DeNosky Kathie - Zaskakujace dziedzictwo 03 - Podniebna milosc.pdf

(562 KB) Pobierz
DeNosky Kathie - Zaskakujace dziedzictwo 03 - Podniebna milosc.rtf
Kathie DeNosky
Podniebna miło ść
179971946.002.png
Rozdział 1
Hunter O’Banyon zerknął na poznaną przed chwilą śliczną blondynkę i poczuł,
jak krew uderza mu do głowy. Porcelanowe policzki dziewczyny zarumienione
były z podniecenia i gorąca, a iskry, które biły z jej fiołkowych oczu, mówiły mu,
Ŝe zanosi się na niezłą przejaŜdŜkę.
– Mam nadzieję, Ŝe nie masz nic przeciwko temu, Ŝebyśmy pojechali trochę
szybciej – powiedziała lekko przyduszonym głosem.
Hunter uśmiechnął się i skinął głową.
– MoŜemy jechać tak szybko, jak zechcesz.
– Podoba mi się twój sposób myślenia. – Uśmiech dziewczyny sprawił, Ŝe jego
serce przyspieszyło niczym dwunastocylindrowy silnik. – Trzymaj się,
wielkoludzie. MoŜe być niebezpiecznie.
– Daj czadu, skarbie. – Hunter wziął głęboki oddech i zapiął pasy.
Docisnęła pedał gazu do samej podłogi i jednocześnie sięgnęła do deski
rozdzielczej. Błysk świateł i ryk klaksonu zawtórowały piskowi opon, spod których
wzbiła się w powietrze wielka chmura teksańskiego ŜuŜlu. Pikap ruszył z pasa
startowego lotniska Devil’s Fork.
Hunter zastanawiał się, dlaczego pilot, który prowadził cessnę Skyhawk z El
Paso do Devil’s Fork, roześmiał się jak hiena, kiedy Hunter, odkrywszy, Ŝe nie ma
lotu pasaŜerskiego do małego miasteczka, nazwał to miejsce lotniskiem. Teraz juŜ
wiedział dlaczego. Składało się ono z niewielkiego asfaltowego pasa do lądowania,
który z pewnością ledwie spełniał wymogi FAA, hangaru, który w dziwaczny
sposób przechylał się na jedną stronę, i drewnianego masztu z porwanym rękawem
wskazującym siłę wiatru, umieszczonym tuŜ nad flagami USA i Teksasu. Hunter
nie spostrzegł na lądowisku Ŝadnych świateł, które umoŜliwiałyby ruch powietrzny
nocą. Miał nadzieję, Ŝe Life Medevac prezentowało się lepiej.
– A tak przy okazji, jestem Callie Marshall, pielęgniarka powietrznej druŜyny
Evac II – zagaiła grzecznie blondynka.
Ładne imię dla ładnej dziewczyny, pomyślał Hunter.
– Hunter O’Banyon.
– Dzięki Bogu. – Uśmiechnęła się. – Kiedy padł mi pager, nie dałam ci czasu,
Ŝebyś się przedstawił, i nagle zaświtało mi w głowie, Ŝe moŜe nie jesteś tym
człowiekiem, na którego czekałam.
Serce Huntera zamarło na moment, w gardle poczuł suchość i musiał
179971946.003.png
odchrząknąć. Callie Marshall była prześliczna, kiedy się uśmiechała.
– A któŜ inny miałby lecieć do Devil’s Fork? – udało mu się wreszcie
wykrztusić.
Cudowny śmiech dziewczyny był jednym z najmilszych dźwięków, jakie
słyszał od dłuŜszego czasu.
– Racja – rzekła, skinąwszy głową. – Przybyłam tu dwa miesiące temu i od tego
czasu jesteś chyba pierwszą osobą, która tu przyleciała.
– Jakoś mnie to nie dziwi. – Hunter poprawił pasy, kiedy wzięła ostry zakręt,
najwyraźniej na dwóch kołach. – Przyleciałaś samolotem?
– W Ŝadnym wypadku. – Potrząsnęła głową, a upięte w kucyk włosy
rozkołysały się na boki. – Przyjechałam z Houston. Nie miałam zamiaru korzystać
z tutejszych rozklekotanych samolocików.
Pędzili Main Street z taką prędkością, Ŝe Hunter obawiał się, Ŝe gdyby mrugnął
powiekami, przegapiłby miasto. Choć z drugiej strony Callie jechała tak szybko, Ŝe
widok i tak się zamazywał. Dzielnica biurowa miała zaledwie kilka przecznic, a
dalej była część mieszkalna.
– Mary Lou, nasza dyspozytorka, mówiła, Ŝe pochodzisz z Miami. MoŜe minąć
trochę czasu, zanim przyzwyczaisz się do Devil’s Fork. Do najbliŜszej plaŜy jest
stąd jakieś sześćset mil, a samo miasteczko raczej nie tętni Ŝyciem.
– śartujesz. – Uśmiechnął się, kiedy przejechali ulicę z pierwszeństwem
przejazdu po drugiej stronie miasta, ledwie zwalniając. – Wiedziałem, Ŝe to niezbyt
duŜe miasto, ale sądziłem, Ŝe jest jednak nieco większe.
– Ja teŜ tak sądziłam. Kiedy przejechałam tędy po raz pierwszy, trudno mi było
uwierzyć, Ŝe jest tu w ogóle za– potrzebowanie na działalność powietrznej słuŜby
zdrowia. Myliłam się jednak.
Hunter przypomniał sobie, co przeczytał w przekazanych mu przez babkę
dokumentach firmy, którą miał prowadzić.
– Z tego, co mi wiadomo, świadczymy jedynie usługi pogotowia w zasięgu
pięciu hrabstw.
Przytaknęła.
– W tej części Teksasu ludność jest bardzo rozproszona i lokalne społeczności
ponosiłyby zbyt duŜe koszty, gdyby musiały utrzymywać własne pogotowie. –
Wzruszyła ramionami i wjechała na pokryta kurzem drogę prowadzącą do
wielkiego hangaru, na którego ścianie wymalowano wielki napis „Life Medevac
Helicopter Service”. – Poza tym, gdyby mieli jednostkę naziemną, byłaby ona zbyt
odległa od większości osób. Mieliby wówczas jeszcze dalej do szpitala. Jesteśmy
179971946.004.png
dla nich najlepszym rozwiązaniem w kwestii słuŜby zdrowia.
Objechała budynek i Hunter odetchnął. Baza pogotowia powietrznego
prezentowała się o niebo lepiej niŜ lotnisko Devil’s Fork. Oprócz dobrze
utrzymanego hangaru znajdowały się tu dwa nowiutkie helikoptery Bell EMS,
czekające na wymalowanych lądowiskach, a cały teren wytyczały doskonałe
oznakowania świetlne dla startujących i lądujących jednostek.
– Do zobaczenia po powrocie – powiedziała, zatrzymując wóz i otwierając
drzwi od strony kierowcy. – Muszę złapać samolot.
– Dzięki za podwiezienie – krzyknął Hunter, gramoląc się z pikapa.
Callie odwróciła się i obdarzyła go kolejnym poraŜającym uśmiechem.
– O mały włos zapomniałabym cię ostrzec. UwaŜaj na kawę Mary Lou. Będzie
ci ją zachwalała, ale nie wierz jej. – Wykrzywiła się. – Jest obrzydliwa.
Hunter stał i patrzył, jak wolno idzie w stronę helikoptera. Nie wiedział, co
takiego w niej jest, ale niepokoiło go to. Przejechała przez miasto, jakby ktoś ich
gonił, a teraz zachowywała się jak ktoś, kto ma mnóstwo czasu. Poza tym, kiedy
patrzył na jej ciało opięte granatowym uniformem, miał niejasne wraŜenie, Ŝe coś
jest nie tak.
Zniknęła we wnętrzu helikoptera, drzwi się za nią zasunęły i Hunter porzucił
swe rozwaŜania. Patrzył, jak Evac II unosi się z lądowiska. ChociaŜ Emeralda
Larson zapewniała go, Ŝe dopilnowała, by cały sprzęt był nowoczesny i spełniał
wszelkie wymogi stanowe, miał zamiar zamówić nowe uniformy w barwach, które
byłyby lepiej rozpoznawalne dla osób korzystających z usług Life Medevac.
Zamierzał teŜ dopilnować, aby wszyscy pracownicy nosili uniformy w
odpowiednim rozmiarze.
– Musisz być Hunter O’Banyon, nowy szef firmy.
Hunter usłyszał dochodzący zza jego pleców głos.
Odwrócił się i ujrzał kobietę. Mogła mieć jakieś siedemdziesiąt lat. Miała siwe,
falujące włosy, idealnie okrągłą twarz, a na nosie okulary do czytania. Mogłaby z
powodzeniem odegrać rolę Ŝony Świętego Mikołaja.
Hunter uśmiechnął się i wyciągnął dłoń.
– Tak, to ja. A pani to zapewne Mary Lou Carson.
– We własnej osobie. – Uśmiechnęła się i stanowczo potrząsnęła jego dłonią. –
Chodź do dyspozytorni i odpocznij chwilę. Naleję ci najlepszej kawy na świecie i
pokaŜę firmę.
Hunter wyjął bagaŜ z pikapa i ruszył za Mary Lou. Z nieba lał się sierpniowy
Ŝar. Weszli do klimatyzowanego biura, które mieściło się w hangarze. Kiedy
179971946.005.png
znaleźli się w dyspozytorni, Hunter zaczął się przyglądać zawieszonym na ścianie
medalom.
– NaleŜały do pani męŜa? – spytał przez uprzejmość.
– Niektóre z nich. – Mary Lou udała się w stronę niewielkiej kuchenki
znajdującej się po przeciwnej stronie pomieszczenia i zamieszała aromatyczny
napój w stojącym na elektrycznym podgrzewaczu dzbanku. – Reszta jest moja.
Wróciła do Huntera i wręczyła mu kubek z kawą, a następnie ruchem dłoni
wskazała rząd krzeseł stojących po drugiej stronie obdrapanego drewnianego
biurka.
– Siadaj.
– W jakich wojskach pani słuŜyła? – spytał, zajmując miejsce.
– Lester i ja byliśmy zawodowymi Ŝołnierzami w marynarce wojennej. –
Podeszła do stojącego obok biurka regału ze sprzętem radiowym, komputerem i
kilkoma telefonami i usadowiła się na starym drewnianym krześle, które
wyglądało, jakby pochodziło z czasów drugiej – wojny światowej. – Lester był
mechanikiem lotniczym, a ja byłam pielęgniarką. Zginął w wypadku na pokładzie
lotniskowca niedługo przed przejściem na emeryturę.
– Przykro mi. – Hunter zbyt dobrze wiedział, co to znaczy nieoczekiwanie
stracić bliską osobę.
– Daj spokój – odparła, zadziwiając go. – Lester umarł, robiąc to, co kochał,
podczas pracy przy samolotach myśliwskich. Oby kaŜdy z nas mógł odejść w
podobny sposób z tego świata. – Zanim Hunter zdąŜył cokolwiek powiedzieć,
wzruszyła ramionami. – To dlatego zostałam tutaj dyspozytorką. Artretyzm nie
pozwolił mi juŜ dłuŜej na pracę w szpitalu, więc objęłam tę posadę. Kiedy ludzie
dzwonią z nagłymi sprawami, czasem rozmawiam z nimi, dopóki nie przybędzie
jedna z naszych załóg. To równie satysfakcjonujące jak praca pielęgniarki.
Hunter zastanowił się nad słowami Mary Lou i upił łyk kawy. Poczuł w ustach
gorzki smak i zmusił się, by przełknąć płyn. Szybko odstawił kubek na biurko i z
trudem opanował drŜenie. To, co powiedziała mu Callie o obrzydliwym smaku
kawy, było, delikatnie mówiąc, niedopowiedzeniem. Płyn był gęsty niczym syrop i
smakował, jakby doprawiono go chininą.
Zakaszlał, uniósł wzrok i spostrzegł, Ŝe Mary Lou przygląda mu się z
wyczekiwaniem. Mógłby przysiąc, Ŝe czeka na pochwały.
– Lubi pani mocną kawę, prawda? – odezwał się, starając się nie wykrzywić
ust.
Wzruszyła ramionami.
179971946.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin