Bernard Hannah - Sąsiedzka przysługa.pdf

(409 KB) Pobierz
106260740 UNPDF
Hannah Bernard
Sąsiedzka przysługa
Rozdział 1
Laura King powoli uniosła głowę, spojrzała w górę, po czym znowu
przygarbiła się ze zmęczenia. Zdawało jej się, że wspinaczka trwa nieskończenie
długo.
Przecież to nie Mount Everest, ale zwykły blok mieszkalny w Chicago.
Wystarczy pokonać trzy piętra, żeby dojść do przytulnego mieszkania, zamknąć
drzwi i zapomnieć o całym świecie.
Jak dobrze, że u kresu wspinaczki znajduje się upragniona przystań.
Kolorowe liście klonów świadczyły o tym, że nadeszła już jesień, a Laura
prawie nie zauważyła lata. Nie zdążyła wyjechać na urlop i odetchnąć świeżym
powietrzem. Wprawdzie w pracy miała klimatyzację, ale to przecież nie to samo.
W dodatku zawsze gdy wracała do domu, na schodach czuła drażniący zapach
smażonego mięsa.
Od pół roku marzyła o wprowadzeniu w kalendarzu zmiany, dzięki której w
tygodniu byłoby więcej piątków, co automatycznie zwiększyłoby liczbę wolnych
dni.
Tym razem wyjątkowo w sobotę nie miała żadnego służbowego spotkania i nie
zabrała do domu papierkowej roboty. Cieszyła się, że ma przed sobą aż dwa dni, w
ciągu których może robić to, na co będzie miała ochotę. Na przykład posłucha
dobrej muzyki albo poczyta; kosz na bieliznę był już zapełniony książkami,
których nawet nie otworzyła. A może dorobi drugi rękaw do swetra rozpoczętego
przed podjęciem pracy u Younga i Warrena. Lub zadzwoni do znajomych, którzy z
powodu jej milczenia zapewne uznali, że przeniosła się na tamten świat.
Oczywiście, miała też mnóstwo sprzątania i zmywania. Przed trzema dniami
zabrakło jej czystego talerza do płatków na śniadanie. Ale to fakt bez większego
znaczenia, bo mleko skończyło się jeszcze wcześniej.
Rano nie znalazła też czystej bielizny, więc była zmuszona wyjść z domu
niekompletnie ubrana.
Pierwszy raz w życiu.
Wyobrażała sobie, że wszyscy dokoła wiedzą o skandalicznym braku w jej
garderobie, więc podczas dziesięciominutowej przerwy na lunch pobiegła do
najbliższego sklepu i kupiła pięć kompletów najtańszej bielizny z napisami po
francusku. Od biedy starczy na cały tydzień.
Ostatnio czuła się nieszczególnie. Jej życie nabrało szalonego tempa. Dni
mijały za szybko, nie miała wolnej chwili dla siebie. Gdyby akurat teraz zjawił się
wymarzony królewicz z bajki, musiałaby powiedzieć, że nie ma dla niego czasu, i
poprosić, by zgłosił się w późniejszym terminie.
– Dzień dobry.
Justin Bane jak zwykle minął ją biegiem i znikł na półpiętrze, nim zdążyła
odpowiedzieć na pozdrowienie.
Pomyślała, że sąsiad porusza się z zawrotną szybkością, ponieważ nie nosi
butów na wysokich obcasach i nie haruje w biurze od rana do wieczora. Dla niego
trzy piętra to drobiazg. A wieczorami ma jeszcze dość siły, by głośno śpiewać w
łazience.
Zrobiła kilka głębokich wdechów i posunęła się o jeden stopień wyżej, głośno
sapiąc. Los jest złośliwy!
Przeniosła się na przedmieście, by nie udusić się w malutkim mieszkaniu przy
skrzyżowaniu ruchliwych ulic. Teraz nie pojmowała, dlaczego wynajęła
mieszkanie na trzecim piętrze. Niestety, nie przewidziała, że będzie cierpieć z
powodu kaprysów windy. Prawdopodobnie pół roku wcześniej była wciąż jeszcze
młoda i nieprzewidująca. Otrzymała wymarzoną pracę i zdawało się jej, że
wszystkiemu podoła, nawet codziennej wspinaczce na trzecie piętro.
Cóż, jak widać spełnienie marzeń nie zawsze przynosi szczęście. W czasie
długich studiów nawet nie przypuszczała, że czeka ją prawie
osiemdziesięciogodzinny tydzień pracy i że wolne soboty będą rzadkością.
Westchnęła. W domu też miała obowiązki. Na przykład od czasu do czasu
trzeba było posprzątać. Ale nie dziś i nie jutro. Liczyła na to, że po sobotnim
odpoczynku nabierze sił i podejmie się takich trudnych zadań jak włączenie pralki
lub zmywarki. Pierwszy wieczór chciała spędzić bezczynnie przed telewizorem, bo
hollywoodzkie bajki dla dorosłych na ogół pomagały zapomnieć o sali sądowej, o
sprawach rozwodowych czy o decydowaniu, komu ze skłóconych małżonków
przyznać prawo do opieki nad dziećmi.
Laurze zaburczało w żołądku.
– Trzeba będzie coś ugotować – mruknęła. – To najpilniejsze zadanie.
Przez ostatnie tygodnie nie miała czasu na treściwe posiłki. Odżywiała się
owocami i czekoladą, które połykała w pośpiechu. Niemal zapomniała, jak smakują
gorące potrawy. A gdy codziennie wieczorem mijała drzwi sąsiada, w jej nozdrza
uderzał smakowity zapach, dobitnie świadczący o tym, że Justin nie zadowala się
owocami i czekoladą. Najbardziej lubił pikantnie przyprawiony drób oraz pizzę.
Tymczasem żołądek coraz głośniej dopominał się o swoje prawa. Laura nie
przepadała za gotowaniem. Szczytem jej osiągnięć kulinarnych były grzanki z
serem i pieczarkami. Postanowiła jednak, że dziś będzie nieco ambitniejsza. Jakie
skomplikowane danie by tu przygotować? Może hamburgery?
Niestety, gotowanie wiązało się nierozerwalnie z zakupami.
Laura jęknęła, weszła z trudem na kolejny stopień, potem następny, i jeszcze
jeden, aż wreszcie znalazła się na pierwszym piętrze. A więc pokonała jedną
trzecią drogi. Zadowolona z osiągnięcia oparła się o ścianę i przymknęła oczy.
Jutro pomyśli o zakupach i gotowaniu, a dziś odpocznie za wszystkie czasy.
– Słabo ci?
Głos rozległ się tuż-tuż. Laura uniosła ciężkie powieki i spojrzała w
zaniepokojone ciemne oczy. Nie miała siły mówić, więc przecząco pokręciła
głową. Nie słyszała, żeby sąsiad, który nigdy nie chodził powoli, zbiegał na dół.
Był bez marynarki, w pogniecionej czarnej koszuli i czarnych spodniach. Stał
pochylony nad nią, a ona starała się nie wdychać zapachu, jaki roztaczał. Gdy
szybkonogi Justin wbiegał przed chwilą na górę, bukiet jego feromonów
wystarczył, by ogarnęło ją podniecenie.
Starała się opanować. Justin od samego początku budził w niej uśpione
pożądanie. A to absurdalne. Laura uważała, że jest wiekowo zbyt zaawansowana,
by podkochiwać się w sąsiedzie.
To dobre dla podlotka.
Justin położył dłoń na jej czole, jakby sprawdzał, czy ma temperaturę. Potem
ujął ją pod brodę i zajrzał w oczy. Zbadał puls. Co on, bawi się w doktora?
Mówiono, że pracuje w szkole, ale z wyglądu nie przypominał żadnego znanego
Laurze nauczyciela. Lekarzem, owszem, mógłby być. Ciekawe, co by zrobił, gdyby
zaczęła się dusić. Czy ratowałby ją metodą usta-usta? Dość kusząca perspektywa.
– Masz przyśpieszony puls. Biegasz z góry na dół i z dołu do góry dla treningu,
czy przez pięć minut doszłaś dopiero tutaj? Co się z tobą dzieje?
Ładnie z jego strony, że zainteresował się, chciał pomóc. Oczywiście nie
wiedział, że sam jest przyczyną nienormalnego pulsu, który oszalał pod
dotknięciem jego dłoni. Jaki będzie dalszy ciąg? Czy rycerski sąsiad weźmie ją na
ręce, zaniesie do mieszkania i ostrożnie położy na kanapie? A potem...
Laura przymknęła oczy. Ramiona Justina będą mocne, ale delikatne, ruchy
spokojne. Ze zmysłowym uśmiechem zrobi to, o czym ona od dawna marzy.
Zachwycona perspektywą cichutko westchnęła. Mężczyźni bywają potrzebni. I są
mili, gdy postępują zgodnie z naszymi oczekiwaniami.
– Lauro?
Otworzyła oczy i zobaczyła, że Justin ma dziwną minę. Pomyślała
skonsternowana, że zapewne posądza ją o nadmierne spożycie jakiegoś napoju
wyskokowego.
– Nie jestem pijana – syknęła oburzona.
Chwiejnie odsunęła się od ściany i tym samym przysunęła do sąsiada. Justin
podtrzymał ją, by się nie przewróciła.
Przylgnęła twarzą do jego szerokiej piersi. Coraz gorzej. Trudno oddychać, a
płuca domagają się powietrza. Taka bliskość jest niebezpieczna. Laura
zastanawiała się, jak postąpiłaby, gdyby Justin zaprosił ją na przejażdżkę motorem.
Bała się takiej jazdy, lecz chyba nie odmówiłaby.
Odsunęła się, odetchnęła głęboko, schwyciła torbę i wyminęła sąsiada. Schody
wydawały się teraz jeszcze wyższe i bardziej strome, ale musiała je pokonać.
– Nie przejmuj się mną – rzuciła przez ramię. – Po prostu jestem
przepracowana. Nie każdy ma luksusową pracę tylko przez parę godzin dziennie.
Nie wiedziała, ile prawdy było w plotkach o sąsiedzie i gdzie on naprawdę
pracuje, ale zawsze wcześnie wracał do domu i miał wolne soboty.
Zazdrość jest silnym uczuciem. Laura była wobec siebie szczera i wiedziała, co
jest główną przyczyną jej niechęci do sąsiada. Fakt, że Justin nie pracuje po
godzinach. Oraz to, że sam gotuje. Słabo go znała, więc nie było rzeczywistych
podstaw do awersji, ale wmówiła sobie, że nie lubi go z powodu arogancji.
Mężczyźni jeżdżący najdroższymi pojazdami zwykle są aroganccy.
Gdyby przeprowadziła głębszą analizę – na co nie miała najmniejszej ochoty –
stwierdziłaby, że główna przyczyna niechęci leży w tym, że przystojny
motocyklista wykazuje brak zainteresowania sąsiadką zza ściany. Wprawdzie
nigdy nie mijali się bez słowa, owszem, pozdrawiali się, a niekiedy rozmawiali,
jednak zawsze była to zaledwie krótka wymiana zdań na temat pogody, wyglądu
podwórka albo ulicy. Fascynujące tematy!
Laura odwróciła głowę i spojrzała na Justina z niechęcią. Tak, pociągają,
chociaż nie jest w jej typie. Miała za dużo pracy, więc nie szukała bratniej duszy
płci męskiej czy dożywotniego towarzysza doli i niedoli. Poza tym w grę
wchodziła też kwestia urażonej kobiecej dumy. Nie zaszkodziłoby, gdyby sąsiad
chociaż od święta uśmiechnął się uwodzicielsko.
Ociężale weszła na schody.
– Czemu wmawiasz mi, że to zwykłe wyczerpanie? – spytał Justin z ledwo
dostrzegalną ironią. – Dawno nie widziałem tak zmordowanego człowieka. Chyba
jesteś chora.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin