Zbieg Okoliczności.txt

(425 KB) Pobierz
Joanna Chmielewska
ZBIEG OKOLICZNO�CI
PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1993

Redaktor Izabela Kaczorowska
Ilustracja (c) Rados�aw Dylis
Opracowanie graficzne Maria Dylis
(c) Copyright for the Polish Edition
by PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1993
Wydanie I ISBN 83-7075-458-9

Podporucznik Tadzio Jarz�bski, piastuj�cy stanowisko podkomisarza policji, punktualnie przyby� na um�wione miejsce. Najpierw zadzwoni�, potem zapuka�, a wreszcie przycisn�� klamk�, wszystko jak si� nale�y, zgodnie z regu�ami. Drzwi, oczywi�cie, okaza�y si� otwarte.
- Mo�na? -spyta� grzecznie i wszed� do �rodka.
Denat odpowiedzi mu nie udzieli�. Le�a� na pod�odze niewielkiej kawalerki, przysypany du�� ilo�ci� makulatury, i dobrze widoczne by�y tylko jego nogi, ale podporucznik Jarz�bski mia� ju� odrobin� do�wiadczenia i od razu wiedzia�, �e te nogi nie �yj�. Dotkn�� ich na wszelki wypadek, by�y jeszcze ciep�e, zawaha� si�, bystrym spojrzeniem obrzuci� pok�j i ujrza� roztrzaskany aparat telefoniczny. Zawaha� si� bardziej.
Nie pracowa� w wydziale zab�jstw, tylko w przest�pstwach gospodarczych, ale o pracy kumpli z wydzia�u zab�jstw mia� poj�cie i nie zamierza� im urozmaica� s�u�bowej egzystencji. Z drugiej jednak�e strony ten ciep�y nieboszczyk m�g� by� jeszcze �ywy i w�wczas udzielenie mu pomocy nie do��, �e by�o pilne, to jeszcze ca�kowicie le�a�o w interesie podporucznika. Przyszed�, �eby z nim porozmawia�, spragniony by� tej konwersacji jak kania d�d�u, a stan nieodwracalny ca�kowicie j� wyklucza�.
Rozterka trwa�a w nim kr�tko. Sam i tak mu nie pomo�e, potrzebny jest lekarz. Patolog, nie patolog, zrobi, co trzeba.

Sytuacja jednak�e by�a wysoce k�opotliwa pod ka�dym wzgl�dem. Ewentualne udzielenie pomocy sta�o na pierwszym planie, wezwanie stosownej ekipy, gdyby denat ju� nie �y�, wygl�da�o mu zza ramienia i wr�cz warcza�o. Telefon w tym mieszkaniu nie nadawa� si� do u�ytku. Pozostawienie otwartych drzwi by�o ryzykowne, a zamkn�� ich nie mia� sposobu, zamka zatrzaskowego bowiem nie posiada�y. By� sam, nikogo na stra�y nie m�g� postawi�, cztery pi�tra, kt�re musia� pokona� tam i z powrotem, dawa�y szans� najg�upszym przypadkom. W �adnym razie nie nale�a�o budzi� sensacji, a szukanie telefonu po s�siadach wywo�a�oby niepotrzebne zainteresowanie. A w og�le nale�a�o dzia�a� szybko.
- Ryzyk fizyk i niech to jasny szlag trafi - powiedzia� p�g�osem sam do siebie i podj�� m�sk� decyzj�.
Zostawi� drzwi zamkni�te tylko na klamk� i run�� w d� po niewygodnych schodach, cudem zapewne nie �ami�c sobie r�k i n�g. Dopad� wozu, za�atwi�, co nale�a�o, po czym prawie w tym samym tempie wr�ci� na g�r�. Usiad� na ostatnim stopniu i odzyskiwa� dech.
Drzwi naprzeciwko tamtego mieszkania uchyli�y si� i wyjrza�a z nich damska g�owa, elegancko ufryzowana. Wio�nian� m�odo�� mia�a za sob� bezpowrotnie. Popatrzy�a podejrzliwie, cofn�a si� i zn�w wyjrza�a.
- A pan tu co? - spyta�a nie�yczliwie. - Do kogo? Podporucznik Jarz�bski nie wygl�da� ani na pijaka, ani na bandziora, ani na chuligana. By� m�ody, przystojny i przyzwoicie ubrany, nic nasuwa� skojarze� z dewastacj� klatki schodowej, ale na z�odzieja nadawa� si� pierwszorz�dnie. Nic m�g� dopu�ci�, �eby baba narobi�a krzyku, a r�wnocze�nie pomy�la�, �e jednostka w�cibska, mieszkaj�ca naprzeciwko, z wizjerem w drzwiach, mo�e okaza� si� bezcenna.
- Ju� do nikogo - powiedzia� sm�tnie i �a�o�nie. - Skr�

ci�em kostk�, odczekam chwil�, mo�e mi przejdzie. Niewygodne te schody u pa�stwa.
- Obraza boska takie schody - przy�wiadczy�a g�owa w kunsztownych lokach, ale nieufno�ci si� nic pozby�a. -Dopiero co pan wchodzi� i ju� pan t� kostk� skr�ci�? Nic s�ycha� nie by�o.
- Opsn��em si� na drugim stopniu i od razu usiad�em. Rzeczywi�cie bez ha�asu, bo mam buty na gumie. Nic takiego, rozmasuj� sobie...
- A mnie si� zdawa�o, �e pan ca�kiem zeszed� i wszed� znowu?
W�cibsko�� baby nape�ni�a Jarz�bskiego podziwem. Zarazem ucieszy� si�, nie by�o pewne, czy z ekip� �ledcz� zechce si� dzieli� swoj� wiedz� r�wnie ochoczo, a po tej kr�tkiej pogaw�dce ju� si� jej wyprze� nie zdo�a. On sam jest �wiadkiem, �e oka od wizjera nie odrywa.
- Schyli�em si�, nie mog�a mnie pani widzie� - wyja�ni�. - Zabola�o jak diabli i tak to przeczekiwa�em, �eby si� nie pop�aka�. Ale ju� mija.
Pomasowa� kostk� u prawej nogi. Lewa by�a dla baby lepiej widoczna.
Przygl�da�a mu si� jeszcze przez chwil� z wyra�nym pow�tpiewaniem, nie zaproponowa�a pomocy, ruch g�owy wskaza�, �e wzruszy�a ramionami, cofn�a si� do wn�trza i zamkn�a drzwi. Jarz�bski by� pewien, �e ca�y czas go widzi, masowa� wi�c kostk� z wielk� energi�. Przysz�o mu na my�l, �e doczekanie ekipy pod pozorem skr�conej nogi mo�e okaza� si� korzystne, zgarn� go jak osob� przypadkow� i jego przynale�no�� do policji nie wyjdzie na jaw. Z bab� znajomo�� ju� w�a�ciwie zawar�, mo�e si� to przyda�.
Przyjechali po dziesi�ciu minutach, przywo��c ze sob� lekarza policyjnego.
- W czym dzie�o? - spyta� podporucznik Andrzej Werbel, z kt�rym Jarz�bski chodzi� jeszcze do szko�y podstawo-

wej, nie m�wi�c o �redniej i studiach. Rozdzieli�y ich dopiero r�ne wydzia�y w policji.
- �eby to piorun strzeli� - odpar� Jarz�bski i zwl�k� Werbla nieco ni�ej. - Zejd�my, tam nas widzi baba z przeciwka. Go�� mi wyszed� w aferze, um�wi�em si� na rozmow�, przyjecha�em i zdaje si�, �e zasta�em klienta dla was.
- Fa�szerstwa? - upewni� si� Werbel.
- Ca�y czas. On musia� cholernie du�o wiedzie�. Jakim cudem w tym tempie z�apali�cie doktora?
- Pl�ta� si� przypadkiem. A co, nie jeste� pewien, czy nie �yje?
- Pomaca�em,by� ciep�y. Tam si� odbywa�o ostre szukanie. Chc� by� przy przegl�dzie rzeczy.
- Nie ma sprawy. Idziemy.
Po�piech przesta� by� niezb�dny, bo lokator mieszkania okaza� si� nie�ywy od co najmniej p� godziny. Fotograf odwali� robot�, na jego miejsce wszed� daktyloskop.
- Na klamce s� moje - zawiadomi� podporucznik Jarz�bski. - Od zewn�trz. Wewn�trz nie dotyka�em.
- To bardzo �adnie z pa�skiej strony - pochwali� go technik. - Widz� tu �wie�utkie jak rzodkieweczka na wiosn�.
Lekarz nie mia� w�tpliwo�ci, aczkolwiek na razie wypowiada� si� prywatnie. Dwie rany k�ute, z czego jedna wprost we w�a�ciwy organ, za�atwia�y spraw�, nic wi�cej nic by�o potrzebne. �lad�w walki nie stwierdzi�. W�adza nadrz�dna w postaci kapitana Frelkowicza wyci�gn�a wst�pne wnioski.
- Zaatakowany znienacka no�em, prawdopodobnie spr�ynowym. Otworzy� komu� drzwi i zarobi� pierwszy cios. Nie zdo�a� zareagowa�, napastnik wepchn�� go dalej i poprawi�. Potem wzi�� dobre tempo i przeszuka� lokal na zasadzie tr�by powietrznej, a szuka� g��wnie w papierach.
- I pewno znalaz� - wtr�ci� z ci�kim rozgoryczeniem podporucznik Jarz�bski. -�ebym, cholera, przyszed� godzin� wcze�niej!

- A dlaczego nie przyszed�e�? - zaciekawi� si� podporucznik Werbel:
- Sam mi tak� por� ustawi�. Um�wiony z nim by�em. Ale b�dziecie wiedzieli, kto by� kr�tko przede mn�, bo naprzeciwko dzia�a kamera.
Cichym g�osem opowiedzia� o babie. Mia� obawy, �e posiada w swoich drzwiach nie tylko oko, ale tak�e i ucho. Obaj, kapitan Frelkowicz i podporucznik Werbel, ucieszyli si� szale�czo. Na wszelki wypadek spytali doktora, czy do zadania ciosu potrzebna by�a si�a.
- Je�li spr�ynowiec, mog�o to zrobi� dziecko - odpar� doktor i odm�wi� dalszych wyja�nie�. - Reszta po sekcji, nie zawracajcie mi g�owy.
Zawadzaj�ce bardzo w ciasnym pomieszczeniu zw�oki usuni�to i kapitan dokona� podzia�u zaj��. Werbel z Jarz�b-skim zaczn� grzeba� w mieszkaniu, on sam za� przes�ucha bab�. Mo�liwe, �e dzi�ki niej dochodzenie nie potrwa nawet dwudziestu czterech godzin.
Drzwi otworzy�y si� przed nim, zanim zd��y� przy�o�y� palec do dzwonka.
- Niby co si� tu wydziwia? - spyta�a ostro przechodzona pi�kno��. - Mam zadzwoni� na policj�?
- Policja to ja - odpar� kapitan i poczu� si� jak Ludwik XIV. - S�u�� legitymacj�. Przychodz� z pro�b� o pomoc. Mo�emy wej�� do �rodka?
Pi�kno��, w pretensjach raczej nieuzasadnionych, zrobiona na wielki dzwon, uwa�nie przeczyta�a dokument i zaprosi�a go do wn�trza. Czujna by�a, ostro�na i wyra�nie pe�na podejrze�.
- A.CO si� sta�o? - spyta�a nieufnie. - Co tam za taki rej-wach? Tam spokojny m�czyzna mieszka, przyzwoity cz�owiek. Z wizytami to tam ca�e miasto nie lata, to niby co?
- W�a�nie chodzi mi o wizyty - podchwyci� natychmiast

kapitan. - Widz�, �e pani ma wizjer w drzwiach, mo�e pani przypadkiem dostrzeg�a, kto tam by� dzisiaj?
- Nie przypadkiem - odpar�a baba stanowczo i jakby ugryz�a si� w j�zyk. - Znaczy, ja patrz�, bo to nigdy nie wiadomo, r�ne bandziory si� pl�cz�. Jak co s�ysz�, to patrz�.
Kapitan pochwali� j� z ca�ego serca i c� zatem, zapyta�, widzia�a? A widzia�a, owszem, jakiego� zb�jca wrednego, co si� tu kr�ci� podejrzanie, a wygl�da� niczym anio�ek niewinny. Tacy najgorsi. Niby to w nog� sobie co� zrobi�, a lata� z g�ry na d� i z do�u do g�ry jak z pieprzem.
Kapitan cierpliwie wys�ucha� donosu na podporucznika Jarz�bskiego, okaza� w�a�ciwe przej�cie i spyta�, co by�o przedtem. Baba si� zaci�a.
- Pan powie, co si� sta�o - za��da�a. - Wynie�li go na noszach. Chory? By� chory, pogorszy�o mu si�? Atak jaki? Nie daj Bo�e, umar�? Bo wi�cej nie powiem.
- Zosta� zamordowany - odpar� kapitan brutalnie, b�yskawicznie oceniwszy, �e prawda tu w niczym nie zaszkodzi.
Bab� na moment jakby zad�awi�o. Unios�a si� z krzes�a i ci�ko opad�a z powrotem.
- To ta suka - powiedzia�a przez zaci�ni�te z�by.
- Jaka suka? - zainteresowa� si� kapitan natychmiast. Baba milcza�a, siedzia�a przez chwil�, podnios�a si�, uda�a do wn�ki kuchennej i napi�a si� wody z kranu, co by�o niezbitym dowodem ci�kiego szoku. Nikt przy zdrowych zmys�ach nie pija w tym mie�cie p�yn�cej z kranu cieczy w stanie surowym. Nawet po przegotowaniu s�uszni�jsze jest u�ywa� jej do mycia pod�ogi. Wr�ci�a na swoje krzes�o, usiad�a i wzi�a g��boki oddech.
- Powiem wszystko - rzek�a zdecydowanie. - Pierwsza rzecz, to ja patrzy�am, bo on mnie specjalnie o to prosi�. Pan Miko�aj, znaczy. Kto si� kr�ci, kto puka, jak go nie ma, albo co. No to patrzy�am. Raz tu jedni wytrychem grzebali, to wygoni�am, w zesz�ym roku jes...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin