elegancko splotła palce swojej pierwszej i drugiej pary rąk. Obłe, segmentowane i o szlachetnej linii ciało w kolorze spłowiałego złota wskazywało, że była X’Tingiem, rasą insektoidów, które kiedyś władały tą planetą. Przed powstaniem firmy Cestus Cybernetics, roje X’Tingów zapełniały ten świat, ale teraz bezduszny przemysłowy gigant nie tylko zdominował planetę, ale także zagroził bezpieczeństwu samej Republiki.
Obi-Wan Kenobi przyglądał się Duris, przygotowującej się do wygłoszenia mowy przed radą roju — ostatnią, skromną pozostałością dawnej potęgi X’Tingów. Podobnie jak znajdująca się kilkaset standardowych metrów nad nimi stolica ChikatLik, komnata rady była umiejscowiona w naturalnym bąblu po lawie. Ściany jajowatego, wysokiego na piętnaście metrów pomieszczenia, lśniły na żółtobrunatno, choć większość pierwotnego koloru przykrywały ręcznie tkane gobeliny. Sala miała trzy wyjścia, każde strzeżone przez dwóch członków klanu wojowników. Jedno z nich wiodło na powierzchnię, pozostałe do położonych głębiej i mniej uczęszczanych miejsc we wnętrzu roju.
Zasiadającymi przy zakrzywionym, kamiennym stole dwunastoma członkami rady byli zarówno stosunkowo młodzi X’Tingowie, o lśniących jeszcze pancerzach, jak i starsi przedstawiciele roju, których najeżone na piersiach włosy usiane były białymi i szarymi plamami. Szczątkowe skrzydła siedzących trzepotały niespokojnie, a od czasu do czasu dwoma przednimi parami rąk gładzili oni ceremonialne szaty w kolorze kości słoniowej. Każde czerwone lub zielone, fasetkowate oko przypatrywało się bacznie regentce; każdy czułek słuchaczy oczekiwał jej słów.
Duris pochyliła się i odchrząknęła, prawdopodobnie zbierając myśli. Była prawie tak wysoka jak Obi-Wan, a jej szeroki, segmentowany, bladozłoty pancerz i nabrzmiały worek jajowy podkreślały bijącą od niej powagę.
W tym momencie potrzebowała jej jak najwięcej.
— Szacowni członkowie rady — zaczęła. — Mój zacny przyjaciel, Mistrz Kenobi, przyniósł mi zaskakujące nowiny. Od stuleci wiedzieliśmy, że nasi przodkowie zostali oszukańczo wywłaszczeni ze swoich ziem, sprzedanych za bezwartościowe świecidełka, które uważaliśmy za legalny środek płatniczy. Przez lata w żaden sposób nam nie zadośćuczyniono, choć zaakceptowalibyśmy każdy ochłap, rzucony w naszą stronę przez Cestus Cybernetics. Ale teraz sytuacja się zmieniła — jej oczy zaświeciły niczym oszlifowane szmaragdy. — Razem z Mistrzem Kenobim, przybył do nas jeden z najlepszych adwokatów na Coruscant, Vippit, który dobrze zna ich prawo. Zdaniem władz centralnych, jeśli zdecydujemy się wnieść pozew, możemy zniszczyć Cestus Cybernetics. Będąc właścicielami ziemi, na której znajdują się ich fabryki, możemy zażądać za jej użytkowanie czegokolwiek; prawdopodobnie nawet przejąć same instalacje.
— Co takiego? — nie wytrzymała Kosta, najstarszy członek rady. Wszyscy X’Tingowie zmieniali płeć co trzy lata; Kosta była aktualnie samicą. Choć już za stara na noszenie jaj, jej worek jajowy był nadal imponujących rozmiarów. Wyglądała na wstrząśniętą. — Czy to prawda?
— Takie działanie przyniosłoby naszej planecie jedynie zgubę! — wyrzucił z siebie Caiza Quill. Kilka minut wcześniej Duris pozbawiła go godności przewodniczącego rady i jego wściekłość wymieszana z feromonami kapitulacji nadal unosiły się w powietrzu. — Jeśli zniszczysz Cestus Cybernetics, zniszczysz naszą gospodarkę!
Kosta obruszyła się z pogardą, słysząc ewidentne półprawdy Quilla.
— Rój był tutaj przed Cestus Cybernetics i to nie on ucierpi, jeśli przedsiębiorstwo dostanie się w inne ręce lub zaprzestanie działalności. Będzie to udziałem tych, którzy zaprzedali się pozaświatowcom za obietnicę władzy.
— Ależ szanowni zebrani — Duris ponownie skupiła na sobie uwagę obecnych. — Mam zobowiązania wobec pozaświatowców, tych, którzy przybyli na Cestus, przywożąc umiejętności i serce, z jedynym zamiarem tworzenia tu życia. Nie możemy wykorzystać nadarzającej się okazji, żeby niszczyć. Musimy ją wykorzystać tak, aby budować i leczyć.
Członkowie rady roju X’Tingów skinęli głowami, prawdopodobnie przekonani jej argumentacją. Choć była nowicjuszką w ich szeregach, wydawali się być zadowoleni ze sposobu, w jaki pojmowała swoje obowiązki.
Jednak Quill nie wydawał się być wcale udobruchany jej słowami, a jego króciutkie skrzydełka gwałtownie trzepotały.
— Nie wygrasz, Duris! Zablokuję cię, przysięgam. Bez względu na to, co myślisz, że masz, lub wiesz ... to jeszcze nie koniec — wypadł z komnaty wściekły i upokorzony.
Obi-Wan obserwował przebieg wydarzeń powstrzymując się od komentarza, ale teraz musiał przemówić.
— Czy jest w stanie to zrobić?
— Prawdopodobnie — odparła Kosta. — Każdy członek Rodziny może zawetować każdą umowę — miała na myśli Pięć Rodzin, które kontrolowały kopalnie i zakłady pracujące na rzecz fabryk droidów. Dawniej było ich tylko cztery, ale Quill wkręcił się pomiędzy nie, dostarczając pracowników kontraktowych i uciszając niesnaski, choć wykiwał przy tym także własnych pobratymców. Jeśli uwierzy, że leży to w jego najlepiej pojętym interesie, lub też zapragnie dać upust nienawiści, będzie próbował — nagle zaświtała jej w głowie niepokojąca możliwość. — Może także spróbować powstrzymać cię od przesłania Najwyższemu Kanclerzowi tej wiadomości. Być może powinieneś wysłać ją już teraz?
Obi-Wan pokręcił niechętnie głową.
— Kanclerz wykorzysta to jako zgodny z prawem pretekst, aby zamknąć Cestus Cybernetics. W takim przypadku, żadna ze stron nie wygra. Najlepiej będzie wykorzystać tę informację jako ewentualny środek nacisku.
Zaledwie przed kilkoma dniami Obi-Wan przybył na Cestus, żeby zapobiec sprzedaży Konfederacji produkowanych na planecie bio-droidów. Wykorzystując niepowtarzalne „żyjące obwody” tamtejsze fabryki stworzyły urządzenie, będące w stanie przewidywać ruchy atakujących przeciwników. Doceniając tkwiący w nich potencjał, Hrabia Dooku zamówił tysiące takich urządzeń — pierwotnie przeznaczonych dla niewielkich systemów bezpieczeństwa — z niechybnym zamiarem przekształcenia ich w śmiercionośne droidy.
Sama myśl o takiej idącej w tysiące armii mroziła Obi-Wanowi krew w żyłach. W starciu z jej niszczycielską siłą zarówno Jedi, jak i Wielka Armia Republiki, mogły ponieść klęskę. Proliferacja śmiertelnej broni musiała zostać powstrzymana za wszelką cenę.
Chociaż najbardziej preferowanym środkiem były negocjacje, nie wykluczano też bombardowania z orbity.
Pierwsze rozmowy nie były obiecujące. Firma Cestus Cybernetics nie miała ochoty na zaprzestanie produkcji tak wartościowego artykułu, cały czas ufając, że Kanclerz Palpatine nigdy nie posunie się do unicestwienia fabryk produkujących legalny przecież produkt. Mając X’Tingów za sprzymierzeńców, zadanie Obi-Wana byłoby o wiele prostsze.
W ciągu paru minionych dni, zyskał zaufanie G’Mai Duris, marionetkowej regentki planety Cestus i poczynił pierwsze kroki w celu zdobycia dla niej realnego politycznego poparcia. Gdyby pozyskał dla niej radę roju, byłoby to przesłanką do optymizmu.
Członkowie rady słuchali go, gdy mówił o polityce i finansach, szybko pojmując, jakie korzyści przyniosłaby im współpraca z Coruscant. Ale po wyrażeniu zaufania dla jego ocen, szybko zmienili temat.
— Pozostaje jeszcze jedna kwestia do przedyskutowania, Mistrzu Jedi.
Ten zerknął na Duris, szukając jakichś wskazówek odnośnie tej sprawy. Regentka obróciła ku niemu twarz, przesuwając po jednym kawałku swojego segmentowanego ciała na raz. Rozłożyła pierwszą i drugą parę rąk rozpościerając dłonie, co w języku ciała X’Tingów oznaczało zakłopotanie.
— Nic o tym nie wiem — przyznała.
Palcami swojej drugiej pary rąk Kosta wybijała na stole jakiś rytm. Używając jakiejś kląskającej mowy skonsultowała się z pozostałymi członkami rady, żeby wreszcie zwrócić się do Obi-Wana.
— Mistrzu Jedi, czy jest to możliwe, żebyś wyświadczył nam dziś wielką przysługę?
— Czego miałoby to dotyczyć? — spytał.
Członkowie rady popatrzyli po sobie, jak gdyby rozważając sensowność swojej propozycji. Po krótkiej konsultacji zabrała głos Kosta.
— Gdyby Quill doszedł do wniosku, że nie musi już być lojalny wobec roju mógłby nam zaszkodzić w jeszcze jeden sposób.
Rzeczywiście istniała taka możliwość. Pociąg Quilla do władzy i jego widoczne gołym okiem działanie w obronie swoich partykularnych interesów, mogło stać się zarzewiem zdrady.
Obi-Wan czuł rosnące w komnacie emocjonalne napięcie zgromadzonych. Znał to odczucie: strach przed zbliżającym się przełomem. Rada roju miała zamiar zrobić coś, co mogło narazić X’Tingów na poważne niebezpieczeństwo.
Kosta ciągnęła dalej.
— To, o czym chcemy ci powiedzieć, znane jest jedynie członkom rady i elicie wojowników roju. Nawet G’Mai Duris nie miała o niczym pojęcia, choć jej partner, Filian, owszem — pokłoniła się z szacunkiem. — Związany przysięgą, był on zmuszony zataić przed tobą swą wiedzę.
Najwyraźniej ta nowina była dla Duris bardzo bolesna. Do tej pory była przekonana, że wiedziała wszystko o swoim nieżyjącym mężu.
— O co chodzi?
— Jest wiele spraw, dotyczących historii naszej planety, o których nie wiesz, Mistrzu Jedi. O większości z nich nie ma wzmianek nawet w legendarnych bibliotekach na Coruscant.
— Niestety, to prawda — przyznał Obi-Wan. — Ale proszę mnie oświecić?
— Dawno temu — zaczęła Kosta — rój był silny. W czasie Wielkiej Wojny pokonaliśmy klany pająków, a władza nad całą planetą przypadła w udziale rojowi i naszej mądrej i sprawiedliwej królowej. Uwierzyliśmy, że nadszedł dla nas czas, żeby dołączyć do galaktycznej społeczności. Ale nie chodziło nam jedynie o uznanie polityczne. Pragnęliśmy stać się partnerem handlowym; ale jakie zasoby mogliśmy zaoferować Galaktyce, żeby tak się stało? Co umieliśmy produkować? Jakie minerały wydobywać? Szukaliśmy i nie znaleźliśmy niczego, co nie było dostępne w światach leżących bliżej jądra. Niczego, co zapewniłoby nam korzyści, których szukaliśmy. W owym czasie doszły nas plotki, że Coruscant planuje rozbudować swój system penitencjarny i szuka chętnych światów znajdujących się na Rubieżach, które byłyby skłonne wydzierżawić lub sprzedać ziemię pod budynki więzienne. Ziemia byłą jedynym dobrem, którego mieliśmy w bród, i wydawało się to dla nas szansą. Złożono ofertę i zdobyliśmy kontrakt — westchnęła. — Na początku wszystko szło dobrze. Zbudowano kilka obiektów i galaktyczne szumowiny zostały bezpiecznie umieszczone w zmodyfikowanych jaskiniach, znajdujących się pod naszymi pustyniami.
O tym wszystkim Obi-Wan wiedział już wcześniej.
— Po zawarciu tego układu, przełknęliśmy naszą dumę i zaakceptowaliśmy nasze miejsce na dolnych szczeblach Republiki. Wielu naszych pracowników zostało zatrudnionych w kopalniach i fabrykach. Z czasem nauczyliśmy się negocjować i nasze następne interesy stały się bardziej korzystne. Płacono nam należne raty za dzierżawę, dzięki czemu mogliśmy zatrudnić rzeczoznawców w celu dokładnej oceny naszych zasobów w kontekście poszerzenia wymiany handlowej. Wtedy wydarzyło się coś całkiem nieoczekiwanego. Kierownictwo Cybot Galactica zostało uznane winnym oszustw i rażących zaniedbań w wyniku czego skazano je na odbycie kary więzienia na naszej planecie. Ci, którzy mieli wcześniej władzę, zostali zmuszeni do kopania w głębinach jaskiń. Część ich pracy była pożyteczna: powiększali kwatery mieszkalne, budowali sklepy i biura. Natomiast reszta była standardowym, uświęconym tradycją rozbijaniem większych kamieni na mniejsze. Ale kopiąc w ziemi, skazane kierownictwo odkryło minerały, których używano przy produkcji zaawansowanych droidów. Skarb, który niespodziewanie ujawnił się na Zewnętrznych Rubieżach. Kierownictwo uknuło plan uwolnienia się spod opieki systemu penitencjarnego. Spotykając się z władzami więzienia, zaproponowało swoim strażnikom uczynienie ich bogatymi poza wszelką miarę. Istotę propozycji stanowiło połączenie talentu i kontaktów przebywających w więzieniu osobników, którzy mieli teraz wytwarzać niekończące się ilości pierwszej klasy droidów. Na Ord Cestus siły roboczej było w bród, podobnie jak surowców, umiejętności i chęci. Potrzebne było jedynie pozwolenie. Dobito targu i podwaliny pod stworzenie Cestus Cybernetics zostały położone. Kierownictwo nawiązało kontakt z dawnymi klientami i pracownikami. Niedługo potem imigracja na Ord Cestus zaczęła się na dobre. Pierwsza fabryka, wybudowana w ciągu standardowego roku, rozpoczęła produkcję skromnego modelu droida naprawczego, który otrzymał pochlebne recenzje, a następnie zaczął być zamawiany w pokaźnych ilościach. Machina została puszczona w ruch — Kosta podniosła głos. — Ale w miarę jak nowopowstała fabryka zaczęła rosnąć w siłę i bogactwo, weszła w spór z królem i królową. Po pierwsze: zarząd zakupił dodatkowe tereny, płacąc za nie bezwartościowymi, syntetycznymi perłami. Rodzina królewska została zmuszona przełknąć to upokorzenie, choć próbowała negocjować zwiększenie udziałów roju w przedsięwzięciu, aby uzyskane w ten sposób środki przeznaczyć na edukację naszego ludu i na ochronę zdrowia.
— Ochronę zdrowia?
— To konieczne. Od czasu założenia więzienia, naszą populację dotknęły liczne dziwne i szkodliwe dolegliwości. Więźniowie ze wszystkich zakątków Galaktyki przynieśli tu ze sobą niezliczone choroby, powodując następujące po sobie epidemie. Cierpimy przez to tysiącami. Negocjacje były bardzo ostre. Nasi władcy zagrozili wycofaniem siły roboczej i odmową udzielenia pozwolenia na rozbudowę kopalni należących do Cestus Cybernetics. Wtedy dotknęła nas Wielka Zaraza — Kosta pochyliła się do przodu, a jej szmaragdowe oczy zabłysły. — Wiem, że nie sposób tego dowieść, ale jesteśmy przekonani, że to nie był przypadek. Zarazę wywołano w celu zniszczenia rodziny królewskiej i skłócenia ze sobą roju tak, aby wyeliminować skuteczną opozycję. A może nawet po to, żeby nas wytępić.
Obi-Wan wzdrygnął się, słysząc pasję zawartą w wypowiedzianych właśnie słowach. Czy możliwa była aż taka nikczemność? Głupie pytanie: oczywiście, że tak. Na Coruscant niewiele wiedziano o tym, co się dzieje na Zewnętrznych Rubieżach. A ponieważ firma Cestus Cybernetics kontrolowała przepływ informacji, każda perfidia mogła zostać skutecznie zatuszowana.
— Zaraza niemal spełniła swoją rolę. Ale kiedy przetaczała się przez rój, wcielono w życie szaleńczy plan: zawiesić czynności życiowe kilku zdrowych jaj i ukryć je głęboko pod powierzchnią planety w specjalnej komorze, o której tylko wybrańcy będą znać prawdę, drogę do niej i sposób otwarcia. Komorę wykonało Toong'l Security Systems — przedsiębiorstwo znane z bycia godnym zaufania i zarazem konkurent Cestus Cybernetics. Pracowników przetransportowano na miejsce tak, żeby nie znali jego położenia. Kiedy ukończono pracę, wiedzieliśmy, że cokolwiek się nie stanie z królewskim rodem, pozostanie przynajmniej jedna zapłodniona para jaj, która może dać początek nowej królewskiej linii.
Obi-Wan natychmiast pojął znaczenie tej wiadomości. Gdy zaraza przeminęła, ocaleli X’Tingowie rozproszyli się po powierzchni planety. Ale nowy ród królewski mógł ich na nowo zjednoczyć. G'Mai Duris była jedynie regentką, dzierżącą władzę jedynie do momentu powrotu nowej pary królewskiej. Pod jej sprawnym kierownictwem, przekazanie władzy mogło ożywić tą nieszczęśliwą planetę. Obiecująca myśl!
Kenobi uporządkował starannie myśli i przemówił.
— A więc... w połączeniu z informacjami o własności ziemi na której leży Cestus Cybernetics, para królewska, która zjednoczyłaby planetę, mogłaby zapewnić wam większą siłę głosu na Coruscant, a co za tym idzie, lepszą przyszłość dla waszego ludu.
— To prawda — oczy Kosty zaiskrzyły. — Mimo to istnieją nadal problemy. Po pierwsze, plaga okazała się bardziej śmiercionośna niż myśleliśmy. Po śmierci pary królewskiej, kilka klanów X’Tingów zdecydowało się zostać pod powierzchnią planety, aby zerwać wszelkie kontakty z pozaświatowcami. Stworzyli niemal całkowicie oddzielny rój: nie było z nimi żadnego kontaktu przez całe stulecie. Co gorsza, wszystkich X’Tingów, którzy znali sekret komory, zabiła zaraza. Pozostały jedynie klucze do otwarcia zewnętrznych drzwi. Na domiar złego, zakłady Toong'l Security Systems zostały zniszczone, gdy w ich planetę uderzyła kometa. Możliwe, że oni wiedzieli jak otworzyć komorę, ale… — Kosta z rezygnacją uczyniła gest przypominający wzruszenie ramionami.
Obi-Wan przymrużył oczy.
— Z pewnością istnieje jakiś inny sposób, żebyście mogli odzyskać jaja.
Stara X’Tinżka westchnęła, splatając palce pierwszej i drugiej pary rąk.
— Nie pojmujesz w pełni statusu pary królewskiej. Nasze wychowanie i kultura nakazują, aby każdy X’Ting był im posłuszny. Mamy to we krwi i tak też czynimy. Są oni dla nas największym skarbem, ale także największym zagrożeniem. W rękach Cestus Cybernetics mogliby sprawić, że wszyscy X’Tingowie na planecie staliby się niewolnikami. Aby do tego nie dopuścić, w komorę wbudowano detektor zabezpieczający. Nie jesteśmy tego pewni, ale mamy powody przypuszczać, że po trzech nieudanych próbach otwarcia komory jaja zostaną zniszczone.
Na gwiazdy! Czyżby byli aż tak zdesperowani?
— A więc — Obi-Wan ostrożnie dobierał słowa. — Czego byście oczekiwali ode mnie?
— W przeszłości już dwa razy próbowaliśmy odzyskać jaja. Dwukrotnie najodważniejsi z nas próbowali dotrzeć się do komory. Dwukrotnie zginęli, zanim tam doszli — przerwała na moment. — Krąży wśród nas pewna historia. Mówi się, że sto pięćdziesiąt lat temu pojawił się tutaj przybysz z centrum Galaktyki. Wojownik obdarzony siłą, jakiej X’Tingowie nigdy wcześniej nie widzieli. Mówił, że jest Jedi. Podobno jego odwaga i mądrość ocaliła nasz lud. Według mnie nie jest to zwykły zbieg okoliczności, że w chwili potrzeby kolejny Jedi pojawia się wśród nas.
Obi-Wan zaniepokoił się. Nie przewidział takiej sytuacji.
— Wasza Dostojność — zaczął. — Prosisz bym wziął na swoje barki wielkie brzemię.
— Ufamy, że jesteś w stanie je udźwignąć.
W archiwach zakonu nie znalazł żadnej wzmianki o wizycie Jedi na Ord Cestus, ale nie wykluczało to takiej możliwości. Wielu Jedi unikało rozgłosu; choć byli zdolni do zadziwiających, pełnych męstwa wyczynów, idąca z tym w parze skromność mogła powstrzymać ich nawet przed podaniem swojego imienia.
— Obawiacie się, że wściekły na regentkę Quill może zdradzić sekret jaj Pięciu Rodzinom. A wtedy one podejmą własne wysiłki mające na celu ich zdobycie i wykorzystanie tego przeciwko wam.
— Zatem rozumiesz naszą sytuację.
Zaiste, rozumiał. Coruscant chciało doprowadzić do wstrzymania produkcji droidów. X’Tingowie, a właściwie wszystkie istoty zamieszkujące planetę, były w mniejszym lub większym stopniu zależne od strumienia dochodów z Cestus Cybernetics. Obi-Wan prosił ich, aby stanęli po jego stronie i mu zaufali. Miał nadzieję osiągnąć to na drodze dyplomatycznych rokowań, ale opatrzność dała mu szansę na osiągnięcie tego celu w sposób bardziej bezpośredni, o ile tylko nie braknie mu odwagi.
— Spełnię waszą prośbę i spróbuję odzyskać jaja — oświadczył.
Kosta westchnęła z ulgą.
— Zatem będziesz potrzebował przewodnika. Kilku naszych wojowników miało okazję przestudiować oryginalne mapy opisujące drogę na dół. To było pięciu braci, z których tylko jeden przeżył — odwróciła się do reszty. — Wezwijcie Jessona.
Członkowie rady pochylili głowy ku sobie, dotykając się czułkami wymieniając kląskania i pobzykiwania w mowie X’Tingów. Po paru chwilach, niewielki samiec oddalił się od stołu i zniknął w bocznym tunelu.
G’Mai, jestem w twoich rękach — szepnął Obi-Wan. Regentka była jedynym X’Tingiem, o którym mógł powiedzieć, że go znał. Jeśli ktokolwiek mógł mu wyjawić pełną wiedzę, to była ona. — Czy jest jeszcze coś, o czym powinienem wiedzieć przed wyruszeniem?
Jedi — odparła Duris. — Znam jedynie szeptane pogłoski o przybyciu Mistrza Jedi. Nigdy nie słyszałam o królewskich jajach, aż do dziś.
Członkowie rady odwrócili się widząc powracającego wysłannika. Za nim, w szarej tunice z przerzuconą ukośnie czerwoną szarfą, wszedł do komnaty większy samiec z jeżącym się na piersiach futrem. Czerwone, fasetkowate oczy ogarnęły spojrzeniem całe pomieszczenie, taksując także Obi-Wana, szybko i zdecydowanie oceniając jego osobę.
Pierwsza i druga para rąk przybysza miała na sobie liczne, blade blizny. Najwidoczniej był to doświadczony wojownik; być może nawet należał do elitarnej jednostki ochraniającej rój. Na plecach miał zawieszoną potrójnie składaną laskę, wyciosaną z jakiegoś przezroczystego materiału.
Nowoprzybyły złączył dłonie pierwszej i drugiej pary rąk, a potem przemówił serią kląskań i klików.
Kosta uniosła górną lewą rękę.
— W obecności tego człowieka uprasza się mówić we wspólnym.
Wojownik ponownie przyjrzał się Obi-Wanowi. Poprzednio zajęło mu to ułamek sekundy. Teraz poświęcił na to wystarczająco dużo czasu, żeby Jedi dostrzegł w jego oczach głęboką pogardę.
— Wybacz mi szanowny gościu. Powiedziałem: oficer pierwszej klasy Jesson melduje się, gotowy do służby.
— Powinnam z wami iść — stwierdziła Duris. — To moja sprawa, moja planeta. Jeśli zawiedziemy, a Quill nas zdradzi, i tak jesteśmy zgubieni.
— Ale ty przewodzisz swojemu ludowi – zaznaczył Obi-Wan. — Jesteś tu potrzebna.
Duris...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin