Kres Feliks W. - Mag.pdf
(
107 KB
)
Pobierz
Feliks W Kres - Mag
MAG
Kres Feliks Wiktor
Kres Feliks Wiktor
Feliks Wiktor Kres
(pseudonim, właściwie
Witold
Chmielecki
, ur.
1966
w
Łodzi
) to polski pisarz
fantasy
.
Debiutował w roku
1983
opowiadaniem
Mag
nadesłanym na konkurs pisma "
Fantastyka
". Od tamtej
pory opublikował osiem powieści i kilkadziesiąt
opowiadań.
Najbardziej znany jako autor dwóch cykli fantasy -
"
cyklu szererskiego
", dziejącego się w świecie zwanym
Szererem, gdzie oprócz ludzi inteligencją obdarzone są
równieŜ koty i sępy (obecnie, oprócz wczesnych,
niezgodnych juŜ z obecną wersją tego świata opowieści
cykl składa się jedynie z podcyklu
Księga Całości
, choć
Kres zapowiada kolejne osadzone w tym świecie
powieści), oraz
Piekło i szpada
, mroczne opowieści
płaszcza i szpady w alternatywnym
XVII wieku
, gdzie
spotkać moŜna zarówno
demony
, jak i istoty starsze od
samego
Szatana
. Jego utwory przetłumaczone zostały na
język czeski
,
rosyjski
oraz
hiszpański
. Za wydaną w roku
1992
powieść
Król bezmiarów
otrzymał
Nagrodę im.
Janusza A. Zajdla
.
Od kilku lat prowadzi kącik porad dla młodych pisarzy w
czasopismach poświęconych fantastyce - najpierw pod
tytułem
Kącik złamanych piór
w miesięczniku "
Fenix
",
potem w "
Magii i Mieczu
", zaś obecnie jako
Galeria
osobliwości
w miesięczniku "
Science Fiction
". W
lutym
2005
porady Kresa dla początkujących pisarzy zostały
wydane w formie ksiąŜkowej pod tytułem
Galeria
złamanych piór
.
Mag
CięŜkie, złote drzwi rozchyliły się powoli pozwalając wślizgnąć się memu
zaciekawionemu spojrzeniu do wielkiej sali wykładanej szmaragdowymi kafelkami.
Mieszkałem w pałacu, ale w lazience. Pani nigdy dotąd nie byłem. Po pierwsze dlatego, Ŝe
nikt jeszcze nie dostąpił tego zaszczytu, a po wtóre pałac był tak wielki, Ŝe mało kto znał
więcej, niŜ dziesiątą jego część. Bywało, Ŝe dworzanie zamieszkujący północne skrzydło w
ciągu całego Ŝycia nie dotarli dalej, niŜ do skrzydła północno-wschodniego. Postąpiłem dwa
kroki naprzód, wzrok mój prześliznął się po tysiącu srebrnych, nie grubasznych od ramienia
kolumn. Misternie rzeźbione, delikatnie, lecz ze stanowczą siłą podpierały sufit, kryjący się
za lekką, błękitno-białą mgiełką. Otaczały one zwartym szykiem niewielki, owalny basenik,
wypełniony granatową wodą. Uczyniłem kolejne dwa kroki. Niski, melodyjny,
przypominający tchnienie głos zaanonsował - Jego Wysokość KsiąŜę Deloa, Twój
Nadworny Mag o Pani- Potrafiłem wyglądać tak, jak chciałem. Teraz musiałem ukazać się
Najpiękniejszej jako człowiek, na którego nie warto napluć. Choć lekko juŜ oszołomiony
otaczającym mnie Pięknem, wierzyłem jednak, Ŝe mi się to uda; Najpiękniejsza widziała
mnie zaledwie kilka razy.
Ukląkłem i na kolanach poczołgałem się ku drzwiom. Gdy do nich dotarłem, dotknąłem
głową posadzki o odtąd toczyłem ją po błyszczących jak zwierciadła srebrnych płytkach.
Odbijała się w nich moja wykrzywiona kretyńsko twarz, mrugały z posadzki lekko zezujące
oczy półidioty.
- Zatrzymaj się, KsiąŜę. Wstań! - Głos był dźwięczny, młody, stanowczy. Głos Pani.
Byłem tak zdumiony, Ŝe na moment zapomniałem o głupkowatym wyrazie twarzy. Musiała
to zauwaŜyć, bo gdy odrywałem głowę podłogi, powiedziała:
Jeszcze jedna oznaka twojego nienaturalnego zachowania się i zabiję cię. Wiem doskonale,
Ŝe nie jesteś głupcem.
Powoli odpęŜyłem się, przekształcając pokrywająca moją twarz maskę w swoje zwykłe
rysy.
- Wybacz, Królewno Światła - wyszeptałem - nie wierzę we własne szczęście. Nikt
przedemną nie dostąpił zaszczytu klęczenia przed Tobą przez cały czas trwania rozmowy.
- Istotnie, jesteś pierwszym człowiekiem, któremu na to pozwoliłam. Lecz nie koniec na
tym. Wolno ci patrzeć na mnie przez cały czas trwania rozmowy.
ZadrŜałem:
- Pani moja, nie śmiem...
- Powiedziałam, Ŝe pozwalam, więc spiesz się, bym nie poŜałowała swych słów.
Oszołomiony pięknem Jej głosu powoli unisłem oczy. Natychmiast poraził mnie blask
rozsiewany przez cudowne oszlifowane diamenty, z których zbudowany był niski, z trzech
stron otoczony ścianą kolumn stół. Na nim leŜała Córa Niebios. Niewolnice i niewolnicy
odstępowali Jej boskie ciało, namaszczając je cudownie pachnącymi olejkami
Klęczałem w milczeniu, z rozkoszą kontemplując piękno opalonego na brąz ciała Boskiej
Pani. Widziałem Ją z bliska po praz pierwszy, ogóle byłem chyba pierwszym ( nie licząc
rzecz jasna niewolników) człowiekiem, który mógł patrzeć na nią z tak niewielkiej
odległości. Dworzanie i lud podziwiali Ją czasem, gdy znuŜona przebywaniem w pałacu
przechadzała się po parku lub teŜ zaŜywała kąpieli w Jeziorze, lecz nigdy podczas rozmowy
z Nią. Zresztą zaszczytu rozmowy z Panią dostępowali tylko nieliczni. Nic więc dziwnego,
Ŝe klęczałem na srebrnej posadzce oszołomiony nie tylko Pięknem, ale i tyleŜ
zdumiewającą, co zagadkową łaskawością Pięknej Pani.
- Wezwałam cię, KsiąŜę, w związku z niepokojącymi wydarzeniami, jakie ostatnio miały
miejsce na terenie naszego kraju - Najpiękniejsza z wdziękiem przetoczyła się na brzuch,
wystawiając plecy na zabiegi niewolników. Potrząsneła złotowłosą łaskawością. - Wiesz
zapewne, o czym mówię?
- Nie, o Najpiękniejsza - poczułem, Ŝe skóra mi cierpnie na grzbieice.
- CzyŜby? Doniesono mi, Ŝe ty, KsiąŜę, brałeś udział w Wielkim Zebraniu Magów. CzyŜbyś
nie wiedział, o czym tam rozmawiano?
Zaniepokoiłem się nie na Ŝarty. A więc jednak...
- Wiem o wszystkim, co zostało tam powiedziane, o Pani.
- I cóŜ - wąska, wypielęgnowana dłoń wyciągnęła się ku jednemu z niewolników, który
natychmiast, za pomocą małego pędzelka, począł ją pokrywać czarnymi i czerwonymi
kwiatami.
Poczułem, Ŝe bladnę. Zrozumiałem, Ŝe jedynym moim ratunkiem jest sugestia. Przez
długą chwilę walczyłem z obezwładniającym Pięknem, nim udało mi się skoncentrować.
- Pani - zacząłem cichym, monotonnym głosem - wiesz dobrze, Ŝe jestem Twoim
najwierniejszym i najpokorniejszym sługą. Iwesz teŜ, Ŝe nigdy nie kłamię i to, co powiem...
ZauwaŜyłem, jak malutkie, śliczne wykrojone usteczka ściągały sie w wąską ryskę. W tej
samej chwili moi Sprzymierzeńcy zasygnalizowali mi niebezpieczeństwo. Nim zdąŜyłem
zorientować się w sytuacji, otrzymałem potęŜny cios biczem przez plecy. Zachwiałem się,
wtedy spadło drugie uderzenie. Upadłem na twarz, na posadzkę.
- Przewidziałam twoje sztuczki, KsiąŜę - posągowe ciało drŜało od powstrzymywanego
śmiechu. - Mam Sprzymierzeńców Koldorna. Są oni potęŜniejsi od twoich. Będziesz
mówił?
Z trudem podnisłem się na kolana. Natychmiast spadł na mnie trzeci cios, tym razem przez
głowę. Bicz przeciął skórę, poczułem na twarzy lepkie strumyczki krwi. Znów upadłem
- Pani, wybacz mi - wycharczałem - powiem wszystko. Na Wielkim Zebraniu obecnych
było dwudziestu siedmiu Czarowników ze wszystkicg regionów kraju. Wybacz mi, Pani!
Zgrzeszyłem cięŜko, to prawda...
Bicz po raz czwarty przeciął moją skóre.
- O czym mówiliście? - Najpiękniejsza z zadowoleniem przyglądała się kwiatom na swej
drobnej dłoni.
Próbowałem wymyślić jakieś zręczne kłamstwo, ale ból i Piękno odbierały mi przytomność.
Wykrztusiłem:
- Wysnuliśmy teori, Ŝe to człowiek powinien dominować nad Pięknem, powinien wyzwolić
się spod jego władzy...
- Co takiego?! - zdumiała się Pani. - Mów dalej!
- To wszystko, Zorzo...
- Na pewno? - Najpiękniejsza skinęła głową, bicz znowu przeciął moją skórę.
- Na pewno, o Najpiękniejsza...
Następnie uderzenie.
- Pani, powiedziałem juŜ wszystko, uwierz mi!
- Wystarczy. - Boska Pani zmarszczyła rozkosznie nosek i zaśmiałą się dźwięcznie. - A
teraz słuchaj, Deloa, Co ci powiem; nie zabiję cię, choć powinnam. Będziesz Ŝył, ale dla
mnie. Od jutra mój wysłannik będzie przekazywał ci szczegółowe rozkazy. Od tego, czy i
jak je wykonasz, będzie zaleŜała twoja dalsza kariera i... Ŝycie.
Lektyka była wymoszczona puchem, ale moje poszarpane ciało reagowało bólem na
najdelikatniejszy nawet dotyk. Przez całą drogę zaciskałem z bólu zęby. Gdy tylko
niewolnicy donieśli lektykę do moich apartamentów, natychmiast przy pomocy
Sprzymierzeńców sporządziłem maść gojącą. Odetchnąłem z ulgą, gdy rany zabliźniły się w
oczach.
"Sprzymierzeńcy, co mam robić?"
"Porozum się z uczestnikami Wielkiego Zebrania. Przedstaw im sytuacje"
"Zrobie tak, jak radzicie, ale gdzie ich szukać?"
"Deltreos przebywa obecnie w stolicy. Przeniesiemy cię do niego".
Deltreos był jednym z najpotęŜniejszych Magów w Państwie. Niezwłocznie powierzyłem
swą świadmość Sprzymierzeńcom i natychmiast ujrzałem komnatę Deltreosa. On sam
pochylał się nad stołem, na którym rozłoŜone były karty gęsto zapisanego papieru.
- Czekałem na ciebie, Mistrzu Deloa - powiedział, nie unosząc nawet głowy. - Moi
sprzymierzeńcy towarzyszyli ci podczas wizyty u Najpiękniejszej. Pragnę ci podziękować w
imieniu całego Wielkiego Zebrania. Zachowałeś sie, jak przystało na członka naszego
zgromadzenia.
"Dlaczego, Mistrzu, twoi sprzymierzeńcy nie ukazali się oczom mej duszy?"
- Dusza twa, Deloa, była kontrolowana przez Koldorona i jego Sprzymierzeńców.
"Jak to? Więc Kolodorn był w łazience Pani?"
- Owszem, pod postacią jednego z jej niewolników. Ale ty, Deloa, nie mogłeś o tym
wiedzieć, Kolodorn ma potęŜniejszych Sprzymierzeńców niŜ ty.
"Co mam robić, Mistrzu?" - zapytałem po długiej chwili milczenia.
- MoŜesz wrócić do pałacu, ale nie wolno ci przyjmować posłańców od Najpiękniejszej, ani
spotykać się z Pięknem.
"Nie chcę wracać do pałacu, Mistrzu. Nic tam po mnie. Powiedz mi co moge zrobić dla
Sprawy, a będę posłuszny".
Mistrz Deltreos bardzo powoli uniusł głowę znad stołu. Jego nieobecne oczy świadczyły
oczy świadczyły o tym, Ŝe Mag rozmawia ze Sprzymierzeńcami. Myśl jego i
Sprzymierzeńców biegły nieuchwytnymi dla mnie drogami. Minęła długa chwila, nim się
odezwał:
- Jedynie Ludzie-zza-gór - powiedział - nie podlegają Pięknu. Tylko przy ich pomocy
moŜemy udowodnić, Ŝe piękno nie znaczy: Dobro.
"Mistrzu - powiedziałem cicho - wybacz, lecz nie zrozumiałem wszystkich słów
wygłoszonych przez ciebie na Wielkim Zebraniu. Czy mógłbyś mi je teraz wyjaśnić?"
Mistrz Deltreos powoli zbierał myśli. Wreszcie rzekł:
- Nie, Deloa. Niewiele zrozumiałeś, bo chciałem, byś niewiele zrozumiał. Czasem lepiej jest
niewiedzieć wszystkiego, bezpieczniej. Powiem ci tylko, Ŝe nie jesteś jedynym, który nic nie
zrozumiał. Tylko dwaj Mistrzowie oprócz mnie znają Tajemnicę. Są to Elosteo i Hagrodoa.
Prosiłaś mnie o zadanie - otrzymasz je. Udasz się do Ludzi-zza-gór, porozumiesz się z nimi.
Zrozumiesz wszystko, gdy spotkasz się tam z Hagrodoa. A teraz, Mistrzu Deloa, złoŜymy
wizytę Najpięknieszej.
Najpiękniejszą odnaleźliśmy w jednej z Jej osobistych komnat. Towarzyszył jej Koldoron,
lecz nie obawialiśmy się go. Połączenie siły naszych Sprzymierzeńców pozwoliły nam na
zatajenie swej obecności.
Przyczailiśmy się pod sufitem tuŜ przy najpotęŜniejszej, centralnej kolumnie, bogato
zdobionej srebrem. W tym miejscu sufit wykonany na podobieństwo morskich fal
marszczył się na kształt ogromnego wiru. Zawieszona w powietrzu mgiełka przywodziła na
myśl rozpylone nad wściekłe uderzającymi o siebie falami drobinki wody.
Pani, stąpając lekko po uginającej się pod jej bosymi stopami podłodze podeszła do
klęczącego przy drzwiach Koldorona. Piękno Jej lekkiego kroku uderzyło we mnie jak
obuchem. Przez chwilę byłem gotów ujawnić się, błagać Ją o przebaczenie za swe
szpiegowskie zamiary, za kradzieŜ Jej Piękna...
"Uspokój się Deloa - Deltreos zasyczał tak obrzydliwie, Ŝe przywróciło mi to przytomność.
- Patrz i słuchaj".
Znów spojrzałem w dól. Koldoron mówił właśnie:
- Proponuję poczekać na rozwój wypadków, o Pani. Uczestników Wielkiego Zebrania nie
wolno lekcewaŜyć.
- Wygubimy ich przy pomocy Deola - głos Pani brzmiał jak cudna muzyka. Słuchając Jej
głosu czułem dreszcze na całym ciele.
- Mylisz się, o Najpiękniejsza. Deola nie będzie pracował dla nas.
- Jak to?
- MoŜesz mi wierzyć, Zorzo. Sprzymierzeńcy Deloa niewiele są warci, natomiast on sam...
Nie ma Maga, o Pani, który potrafi odczytać jego myśli.
- Wynika z tego, Ŝe i ty ich nie jesteś w stanie przeniknąć?
"Deola!" - głos Deltreosa wyrwał mnie z wywołanego Pięknem odrętwienia. Znów
zaczołem zwracać uwagę na rozmowę.
- Masz słuszność, o Pani - mówił Koldoron. - Deloa potrafi ukryć swoje myśli nawet wtedy,
gdy jest oszołomiony Pięknem.
- A więc potrafisz powiedzieć, co myślał, gdy z nim rozmawiałam?
- Nie o Pani. Wiem tylko, Ŝe mówił prawdę. Ale czy całą prawdę...
Najpiękniejsza gniewnie zacisnęła usta.
- Więc to tak... Co radzisz?
- JuŜ powiedziałem, o Pani: czekać na rozwój wypadków.
Pani potrząsneła głową.
- Nie- powiedziała stanowczo. - Nie wolno nam tego zostawić. Okazuje się, Ŝe Deola jest
niebezpieczniejszy niŜ przypuszczałam. Musimy go usunąć. Czy zrobisz, Koldoronie?
Czarownik z uśmiechem skinął głową.
"Tak więc Mistrzu Deola, sprawa się skomplikowała - Deltreos był wyraźnie zatroskany.
- Będziesz musiał walczyć z Koldoronem".
"Wiesz doskonale, Mistrzu - odparłem - Ŝe Koldorn jest silniejszy ode mnie".
"Koldorn tak, lecz nie jego słudzy, którzy juŜ zaczęli cię szukać. Zrobimy tak: ja zajmę się
Koldoronem, podczas gdy ty spróbujesz wydostać się z pałacu. JeŜeli ci się to uda
przedostań się do Kraju Za Górami. A teraz szybko wracaj do swego ciała".
"A ty, Mistrzu?"
"Ja juŜ nie mam na to czasu. Zmierzę się z Kldoronem tylko przy pomocy swej
Świadomości i Sprzymierzeńców".
"Mistrzu..."
"Pospiesz się, Deola. Czas ucieka".
"śegnaj Mistrzu".
Szybko jak myśl połączyłem się ze swym ciałem. Przebiegłem przez kilka pokoi i
znalazłem się przed drzwiami wiodącymi na korytarz pałacowy. Zamykając za sobą drzwi
swego pięknego mieszkania, byłem niemal pewien, Ŝe robię to po raz ostatni. Spokojnym
krokiem ruszyłem wesoło-ponurym korytarzem, którego ściany świeciły rubinową
ciemnością. Wzrok gubił się między ciemno-jasnymi ścianami, obejmując jedynie
najbliŜsze metry chodnika. Wszystkie korytarze pałacu były zbudowane w taki sposób, by
człowiek czuł się w nich jak w labiryncie, mimo iŜ biegły prosto jak strzelił. Trzeba było nie
lada wprawy, by nie wpaść na osnute purpurową, jasną (ciemną?) mgłą ściany.
Szedłem. Spokojnie.
"Powinienem był wziąć lektykę" - pomyślałem. "Idący pieszo KsiąŜę Deola musi zwracać
na siebie uwagę. Na szczęście korytarz jest pusty..."
Sprzymierzeńcy. Sygnał - niebezpieczeństwo. Unik. Błękitna kula eksplodująca nad głową.
Skok. Długi, co najmniej dwudziestometrowy. CIOS!
Trzymałem go za gardło patrząc, jak płonie jego ciało. Uczeń Koldorona.
I znów: Sprzymierzeńcy - sygnał. Unik, Kątem dłoni w przecinające powietrze splecione
ręce napastnika. Swąd zwęglonej skóry i wrzask tamtego.
Sprzymierzeńcy - informacja: jeszcze trzech. Skok.
Stali kilka metrów przede mną i strzelali. Unik. Błękitne kule eksplodujące wokół mnie.
Plik z chomika:
ALL_THE_BEST
Inne pliki z tego folderu:
Kres Feliks W. - Władcy śniegu.pdf
(311 KB)
Kres Feliks W. - Akasa.pdf
(192 KB)
Kres Feliks W. - Demon walki.pdf
(164 KB)
Kres Feliks W. - Sorgethergeft.pdf
(124 KB)
Kres Feliks W. - Zabity.pdf
(94 KB)
Inne foldery tego chomika:
Abnett Dan
Adams Douglas
Ahern Jerry - Krucjata
Anderson Poul
Andre Norton
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin