MĄŻ POTRZEBNY OD ZARAZ.pdf

(700 KB) Pobierz
MĄŻ POTRZEBNY OD ZARAZ
Mąż potrzebny od zaraz
By oknoifiranka
1
417411161.001.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Klucz leżał tam, gdzie zawsze, czyli blisko wejścia, pod donicą z drobnymi
żółtymi chryzantemami. Tym razem jednak Bella wsunęła go do kieszeni żakietu,
zamiast jak zwykle odłożyć na miejsce po otworzeniu drzwi.
Znalazła się w cichym holu nieprzyjemnie opustoszałego domu, należącego do
Rosalie Cullen. Rozejrzała się wokół, chociaż świetnie znała każdy kąt. Trudno
zliczyć, ile razy tu przychodziła, żeby przynieść odebrane z pralni garnitury pana
domu albo zabrać przygotowaną przez Rose listę zakupów. Również przed ostatnimi
świętami Bożego Narodzenia spędziła tu cały dzień, pakując prezenty i piekąc
ciasteczka. Po wykonaniu różnych zleceń wracała do siebie, teraz jednak miała tu na
jakiś czas zamieszkać, i to zupełnie sama. Dlatego dom wydał jej się nieprzytulny i
mało gościnny, czyli zupełnie inny niż zazwyczaj. Uśmiechnęła się, pokpiwając w
duchu ze swego przewrażliwienia. Nie mogła się jednak pozbyć nieprzyjemnego
wrażenia, że jest tu niechcianym intruzem.
A przecież tak naprawdę Rosalie niemal błagała Bellę, by się tutaj wprowadziła i
czuła się jak u siebie.
– Znam swoje szczęście i wiem – przekonywała – że jeśli pozostawię sprawy
swojemu biegowi, będzie to wyglądało tak: pojadę z Emmettem na tę koszmarną
wyprawę, a po powrocie okaże się, że hydraulik nie tylko nie zainstalował wanny z
biczami wodnymi, lecz w ogóle nawet się nie pojawił. Gdyby się okazało, że
spędziłam wieczność w lesie pod namiotem z powodu remontu, do którego w
rzeczywistości nie doszło, pewnie podcięłabym sobie żyły.
– Bez wanny nie dasz rady – fachowo poinformowała ją Bella. – Jeśli ktoś
profesjonalnie podchodzi do tego zabiegu, powinien usiąść w wypełnionej ciepłą
wodą wannie. Tak postępują wszyscy porządni samobójcy. Szczerze jednak mówiąc,
wolałabym, abyś zrezygnowała z tak radykalnego kroku, bo wtedy „Wypożyczalnia
Żon” straciłaby jedną z najlepszych klientek.
– No to wprowadź się do mnie i miej oko na tego budowlańca – nalegała Rosalie.
– Jeśli tu zamieszkasz, nie będzie miał pretekstu, żeby migać się od roboty.
Bella nie była o tym przekonana, z doświadczenia bowiem wiedziała, że pod tym
względem rzemieślnicy są wprost niewyczerpani w pomysłach. Z drugiej jednak
strony „Wypożyczalnia Żon” od początku swego istnienia zajmowała się zarówno
2
załatwianiem różnych spraw w imieniu klientów, by nie musieli zwalniać się z pracy,
jak i pilnowaniem ich domów podczas nieobecności właścicieli. Rose prosiła o
połączenie tych dwóch usług, a przecież elastyczność była głównym hasłem firmy.
Jednym słowem Belli nie pozostało nic innego, jak wprowadzić się tutaj. Zresztą
miało to również swoje dobre strony. Dom przy Terrace Square wydawał się Belli
pałacem w porównaniu z jej skromnym mieszkaniem. Nie tylko z powodu
komfortowego wnętrza, lecz przede wszystkim dlatego, że był solidnie zbudowany.
Można tu było włączyć muzykę o każdej porze dnia i nocy nie obawiając się, że
spokój sąsiadów zostanie zakłócony, co dla Belli było wielce kuszącą zachętą.
Obiecała sobie, że gdy tylko rozpakuje rzeczy, natychmiast wypróbuje pianino Rose.
Właśnie wieszała w szafie ostatni z przywiezionych kostiumów, kiedy zadzwoniła
przyczepiona do paska komórka.
– „Wypożyczalnia Żon”– odezwała się automatycznie.
– Jest ósma wieczorem, Bells, musisz być ciągle na posterunku – usłyszała głos
jednej ze wspólniczek.
– Cześć, Jessica. Masz rację, to już skrzywienie zawodowe.
– No i jak tam? Urządzasz się?
– Jest super, ta przestrzeń... Skończy się na tym, że Rosalie po powrocie będzie
musiała wyrzucać mnie siłą. – Bella chwyciła żakiet, który zsuwał się z wieszaka,
omal przy tym nie upuszczając komórki. – Co mówiłaś, Jess?
– Pytałam, czy jutro będziesz mogła zająć się przyjmowaniem zleceń
telefonicznych. Angela jedzie do Fort Collins odebrać dziecko klienta z obozu
koszykarskiego, a ja muszę pojechać z matką do lekarza.
– Jasne, nie ruszę się stąd na krok. Najpierw będę czekać na szefa firmy
budowlanej, a potem muszę się przyjrzeć pracy jego ekipy.
– Czy Rosalie rzeczywiście tego żądała? To brzmi jak wyrok. Jak sobie
poradzisz?
– Nie będzie tak źle. Kiedy już remont ruszy pełną parą, co jakiś czas skontroluję
postęp robót, co w niczym nie przeszkodzi mi w wykonywaniu moich zwykłych
obowiązków. A jeśli chodzi o jutro, to podaj domowy numer Rose, bo w mojej
komórce wysiada bateria. Gdyby było dużo zamówień, to...
– Optymistka! Jakbyś nie wiedziała, że to bardzo kiepski okres...
Właśnie! Kiepski okres! Bella uświadomiła sobie, że to był kolejny powód, aby
przyjąć zlecenie od Rosalie, która nigdy nie marudziła przy płaceniu rachunków. W
tym martwym sezonie każda wpłata na konto firmy witana była z radością.
– Wiem. Niestety tak to już jest w naszym fachu. Gdyby to było tylko możliwe,
3
już teraz ubrałabym choinkę. Za kilka miesięcy będziemy zbyt zajęte
przedświątecznymi zleceniami, żeby myśleć o sobie. Ale co z twoją mamą? Mam
nadzieję, że to nic groźnego...
– Jutro ma tylko wizytę kontrolną, ale wiesz, jak to nieraz długo trwa. Zawsze
trzeba czekać, aż przyjmą wszystkie nagłe przypadki. No to cześć. Rano przełączę
telefon na twój numer.
Bella przypięła komórkę do paska, wsunęła puste walizki pod łóżko i zeszła na
dół do obszernego salonu. Zapadł już wieczór i dom pogrążony był w mroku, nieco
tylko rozproszonym przez światło stylizowanych latarni, które otaczały mały park i
plac zabaw, znajdujące się pośrodku osiedla domków. Ozdobna szklana ścianka przy
drzwiach wejściowych rozszczepiała światło, które migotało i rzucało drżące
refleksy, stwarzając wrażenie, jakby wszystko wokół się poruszało. Bella wzdrygnęła
się i szybko przeszła przez hol.
Salon był połączony z holem, wyglądał jednak znacznie przytulniej, co na pewno
było zasługą grubego, miękkiego dywanu i wygodnych foteli. Wypolerowane czarne
pudło pianina lśniło nawet w mroku. Bella delikatnie przesunęła ręką po powierzchni
instrumentu, podniosła wieko i niepewnie dotknęła klawiszy.
Palce miała sztywne. Nic dziwnego, skoro od przeszło roku grała tylko od
przypadku do przypadku. Uderzyła w klawisze i z ogromną radością wykonała kilka
wprawek. Po chwili ręce odzyskały dawną gibkość i elastyczność, a palce niemal
instynktownie znajdowały kolejne nuty...
Nie była dobrą pianistką, nigdy bowiem nie pobierała regularnych lekcji muzyki,
ale zawsze szukała w niej ucieczki. Wprawdzie nie miała własnego instrumentu, ale
często grywała w szkole, w kościele, u koleżanek czy w uniwersyteckim kampusie.
Pianino stało się jej najlepszym przyjacielem i powiernikiem.
Spod palców Belli zaczęła płynąć wiązanka jej ulubionych utworów. Czasami
zatrzymywała się, by przypomnieć sobie poszczególne frazy. Dopiero gdy
wyczerpała cały swój repertuar, przyjrzała się nutom ułożonym na sekretarzyku obok
pianina.
Ze stosu wygrzebała zapis starego marsza. Jaka to przyjemność grać tak sobie do
woli, gdy grube ściany oddzielające szeregowe domki skutecznie chroniły spokój
sąsiadów.
Marsz był skomplikowany, a w dodatku w świetle lampki ustawionej na pianinie
trudno było odczytać wyblakłe nuty. Pierwsze donośne akordy skutecznie zagłuszyły
silne uderzenie w drzwi wejściowe.
Drugi cios zabrzmiał, jakby ktoś próbował rozwalić drzwi taranem. Bella
4
struchlała. Oderwała ręce od klawiatury i oczami rozszerzonymi trwogą wpatrywała
się w sylwetkę niewyraźnie rysującą się za szklaną ścianką.
Włamywacz! – pomyślała, sztywna ze strachu. Ktoś najwyraźniej uznał, że
nieoświetlony dom jest pusty.
Trzecie uderzenie było jeszcze potężniejsze. Rozłupane i wiszące już na jednym
tylko zawiasie drzwi uderzyły w ścianę holu. Z cienia wyłonił się olbrzymi,
przerażający mężczyzna.
Belli wydawało się, że mdła lampka, przy której ledwie mogła odcyfrować nuty,
teraz zapłonęła pełnym blaskiem, bezlitośnie ją oświetlając. Mężczyzna
skoncentrował wzrok na dziewczynie. Oczy mu się zwęziły, ciało naprężyło.
I nagle odezwał się. Ostatnią rzeczą, jakiej mogła spodziewać się po
włamywaczu, było pytanie, które zadał głębokim, pełnym niedowierzania głosem:
– A kimże, do cholery, pani jest?!
Klucz nie leżał tam, gdzie zawsze, czyli blisko wejścia, pod donicą z drobnymi
żółtymi chryzantemami.
– Masz ci los, ładna niespodzianka! – zezłościł się Edward. No tak, ale skoro jego
brat i bratowa z takim uporem zostawiali klucz w najbardziej oczywistym miejscu,
należało spodziewać się, że któregoś dnia skorzysta z niego ktoś niepowołany.
Prawdopodobnie o ich dwutygodniowym wyjeździe do Manitoby wiedzieli nie
tylko przyjaciele i współpracownicy, ale także całe osiedle. Każdy mógł z tej
informacji skorzystać. Swoją drogą złodziej był dość niecierpliwy. Od wyjazdu
Emmetta i Rosalie upłynęło co najwyżej sześć godzin, a ich dobytek już był
zagrożony.
Nie ma co, świetne zajęcie na resztę wieczoru! – pomyślał Ed. Zamiast gorącego
prysznica i dobrze zasłużonego odpoczynku, będzie miał wątpliwą przyjemność
poznać gliniarzy z Denver i obserwować, jak zabierają się do śledztwa. Koszmar!
Właściwie Emmett i Rose zasłużyli sobie na to. Edward najlepiej by zrobił, gdyby
po prostu położył się spać i zostawił cały ten bałagan do rana. Jeśli włamywacz nie
narobił poważnych szkód, można by nawet udawać, że się w ogóle niczego nie
zauważyło...
Kładł już rękę na klamce, ale zatrzymał się z ciężkim westchnieniem. Nie mógł z
czystym sumieniem zostawić tak tej sprawy. Będzie musiał przejść przez park do
biura administratora, zgłosić brak klucza i poprosić o wezwanie policji. A poza tym,
gdyby nawet zlekceważył zasady i odłożył problem do rana, przecież nie wejdzie do
środka przez zamknięte drzwi.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin