recenzja filmu.doc

(2 KB) Pobierz

"Wieczny student" to następna z jakże długiej listy amerykańskich komedii o zabawowym i rozerotyzowanym życiu w amerykańskich collegach. I równocześnie następna z prawie równie długiej listy amerykańskich komedii firmowanych przez "National Lampoon's" - gazetę satyryczną, takie amerykańskie "Szpilki". Kiedy przed laty wkroczyła ona jako patron komedii do branży filmowej - wniosła tam świeży ostry i szalony humor. Nadzwyczaj śmieszny był film Johna Landisa "Animal House" ("Menażeria" 1978) - zresztą też komedia o kończeniu collegu. Śmieszny był nawet Chevy Chase w pierwszych odcinkach z cyklu "Wakacje". Potem jednak cykl rozmienił się na drobne i zszedł na psy. Jeden z tych psów występuje właśnie "Wiecznym studencie" i jego możliwości seksualne są podstawą najbardziej obrzydliwego dowcipu w tym filmie.

Oprócz psa mamy w filmie pełny przekrój amerykańskiego collegu: łatwe dziewczyny, palantów studiujących medycynę i należących do elitarnych bractw, studentów z wymiany międzynarodowej, ekscentryków i nudziarzy. To wszystko już widzieliśmy. Tak jak i obsadę tego filmu zpędzoną na plan z najróżniejszych sitcomów i seriali młodzieżowych - "Beverly Hills 90210" i okolice.

Nie twierdzę przy tym, że ta opowieść o chłopcu, pokochał studenckie życie i uparcie nie chce się z nim rozstać jest do niczego. To sympatyczna, momentami naprawdę śmieszna komedyjka. Wyrasta ona wprost z tradycji "American Pie" (wzięła z "ciastka" nawet aktorkę do głównej roli) i choć nie potrafi osiągnąć poziomu swej słynnej poprzedniczki to zapewnia półtorej godziny spokojnego odprężenia. A jeśli ktoś preferuje odprężenie bardziej aktywne to też nic straconego. Przed seansem, na którym oglądałem "Wiecznego studenta" pojawiła się reklama prezerwatyw, z wyraźnym przesłaniem, by skorzystać z nich właśnie tu i teraz.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin