Ferrarella Marie (Michael Marie) - Siła uczuć.pdf

(692 KB) Pobierz
333166610 UNPDF
Marie Michael
SIŁA UCZUĆ
Tę książkę dedykuję C.N., z podziękowaniem za jej wiarę
we mnie.
333166610.002.png
Rozdział 1
Padało, kiedy Shane lądowała w Denver. - Andersona
powitają agenci ochrony prezydenta, mnie musi wystarczyć
deszcz - mruknęła do siebie. Czuła się upokorzona jak nigdy
dotąd. Theodore Banks, naczelny magazynu „Rendezvous",
najzwyczajniej w świecie przydzielił Billowi Andersonowi
zarezerwowany dla niej wywiad z prezydentem USA, wywiad,
który miał stanowić kolejny szczebel na drodze jej
błyskotliwej dziennikarskiej kariery i ugruntować jej pozycję
w tym światku raz na zawsze. Zamiast tego dostała polecenie
przeprowadzenia wywiadu z Nickiem Rutledge'em,
bożyszczem kobiet, modnym aktorem. Zadanie w sam raz dla
początkującej gąski. Dla niej to niemal degradacja!
Odebranie dwóch walizek, które w końcu wypluł leniwie
poruszający się transmisyjny pas bagażowy, zajęło jej ponad
pół godziny. Niedawni pasażerowie, gorączkowo usiłujący
teraz dostać się do miasta, odepchnęli ją na bok, ale Shane się
nie spieszyło. Wiedziała, że bez względu na to, jak szybko
wydostanie się z lotniska, i tak będzie musiała poświęcić na
ten wywiad nieco czasu. W końcu więzień nie spieszy się do
celi.
Ludzie zabijali się o taksówki, więc postawiła walizki na
ziemi i odczekała kilka minut, zanim ruchem ręki zwróciła na
siebie uwagę przejeżdżającego taksówkarza. Po chwili
siedziała już w suchym wnętrzu, przesiąkniętym zapachem
mokrego, wełnianego swetra kierowcy. Zanim się obejrzała,
stała przy kontuarze recepcji Plaza Cosmopolitan Hotel, przy
którym zdenerwowany młodzieniec w zielono - białym
swetrze w pasy zasypywał pytaniami znajdującego się po
drugiej stronie mężczyznę. Shane, bębniąc palcami w kontuar,
rozglądała się bezmyślnie po hotelowym holu, gdy nagle
usłyszała:
333166610.003.png
- Czy nie macie więc rezerwacji dla pana Shane'a
McCallistera? - dopytywał się młodzieniec.
Shane odwróciła się i zerknęła na niego. Miał miłą
powierzchowność, wyglądał na mniej więcej dziewiętnaście
lat, a kiedy mówił, na oczy opadała mu blond grzywka.
- Mam wiadomość z jego redakcji, że zatrzyma się u was.
Nie spotkałem go na lotnisku. - Mówiąc to, młody człowiek
usiłował zerknąć na listę gości, mimo że leżała odwrócona do
góry nogami. - Czy mógłby więc pan sprawdzić i...
Shane trąciła go w ramię i powiedziała:
- Shane McCallister to ja.
Obie głowy natychmiast obróciły się w jej kierunku.
Recepcjonista nie wykazał zresztą większego zainteresowania,
natomiast młody człowiek wydawał się poruszony i
zdumiony.
- Pani, pani jest Shane McCallister?
- Tak.
- Ale pani jest kobietą!
- Doprawdy? - powiedziała sucho. - Przepraszam za
zawód.
Przebiegł wzrokiem po jej kształtach i znów spojrzał na
twarz, mrugając gwałtownie z zakłopotania. Niezgrabnie
rozłożył ręce i zaczął nerwowo miąć dżinsy.
- Cześć, jestem Scottie - wyjąkał po chwili.
- Zatem, Scottie - powiedziała spokojnie Shane, podając
mu rękę - czym mogę ci służyć.
- To ja mam pani służyć! - Powiedział to z taką emfazą,
że Shane z trudem powstrzymała uśmiech. - Miałem odebrać
panią z lotniska, ale szukałem mężczyzny z legitymacją
prasową...
- Wciśniętą za rondo kapelusza, prawda? - spytała
rozbawiona. - Och, Scottie, moim zdaniem oglądałeś w
telewizji za dużo filmów z lat czterdziestych.
333166610.004.png
Uśmiechnął się. - Nikt mi pani nie opisał i dlatego...
- Resztę opowiesz mi w samochodzie - ucięła. Spojrzała
na zegarek, dochodziła czwarta i zostało jej niewiele czasu na
rozlokowanie się i spotkanie z rozmówcą. Powinna się
pospieszyć. Zignorowawszy odpowiedź, szybko dopełniła
formalności, prosząc o zaniesienie walizek do pokoju. Wtedy
dopiero odwróciła się do Scottiego, ośmielając go
promiennym uśmiechem.
- Wodzu, prowadź - powiedziała i ruszyła za nim wzdłuż
holu w stronę wyjścia. Zaprowadził ją do zaparkowanej przy
krawężniku limuzyny. Ha, pomyślała Shane, przynajmniej
pojedziemy z fasonem.
- Usiądę z przodu, obok ciebie - oświadczyła i poczekała,
aż otworzy jej drzwi. Scottie wślizgnął się za kierownicę
wyraźnie rozluźniony.
- O rany, ale Nick się zdziwi - powiedział.
- Dlaczego?
- Spodziewa się faceta - zachichotał. - Nigdy dotąd nie
znałem dziewczyny, to jest - damy, o imieniu Shane.
Uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
- Ojciec oczekiwał syna. Ja się urodziłam, ale imię
pozostało.
Spojrzała w okno, gdy mijając przedmieścia Denver,
jechali dalej. Wycieraczki nie nadążały ze zbieraniem deszczu
z szyb. Natychmiast pokrywały je nowe, ciężkie krople.
- Gdzie robicie zdjęcia?
- Na południe od Denver, zaraz za Kiowa. Kiedy
wyjeżdżałem, mieliśmy akurat przerwę z powodu tego
deszczu.
Skinęła głową, wyciągając notatnik. Najcenniejsze są
uwagi robione na gorąco.
- Opowiedz mi o Nicku Rutledge'u - powiedziała
zachęcającym do zwierzeń tonem.
333166610.005.png
- Jest po prostu najlepszy - odparł rozpromieniony
Scottie. Shane studiowała przez chwilę jego szczerą twarz. To
oczywiste, że powiedział coś takiego. Obróciła trzymany w
ręce ołówek. Cholera. To żadna rewelacja..., chociaż!
Uśmiechnęła się. A gdyby tak każdemu pozwolić mówić
prawdę? Powstałby z tego tak zwany portret bożyszcza.
Zanotowała prowizoryczny tytuł: „Prawda o Nicku
Rutledge'u".
- Co należy do twoich obowiązków, Scottie?
- Jestem jego prawą ręką - uśmiechnął się Scottie. -
Załatwiam mu różne sprawy, dbam o drobiazgi, rozumie pani.
Shane skrzywiła się. - Rozumiem, ale czy w ten sposób
można zarobić na utrzymanie? Scottie pokręcił głową. -
Pewnie że nie. Nie robię tego stale, tylko w lecie. Normalnie
studiuję. Na Uniwersytecie Południowej Kalifornii - dodał z
dumą.
- Pojmuję. Starzy płacą.
Scottie roześmiał się, przełączając wycieraczki na wolny
bieg. Deszcz ustał nieco, bębnił jednak nadal rytmicznie o
dach samochodu.
- Mamy nie stać na płacenie czesnego Uniwersytetu
Południowej Kalifornii. Nic by z tego nie wyszło, gdyby nie
Nick.
- Nick? - spytała bezbarwnym tonem.
- Jasne - odparł z entuzjazmem. Wydawało się, że
wszystko wzbudza w nim entuzjazm. Shane notowała. - Płaci
za wszystko. A oprócz tego posyła pieniądze mamie i moim
dwóm młodszym siostrom.
Shane skupiła się nad tą informacją. Czyżby Rutledge miał
romans z matką Scottiego, a teraz daje jej pieniądze? Zapisała,
że musi skontaktować się z tą kobietą.
- Skąd ta nagła szczodrobliwość? - spytała bez ogródek.
333166610.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin