Jego czarno-białe sny.docx

(29 KB) Pobierz

Link do oryginału: He dreams in monochrome

Autor: Furiosity

Tłumacz: Lasair

Beta: Agee

Paring: Harry/Draco; Draco/OC

Kategoria: angst

Raiting: NC–17

Zgoda: jest

 

 

JEGO CZARNO-BIAŁE SNY




Nie mógł oddychać. W uszach wyraźnie słyszał ciężkie bicie swojego serca.

To wszystko moja wina.

Harry podążał za Draco wzdłuż ulicy Pokątnej w nadziei, że dowie się, co ten szykuje dla niego na Boże Narodzenie. Powinien się zatrzymać, gdy blondyn wkroczył na ulicę Śmiertelnego Nokturnu, był jednak zbyt ciekawy. Nie sądził, że wciąż robi tu zakupy, a już na pewno nie wiedział o tym, że kiedykolwiek robił to w czarodziejskiej Wiosce Rozkoszy. Szedł za nim prosto do skrzyżowania alejek, rozjaśnionych tak jaskrawym i nieprzyzwoitym światłem wystaw, że nawet George Weasley by się takimi nie posłużył. Za nimi rozkwitał ledwie legalny, czarodziejski handel erotyką.

Nie może tu robić świątecznych zakupów, mamy dość zabawek, żeby otworzyć własny sex-shop.

Draco zniknął w jakimś budynku, a Harry zawahał się przed jego drzwiami. Nagłówek głosił: HOTEL MIŁOŚCI. Litery namalowane były pomiędzy pokaźną, azjatycką postacią. Wyciągnął pelerynę niewidkę, uprzednio rozglądając się dookoła. Upewnił się, czy nikt nie zauważy, że drzwi otworzą się całkiem same, i wszedł do ciasnej recepcji. Biurko, kominek, dwa krzesła. Pochwycił wzrokiem buty Draco, znikające na schodach w rogu pomieszczenia.
Powietrze wypełniał ciepły, mdły zapach — czy to jakaś nowa perfumeria? Przy biurku siedziała drobna Azjatka, marszcząc brwi na Harry’ego, nie — na otwarte drzwi. Zatrzasnęły się za nim, ale kobieta wzruszyła tylko ramionami, powracając do lektury magazynu z modą. Zaintrygowany Harry, stąpając ostrożnie, podążył na górę w ślad za butami. Wchodząc po schodach, usłyszał dwa głosy.
— Długo czekałeś? — Draco.
— Nie, dopiero przyszedłem — odpowiedział mu męski głos, którego nie rozpoznał.
Stopnie się skończyły, co wprawiło Harry’ego w zakłopotanie.
Stał na samej górze schodów, trzymając się mocno poręczy i obserwując Draco, który całował innego mężczyznę. Jego ręce pieściły ramiona nieznajomego, a palce zaciskały się na gustownym płaszczu. Jasna grzywka musnęła twarz mężczyzny w dokładnie taki sam sposób, jaki muska Harry’ego, miękka i delikatna, pachnąca szamponem z drzewa cedrowego. Teraz jednak stał sześć stóp od Draco, a ten całował obcą osobę. Pocałunek przepełniony był intymnością i ledwie powstrzymywaną pasją. Odsunęli się od siebie na moment, by potem, wymieniając uśmiechy, znów złączyć wargi, jakby nie mogli zbyt długo znieść rozdzielenia. Harry znał to uczucie i rozpoznawał wesoły błysk w oczach Draco, który powinien być przeznaczony dla niego.
Był oszołomiony, ale mimo wszystko nie mógł przestać patrzeć. Zmieszanie zdawało się przejmować nad nim kontrolę, a dłoń, spoczywająca na poręczy w żelaznym uścisku, zaczęła niebezpiecznie się trząść. Jakaś okrutna i podła część w środku Harry’ego chciała wyrwać poręcz ze schodów, zamachnąć nią i roztrzaskać na blond głowie. Łup. Myśl o tym, że tak łatwo mógł to sobie wyobrazić, że w ogóle mógł o czymś takim pomyśleć, przyprawiała go o mdłości. To był Draco. A Harry go kochał.
To Draco, który całował obcego mężczyznę w ten sam sposób, w który całował Harry’ego. Znów poczuł się, jakby miał zwymiotować. Jeśli szybko stąd nie wyjdzie, prędzej czy później ujawni swą obecność. Nie chciał, żeby ktokolwiek zobaczył go w takim stanie, świeżo zdradzonego i gotowego do bójki. Odciągnął spojrzenie od uśmiechniętych, kłamliwych ust blondyna i odszedł dostatecznie daleko w dół schodów, by aportować się bez ryzyka, że ktoś go usłyszy.


***

Dźwięk zegara dziadka w ich sypialni od zawsze denerwował Harry’ego, lecz właśnie teraz był wszystkim, co utrzymywało go w spokoju. Rytm wahadła wypełniał cały świat, rozbrzmiewając w pokoju, w pustych korytarzach Malfoy Manor, w pokrytym śniegową pluchą, nagim lesie na zewnątrz. Wciąż i wciąż dźwięk tykania przelatywał w umyśle Harry’ego, docierając aż do Londynu, do Draco.

Czas się zbierać, sukinsynu. Czas, żebyś wrócił do domu i stanął ze mną twarzą w twarz, jeśli tylko potrafisz.

Po wyjściu z Wioski Rozkoszy, Harry zamiast magicznego środka transportu wybrał podróż pociągiem. Jego umysł wypełniony był tym, co widział i nie mógłby skupić się na długodystansowej aportacji. W domu przebywał dopiero niecałą godzinę, siedząc bezczynnie na łóżku — ich łóżku. Draco powinien niedługo wrócić. Jak będzie się zachowywał? Czy w ogóle będzie w stanie spojrzeć na Harry’ego? Czy w kącikach jego oczu przyczai się wina, tak jak wtedy, gdy rozkazał skrzatom zniszczyć nie otwarte listy od Ginny? Częściowo przez nie, Harry nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek mógłby go zdradzić: Draco Malfoy był bezpodstawnie, patologicznie zazdrosny. Nie lubił, gdy Harry wspominał przelotem o Ginny, nawet po tym, gdy zostawił ją właśnie dla niego, nie patrząc w przeszłość. Nie zdradził jej — opierał się prowokacjom Draco, jak tylko potrafił. Opuścił ją na długo przed ich pierwszym pocałunkiem, co zdarzyło się w tej właśnie sypialni cztery lata temu. Naszej sypialni.
Harry nie myślał jasno, obraz Draco i obcego mężczyzny z Hotelu Miłości nakładał się na wszystkie jego myśli. Siedział na krańcu łóżka, które dzielił razem z nim, czując się jak intruz, nieproszony gość. Był cały spocony i nagle poczuł się brudny. Prysznic mógłby ukoić jego nerwy lub przynajmniej odwrócić uwagę, a właśnie teraz Harry ewidentnie tego potrzebował. Otworzył szafę na bieliznę i w tym momencie zdał sobie sprawę, że stoi przy garderobie Draco. Jego żołądek zaczął się kurczyć: na górze schludnie ułożonej bielizny blondyna leżał srebrny pierścionek, który Harry podarował mu dwa lata temu. Nigdy go bez niego nie widział. Wyglądało na to, że Harry tak przyzwyczaił się do myśli, że jego kochanek nigdy go nie zdejmuje, że nie zauważył jego braku, gdy widzieli się dzisiejszego popołudnia. Zwalczył falę mdłości.
Zatrzasnął szafę i przeturlał się po łóżku do swojej garderoby. Nie mógł pokazać się nikomu w tym stanie, karmiąc wszystkich mieszaniną wściekłości. Powinien wziąć prysznic i się uspokoić. Musiał to zrobić, zanim ponownie stanie twarzą w twarz z Draco.
Gdy wyszedł spod prysznica, nie do końca uspokojony, ale za to czystszy, ten leżał już nagi w łóżku, przykryty pościelą.
— Cześć — powiedział, uśmiechając się znacząco. — Strasznie długo tam siedziałeś.
Harry wzruszył ramionami, czując, jak skręca mu się żołądek.
— To był cholernie długi dzień.
Dlaczego nawet po tym, co widział, chciał wdrapać się na łóżko obok niego, przesunąć dłońmi po bladych ramionach, sprawić, by obaj wzdychali z rozkoszy?

Czy to w ogóle realne? Czy on naprawdę lubi, gdy go dotykam, czy tylko udaje?

— Masz zamiar wziąć prysznic? — zapytał Harry, zatrzymując się w drzwiach.
— Zrobiłem to już wcześniej — odpowiedział blondyn, przeciągając się. — Chcesz przyjść i sprawdzić?
W Harry’ego uderzyła furia — pieprzyłeś kogoś innego i po wszystkim raczyłeś wziąć prysznic, jak zajebiście uprzejmie z twojej strony — zdjął ręcznik i udawał, że suszy włosy. Draco nie odwrócił wzroku, nawet nie zamrugał, jakby był przekonany, że nie ma o co się martwić. Co znaczyło… co musiało znaczyć… Harry czuł się, jakby ktoś oznajmił mu, że jego okulary są już za słabe i wręczył mu nowe. Jak mógł tego wcześniej nie zauważyć? Draco zachowywał się tak nie pierwszy raz i na pewno nie ostatni.
Jak długo? Jak długo zwodził Harry’ego, a ten niczego nie zauważył? Od tygodni? Miesięcy? Lat? Znów chciał zwymiotować.
— Coś dużo czasu zabiera ci rozważenie mojej propozycji, Potter — wycedził Draco. — Jesteś zainteresowany, czy nie?
— Niezupełnie, przepraszam — wymamrotał Harry, cofając się do łazienki, by powiesić ręcznik. — Jak już mówiłem, to był długi dzień.
Z całej siły starał się zachowywać tak, jakby Draco wcale go nie zdradził.
— Nie przepraszaj — odpowiedział Draco, gdy Harry położył się do łóżka. — Pracujesz tak ciężko, ochraniając niewinnych przed tymi wstrętnymi czarnoksiężnikami — poklepał go po pośladkach — Tylko najgorszego rodzaju niewdzięcznik mógłby mieć ci to za złe.
Ton Draco zdradzał, że się z nim drażni, ale Harry’ego ogarnął chłód. Jak mógł mówić do niego tak spokojnie? Prawdopodobnie był zadowolony, nie musząc udawać przed Harry’m, że jeszcze niedawno pieprzył kogoś innego.
Chciał złapać Draco za gardło i zażądać odpowiedzi, ale nie miał żadnych dowodów, pomijając pocałunek. To, co widział, dla niego było wystarczającym dowodem, wiedział, że pomiędzy Draco i Panem Rozkosznym zaszło więcej niż tylko to, ale Draco mógłby wymyślić idealną wymówkę. Harry musiałby w nią uwierzyć, albo udawać, że w nią uwierzył. Mógłby powiedzieć, że ten mężczyzna zagroził, że skrzywdzi jego rodziców, jeśli Draco się z nim nie prześpi. Hermiona opowiadała mu o swojej klientce, która powiedziała coś podobnego i pozwoliła nawet przyznać to swojemu kochankowi. W rezultacie Komitet ds. Nadzorowania Czarodziejskich Małżeństw przyznał jej połowę majątku byłego męża.
Nie, Harry zamierzał znaleźć więcej dowodów. Nie chciał, żeby Draco w jakikolwiek sposób czuł się z tym dobrze. Chciał, by cierpiał, w każdym razie tego pragnął jego umysł, w przeciwieństwie do serca. Te było jednak ślepe, głupie i nierozważne, a Harry pozwalał, by wprowadzało go w błąd. Nie zamierzał już więcej dłużej go słuchać.


***

Minął tydzień od nieoczekiwanej wycieczki Harry’ego na ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Stwierdził, że myśli o zdradzie z czasem będą łatwiejsze do zniesienia, a przynajmniej, że jego gniew mógłby trochę ustąpić. Zamiast tego, każdą chwilę spędzał na obsesyjnym przyglądaniu się zachowaniu Draco, starając się dokładnie określić, kiedy ten zaczął go zdradzać. Za każdym razem, gdy Draco wzniecał kłótnię o coś nieistotnego, a potem wybiegał z domu, Harry nie miał wątpliwości, że ten zmierza prosto do Wioski Rozkoszy. Gdy przy posiłkach blondyn zdawał się być roztargniony i zatroskany, Harry myślał o Panie Rozkosznym. Jego wycieczka do Francji, by odwiedzić rodziców też pewnie była kłamstwem. A ten czas, gdy Draco opuszczał dom w niedzielę, mając na sobie śliwkowe szaty, a wracając w czarnych?

Merlinie, był tak cholernie głupi.

Czy to go bawiło? Czy wodzenie Harry’ego za nos czyniło go wszechmocnym? Dlaczego to robił? Dlaczego? Jeśli tak bardzo go nienawidził, jeśli Harry tak bardzo go nudził, dlaczego po prostu go nie rzucił? To na pewno by zabolało, ale nie w ten sposób.
— Mógłbyś to posprzątać — poradził Dawlish, przechodząc obok.
Harry podniósł wzrok. Z jego Samopiszącego Pióra na pierwszy tego dnia raport kapał atrament, formując kałużę. Gniew, który z niego kipiał, kłuł nieprzerwanie. Zabrał pergamin z biurka i zgniótł w pięści, pozwalając, by atrament wyciekł na palce. Naznaczył jego skórę cienkimi liniami, zupełnie tak, jak krew.
— Dawlish — zawołał, chcąc desperacko odwrócić uwagę od myśli.
Głowa mężczyzny pojawiła się w drzwiach.
— Tak?
— Wiesz coś o Hotelu Miłości?
Mężczyzna podrapał się po głowie.
— Ten azjatycki, tak? Ludzie chadzają tam na potajemne spotkania, jeśli wiesz, co mam na myśli. Słyszałem, że kilka lat temu otworzyli jeden we Wiosce Rozkoszy, ale nigdy go nie widziałem.
— A więc to nie to samo, co burdel?
Dawlish potrząsnął głową. Dużo dałby za to, by Pan Rozkoszny był prostytutką. Harry’ego zszokowało to, że rozważał wybaczenie Draco, jeśli okazałoby się, że ten za wszystko płacił. To zdawało się być mniej osobiste.
— Dzięki, Dawlish — odpowiedział. — Lepiej zabiorę się za ten raport.


***

— Naprawdę cię kocham — wymruczał Draco, gdy Harry postawił kubek z herbatą na nocnym stoliku.
Harry chciał rzucić mu gorącym napojem w twarz. Draco chorował cały weekend, gorączka spadła dopiero dzisiejszego ranka. Nawet w tym stanie miał czelność go okłamywać.
— Tak — odpowiedział. — Ja ciebie też.
Odwrócił się już do wyjścia, ale blondyn złapał go za nadgarstek. Jego dłoń była zbyt ciepła, a Harry musiał zdusić w sobie pragnienie, by ją odrzucić. To, że Draco zachorował niedługo potem, jak dowiedział się o zdradzie, było szczęśliwym trafem. Znaczyło to, że Harry nie musiał tłumaczyć się, dlaczego potem nie chciał się z nim kochać.
— Co jest?
— Ja nie umieram, ani nic takiego — powiedział Draco, podnosząc wzrok na jego twarz. — Nie produkuj się tak.

Myśli, że boję się, że umrze.

Harry powstrzymał się od wykrzywienia warg i uśmiechnął się.
— Jeśli wypijesz herbatę, uwierzę — odpowiedział, wciąż oszołomiony przypuszczeniem blondyna.
Byłoby tak rozkosznie, gdyby mógł powiedzieć coś w stylu “Właściwie to czuję się z tym naprawdę źle, że muszę ci to powiedzieć, gdy jesteś chory. Zdecydowałem, że wrócę do Ginny i odchodzę jutro.” Zawstydzało go to, jak bardzo pragnął zobaczyć spojrzenie Draco, gdyby oświadczył mu, że rzuca go i do niej wraca, czego zawsze najbardziej się obawiał. Oczywiście nigdy się do tego nie przyznał, ale Harry wiedział.
Ta droga ucieczki przepadła jednak kilka lat temu, Ginny była teraz panią Longbottom. Poza tym, nie był nawet pewien, czy Draco naprawdę zależało. Być może czekał, aż Harry go rzuci, by to on nie był tym, który to zrobi. Nigdy nie lubił brudzić sobie zanadto rąk.

Ginny ma teraz na nazwisko Longbottom.

Och. Och.

Jak dużo czasu minęło od dnia ślubu? Półtora roku. Półtora roku, odkąd jedyna konkurentka, której się obawiał, stała się nieosiągalna, a przynajmniej dla Harry’ego, którego poczucie honoru nie pozwoliłoby na ingerencję w małżeństwo. To Draco wiedział nadzwyczaj dobrze. Harry nigdy nie mógł wrócić do Ginny, nie teraz, gdy wyszła za mąż.

A więc to już półtora roku.

Półtora roku.


***

Gdybym wprost odmówił seksu z nim, zacząłby się zastanawiać, co było nie tak. Nie mógłbym z niego wyciągnąć dostatecznie dużo.

Harry siedział na łóżku plecami do ściany, gładząc mechanicznie nagie plecy Draco. Język blondyna naznaczał słowa na jego szyi, te brzydkie typu pieprz mnie mocno i słodkie, takie jak ładnie pachniesz. Harry powinien się ich domyślić, ale jego serce nie było dziś w stanie tego uczynić.

Z nim też tak robiłeś?

To nie było już wyjątkowe. Nic nie było.
Ciało Harry’ego nie wyłączyło się jednak całkowicie. Wciąż chciał zatopić się w objęciach kochanka, trzymać go i sprawić, by wił się z rozkoszy, skraść każdy pocałunek.
— Mmm — wymamrotał, gdy Draco oczekiwał na jego odpowiedź. — Zamyśliłem się.
Blondyn odsunął się i obdarzył Harry’ego przeciągłym spojrzeniem.
— Przez ostatnie kilka tygodni zachowywałeś się dziwnie — oznajmił. — Co się dzieje?
— Och, wiesz, to co zwykle — odpowiedział Harry, przywołując znudzony wyraz twarzy. — Praca, więcej pracy, namiętny romans z Dawlishem, jeszcze więcej pracy…
— Haha — odpowiedział gniewnie Draco. — Jakiś ty dowcipny.
Harry opanował uśmiech.
— Uczyłem się od najlepszych, nie prawdaż?
— Cienias.
— Dupek.
— Rozczochrany łeb.
— Mózg ze spaghetti.
— Czterooki.
— Księżniczka.
— Masz zamiar mnie zerżnąć, czy nie?
— Myślałem, że nigdy nie zapytasz — wymamrotał Harry, sięgając po środek nawilżający. — Odwróć się.

Mogę tak zrobić, jeśli nie chcę patrzeć na twoją twarz.

Draco wydobywał z siebie wszystkie potrzebne dźwięki w odpowiednim czasie, ale Harry wyczuwał pomiędzy nimi kogoś obcego, tak jakby skórę Draco otaczała cienka warstwa plugastwa, a jego palce powstrzymywały je od przejęcia kontroli. Tak bardzo chciał odwrócić Draco, poddusić go i sprawić, by wyjawił prawdę.

Dlaczego, Draco? Dlaczego?

Koszmary Harry’ego powróciły. Były w czarno—białych i szarawych odcieniach, jak stare filmy, a gdy śnił, czuł cząstkę mocy Voldemorta, palącą jego bliznę. Raz za razem ranił Draco, karając go w jedyny sposób, w jaki potrafił to robić — rzucając klątwy szybsze niż jego własne myśli. Crucio. Sectusempra. W snach krew zawsze była czarna. Budził się z nich dysząc, cały oblany potem, ale Draco nigdy nie budził się razem z nim.

Dlaczego?


***

Trzy tygodnie po odkryciu romansu i po pewnych malwersacjach z zasobami Działu Długoterminowych Poszukiwań, Harry znał już nazwisko Pana Rozkosznego — Albert Campbell. Był trzy lata starszy od Harry’ego, jego rodzina zajmowała się prowadzeniem hurtowni z ekwipunkiem do magicznych sportów. Uczęszczał do Durmstrangu. W jego życiorysie nie było nic specjalnego, ani nawet interesującego — jeszcze jeden nudny, nadziany dzieciak. Czystokrwisty. Czy o to chodzi? Czy tego typu rzeczy nadal były ważne dla Draco?
Harry spędził całe godziny siedząc przy biurku, gdy wszyscy inni opuścili już biuro, rozmyślając nad każdym skrawkiem informacji, które posiadał, starając się skonstruować wyjaśnienie, które pomogłoby mu to wszystko zrozumieć.
Czy to była jego wina? Zrobił coś nie tak? Czy chodzi o to, że za długo pracował i nie spędzał z Draco zbyt dużo czasu poza sypialnią? Zawsze jednak zapraszał go wszędzie, z pełną aprobatą blondyna. A może o to, że prawie nigdy nie był na górze? Ale przecież Harry proponował mu to dostatecznie często, prawda? Pytania rozpychały się w jego głowie, nigdy jednak nie nadchodziła na nie odpowiedź. Wciąż nie wiedział, jak długo to wszystko miało miejsce.
— Coś się ruszyło w sprawie tej Wioski Rozkoszy? — zapytał Dawlish Harry’ego, przystając przy jego biurku. — Dział Eksperymentalnych Zaklęć chce podsumować rok i potrzebują swojego Wszystko Widzącego Oka z powrotem.
— Nie, nic — odpowiedział Harry, potrząsając głową. Zabrał malutkie, podłużne, wyglądające jak grudka brudu Wszystko Widzące Oko ze swojego biurka i zacisnął je w dłoni. — Mimo wszystko nikt nie okazał się być Lestrange’m. Oddam im to zaraz po lunchu.
— Grzeczny chłopiec — powiedział Dawlish. — Na mnie już czas, wesołych świąt, Potter.
— Tak, dzięki. Wzajemnie.
Boże Narodzenie. Draco zazwyczaj wyjeżdżał do Francji, by spędzić święta z rodzicami. Harry’emu nigdy nie przyszło do głowy zastanawiać się, czy rzeczywiście tak jest. Nie było jednak sposobu, żeby się czegoś dowiedzieć. Nie mógł wparować do francuskiej wersji Malfoy Manor i domagać się odpowiedzi na pytanie, czy Draco spędzał tam każde święta w ciągu ostatnich czterech lat. Lucjusz i Narcyza nie aprobowali wyboru życiowego partnera swojego syna. Być może jego rodzice nie wiedzieli nawet o tym, kogo wybrał. Musieli odciąć się od brytyjskiego społeczeństwa. Draco pisał do nich każdego dnia i widział się z nimi przynajmniej cztery razy do roku. W jakąkolwiek wizję jego życia wierzyli, nie musiała ona odzwierciedlać rzeczywistego stanu.
— Kiedy wyjeżdżasz do Francji? — zapytał Harry przy śniadaniu następnego ranka.
Blondyn odstawił filiżankę z herbatą.
— W tym roku nie jadę. Moi rodzice popłynęli w rejs.
— Dzięki, że mnie poinformowałeś — wymamrotał Harry w odpowiedzi.
— Co z tobą? Nie jesteś zadowolony, że będę w domu?
— Byłbym bardziej zadowolony, gdybym nie miał już planów, żeby spędzić święta w Norze — Nie było mowy o tym, żeby zapytać Draco, czy ten chce wybrać się tam razem z nim. — Jak zapewne dobrze wiesz.
— Nie proszę cię, byś to odwołał — oznajmił cierpliwie Draco. — Nie zdawałem sobie tylko sprawy, że oni są tak ważni i że zdenerwujesz się przez zwykłą sugestię, że coś mogłoby temu przeszkodzić.
— Tak, nie mogę się doczekać — odpowiedział Harry, po chwili dodał wyrachowanym tonem — Nie widziałem Ginny od sierpnia.
Draco odepchnął od siebie talerz, który stuknął o maselniczkę.
— To dla ciebie główna atrakcja na świętach u Weasley’ów?
— A co, jeśli?
— Czy ty naprawdę chcesz mieć awanturę w święta? O to ci chodzi?
Harry był tak blisko, tak blisko tego, by cisnąć swoim talerzem ze śniadaniem prosto w Draco, razem ze wszystkim, co wiedział. Mógłby do z siebie wyrzucić i przynajmniej uwolnić gniew, który szarpał jego wnętrznościami tak głęboko od tygodni. Mimo to, nie był jeszcze gotów na tę konwersację — chciał zebrać najpierw wszystkie fakty.
— Przepraszam — odpowiedział. — Miałem w pracy naprawdę ciężkie tygodnie.
Draco popatrzył na niego chłodno. Ten wzrok odrzucał Harry’ego — ma czelność zachowywać się jak bufon, urywając się, by pieprzyć Campbell’a w każdą środę — lecz powstrzymał wybuch. Jeszcze nie teraz.
— Wiesz o Wiosce Rozkoszy, prawda? Tej na Śmiertelnym Nokturnie? — zapytał Harry.
Drań, nie odwrócił nawet wzroku, wzruszył tylko ramionami.
— Byłem tam kilka razy.
— Ktoś zgłosił, że widział Rabastana Lestrange w jedym z tych burdeli — kontynuował, tłumiąc chęć do krzyku. — Wysłaliśmy pięciu ludzi na zwiady, ale wrócili z niczym. Stary Robards jest przez to naprawdę wkurzony.

To wstrząsające, jak łatwo jest kłamać ci prosto w twarz, ale wiem, że sam jesteś fałszywą żmiją.

— Rozumiem — odpowiedział blondyn. — Twój szef jest na ciebie wkurzony, a ty wyżywasz się na mnie.
— Cóż — wymamrotał Harry — nigdy nie mówiłem, że jestem idealny.
Niespodziewanie Draco, jaśniejąc na twarzy, wstał od stołu.
— Possij mnie, to ci wybaczę.
Harry myślał kiedyś, że skłonność Draco do używania seksu jako pokuty była słodka, jeśli nie absurdalna. Teraz zastanawiał się, czy to było wszystko, co się dla niego liczyło.


***

Był zaskoczony, gdy po powrocie z Nory w dzień Bożego Narodzenia zastał Draco w domu.

Och, w porządku. Campbell, prawdopodobnie jak każdy normalny człowiek, spędza święta z rodziną.

Blondyn w połowie siedział, w połowie leżał na krześle, trzymając w dłoni szklaneczkę brandy i album ze zdjęciami na kolanach. Wpatrywał się w ogień w kominku, a serce Harry’ego zabiło szybciej, pomimo gniewu, skręcającego jego wnętrzności. Z tym nieobecnym spojrzeniem i spokojnym wyrazem twarzy, Draco zapierał dech w piersiach. Harry nie chciał nigdy stracić go z oczu. Zdrada kłuła jeszcze bardziej dotkliwie, bo wciąż tak bardzo go kochał.
— Wróciłem — rzucił miękko.
— Jak tam przyjęcie u Weasley’ów? — zapytał Draco, odwracając się w jego stronę.
— W porządku. Piliśmy ajerkoniak i słuchaliśmy Celestyny Warbeck, jak zwykle. Twoje prezenty są w salonie.
Państwo Weasley wręczali mu podarki co roku, odkąd on i Harry byli razem. Draco nigdy ich nie otwierał, ani nawet nie odwzajemniał gestu.
— Cieszę się — odpowiedział blondyn. — Twoje są pod choinką. Dziś rano szukałem jakichś dla mnie, ale byłeś chyba przekonany, że nie będzie mnie tu na święta.
Cholera. Harry zapomniał kupić mu świątecznego prezentu.
— Um — wybąkał, rumieniąc się — Schowałem je… Ja… zapomniałem go położyć pod drzewkiem.
Właściwie to w ogóle o nich nie myślał.
— Och. Co to jest? Przyrzekam, że będę udawał zaskoczonego, kiedy mi go dasz.
— Książka — wypalił Harry — to książka.
— O czym?
— O j—japońskich runach.
Czy Draco lubił starożytne runy, czy wróżbiarstwo? Harry nigdy tego nie pamiętał.
— To Japończycy mieli runy? Fascynujące. Nie mogę się doczekać, kiedy ją przeczytam — odłożył album ze zdjęciami i zbliżył się do Harry’ego. — Ale w międzyczasie, zabawisz mnie. Rozbieraj się.

Zabawisz mnie? Czy w ogóle liczy się dla ciebie to, z kim się pieprzysz?

— To był…
— … ciężki dzień, u Wealey’ów na świętach? — zapytał Draco, podnosząc brew.
Nie musiał używać takiego oskarżycielskiego tonu. Nie miał prawa. Harry wciąż miał jednak siłę, by dalej go zwodzić.
— Nie bądź głupi — zaczął, ale Draco pchnął go na ścianę, sprawiając, że portrety aż krzyknęły z zaskoczenia.
— Zbyt wolno — wydyszał do ucha Harry’ego, podciągając jego szaty do góry i przywierając wargami do szyi. Harry sięgnął do paska blondyna, rozpinając go trzęsącymi się dłońmi, a chwilę później leżeli już nadzy na podłodze. Draco wił się pod dotykiem kochanka, gdy ten przygotowywał go, używając środków nawilżających z kieszeni w płaszczu blondyna, wiszącego nieopodal.

Schowałeś go tam dla mnie czy dla niego?

Potem Draco znalazł się na nim, poruszając się delikatnie w przód i w tył. Gdy to robił, zawsze doprowadzał tym Harry’ego do szału i teraz nie obchodził go już ani Albert Campbell, ani hotele miłości, ani żadne inne brednie. Miał Draco, nagiego, z zaróżowionym torsem, z rozchylonymi ustami, gdy ten zniżył się, by go pocałować.
— Myślisz o tym, kiedy to robimy? Jak to jest, kiedy pieprzę jego?
Serce Harry’ego niespodziewanie zwolniło, a jego uścisk na udzie Draco zacieśnił się. On wie, że ja wiem. Być może wiedział od wieków.
— Złaź ze mnie.
Zalały go wszystkie tłumione dotychczas pokłady furii, a ogień w kominku zaczął złowrogo migotać. Gdyby tylko Harry trzymał teraz różdżkę, zrównałby z ziemią Malfoy Manor za pomocą czystej, dzikiej magii.
— Nie — Draco podniósł go i zaciskał teraz nogi na plecach Harry’ego.
W jego oczach błyszczało wyzwanie — nie jest mu ani trochę przykro — i Harry nie wiedział, co robić. Czuł się zbyt bezbronny, nagi, z członkiem aż po jądra w Draco. Zbyt zdezorientowany.
— Dlaczego? — zapytał, pozwalając dłoniom opaść na podłogę. Trochę pomogło, ale pragnienie, by wszystko rozwalić wciąż miało nad nim przewagę.
— Co ma on, czego nie masz ty? — zapytał. Draco pochylił się, ale Harry odwrócił twarz. Jak długo wiedział? Jak długo sobie z nim pogrywał — znowu? Urosła w nim świeża fala nienawiści, sprawiając, że podłoga zawibrowała podejrzanie. Blondyn zadrżał, mimo wszystko dobrze się bawiąc — czy nie wiedział, że Harry był o krok od zniszczenia ich obojga? Czy tego nie rozumiał…?
— Nic — kontynuował Draco — Zupełnie nic. To tylko zabawa. Właściwie to już mi się znudził. Ale ty — polizał jego ucho — Ty nigdy mi się nie znudzisz.
— I to niby ma wszystko naprawić? — Harry starał się nie przywiązywać uwagi do tego, co robi Draco, ale na nic się to nie zdało. Rozerwany pomiędzy pożądaniem i gniewem, chciał naraz go zamordować i powiedzieć, by się zamknął i poruszył.
— Dlaczego miałoby nie być dobrze? — wyszeptał blondyn. — Zawsze w końcu będę wybierał ciebie. Czy to nie wystarczy?

Zawsze? A więc po Campbell’u będą następni?

Harry nagle stał się tak sparaliżowany, że nawet nie czuł bólu. Ślepa furia powróciła, a obok niej wynurzyły się mściwe zamiary.
— Tak? — podniósł ciężkie ramię i objął talię kochanka. — A co jeśli ja też znajdę sobie kogoś innego do pieprzenia?
Nogi Draco zacisnęły się mocniej wokół jego karku.
— Nawet się nie waż…
To było tak absurdalne, że Harry się roześmiał.
— Ale Draco, obiecuję, że w końcu zawsze wybiorę ciebie. Czy to ci nie wystarczy?
— To nie jest śmieszne — warknął w odpowiedzi Draco. — A teraz puść mnie…
— Nie mam takiego zamiaru — wyszeptał Harry, pochylając się tak, by kochanek wylądował na podłodze, pod nim, tam, gdzie było jego cholerne miejsce. Zazdrość Draco w dziwny sposób uspokoiła jego złość, ale to o niczym nie świadczyło. Ich związek zawsze opierał się w pewnym stopniu na posiadaniu, i jeśli nie mógł być dla niego tym jedynym, chciał odejść. Nie mógł sobie jednak odmówić ostatniego razu.
Draco krzyknął, gdy Harry wszedł w niego, pozostawiając za sobą obawy i wątpliwości. Jego wściekłość, wyjąca, czarna i bezkształtna, powróciła w pełnym rozkwicie. Pieprzył go, jakby jutro miał nastąpić koniec świata i niebawem Draco wijąc się, jęczał jego imię, wbijając paznokcie w jego plecy i wyginając się w łuk, całkowicie wyzbyty kontroli. Harry doszedł tak gwałtownie, jak nigdy wcześniej, a potem, gdy leżał wyczerpany, czuł się pusty i bezużyteczny jak otwarty, bożonarodzeniowy stożek z niespodzianką. Draco przywarł do niego, przeczesując palcami włosy, szepcząc słowa, których nie rozumiał. Leżeli na podłodze, drżąc, spleceni ramionami. Za nimi w kominku obumierał ogień.
— Zamierzasz ode mnie odejść? — wyszeptał Draco, dotykając suchymi ustami torsu Harry’ego.
Harry przekręcił się i położył na plecach, zbyt zmęczony, by się odsunąć.
— A ty zamierzasz przestać widywać się z Campbell’em?
— Czy to ma jakieś znaczenie? To tylko seks. Czy zawsze musisz być Wybrańcem we wszystkim, co robisz?
— Nie bądź śmieszny — wymamrotał Harry. Poczuł się potwornie samotny. — Nie chcesz, bym ja sypiał z kimś innym. Co czyni wyjątkowym ciebie?
— Robię wszystko to, czego chcę. To sprawia, że jestem szczęśliwy. Jeśli mnie kochasz, chcesz, żebym był szczęśliwy, prawda?
— W związku nie chodzi o to, czego chcesz, tylko o to… czego obaj chcemy. Nigdy nie będę szczęśliwy, jeśli będziesz mnie zdradzać — Harry odpowiedział tak, jakby wcześniej już o tym myślał. Być może tak było. Nie pamiętał.
— A więc, jeśli mamy być razem, muszę podlegać twoim warunkom. Kogo obchodzi, czego ja chcę?
— W porządku — odpowiedział Harry. Skończył z tym, skończył z Draco, skończył z nimi. Nic nie było już warte zachodu. Nie za taką cenę. — Jeśli tak to widzisz, wyprowadzę się do jutra.
— Nie. Nie możesz.
Dłoń Draco zacisnęła się na dłoni Harry’ego. Odtrącił ją.
— Nie pozwalaj sobie.
— Jeden mały romans i to koniec? Koniec wielkiej miłości? — Draco zabrzmiał jak obrażone dziecko.
Harry zamknął oczy.
— Nieważne.
Ciężar minionych dni sprawił, że poczuł ucisk w klatce piersiowej.
Oczekiwał, że Draco odpowie jakąś ciętą ripostą, ale w pokoju zale...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin