Baxter Stephen - Wyprawa.pdf

(2382 KB) Pobierz
Baxter Stephen-Wyprawa
Stephen Baxter - Wyprawa
Stephen Baxter
WYPRAWA
Tytuł oryginału : Voyage
Tłumaczył Paweł Korombel
Wersja angielska 1996
Wersja polska 2003
Poświęcam mojemu bratankowi, Williamowi Baxterowi NOTA AUTORA W roku 1996 dowody życia na Marsie
rozbudziły ciekawość naukowców i sprawiły, że zaczęto rozważać zorganizowanie wypraw załogowych na Czerwoną
Planetę, niemniej jednak do realizacji tego rodzaju przedsięwzięć jest jeszcze wiele lat, może dziesięcioleci.
Tymczasem NASA mogła posłać astronautów na Marsa już w 1986 roku. Wyprawa opisuje alternatywną historię;
autentyczne wydarzenia do krytycznej chwili, przypadającej na jesień 1963 roku, i następnie biegnące własnym,
powieściowym torem.
Niniejsza powieść jest wymysłem autora. Natura opisanych wydarzeń zdecydowała, że pewni ludzie, związani z
amerykańskimi misjami załogowymi w kosmos, występują pod prawdziwymi nazwiskami. Wplatając wątek mojej
opowieści w tkaninę historii, zastąpiłem kilka osobistości postaciami fikcyjnymi. Pragnę zwrócić zwłaszcza uwagę na fakt,
że drugim Amerykaninem na orbicie okołoziemskiej był Scott Carpenter, nie, jak jest to przedstawione w powieści, Chuck
Jones, a drugim człowiekiem, który postawił stopę na Księżycu, był Buzz Aldrin, nie Joe Muldoon, jak sugerują opisane
niżej wydarzenia. Wszystkie inne postaci są moim wymysłem i jakiekolwiek ich podobieństwo do osób żyjących jest w
pełni niezamierzone i przypadkowe.
Pragnę wyrazić podziękowanie Simonowi Bradshawowi, Ericowi Brownowi i Calvinowi Johnsonowi za ich
nieocenioną pomoc. Wszyscy oni przeczytali wersję roboczą powieści i wyrazili opinie na jej temat. Dziękuję również
pracownikom Ośrodka Lotów Kosmicznych im. L.B. Johsona, JSC (Johnson Space Center), w Houston, pracownikom
NASA, którzy nie szczędzili czasu i energii, pomagając mi zebrać i ustalić realia niezbędne do napisania tej książki. Mam
szczególny dług wdzięczności wobec Eileen Hawley, Paula Dye’a, Franka Hughesa, astronauty Michaela Foale’a, a w
pierwszym rzędzie Kenta Joostena z Wydziału Badań Układu Słonecznego JSC, który z wielką uwagą i starannością
prześledził mój opis wyprawy na Marsa. Pomoc wymienionych przyjaciół w ogromnym stopniu poprawiła dokładność
moich opisów, a wina za wszystkie omyłki i braki spoczywa tylko na mnie.
Jak do tej pory, ludzie nie podjęli wyprawy na Marsa. Ale już w 1969 roku Stany Zjednoczone miały w tym
względzie zarówno największe możliwości, jak i chęci. Rysunki na końcu książki obrazują przebieg takiej wyprawy. W
posłowiu przedstawiłem dociekliwym czytelnikom zarys najważniejszych zdarzeń, które sprawiły, że Ameryka odwróciła
się od Marsa.
Obecnie mamy rok 1996 i naukowcy na Marsie bardzo by się nam przydali. Mogli się tam znaleźć dziesięć lat
wcześniej. Sądzę, że moja książka obrazuje w najbardziej prawdopodobny sposób tamtą, pogrzebaną szansę. W każdym
razie dołożyłem wszelkich starań, żeby opisane wydarzenia były na tyle „prawdziwe”, na ile to tylko możliwe.
Tak mogło być.
Stephen Baxter
Great Missenden sierpień 1996 roku
- Tu Kontrola Startu Aresa, Ośrodek Kosmiczny imienia Jacqueline B. Kennedy.
Zostało niecałe sześć minut odliczania. Obecnie do startu jest pięć minut,
pięćdziesiąt
jeden sekund. Odliczanie trwa.
Ares oczekuje w gotowości na wyrzutni 39 A.
Działamy zgodnie z harmonogramem, wedle którego start ma nastąpić trzydzieści siedem minut po pełnej godzinie.
Inspektor sprawności statku kosmicznego odebrał meldunki stanu w sali kontroli. Wszyscy potwierdzili gotowość
startową, co zostało zameldowane nadzorcy sprawności.
Obecnie nadzorca sprawności odbiera dalsze meldunki.
Szef operacji startowych zgłasza gotowość do startu. Kontrola w Houston zgłasza, że parametry klastera
silnikowego Aresa przebywającego już na orbicie również są w normie i klaster pracuje zgodnie z wymogami misji.
Konieczność dostosowania się do położenia klastra orbitalnego, wymagana podczas cumowania, narzuca dzisiejszemu
startowi wąskie ramy czasowe. Szef kontroli startu daje pozwolenie. Cztery minuty, piętnaście sekund do startu, odliczanie
trwa.
W chwili startu będziecie mogli zobaczyć przelot pelikanów, czapli białych i czapli mieszkających tu, na błotnych
terenach Wyspy Merritt. Czterdzieści lat temu Merritt należała głównie do ptaków. Nadal sieje widuje, chociaż w obecnych
czasach co kilka miesięcy płoszy je kolejny start.
Jak do tej pory wyniesiono na orbitę dziewięć Saturnów 5 B, budując zespół Aresa.
Dzisiejszy start będzie dziesiąty. Tak że trudno mówić o dobrym gniazdowaniu.
1 / 285
418729936.004.png
 
Stephen Baxter - Wyprawa
Cztery minuty do startu, odliczanie trwa. Włączono podgrzewacze zaworów paliwa,
przygotowując do odpalenia silniki główne. Trzy minuty, czterdzieści cztery
sekundy do
startu, odliczanie trwa. Rozpoczęto końcowe oczyszczanie paliwa silników
głównych. Widać opary kłębiące się na płycie startowej, uciekające z silników Saturna. Zamknięto pompy
doprowadzające płynny tlen, tak że można zwiększyć ciśnienie w zbiornikach do poziomu startowego.
Siła wiatru poniżej dziesięciu węzłów, rzadka pokrywa chmur. Pogoda do startu niemal idealna, całkowicie
odpowiadająca optymalnym warunkom realizacji misji. Warunki pogodowe typowe, jak na Florydę, jest gorąco i wilgotno
tego historycznego dnia, we wtorek, dwudziestego pierwszego marca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego roku.
Trzy minuty, czterdzieści sekund do startu, odliczanie trwa. Mam informację, że towarzyszy nam tu około miliona
osób, największe zgromadzenie podczas startu od czasu Apolla 11. Witam serdecznie wszystkich. Być może ucieszy was
wiadomość, że pośród znakomitości obserwujących dzisiejszy start z trybun dla VIP-ów są astronauci Apolla 11: Neil
Armstrong, Joe Muldoon i Michael Collins, kosmonauta Władimir Wiktorienko, a także Liza Minelli, Clint Eastwood,
Steven Spielberg, George Lucas, William Shatner, autorzy literatury popularnonaukowej: Arthur C. Clarke, Ray Bradbury,
Izaak Asimov i piosenkarz John Denver. Jesteśmy pewni, że nie doznacie zawodu. Trzy minuty, dwadzieścia sekund do
startu, odliczanie trwa. Ares jest obecnie na własnym zasilaniu.
Niebawem od startu będą nas dzielić trzy minuty.
Dokładnie trzy minuty do startu, odliczanie trwa. Kontrola zawieszenia kardanowego silników, zapewniającego ich
swobodny ruch, a przez to sterowność w trakcie lotu.
Dwie minuty, pięćdziesiąt dwie sekundy do startu, odliczanie trwa. Zamknięto zawory dostarczające płynny tlen dla
obu członów, rozpoczęto podnoszenie ciśnienia w zbiornikach z paliwem i utleniaczem.
Dwie minuty, dwadzieścia pięć sekund do startu, odliczanie trwa. Ciśnienie ciekłego tlenu w zbiornikach osiągnęło
wysokość wymaganą podczas lotu. Niebawem od startu będą nas dzielić dwie minuty.
Dokładnie dwie minuty do startu, odliczanie trwa. Dwie minuty do startu. Zamknięto zawory dostarczające płynny
wodór i rozpoczęto podnoszenie ciśnienia zbiorników z paliwem na wysokość wymaganą podczas lotu. Minuta,
pięćdziesiąt sekund do startu, odliczanie trwa. Żadnych przeszkód jak do tej pory.
Kontroler łącznikowy*[Przyp. tłum. jedyna osoba upoważniona do rozmawiania z załogą statku kosmicznego
(wszystkie przypisy tłumacza).], John Young, właśnie powiedział do astronautów, Phila Stone’a, Ralpha Gershona i Natalie
York:
— Szerokiej drogi, maleństwo. Dowódca wyprawy, Stone, odpowiedział:
Bardzo dziękuję, wiemy, że to będzie udany lot. Minuta, trzydzieści pięć sekund do startu, odliczanie trwa. Minuta,
dziesięć sekund do startu, odliczanie trwa. Ciśnienie we wszystkich zbiornikach z ciekłym paliwem osiągnęło wysokość
wymaganą podczas lotu.
Dokładnie minuta do startu, odliczanie trwa.
Układ zapłonowy wodnego układu tłumiącego falę dźwiękową zostanie uzbrojony za kilka sekund.
Zespół zapłonowy uzbrojono.
Czterdzieści pięć sekund do startu, odliczanie trwa. Czterdzieści sekund, odliczanie trwa. Urządzenia zapisowe
parametrów lotu włączone.
Ares nadal gotowy do lotu.
Astronauta Stone zgłasza:
- Wszystko wygląda w porządku.
Trzydzieści siedem sekund do startu, odliczanie trwa. Dzieli nas kilka sekund od włączenia sekwencji nadmiarowej.
Jest to automatyczny układ wygaszania silnika.
Dwadzieścia sekund do startu i odliczanie trwa.
Przechodzimy sekwencję nadmiarową.
Dwadzieścia sekund do startu, odliczanie trwa. Uzbrojenie układu tłumiącego falę dźwiękową. Uzbrojenie silników
pomocniczych na paliwo stałe. Do startu piętnaście, czternaście, trzynaście.
Do startu dziesięć, dziewięć, osiem.
Zapłon silnika głównego.
Część pierwsza
DECYZJA
Biały Dom, Waszyngton, 13 lutego 1969 roku
Notatka służbowa
Do wiadomości:
2 / 285
418729936.005.png
 
Stephen Baxter - Wyprawa
Wiceprezydent
Minister Obrony p.o. Dyrektora NASA
Doradca Prezydenta ds. Naukowych
Niebawem, po zakończeniu fazy Programu Apollo, będę potrzebował jednoznacznej opinii co do dalszych
kierunków amerykańskiego programu kosmicznego. Dlatego też zwracam się do ministra obrony, urzędującego dyrektora
Narodowej Agencji ds. Aeronautyki i Kosmosu, i doradcy prezydenta ds. naukowych, żeby każdy z nich sporządził
propozycję dalszych działań w tej dziedzinie oraz żeby utworzyli Grupę Roboczą ds.
Przestrzeni
Kosmicznej, STG*[Przyp. tłum. Space Task Group], kierowaną przez wiceprezydenta, która przedstawi mi
skoordynowany program wraz z propozycją budżetu. Przygotowując propozycję, możecie konsultować się ze
środowiskami naukowymi, inżynierskimi i przemysłowymi, z Kongresem i opinią publiczną.
Proszę o skoordynowaną propozycję do 1 września 1969 roku.
Richard M. Nixon
[ręczny dopisek]: Spiro, czy powinniśmy lecieć na Marsa? Jakie mamy możliwości?
RMN
Pisma urzędowe prezydentów Stanów Zjednoczonych, dokumenty Richarda M.
Nixona, 1969 r. (Waszyngton, DC, Drukarnia Rządowa, 1969 r.)
Czas [dzień/godz.:min.:sek.] ‘-000/00:00:08
Trójka ludzi w pomarańczowych skafandrach: York, Gershon i Stone, była tak ciasno stłoczona, że wbijali sobie
nawzajem łokcie w żebra. Światło dzienne nie docierało do zatłoczonego modułu dowodzenia, rozświetlonego małymi
jarzeniowymi panelami. Nastąpił egromny wstrząs. York popatrzyła z niepokojem na kolegów.
- Pompy paliwowe - wyjaśnił Stone.
Z kolei rozległo się głuche dudnienie - jak odległy grom - i drżenie przebiło się przez wyściełany fotel, na którym
spoczywała York.
Setki stóp niżej płynny tlen i wodór lunęły do wielkich komór spalania pierwszego członu rakiety.
Czuła rosnące bicie serca, dygotanie w klatce piersiowej. „Uspokój się, do cholery” - pomyślała.
Malutki kosmonauta, przysadzisty Azjata, kołysał się na łańcuszku nad jej głową. Nazywał się Borys, ten prezent
od Władimira Wiktorienki. Huśtał się w przód i w tył. Hełm nieco zasłaniał szyderczo wykrzywioną mordkę. „Powodzenia,
Borys” - powiedziała mu w myślach.
Rozpoczęła się kakofonia dźwięków, nieprzerwany huk. Jakby rakieta wpadła w paszczę ryczącego giganta.
- Cała piątka pracuje normalnie! - krzyknął Phil Stone. - Przygotować się na rozciąganie.
Pięć silników rakietowych pierwszego członu Saturna 5B na paliwo płynne, MSIC, ożyło na osiem sekund przed
czterema silnikami pomocniczymi na paliwo stałe. Zaczęło się rozciąganie, chwila, w której potężne pchnięcie
oddziaływało na cały człon. York wręcz czuła, jak statek wyciąga się w górę, słyszała jęk metalu poddawanego działaniu
ogromnych sił, kiedy się prężyły poszczególne segmenty silnika. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Niemniej
jednak... „Jezu” - pomyślała.
„Kto
to wymyślił?”.
Trzy, dwa - powiedział Stone. - Odpalenie silników na paliwo stałe. Z tą chwilą nie było drogi odwrotu. Silniki na
paliwo stałe były gigantycznymi racami i po uruchomieniu zapłonu pracowały niepowstrzymanie aż do wyczerpania
paliwa. - Zegar rusza... „Godzina zero” - pomyślała.
Nastąpił wstrząs - łagodny, wręcz przyjemny. Eksplodowały sworznie kotwiczne rakiety.
Ale kolos o wadze Saturna 5B nie mógł dać susa w górę.
Kabina zaczęła się trząść, zagrzechotały mocowania foteli i same fotele.
— Wznosimy się - oznajmił spokojnie Stone. - Lecimy.
— Niech mnie szlag! - wrzasnął Ralph Gershon. - Lecimy na całego!
„Podnieśliśmy się” - pomyślała York. „Dobry Boże. Jestem w powietrzu”.
Ogarnęło jąpodniecenie. Odczuwała najmniejsze drgnienia rakiety.
- Pojechali! - wykrzyknęła, powtarzając entuzjastyczne zawołanie Jurija Gagarina
w
chwili startu.
Nadal trzęsło.
3 / 285
418729936.001.png
 
Stephen Baxter - Wyprawa
York poleciała na pasy, potem na prawo i na lewo, miażdżąc Gershona. Saturn 5B wspinał się mozolnie, mijając cal
po calu wieżę startową. Automatyczny pilot sterował pracą silników pierwszego członu, przeciwdziałając podmuchom
wiatru. W prawo, w lewo, w przód, w tył. Spazmatyczne wstrząsy były tak silne, że York pewnie już zarobiła kilka
siniaków.
Żadna symulacja nie zapowiadała czegoś podobnego. To przypominało lot nad eksplodującym składem amunicji.
- Mijamy pomost! - krzyknął Stone. - Jesteśmy poza zasięgiem wieży!
Usłyszeli głos kontrolera łącznikowego z Houston, Johna Younga.
- Ares, tu Houston. Zrozumiałem. Jesteście poza wieżą. York poleciała do przodu. Cała rakieta się położyła. Teraz
York siedziała w fotelu, czując parcie potężnych silników pierwszego członu. - Houston, przechylenie według planu -
powiedział Stone.
-Zrozumiałem. Przechylenie.
Saturn zataczał łuk nad Florydą, zmierzając w kierunku Oceanu Atlantyckiego. Wiedziała, że na plażach wybrzeża
dzieci wyrysowały wiełkie napisy: BÓG Z WAMI, ARES. Spojrzała w górę i w prawo, tam gdzie był mały iluminator. Ale
nic nie zobaczyła.
Kokon, szczelny stożek okrywał moduł dowodzenia. Wnętrze miało rozmiary samochodu średniej wielkości.
Ciasnota, wszędzie mechaniczne urządzenia z metalu. „Jak żywcem z lat sześćdziesiątych” - pomyślała York.
Tarcze wskaźników, mierniki, przełączniki, wyłączniki upstrzyły pomalowane na szaro i żółto ściany. Wisiały na
nich notatki załogi, listy zadań procedur alarmowych i setki niebieskich rzepów w kształcie kwadracików o zaokrąglonych
rogach. Fotele miały metalowe stelaże, parciane siedzenia i oparcia. York leżała w prawym fotelu, Stone jako dowodzący
w lewym; Ralph Gershon w środkowym. Główny łuk, za głową Gershona, miał wielkie solidne uchwyty, jak właz okrętu
podwodnego. — Ares, tu Houston. Właśnie zrobiliście pierwszy odcinek trajektorii. Ślad wielki jak po musze.
— Słyszymy was, John - powiedział Stone. - To maleństwo naprawdę zasuwa.
— Słyszymy was, zasuwa.
— Leć, leć, zasrańcu! - krzyknął Gershon. - Skurczybyku! - Głos mu się trząsł.
— Dziesięć tysięcy stóp, zero pięć dziesiątych macha - powiedział Young. „Pięć dziesiątych macha” - pomyślała
York. „Niecałe trzydzieści sekund misji i już mamy połowę prędkości dźwięku”.
W głosie Younga nie było strachu ani zdenerwowania. Można by pomyśleć, że codziennie odprawia rakiety na
Marsa.
John obleciał Księżyc w Apollu jeszcze w 1969 roku i gdyby nie wstrzymano dalszych lotów, zapewne dowodziłby
pierwszą wyprawą na Księżyc. A gdyby nie pyskował na prawo i lewo na temat Programu, siedziałby teraz w kabinie
Aresa.
Wibracje przybrały na sile. Głowa York latała w hełmie jak groch w łupinie. Cała kabina tak się trzęsła, że nie
można było skupić wzroku na instrumentach pokładowych.
Zero dziewięć dziesiątych macha - powiedział Stone. - Czterdzieści sekund. Jeden mach. Przekraczamy
dziewiętnaście tysięcy stóp. Ares, jesteście w pełni sprawni w czterdziestej.
Nagle wstrząsy ustały; przypominało to wjazd samochodem na gładką nawierzchnię. Nawet hałas silnika opadł;
poruszali się tak prędko, że zostawiali za sobą dźwięk.
— Ares, żadnych zakłóceń.
— Przyjąłem - powiedział Stone. - Dobra, zdejmuję nogę z gazu. Zmniejszenie mocy silników ułatwiało rakiecie
nośnej przekroczenie punktu, w którym połączenie oporu powietrza i siły ciągu stawiało kadłubowi największe
wymagania.
— Możecie zwiększyć ciąg.
— Przyjąłem. Pozwolenie na zwiększenie ciągu.
York wydawało się, że nacisk, który odczuwała na piersiach, rośnie. Miała kłopoty z oddychaniem, kiedy płuca
usiłowały pokonać rosnące przeciążenie. — Trzydzieści pięć tysięcy stóp. Przekraczamy prędkość jeden dziewięć
dziesiątych macha. Ciśnienie komór spalania silników na paliwo stałe opadło do pięćdziesięciu funtów na cal kwadratowy.
— Otrzymałem - powiedział z ziemi John Young. - Macie pozwolenie na oddzielenie silników na paliwo stałe.
— Przyjąłem.
Usłyszała słaby, przygłuszony brzęk; kabina zadygotała, rzucając ją na pasy.
Odpaliły
petardy rozdzielające, odpychając opróżnione silniki na paliwo stałe od rakiety
nośnej. Ciąg
opadł, ale centralne silniki na paliwo płynne zwiększyły pracę i York znów
została wciśnięta
4 / 285
418729936.002.png
 
Stephen Baxter - Wyprawa
w fotel.
— Potwierdzam oddzielenie - powiedział Young.
— Idzie jak po maśle, John.
Silniki na paliwa stałe miały odpadać niczym zapałki, ciągnąc za sobą warkocze dymu i ognia. Były najbardziej
rzucającym się w oczy usprawnieniem Saturna 5, który za ich pomocą, już jako Saturn 5B, mógł wynieść na orbitę
okołoziemską dwa razy cięższy ładunek niż jego poprzednik.
-Pięć tysięcy sto stóp na sekundę - powiedział Stone. - Trzydzieści trzy mile wysokości.
Zerknęła na swój grawimetr. 3 g. Nie czuła się przyjemnie, ale w centryfudze wytrzymała znacznie większe
przeciążenia.
Zimne powietrze wionęło do środka hełmu, przynosząc ze sobą zapachy metalu i plastiku.
Po odpadnięciu silników na paliwo stałe lot przebiegał znacznie spokojniej. Silniki na paliwo płynne z zasady
pracowały znacznie bardziej równomierniej niż te pierwsze. Docierał do niej rosnący, nieprzerwany ryk silników
pierwszego członu, nieustanne mruczenie elementów wyposażenia modułu dowodzenia.
Wszystko toczyło się gładko, regularnie, jak w zegarku. Przytulna kabinka kojarzyła się z wnętrzem gigantycznej
maszyny do szycia. Wiuuum, bruuum. Gdyby nie napór przyśpieszenia wydawałoby się to nierealne; jak kolejna
nasiadówka w symulatorze.
— Trzy minuty - powiedział Stone. - Wysokość czterdzieści trzy mile, przebyta odległość siedemdziesiąt.
— Niebawem rozczłonowanie - zapowiedział Gershon. - Przygotować się na katastrofę kolejową.
Silniki pierwszego członu wyłączyły się dokładnie według harmonogramu.
Przyspieszenie znikło.
Wrażenie, które temu towarzyszyło, przypominało wystrzelenie z katapulty. York została wyrzucona w kierunku
deski rozdzielczej, na pasy. Parciane zabezpieczenia ściągnęły ją z powrotem na fotel. I znów poleciała w przód. Silniki
pierwszego członu ścisnęły całą rakietę jak akordeon; kiedy zgasły, akordeon rozciągnął się, złożył i znów rozwinął. Działo
się to z niewiarygodną gwałtownością, właśnie jak podczas katastrofy kolejowej. „Na to też nie przyszykowali mnie w
symulatorach” - pomyślała.
Usłyszała klekot wybuchających sworzni. To oddzielały się gasnące rakiety startowe, pierwszy człon. Rozległy się
kolejny wybuchy, zadygotało oparcia fotela; to eksplodowały rakiety ulażowe, otwierające drogę płynnym wodorowi i
tlenowi do wielkich komór spalania drugiego członu.
Wibracja powróciła, ruszyły silniki drugiego członu i York została wciśnięta w fotel.
Z wysoka usłyszała zaskakujący huk, jakby ktoś walił młotem w obudowę modułu dowodzenia. Za oknem rozłożyły
się ogień i dym. — Wieża - zgłosił Stone.
— Przyjąłem, wieża.
Odpadła wieża ratunkowa, zabierając ze sobą stożkowe okrycie modułu dowodzenia. Do środka wpłynęło
zaskakujące ostre światło, zalewając pomarańczowe skafandry i przygaszając blask instrumentów pokładowych.
York wyjrzała przez iluminator. Niebo w górze było ciemnoniebieskie, w dole jasne strzępy chmur i pomarszczony
ocean.
- Aha, Houston, zgłaszamy, że widoczność dzisiaj jest w porządku. Za odsłoniętym oknem York przesuwała się
masa śmieci z odrzuconej wieży ratowniczej i silników pierwszego członu. Wyglądały jak wirujące konfetti, migocące w
słońcu.
- Przygotować się do wygaszenia silników - powiedział Young. - Przyjąłem - odparł Stone. - Przygotować się do
wygaszenia. Bez względu na to, co mogło się wydarzyć, Ares miał lecieć dalej aż do wygaszenia głównych silników
drugiego członu. Aż do znalezienia się na orbicie.
- Ares, pięć minut trzydzieści sekund lotu, wygaszenie silników w ósmej trzydziestej czwartej.
Ares osiągnął szybkość piętnastu machów i wysokość osiemdziesięciu mil. Silniki nadal pracowały; nadal się
wspinali. Studnia ziemskiej grawitacji była naprawdę głęboka.
— Ósma minuta lotu. Ares, tu Houston, w ósmej wszystko w porządku.
— Wygląda to nieźle - powiedział Stone.
Nieprzerwany odgłos pracy silników i wibracja nagle ustały. Odrzut był potężny.
York
znów poleciała na pasy i odbiła się w tył.
- Wygaszenie silników! - krzyknął Stone. Drugi człon spełnił swoje zadanie. ...I tym razem ciążenie nie powróciło.
Można by pomyśleć, że najechali szybkim samochodem na garb drogowy i wyskoczyli w górę. Tyle że już nie wrócili na
drogę.
- Przygotować się do oddzielenia drugiego członu.
5 / 285
418729936.003.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin