Rozdział 11 .doc

(43 KB) Pobierz

Rozdział jedenasty

O wizycie moich przyjaciół nie można wiele powiedzieć – po prostu nic im nie zdradziłam. Nie czułam wobec nich tak silnej odpowiedzialności, jak w stosunku do rodziców. Łzy na moich policzkach, brodzie i szyi zdążyły do tego czasu już wyschnąć, chociaż nadal czaiły się w kącikach oczu, gdzie prawdopodobnie miały pozostać.
Tata zawiózł mamę do domu. Musiała trochę się przespać, a i on potrzebował w tej chwili spokoju. Zrozumieli, że trwanie przy moim boku i przyglądanie się, jak powoli umieram, nie ma żadnego sensu.
Zapewniłam Mike’a, Jessikę i Angelę, że mój stan polepszy się w okamgnieniu i niebawem będę mogła wyjść ze szpitala. Jess jak zwykle dużo gadała, a gdy tylko Mike’owi udało się dojść do słowa, opowiadał mi o każdym, nawet najzwyklejszym, zdarzeniu ostatnich dni. Tylko Angela była bardzo cicha… Cichsza, niż ją zapamiętałam. Przy niej miałam wrażenie, że wie o wszystkim, że jakimś cudem to odkryła. To przez sposób, w jaki z troską mi się przyglądała i w jaki ciskała niespokojne spojrzenia przez pokój. Przez sposób, w jaki milczała.
Ze wszystkich moich znajomych zawsze lubiłam ją najbardziej. Byłyśmy do siebie podobne, a jednocześnie całkiem inne. Angeli wystarczyło jedno spojrzenie, by mnie zrozumieć. Co za wspaniały talent! Poza tym była znacznie inteligentniejsza, niż mogło się z pozoru wydawać; to jasne, że miała w głowie o wiele więcej, niż ludzie, którzy ją otaczali. Edward także ją lubił. Zdradził mi kiedyś, że jej myśli są dużo dojrzalsze, bardziej warte zachodu, niż normalnie u dziewcząt w jej wieku. Poprosiłam go, żeby w przyszłości tak się na nich nie skupiał. W przypadku Jessiki wyglądało to trochę inaczej, bo i tak większość tego, co mówiła, pokrywało się z jej myślami. Nie mogłam też odwrócić jego uwagi od tego, o czym myśli Mike. Jednak rzeczy w głowie Angeli były jak strony pamiętnika – powinny być czytane tylko przez tego, kogo ona sama do tego zaprosi.
Niestety, mój nowy strój nie pozostał niezauważony – szczególnie przez Mike’a. Pożegnali się z obietnicą, że niedługo znowu mnie odwiedzą. Angela siedziała przy mnie jeszcze przez jakąś minutę, ujęła moją dłoń i z uśmiechem na ustach powiedziała coś, czego nigdy nie zapomnę: - Uważaj na siebie, Bello!

Edward otworzył drzwi i w końcu znowu mogliśmy być razem. Stale potrzebowałam teraz jego obecności. Gdy go przy mnie brakowało, czułam się niepewnie, niezdolna, by zrobić to, co zrobić musiałam. Jego bliskość niesamowicie mnie uspokajała.
Miał na sobie świeżą, granatową koszulę, wspaniale kontrastującą z odcieniem jego skóry. Bez słowa usiadł przy mnie i przytulił. Przycisnęłam nos do zgięcia jego łokcia i wdychałam upajający, cudowny zapach. Miałam nadzieję, że przynajmniej na chwilę przyćmi całą moją rozpacz, zmartwienie, strach i poczucie winy. Ta słodka woń! Musiałam się mimowolnie uśmiechnąć, ale moje zadowolenie było przelotne i nadal nie mogłam przestać się trząść. Cisza sprawiała, że bardzo wyraźnie słyszałam w głowie te wszystkie zaniepokojone głosy. Potrzebowałam od nich jakiejś ucieczki, w przeciwnym razie byłyby nie do wytrzymania.
- Wiesz, co ostatnio zauważyłam, Edwardzie? - wyrzuciłam z siebie, patrząc w jego bladą twarz. Nie wiedziałam, czy powinnam się uśmiechnąć, czy nie.
W końcu zdecydowałam się nie zmieniać wyrazu twarzy.
- Zauważasz wiele rzeczy, również tych, których nie powinnaś. Jesteś po prostu zbyt spostrzegawcza. – Jego głos był cichy i uwodzicielski, jakby chciał w ten sposób odwrócić moją uwagę od zamartwiania się. Prawie mu się udało.
- Zauważyłam, że już od dawna nie pytałeś mnie, o czym myślę.
Zmarszczył swoje idealne brwi. Jego oczy nie były już czarne, miały jednak ciemniejszą barwę, niż bym sobie tego życzyła. Nie dało się też nie dostrzec głębokich, fioletowych cieni. Gdyby był śmiertelnikiem, można by pomyśleć, że od tygodni nie spał. Cóż, w rzeczywistości od jego ostatniej drzemki upłynęło więcej, niż kilka tygodni.
Spoglądał gdzieś w dal, gdy odpowiadał.
- Sądzę, że w ciągu ostatnich dni miałem całkiem dobry wgląd w twoje myśli.
- Ach… - Nie potrafiłam zdobyć się na lepszą odpowiedź.
- Cóż… Mimo wszystkich twoich wyjątkowych i niezwykłych cech jesteś przecież człowiekiem. A ludzie boją się śmierci. To zupełnie zrozumiałe. Nie wydaje mi się, żebyś stanowiła w tej kwestii wyjątek.
Miał rację – bałam się śmierci. Ale ten strach przyćmiewał jeszcze inny.
- Prawdopodobnie wśród moich myśli znajdą się takie, które nie są przeznaczone dla niczyich uszu – westchnęłam. Przycisnęłam policzek do jego twardej piersi, nasłuchując oddechu.
- Właściwie mam dla ciebie prezent.
- Prezent? Czym na to zasłużyłam?
- Naprawdę o to pytasz? – Wydawał się szczerze zdziwiony.
Nie miałam wrażenia, że swoim zachowaniem w ostatnich dniach zasłużyłam na jakiś prezent. Zrobiłam to, co do mnie należało, a fakt, że się przy tym całkiem nie załamałam, był wyłącznie zasługą Edwarda. To on zasłużył na prezent!
- Nie lubię prezentów, wiesz o tym… - wymamrotałam cicho.
Nadal trzymając mnie w ramionach wstał ostrożnie i ustawił moje stopy na ziemi. Nie miałam na sobie żadnych skarpetek ani butów, dlatego wyraźnie czułam nieprzyjemny chłód winylowej podłogi. Jedwabny szlafrok, którym byłam owinięta, sięgał dokładnie do moich kolan, jednak zimno docierało aż do ud, gdzie kończyła się moja koszula nocna. Bałam się tego zimna, ponieważ przypominało mi tamten koszmarny ból, jaki odczuwałam. Jednak wysoka temperatura również mnie przerażała. Symbolizowała dla mnie jad, który już niedługo miał płynąć w moich żyłach niczym ogień. Jedyną pewną rzeczą był bezpieczny chłód skóry Edwarda.
- Wiem, ale od każdej reguły jest przynajmniej jeden wyjątek… A przynajmniej taką mam nadzieję.
Stanął przede mną z nerwowym uśmiechem na twarzy, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziałam, po czym z gracją przyklęknął. Gdy tylko przejrzałam jego plan, momentalnie przestałam oddychać.

- Bello. – Ujął moje dłonie w swoje. – Może nie podzielasz mojego zdania, ale wierzę, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Cóż… - uśmiechnął się szeroko. – Trzeba oczywiście pominąć to, że miłość między lwem a uroczym jagnięciem jest sprzeczna z naturą. A jednak jesteś wszystkim, czego brakowało mi przez całą moją długą egzystencję. Nawet fakt, że nie mam żadnego dostępu do twoich myśli… Czy osoba, której myśli muszę sam powoli odkrywać, nie jest stworzona dla mnie?
Edward wpatrywał się we mnie pytająco, ale nie potrafiłam odpowiedzieć. Nawet gdy byłam już w stanie to zrobić, żadna odpowiedź nie wydawała mi się właściwa. Wiedziałam tylko, że całkowicie zgadzam się z jego teorią. Przypomniało mi się coś, co niedawno powiedział Carlisle. O tym, jak Edward zwierzył mu się, że się we mnie zakochał. Jak długo był już pewny swoich uczuć do mnie, podczas gdy ja tego nie zauważałam? Miłość od pierwszego wejrzenia z pewnością nie wchodziła w jego przypadku w grę, spojrzenie, które rzucił mi na naszej pierwszej wspólnej lekcji biologii mówiło wystarczająco wiele. Ale czy ja pokochałam go od pierwszego wejrzenia?
Jeszcze raz uśmiechnął się do mnie nerwowo.
- Kocham cię i naprawdę chciałbym poprosić cię o rękę w jakimś romantyczniejszym miejscu, ale teraz nie da się inaczej.
Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z niej aksamitne pudełeczko. Wiedziałam, co w nim będzie. Już wcześniej wiedziałam, że się pobierzemy. Znałam podobne sceny z niejednego filmu. Mimo to, ze zdenerwowania moje serce przestało bić, a w oczach stanęły łzy.
Nawet teraz nie mogę wyobrazić sobie lepszego sposobu, w jaki mógłby mi się oświadczyć.
- Moje serce, moja ukochana, moja Bello… - z cichym kliknięciem otworzył pudełeczko tymi swoimi długimi palcami pianisty - …czy zostaniesz moją żoną?
Nie musiałam nawet sprawdzać, by wiedzieć, że pierścionek wygląda pięknie. Naprawdę pięknie. Był z platyny. Metal połyskiwał cudownie w zimnym świetle lamp. Ogromny, kwadratowy diament zdawał się błyszczeć tysiącami barw.
Głos uwiązł mi w gardle i nie wyglądało na to, że prędko go odzyskam. Spróbowałam odchrząknąć, ale nie podziałało. Twarz Edwarda była coraz bardziej napięta, podczas gdy ja nadal rozpaczliwie usiłowałam zmusić się do powiedzenia czegokolwiek.
- Teraz powinnaś coś odpowiedzieć… Cokolwiek. – Wiedziałam, co kryło się za tym ostatnim słowem, ale nie potrafiłam tego zrobić. Było to dla mnie coś nowego, widzieć, jaki jest zdezorientowany. Edward, którego znałam, zawsze miał wszystko pod kontrolą.
- Musiałeś kupić taki drogi pierścionek? Na pewno trzymasz w dłoni z dziesięć tysięcy dolarów! – Słowa po prostu wypadły z moich ust, zanim zdołałam je powstrzymać. Przynajmniej udało mi się odzyskać głos.
Do jego niepewności doszło w następnej chwili jeszcze zakłopotanie i odrobina urazy, której widoku na jego twarzy nie mogłam znieść. Mówiąc to nie chciałam zachować się źle, nie chciałam go zranić, po prostu nic innego nie przyszło mi w tym momencie do głowy. Bądź co bądź, Edward Cullen właśnie mi się oświadczył!

Gdy w końcu się odezwałam, mój głos był napięty i piskliwy.
- Nie możesz więcej robić zakupów z Alice! Jak tylko zostanę twoją żoną, to się skończy!
Nagłe, ale łagodne szarpnięcie, odrzuciło mnie do tyłu i Edward przylgnął do mnie całym ciałem. Uśmiechał się szeroko.
- Mogłaś po prostu powiedzieć „tak”, zamiast się nade mną znęcać!
Edward wyjął pierścionek z jedwabnej poduszki i wsunął go na mój lewy palec serdeczny. Wcale mnie nie zdziwiło, że pasował idealnie. Wciąż się uśmiechając złożył pocałunek na moich płonących ustach i rozpalonym czole.
- Mam nadzieję, że wiesz, że właśnie uczyniłaś mnie bardzo szczęśliwym, bo już od dawna chciałem poprosić cię o rękę.
W odpowiedzi przytknęłam wargi do jego chłodnej szyi, dokładnie tam, gdzie u człowieka krew pulsowałaby w rytm uderzeń serca.
- Wielkie dzięki – wymruczał w moje włosy, które nadal były zmierzwione i wyglądały fatalnie. – To mi przypomniało, że muszę ci się przyznać, że w twojej obecności odczuwam nie tylko pragnienie, ale i głód. – I z tym cichym wyznaniem przycisnął swoje twarde ciało jeszcze bliżej mojego. Wzięłam głęboki oddech i dalej błądziłam ustami po jego skórze. Nie leżeliśmy tak długo, gdy się odezwał:
- Ale teraz nie będziemy się w to jeszcze wgłębiać, bo moja… wybacz… nasza rodzina czeka już w napięciu przed drzwiami.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin