Michałowska Iwona - Czarny piasek (2006).pdf
(
942 KB
)
Pobierz
Iwona Michałowska
CZARNY PIASEK
“I thought God didn’t play dice with the universe.”
“God doesn’t play dice with the universe. He plays dice with you.”
Pat Cadigan,
Mindplayers
2
2006
PROLOGOS
HELIODOR TRYBIK
ZEGARMISTRZ
Taki szyld widniał nad drzwiami niewielkiej budki, stojĢcej na skraju
duŇego osiedla mieszkaniowego, w miejscu, gdzie koıczyły siħ bloki, a
zaczynał park. Klientów przychodziło tu stosunkowo niewielu; zakład zarabiał
jednak doĻę, by utrzymaę skromne, jednoosobowe gospodarstwo domowe pana
Trybika.
Gdyby przestali przychodzię, musiałby zwinĢę interes i przenieĻę siħ w inne
miejsce. Ale nie sprawiało mu to róŇnicy. Heliodor Trybik miał bowiem na
głowie sprawy znacznie wiħkszej wagi.
Tego dnia koıczył mu siħ Ļwiat.
W zwiĢzku z tym zegarmistrz miał mnóstwo roboty. Musiał sprawdzię, czy
warto ten Ļwiat stworzyę na nowo, a to wymagało wielogodzinnej obserwacji
jego struktury. Pan Trybik czynił to zwykle oczami klienta, który jako pierwszy
zawitał do jego zakładu w ostatnim dniu Ļwiata. Dostawał ów klient w prezencie
ozdobnĢ klepsydrħ, sprzħŇonĢ z ekranem umieszczonym w szafie na zapleczu
zakładu. PatrzĢc na przesyłany pomiħdzy nimi obraz, zegarmistrz do póŅnych
godzin wieczornych obserwował Ļwiat, a potem decydował, czy nakrħcię
sprħŇynħ i uruchomię mechanizm na kolejne piħędziesiĢt dwa lata, czy teŇ
odstawię go do lamusa. JeĻli Ļwiat nadal siħ rozwijał, choęby minimalnie,
moŇna go było z powrotem puĻcię w obieg. Ostatnio sprawy nie wyglĢdały
wszak najlepiej. JuŇ kilkakrotnie pan Trybik zastanawiał siħ, czy nie daę sobie
spokoju; zawsze jednak znajdował jakiĻ drobny, moŇe nieco wydumany powód,
3
dla którego warto było wpuĻcię w tryby kropelkħ oleju i daę mieszkaıcom tej
ziemi jeszcze jednĢ szansħ. Wystarczyło małe zaskoczenie, błysk inteligencji,
nowy wynalazek, który pojawił siħ w ciĢgu ostatnich piħędziesiħciu dwóch lat i
nie słuŇył wyłĢcznie do zabijania czy otumaniania. Ale było o nie coraz trudniej.
Trybik nie mógł juŇ dłuŇej oszukiwaę ani siebie, ani macierzy. ĺwiat karlał,
cofał siħ w rozwoju i zmierzał ku nieuchronnej zagładzie. Lepiej było go
wyłĢczyę, nim zacznie konaę w potwornych mħczarniach.
Z rozmyĻlaı wyrwał zegarmistrza dŅwiħk dzwonka umieszczonego nad
drzwiami. Pan Trybik wyszedł z zaplecza i skrzywił siħ, jakby zjadł cytrynħ.
– Dzieı dobry – powiedział gówniarzyk. Mógł mieę dwanaĻcie, najwyŇej
trzynaĻcie lat. Ale tradycji musiało staę siħ zadoĻę.
– Dobry, dobry – mruknĢł Trybik. – Co tam?
– Chciałem odebraę zegarek – rzekł gówniarzyk, wyjmujĢc z plecaka
kwitek.
Trybik spojrzał na numer ewidencyjny i zaczĢł grzebaę w pudle z
naprawionymi zegarkami. No, Ļwiatku, myĻlał, przyszła na ciebie kryska. Kto
jak kto, ale ten szczawik na pewno mnie niczym nie zaskoczy. O ile dorosłym
zdarzajĢ siħ jeszcze jakieĻ przebłyski, dzisiejsza młodzieŇ jest zupełnie, ale to
zupełnie do niczego. Nic, tylko grajĢ w te swoje gierki, odstrzelajĢc sobie łby na
ekranie komputera. No dobrze. Przynajmniej nie bħdħ siħ dłuŇej mħczył. MoŇe
w ramach nastħpnego zadania dostanħ pod opiekħ jakiĻ nowy, dopiero
nabierajĢcy rozpħdu Ļwiat.
– Proszħ. – Podał chłopakowi zegarek. – I jeszcze prezent od firmy.
Dzieciak gapił siħ tħpo na klepsydrħ. Miał okrĢgłĢ buŅkħ, piegowatĢ twarz i
zadarty zawadiacko nosek. Oj, opadnie ci ten nosek, pomyĻlał Trybik.
– Wiesz, co to jest?
– Wiem, ale...
– No. To bierz i nie marudŅ.
4
Gówniarzyk obejrzał klepsydrħ ze wszystkich stron. To nie była tandeta ze
sklepu z pamiĢtkami. WyglĢdała na prawdziwy antyk. Dwie połĢczone ze sobĢ
szklane komory przymocowano do ramki za pomocĢ osi, tak Ňe dyndały jak
wahadło, a ta, w której znajdował siħ piasek, zawsze ciĢŇyła w dół – chyba Ňe
obróciło siħ jĢ i zahaczyło na specjalnej zasuwce.
– Dziħki – powiedział. – Wszystkim pan to daje?
– Nie – burknĢł Trybik. – Tylko tobie.
Chłopak patrzył na niego jak sroka w gnat.
– No, nie gap siħ! Mam dziĻ urodziny, a ty jesteĻ pierwszym klientem. IdŅ
juŇ, bo siħ spóŅnisz do szkoły. I nie zgub klepsydry.
Dzieciak wybĢkał coĻ, jeszcze raz przyjrzał siħ prezentowi, schował go do
plecaka wraz z zegarkiem i ruszył ku drzwiom. W progu odwrócił siħ i popatrzył
na zegarmistrza, jakby chciał coĻ powiedzieę, ale w koıcu tylko wzruszył
ramionami i wyszedł.
Pan Trybik wrócił na zaplecze i przyglĢdał siħ staremu, zardzewiałem
mechanizmowi, który tej nocy miał dokonaę Ňywota – no, w kaŇdym razie było
to wysoce prawdopodobne. Mechanizm składał siħ z kilku kółek, z których
kaŇde (prócz głównej tarczy) osadzone było na skraju wiħkszego, wykonujĢc
dwojakiego rodzaju ruchy: wokół własnej osi i wokół osi wiħkszego koła.
Najmniejsze kółko było kółkiem minut; nastħpne były koła godzin, dni,
miesiħcy, lat, aŇ po koło całego piħędziesiħciodwuletniego cyklu. Kółka
zgrzytały, jħczały i stħkały, ale posłusznie wykonywały pracħ. Zegarmistrz
wiedział jednak, Ňe do koıca cyklu pozostało zaledwie kilkanaĻcie godzin.
Do tej pory Ļwiat odradzał siħ niezliczonĢ iloĻę razy. PoczĢtkowo pan
Trybik wiĢzał z nim wielkie nadzieje. Niektóre Ļwiaty nie chcĢ siħ rozwijaę i
obumierajĢ w ciĢgu jednego lub kilku cykli, ten jednak od samego zarania
wykazywał ogromny potencjał. FascynujĢce gatunki fauny i flory mnoŇyły siħ w
niewiarygodnym tempie, walczĢc o terytorium z fantazjĢ, jakiej wĻród
dzisiejszych władców Ļwiata próŇno było szukaę. Na ziemi, w powietrzu i w
5
głħbinach mórz rozgrywały siħ epickie bitwy na Ļmierę i Ňycie. Taki był tamten
Ļwiat – pozbawiony szarzyzny, kunktatorstwa i obłudy; ekspandujĢcy w
szalonym tempie.
Rozklejam siħ, pomyĻlał zegarmistrz. KaŇdy Ļwiat ma czas rozwoju i
schyłku, młodoĻci i staroĻci, narodzin i Ļmierci. Taka jest kolej rzeczy. Nawet ja
kiedyĻ umrħ, choę na pewno przeŇyjħ jeszcze sporo takich Ļwiatów.
GdzieĻ w głħbi serca, w maleıkiej szufladce umieszczonej na samym jego
dnie, pielħgnował jednak wĢtłĢ nadziejħ, Ňe da siħ odwlec Ļmierę tego Ļwiata o
jeszcze jeden cykl. Oderwał wiħc wzrok od zgrzytajĢcych kół, podszedł do
jednej z szafek i otworzył jĢ wyjħtym z kieszeni kluczem. WyjĢł stamtĢd
niewielki ekran, postawił przed sobĢ na stole i zaczĢł obserwowaę przezeı to, co
rejestrowała klepsydra. Potem przypomniał sobie o czymĻ. Oderwał wzrok od
ekranu, siħgnĢł po kartkħ i długopis, nasmarował coĻ, powiesił kartkħ na
drzwiach i zamknĢł je na klucz.
Nastħpnie powrócił przed ekran.
KtoĻ walił i walił w drzwi zamkniħtego zakładu. Zegarmistrz podniósł
ociħŇałĢ od snu głowħ i powiódł wokół nieprzytomnym wzrokiem. Było ciemno.
Co on tu jeszcze, u licha, robił? I kto, u diabła, walił w drzwi? PrzecieŇ tego
Ļwiata juŇ nie powinno tu byę, a on, wraz ze swoim zakładem, powinien płynĢę
przez miħdzyĻwiecie, powracajĢc do macierzy. Ale nie. KtoĻ musiał walię.
– Niech pan otworzy! – wrzeszczał jakiĻ sfrustrowany głos.
No jasne. Gówniarzyk. MoŇna siħ było tego spodziewaę. Zbyt głupi, by
uratowaę Ļwiat, ale doĻę cwany, by siħ domyĻlię swojej roli.
W przerwach miħdzy waleniem a wołaniem pan Trybik słyszał zgrzyt
dogorywajĢcego mechanizmu. Dwa najmniejsze koła juŇ nie pracowały, ale
pozostałe jeszcze siħ krħciły. Zawsze tak było. Pierwsze przestawały płynĢę
minuty, po nich godziny, a dopiero póŅniej cała reszta.
Plik z chomika:
mugracz
Inne pliki z tego folderu:
Michalowska Iwona - Zbiór pretensjonalnych opowiadań (2013).pdf
(4283 KB)
Michałowska Iwona - Winniczek i uzurpatorzy.pdf
(995 KB)
Michałowska Iwona - Czarny piasek (2006).pdf
(942 KB)
Michalowska Iwona - Czarny piasek (2006).epub
(297 KB)
Michalowska Iwona - Czarny piasek (2006).mobi
(278 KB)
Inne foldery tego chomika:
[Antologie] Fantastyka, horror, s-f itp
[Antologie] Kryminał, sensacja
[Antologie] Opowiadania - różne
[Antologie] Poezja
[Dramaty]
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin