Kres Feliks W. - Wczesne 1 - Prawo Sepów.pdf

(914 KB) Pobierz
33192434 UNPDF
Feliks W. Kres
Prawo Sępów
1991
Księga pierwsza
GAAREOGORDE HORK KEREK
część I
Z szacunkiem patrzyli uczniowie na siwe skronie i białą jak mleko brodę starego mistrza.
Chylili głowy. Powaga i szara mądrość otaczały go od lat; umieli już dostrzec je nie tylko w
pooranej wiekiem twarzy i spokojnym spojrzeniu. Zbyt wielkie, by pomieścić się w duszy,
utworzyły wokół postaci aureolę cienia.
Weszli w cień uczniowie.
Otwarta księga na stole była tylko symbolem mądrości. Mistrz nie potrzebował księgi,
wiedział więcej, niż ona.
- Rozum dał początek wszelkiemu złu na świecie. Z czego płynie zło? Z innego zła lub też z
niedoskonałości. Dziś musicie wybrać: czy chcecie widzieć w rozumie twór z natury zły, czy też -
niedoskonały. To ogromna różnica. Ogromna.
Cień pochłonął ich wszystkich. Już nie byli uczniami. Mieli prawo wyboru, mogli i musieli
wybierać.
Wybrali. Wybrali różnie.
Gaareogorde hork kerek
część II
"I od stu lat czeka Królowa Światłości
W najwyższej płacząca zamczyska wieżycy
Na śmiałka-rycerza, co strachu nie zaznał
I przyjdzie, by wyrwać ją z mocy Moldorna".
(fragment legendy grombelardzkiej)
- Panie, Najgodniejszy Przedstawiciel Cesarza prosi do siebie! Odprawiłem niewolnika
machnięciem ręki, po czym zwróciłem się do towarzyszącego mi pana Lira P.W., z którym
narzekaliśmy na ciężkie czasy.
- Wybacz pan - rzekłem. - Pogawędzimy przy okazji.
Odpowiedział ukłonem.
Powoli i z godnością przybliżyłem się do wysokiego krzesła, na którym spoczywała
ogromna postać gospodarza dworu. Najgodniejszy rozjaśnił się na mój widok.
- Poznaj pan - rzekł tak prędko, jakby bał się, że ucieknę - bawiących przejazdem w
Rollaynie panów Zora H.T. i Tubilde'a F.R. z Grombelardu. Gorąco pragną cię poznać.
Pokłoniłem się gościom. Jako mieszkaniec Rollayny i współgospodarz dworu miałem
prawo odezwać się pierwszy.
- Zaszczyt to dla mnie - rzekłem - poznać tak dobrze urodzonych szlachciców...
Pan Zor przerwał mi prędko:
- Wasza Godność drwisz sobie z nas. Cóż my, mieszkańcy dzikiego Grombelardu,
znaczymy wobec pierwszego rycerza Dartanu?
Nieznacznie uniosłem do góry brwi. Najgodniejszy zakrztusił się wesołością.
- Cóż za gafa, panie Zor! - zarechotał. - "Dziki Grombelard" o ojczyźnie Pogromcy, to
dobre, he, he!
Zor i Tubilde zmieszali się tak bardzo, że ledwie powstrzymałem uśmiech. Pospieszyłem im
z pomocą.
- Źle zrozumiałeś słowa naszego gościa, Najgodniejszy - powiedziałem. - Pan Zor
powiedział oczywiście "dżdżysty", a taki jest w istocie, nie zaś "dziki". Winę za nieporozumienie
ponosi tu akcent, tak znamienny dla każdego Grombelardczyka używającego Konu.
Goście spojrzeli z wdzięcznością. Najgodniejszy długo kiwał głową, wreszcie uśmiechnął
się.
- Widać stary już jestem - rzekł z humorem - i niedosłyszę.
- Pan Golst tak dobrze opanował wymowę Konu - stwierdził Tubilde - że nie dźwięczy w
jego głosie ani jedna nutka naszego starego języka. Czy wolno mi spytać, przed ilu laty opuściłeś,
panie, Grombelard?
- Sześć lat temu, ale Konu znam od dziecka - odparłem. - W młodości wiele
podróżowałem...
- O! - przerwał mi Najgodniejszy. - Nie wykpisz się pan tym razem.. Wiem, że znasz bardzo
dobrze Dartan, doskonale Armekt, ponoć swego czasu odwiedziłeś nawet Garrę... Ale mnie
interesuje właśnie Grombelard! Panowie Zor i Tubilde opowiedzieli mi o Trzeciej Prowincji wiele
niewiarygodnych historii, ciekaw jestem, czy pan, któryś przecie pół życia tam spędził,
potwierdzisz je?
Zmarszczyłem nieco brwi. Nie lubiłem mówić o Grombelardzie. Z wielu powodów.
- Nie wiem, co panowie powiedzieli - rzekłem wymijająco - mimo to potwierdzam każde
słowo. W Grombelardzie wszystko może się zdarzyć.
Najgodniejszy był niezadowolony. Skarcił mnie spojrzeniem.
- Znów się wymigujesz - powiedział. - Wspomniałeś kiedyś, że bawiłeś we wschodniej
części Grombelardu...
Ściągnąłem twarz jeszcze bardziej.
- O czym mam opowiedzieć? - zapytałem wreszcie, po dość długiej chwili milczenia.
Przedstawiciel otworzył usta. Ale zamknął je zaraz, kierując spojrzenie gdzieś w bok, poza
mnie. W tej samej chwili usłyszałem stanowczy, kobiecy głos:
- Nic z tego, mój drogi! Żadnych opowieści. Chcę wyjść do parku, źle się czuję...
Najgodniejsza Irina J.C.C. lekkim dotknięciem usunęła mnie na bok i stanęła przy mężu.
Pochyliłem się w ukłonie, Zor i Tubilde przyklękli.
- Nie żądam, byś pozostawił dla mnie gości. Będzie mi towarzyszył nasz Pogromca... Pod
jego opieką mogę czuć się bezpieczna, nieprawdaż?
Najgodniejszy zrobił dziwny grymas i niechętnie machnął dłonią. Irina posłała mu uśmiech.
Spojrzała na mnie.
- Mogę prosić o opiekę, prawda?
Zgiąłem się wpół.
- Chodźmy zatem.
Podążyła w stronę wyjścia. Pokłoniłem się Najgodniejszemu i gościom, po czym ruszyłem
za nią.
Sala była już niemal pusta, większość przybyłych dawno udała się do domów. Kolejne z
wielkich przyjęć na dworze Najgodniejszego Gartolena, Przedstawiciela Cesarza w Rollaynie,
dobiegało końca...
Zeszliśmy do ogrodu. Stojący przy drzwiach gwardziści zasalutowali nam mieczami. Po
chwili przed ich wzrokiem zasłoniły nas krzewy dzikiej róży.
Niespiesznie zanurzaliśmy się w chłodny i mroczny gąszcz parku. Irina rozejrzała się
uważnie dokoła. Byliśmy sami. Mogła zrzucić maskę.
- Cóż to, dzielny rycerzu? - zapytała z ironią. - Znów słaba kobieta musi wybawiać cię z
opresji? I wreszcie - dawno już chciałam o to zapytać - czemu tak niechętnie mówisz o
Grombelardzie, o przeszłości?
Spojrzałem uważnie, ale jej twarz tonęła w mroku.
- Czemu pytasz?
- A czemu nie?
Pocałowałem ją powoli, z namysłem.
- Moje życie w Grombelardzie nie ociekało miodem - skłamałem. - Dlatego niechętnie je
wspominam. Cóż w tym dziwnego?
- Nic, rzecz jasna. Poza tym, że kłamiesz.
Usiedliśmy na otoczonej przez gęste krzewy ławce.
- Kłamiesz - powtórzyła z wyrzutem. - Ale dlaczego? Same tajemnice... Tajemnicza
przeszłość, tajemniczy przyjaciel...
Usiłowała zajrzeć mi w oczy.
- Ten kot... Powiedz, dlaczego nazwał cię: Glorm? Czy Golst to nie jest twoje prawdziwe
imię?
Milczałem. Cóż jej miałem powiedzieć? Że byłem rozbójnikiem? Ze napadałem na
karawany kupieckie, że mordowałem - i jak jeszcze? Była Dartanką. Nie znała Grombelardu, raz i
drugi słyszała może o okrutnych Ciężkich Górach i srożących się tam bandytach. O zwalczających
ich dzielnych żołnierzach... Miałem przyznać się do swego rzemiosła? Przyznać, że... tęsknię za
nim?
- Nie odpowiesz mi?
Milczałem. Wstała i bez słowa poszła przed siebie. Uraziłem ją, milczeniem... Chciała, bym
nie miał przed nią tajemnic, bym jej mówił o wszystkim. Miała prawo żądać tego.
Patrzyłem, że znikła w mroku.
Wiedziałem, że jeśli będę stale kłamał - stracę ją. Ale czy wolno mi było powiedzieć
Zgłoś jeśli naruszono regulamin