CLIVE BARKER WIELKIE SEKRETNE WIDOWISKO Fakty, proroctwo i fantazja - przesz�o��, przysz�o�� i �w czas marze� pomi�dzy nimi - s� mieszka�cami tej samej krainy, trwaj� w dniu, kt�ry nie ma kresu. Wiedzie�, oznacza zdoby� M�dro�� Wykorzysta� to, oznacza posi��� Sztuk�. CZʌ� PIERWSZA - POS�ANIEC I Homer otworzy� drzwi. - Wejd�, Randolph! Jaffe nienawidzi� tonu ledwie wyczuwalnej pogardy, z jakim tamten wym�wi� jego imi�, jakby wiedzia� o wszystkich przest�pstwach, kt�re kiedykolwiek pope�ni�, o ka�dym najmniejszym przewinieniu. - Na co czekasz? - odezwa� si� Homer, widz�c oci�ganie Jaffe'a - Robota czeka. Im szybciej zaczniesz, tym szybciej b�d� ci m�g� da� nast�pne zadanie. Randolph wszed� do pokoju. By�o to du�e pomieszczenie, jak wszystkie pozosta�e biura i korytarze Centralnego Urz�du Pocztowego, wymalowane w tym samym odcieniu niezdrowej ��ci oraz szaro�ci okr�t�w wojennych. Co nie znaczy, �e wiele z tak pomalowanych �cian by�o wida�. Dooko�a, powy�ej g��w rozmawiaj�cych, pi�trzy�a si� poczta. Worki, torby, pud�a i przeno�niki pe�ne list�w, sypi�cych si� na zimn� betonow� pod�og�. - Nie dor�czone listy - powiedzia� Homer - Przesy�ki, kt�rych nie potrafi�a dor�czy� nawet stara dobra Poczta Stan�w Zjednoczonych. Jest tego troch�, co? Jaffe by� bardzo podniecony, ale stara� si� tego nie okazywa�. Stara� si� nie okazywa� niczego, zw�aszcza wobec takich cwaniak�w jak Homer. - To wszystko twoje, Randolph - powiedzia� zwierzchnik. - Tw�j w�asny k�cik w niebie. - Co mam z tym robi�? - zapyta� Jaffe. - Sortowa�. Otwieraj i sprawdzaj, czy nie ma w nich czego� wa�nego, �eby�my czasem nie wrzucili do pieca dobrych banknot�w. - S� w nich pieni�dze? - W niekt�rych - odpar� Homer z krzywym u�mieszkiem - mog� by�. Ale w wi�kszo�ci to pocztowa makulatura. Zwyk�y ch�am, kt�rego ludzie chc� si� pozby�, wi�c nadaj� poczt�. Niekt�re s� nieprawid�owo zaadresowane i kursuj� w t� i we w t�, a� wyl�duj� w Nebrasce. Nie pytaj mnie dlaczego, ale jak nie wiedz�, co robi� z paskudztwem, odsy�aj� je do Omahy. - To centralny punkt kraju - zauwa�y� Jaffe - Brama Zachodu. Albo Wschodu Zale�y, w kt�r� stron� si� patrzy. - Ale nie martwy punkt - zareplikowa� Homer - Jednak w�a�nie do nas przesy�aj� t� padlin�. To wszystko trzeba przesortowa� R�cznie. Ty to zrobisz. - To wszystko? - zapyta� Jaffe. By�o tego na dwa, trzy, cztery tygodnie pracy. - Owszem - odpar� Homer, nie pr�buj�c ukry� zadowolenia - To wszystko jest twoje. Szybko si� po�apiesz, o co chodzi. Je�li na kopercie b�dzie jaki� urz�dowy nadruk, rzucaj j� na stos przeznaczony do spalenia Nawet nie otwieraj, szkoda fatygi! Pieprz je, jasne? Ale wszystkie inne masz otwiera�. Nigdy nie wiadomo, co si� w nich znajdzie - wyszczerzy� z�by w porozumiewawczym u�miechu - To, co znajdziesz, idzie do podzia�u. Jaffe pracowa� w Poczcie Stan�w Zjednoczonych ledwie dziewi�� dni, ale to wystarczy�o, zupe�nie wystarczy�o, by si� zorientowa�, ze dor�czyciele pocztowi przyw�aszczali sobie mn�stwo przesy�ek. Rozcinali �yletk� paczki i wykradali ich zawarto��, spieni�ali czeki, wy�miewali si� z list�w mi�osnych. - B�d� tu regularnie przychodzi� - ostrzeg� Homer - Wi�c nie pr�buj chowa� niczego przede mn�. Mam nosa do tych rzeczy. Wyczuwam czek w li�cie i z�odzieja w zespole S�yszysz? Mam sz�sty zmys�. Nie pr�buj �adnych numer�w, kolego. Ch�opcy i ja niezbyt to lubimy. Przecie� chcesz nale�e� do naszej paczki? - po�o�y� na ramieniu Jaffe'a ci�k�, szerok� d�o� - Sprawiedliwy podzia�, zgoda? - S�ysza�em - odpowiedzia� Jaffe - Dobrze - powiedzia� Homer - No wi�c - otworzy� szeroko ramiona, wskazuj�c na stosy work�w - To wszystko nale�y do ciebie - poci�gn�� nosem, wyszczerzy� z�by w u�miechu i wyszed�. Nale�e� do waszej paczki - pomy�la� Jaffe, gdy drzwi zamkn�y si� z trzaskiem - to ja nigdy nie b�d�. Oczywi�cie nie zamierza� m�wi� o tym Homerowi. Pozwoli, by tamten traktowa� go z g�ry, b�dzie odgrywa� potulnego niewolnika .Ale w g��bi duszy? W g��bi duszy chowa� inne plany, inne ambicje. K�opot w tym, ze wcale nie by� bli�szy ich spe�nienia ni� w czasach, gdy mia� dwadzie�cia lat. Teraz mia� trzydzie�ci siedem, wkr�tce zacznie trzydzie�ci osiem. Nie nale�a� do m�czyzn, za kt�rymi kobiety ogl�da�y si� na ulicy. Nie by� zbyt lubiany. �ysia�, jak ojciec. Gdy dobije do czterdziestki, pewnie b�dzie ca�kiem �ysy. �ysy, bez �ony, drobnych w kieszeni mia� akurat na kufel piwa, nie wi�cej - nigdy nie uda�o mu si� popracowa� w jednym miejscu d�u�ej ni� rok, najwy�ej p�tora, wi�c nigdy nie awansowa� na jakie� lepiej p�atne stanowisko. Stara� si� nie my�le� o tym zbyt cz�sto, bo wtedy sw�dzi�y go r�ce, by zrobi� co� z�ego, nieraz ju� chcia� zrobi� co� z�ego samemu sobie. Rewolwer w usta, poczu� jak �askocze tyln� �cian� gard�a. Sko�czy� z tym raz na zawsze. �adnego listu. �adnych wyja�nie�. Zreszt�, co by mia� pisa�? "Odbieram sobie �ycie, poniewa� nie uda�o mi si� zosta� Kr�lem �ycia" �mieszne. Ale w�a�nie tym pragn�� by�. Nie mia� poj�cia jak to osi�gn��, nie mia� najmniejszej wskaz�wki, jak do tego doj��, ale ta ambicja z�era�a go od najwcze�niejszych lat. Przecie� mm doszli do wielkich rzeczy od zera. Mesjasze, prezydenci, gwiazdy filmowe. Wydostawali si� z b�ota jak ryby, kt�re postanowi�y chodzi�. Wyrasta�y im nogi, oddycha�y powietrzem, stawa�y si� czym� wi�cej ni� przedtem. Je�li udawa�o si� to n�dznym rybom, to dlaczego nie jemu? Ale musi si� spieszy�. Zanim sko�czy czterdzie�ci lat. Zanim ca�kiem wy�ysieje. Zanim umrze i nikt nie b�dzie o nim pami�ta�, chyba ze jako o bezimiennym dupku, kt�ry zim� 1969 r sp�dzi� trzy tygodnie w pokoju zawalonym nie dor�czonymi listami, otwieraj�c osierocone przesy�ki w poszukiwaniu banknot�w dolarowych. Te� mi epitafium. Usiad� i rozejrza� si� po robocie, kt�ra go czeka�a. - �eby� zdech� - powiedzia�, my�l�c o Homerze, o ca�ym ogromie pracy, kt�ra go czeka�a w tej kupie �ajna. Ale przede wszystkim pomy�la� o sobie. Pocz�tkowo by�a to beznadziejna mord�ga. Sprawdzanie zawarto�ci work�w dzie� po dniu - istne piek�o. Zdawa�o si�, ze work�w nie ubywa. Rzeczywi�cie, Homer, u�miechaj�c si� paskudnie, wielokrotnie uzupe�nia� zapasy, prowadz�c za sob� korow�d tragarzy z nast�pnymi pojemnikami pe�nymi list�w, zwa�y work�w ros�y. Jaffe oddziela� najpierw ciekawe przesy�ki (wypchane koperty, brz�cz�ce, perfumowane) od nieciekawych, nast�pnie prywatn� korespondencj� od urz�dowej i bazgranin� od starannego pisma. Po tych przygotowaniach, bra� si� do otwierania kopert - w pierwszym tygodniu palcami, a� dorobi� si� odcisk�w, a p�niej no�em o kr�tkim ostrzu, kupionym specjalnie w tym celu, wyd�ubuj�c zawarto�� list�w jak �owca pere� muszle w poszukiwaniu tych klejnot�w. Najcz�ciej nie znajdowa� niczego, a czasem - jak obiecywa� Homer - pieni�dze lub czek, kt�re sumiennie odnosi� do szefa. - Nadajesz si� - powiedzia� Homer po dw�ch tygodniach. - Jeste� naprawd� dobry. Mo�e powinienem ci da� ca�y etat. Randolph ju� mia� powiedzie�: Odpieprz si�, ale m�wi� to ju� zbyt wielu szefom, a oni wyrzucali go z roboty w nast�pnej minucie, nie m�g� sobie pozwoli� na utrat� tej pracy - musia� z czego� op�aca� komorne i ogrzewanie swojego jednopokojowego mieszkania, kt�re kosztowa�o go maj�tek, a �nieg wci�� pada�. Poza tym, w nim samym cos zaczyna�o si� zmienia�, gdy sp�dza� samotne godziny w Pokoju Niedor�czonych List�w, z jakiego� powodu to zaj�cie zacz�o mu sprawia� przyjemno�� pod koniec trzeciego tygodnia, a pod koniec pi�tego zacz�� rozumie�. Oto siedzia� na skrzy�owaniu dr�g Ameryki. Homer mia� racj� Omaha w stanie Nebraska nie by�a geograficznym �rodkiem USA, ale je�li chodzi o Urz�d Pocztowy, to tak jakby nim by�a. Zbiega�y si� tu i krzy�owa�y drogi komunikacji, pozostawiaj�c swoje podrzutki, poniewa� �aden stan ich nie chcia�. Te listy odsy�ano z jednego wybrze�a na drugie, szukaj�c kogo�, kto je otworzy, i nie znajduj�c ch�tnych. W ko�cu trafia�y do mego, RANDOLPHA ERNESTA JAFFE'A, tego �ysiej�cego zera, kt�re nigdy nie ujawnia�o swych pragnie� ani gniewu. Rozcina� je ma�ym no�ykiem i bada� swymi ma�ymi oczkami, a� - siedz�c na tym skrzy�owaniu - zacz�� rozpoznawa� prywatne oblicze narodu. By�y tam listy pe�ne mi�o�ci i listy pe�ne nienawi�ci, kartki, na kt�rych m�czy�ni odrysowywali swoje nabrzmia�e cz�onki, walentynki sporz�dzone z w�os�w �onowych, listy od �on szanta�uj�cych m��w, dziennikarzy, dzia�aczy, prawnik�w, karierowicz�w, reklamy, listy samob�jc�w, zaginione powie�ci, listy szcz�cia, akta, nie dor�czone prezenty, odrzucone prezenty, listy wys�ane po prostu w �wiat jak butelki z samotnej wyspy, w nadziei, ze nadejdzie pomoc, wiersze, gro�by i przepisy kulinarne. Czego tam nie by�o. Ale to wszystko liczy�o si� najmniej. Chocia� czasem poci� si� z emocji nad listami mi�osnymi, a przegl�daj�c ��dania okupu zastanawia� si�, czy nadawcy - nie otrzymawszy odpowiedzi - mordowali swoich zak�adnik�w, opowie�ci o mi�o�ci i nienawi�ci, zawarte w tych listach, zajmowa�y go tylko przelotnie. O wiele g��bsze emocje budzi�a w mm inna opowie��, kt�r� nie�atwo by�o uj�� w s�owa. Siedz�c na skrzy�owaniu dr�g zaczyna� rozumie�, �e Ameryka ma swoje tajemne �ycie, kt�rego przedtem nawet si� nie domy�la� .Wiedzia� o mi�o�ci i �mierci. Mi�o�� i �mier� to zwyk�e komuna�y - bli�niacze obsesje piosenek i oper mydlanych. Ale by�o jeszcze inne �ycie, o kt�rym napomyka� co czterdziesty, pi��dziesi�ty, setny list, a jeden na tysi�c m�wi� o nim z otwarto�ci� szale�ca. Kiedy autor listu m�wi� o tym wprost, nie wyjawia� ca�ej prawdy, a tylko jej cz�stk�, ka�dy z nich na sw�j w�asny szalony spos�b wyra�a� jak�� prawd�, kt�ra by�a prawie niewyra�alna. Sprowadza�a si� ona do stwierdzenia, ze �wiat nie by� taki, jaki si� wydawa� Nie by� taki nawet w przybli�eniu Jakie� si�y (rz�dowe, religijne, ochrony zdrowia) sprzysi�g�y si�, by j� ukry� i zamkn�� usta tym, kt�rzy byli jej �wiadomi bardziej ni� mm, ale nie mog�y zakneblowa� czy wtr�ci� do wi�zienia ka�dej z tych os�b. Mimo i� sie� zarzucono tak szeroko...
marc144