© Copyright by
Katarzyna Stachowicz-Gacek
& Agnieszka Szczepańska, 2008
© Copyright by Wydawnictwo Nowy Świat, 2008
Projekt okładki: Agnieszka Herman
Fotografie na okładce: Istockphoto
Redakcja: Katarzyna Kwiatkowska
Korekta: Ewa Natorska
ISBN 978-83-7386-312-5
Wydanie I Warszawa 2008
Wydawnictwo Nowy Świat
ul. Kopernika 30, 00-336 Warszawa
tel. (22) 826 25 43, faks (22) 826 25 47
internet: www.nowy-swiat.pl
blog: blog.nowy-swiat.pl
klub czytelników: klub.nowy-swiat.pl
e-mail: wydawnictwo@nowy-swiat.pl
PROLOG
Jak ja lubię to miejsce, pomyślała Lilka, siadając na ławce na samym brzegu skarpy w Parku Skaryszewskim.
Dotarła tu z trudem. Nowe, eleganckie buty na obcasie przez całą drogę od przystanku okropnie ją uwierały, ale mimo to było warto. Przestrzeń, która się przed nią rozpostarła, działała naprawdę kojąco, a w dodatku można było sobie pysznie pomachać nogami w powietrzu.
No więc pomachała i od razu zgubiła prawy pantofel. Leżał teraz w trawie i migotał modną tej wiosny czerwienią, a Lilce wcale się nie chciało po niego wstawać. Niech sobie leży, pewnie drugi też zaraz spadnie...
Majowe słońce, które powinno dopiero przymierzać się do grzania, paliło z całych sił, wyrabiając chyba ze dwieście procent normy. Jak milo... Lilka oparła się wygodniej i rozpięła białą, koszulową bluzkę, żeby choć trochę opalić blady dekolt. Najchętniej wystawiłaby do słońca również nogi, ale wolała nie podwijać eleganckich spodni. Mogłyby się pognieść i potem głupio by wyglądała.
Powietrze wypełniał intensywny aromat świeżo skoszonej trawy i żywiczna woń rosnących wokoło świerków. Przymknęła na chwilę oczy. Gdzieś z oddali, wraz z lekkim podmuchem wiatru, doleciał oszałamiająco słodki zapach kwitnących bzów. Było tak przyjemnie, że Lilce nie przeszkadzał ani terkot dziecięcego rowerka na żwirze, ani poszczekiwanie bawiących się niedaleko psów, ani nawet głośny śmiech dziewczyny, która na pobliskiej ławce obejmowała się ze swoim chłopakiem.
5
Lilka też przychodziła tu kiedyś z Tomkiem. Dwa lata temu, w maju, spacerowali przytuleni parkowymi alejkami, planując wspólną, różową przyszłość.
Tylko potem ten kolor tak im jakoś... niezupełnie wyszedł.
Z zamyślenia wyrwało ją natrętne brzęczenie tuż koło ucha. Osa. Złośliwa i namolna, jak to mają w zwyczaju. Lilka machnęła kilka razy niecierpliwie ręką, co oczywiście nic nie dało. W poszukiwaniu skuteczniejszej broni sięgnęła więc po leżącą obok na ławce tekturową teczkę.
Teczka była biała, zwyczajna, zawiązywana na troczki. Ktoś na niej napisał czerwonym flamastrem „Felicja Rudnicka”, a pod spodem długi ciąg liter i cyfr, pewnie numer sprawy.
Osa musiała obiektywnie ocenić swoje szanse i wreszcie odleciała. Lilka westchnęła, chwilę pukała bezmyślnie paznokciem w sztywną okładkę teczki, a w końcu rozsupłała tasiemki i zajrzała do środka. W przezroczystej, plastikowej koszulce leżał najeżony urzędowymi pieczęciami odpis testamentu ciotecznej babki Felicji.
Dostała go do ręki zaledwie godzinę wcześniej, po oficjalnym odczytaniu w sądzie. Na sali, oprócz sędziego i Eweliny, młodszej siostry Lilki, siedziała jeszcze mocno wymalowana sześćdziesięciolatka o bujnych kształtach i tlenionych na jasny blond, kunsztownie wytapirowanych włosach.
Lilka pamiętała ją dobrze z pogrzebu babki. Wtedy, trzy miesiące temu, blondyna, składając im kondolencje, dość nachalnie dopytywała, kiedy zamierzają wszcząć postępowanie spadkowe. Najwyraźniej nie miała pojęcia, że nikt z ich rodziny nie spodziewa się schedy po ciotecznej babce.
6
Matka Lilki wzruszyła na to niechętnie ramionami i rozdrażniona burknęła coś niezrozumiałego pod nosem.
Delikatnie rzecz ujmując, matka i ciotka Felicja nie przepadały za sobą.
A potem, któregoś dnia, Lilka znalazła w skrzynce wezwanie do sądu. Od razu złapała za telefon i wykręciła numer siostry.
- Cześć, to ja. Słuchaj, dostałam wezwanie do sądu na odczytanie testamentu ciotki Felicji. To chyba jakaś pomyłka?
- Raczej nie, bo ja też dostałam. Ale to dziwne, ciotka nie kontaktowała się z nami od lat. I co ona nam niby mogła zostawić? Dzieła zebrane Lenina w twardej oprawie?
- Nie wygłupiaj się! Może raczej jakąś piękną starą biżuterię? Albo trochę gotówki?
Ewelina zaśmiała się ironicznie.
- Akurat! Przecież ona nie śmierdziała groszem. A co do biżuterii, to matka zawsze mówiła, że ciotka nosi tylko Jablonex. Nie, ja myślę, że dostaniemy jakiś stary, popsuty telewizor. Na spółkę.
W tym momencie Lilka odchrząknęła.
- A dlaczego tak uważasz? - spytała ostrożnie.
- Dlaczego uważam co?
- Dlaczego uważasz, że ciotka nie miała pieniędzy?
Do Lilki dotarło ciężkie westchnienie siostry.
- No, przecież matka tak zawsze mówiła. Że ciotka się zaszyła na wsi, prowadzi jakiś marny hotelik...
- A mnie się wydaje, że ona nie była kierowniczką, tylko właścicielką. Pamiętasz, byłyśmy tam kiedyś na wakacjach, wieki temu, jeszcze zanim matka tak się z nią dramatycznie pożarła. I coś mi się kołacze...
- Daj spokój, Liluś, jak ciotka komunistka mogłaby mieć hotel? Puknij się w czoło!
- Może masz rację.
7- Pewnie, że mam. Rób miejsce na półkach na dzieła Lenina!
A potem spotkały się na sali sądowej i w oszołomieniu wysłuchały sentencji, odczytanej monotonnym głosem przez znudzonego sędziego. Kiedy skończył, tlenioną blondynę, której przypadły w spadku jakieś drobiazgi, wymiotło z sali. Wybiegła, z hukiem zatrzaskując za sobą ciężkie drzwi.
To było zaledwie dwie godziny temu.
Lilka, mrużąc oczy od słońca, odgoniła leniwie następną osę, która pojawiła się od strony stojącego parę metrów dalej i pełnego puszek po piwie kosza na śmieci.
No cóż, westchnęła. Czas najwyższy zatelefonować do matki.
Po trzech sygnałach usłyszała przeciągłe: „Słucham.”
- Cześć, mamo, to ja.
- Lileczka! Nareszcie! Już się zaczęłam niepokoić! Od tygodnia nie dajecie znaku życia, ani ty, ani twoja siostra! Gdyby nie to, że byłam taka zajęta, no wiesz, przygotowujemy nową premierę, sama bym zadzwoniła. Ale pojęcia nie masz, ile mnie ten spektakl nerwów kosztuje! Ta młodzież wychodzi dziś ze szkoły aktorskiej niedouczona po prostu...
- Mamo...
-... żadnego warsztatu, żadnej techniki. Nawet roli się nie potrafią porządnie nauczyć! Czy to takie straszne wymaganie? Choćby z szacunku dla reżysera.
-... i dla starszych kolegów. Ja jakoś mogłam się przygotować do roli już na pierwszą próbę! Więc sama rozumiesz, całe dnie spędzam teraz w teatrze.
- Mamo!
8
-... bo za tydzień premiera. Cala Jelenia Góra nie może się doczekać. Plakaty co prawda zrobili fatalne, takie ostre kolory, za to nazwiska petitem, prawie nic nie widać, ale to jakiś awangardowy twórca, czego się po takim spodziewać.
- Mamo! Czy możesz mnie przez chwilę posłuchać?!
Po drugiej stronie słuchawki zapadła urażona cisza. Lilka wzięła głęboki oddech i wypaliła:
- Ciotka Felicja zostawiła nam w spadku swój hotel!Mnie i Ewelinie!
ROZDZIAŁ 1
Za długa... za ciemna... za kwiecista... za krótka...
Lilka nerwowo przesuwała wieszaki, szukając odpowiedniej sukienki, w której mogłaby się bez większego stresu pokazać matce, choć i tak wiedziała doskonale, że jej nie zadowoli. Co innego Ewelina. Mama zawsze cmokała nad nią z zachwytu. No cóż, obiektywnie rzecz biorąc, miała nad czym. Młodsza z panien Ostaszewskich miała świetny gust, idealne wyczucie smaku oraz figurę, na której nawet najzwyklejsze ciuchy wyglądały elegancko.
A poza tym Ewelinka nigdy nie nosiła zwykłych ciuchów...
Lilka rzuciła okiem na zegarek, jęknęła i zrezygnowana oparła się o otwarte szeroko drzwi szafy. Był to piękny, stary, brzuchaty mebel - zaskakująco praktyczny prezent od matki z okazji ślubu. Właściwie po rozwodzie powinna ją była jak najszybciej sprzedać, bo ilekroć sięgała do środka, czuła ulotny zapach męskiej wody kolońskiej i opadały ją niepotrzebne wspomnienia. Wyrastała jej przed oczami wysoka postać Tomka, słyszała jego śmiech, czuła szorstkość jego zarostu.
Ale jakoś nie mogła pozbyć się tej szafy, za bardzo ją lubiła - te ciemne, intarsjowane w jaśniejsze kwiaty drzwi, pociemniałe ze starości lustro, osadzone w środkowej części... Urzekało ją tajemnicze skrzypienie zawiasów i ten magiczny moment, kiedy otwierało się przed nią mroczne, obiecujące wnętrze. A jej własne odbicie w tafli pokrytej siecią cieniutkich pęknięć, mniej ostre i bardziej subtelne
10
niż we współczesnych lustrach, sprawiało wrażenie, jakby przeniosła się do innej, bajkowej rzeczywistości.
Ach, gdyby rzeczywiście mogła się gdzieś przenieść!
Nagle na parapecie zabrzęczał telefon. Lilka drgnęła, wyrwana z zamyślenia, i podeszła szybko do okna. Podniosła dużą, plastikową szarą słuchawkę. Ten aparat był prawie jej rówieśnikiem. Pamiętała go z dzieciństwa jako jedną z niewielu stałych rzeczy w swoim rozchwianym życiu. Zmieniały się miasta, mieszkania, matka przechodziła wraz z rolami kolejne metamorfozy, a stary telefon, pożyczony z teatralnej garderoby, trwał.
- Znowu masz wyłączoną komórkę! Czekam na dole. Gotowa jesteś?
To była Ewelina, drugi i ostatni stały element.
- Jeszcze nie. Nie mogę znaleźć nic odpowiedniego. Po co się tak nagle ciepło zrobiło?
- Żartujesz? Wiesz, która jest?! Za pół godziny musimy być na Centralnym! Wrzucaj na siebie cokolwiek i jedziemy.
- Ale... - zaczęła niepewnie Lilka.
- Cholera, z tobą jak z dzieckiem! Idę na górę.
Lilka rzuciła się z powrotem w stronę szafy i wyciągnęła z niej na chybił trafił białe, płócienne spodnie i bluzkę w kolorowe groszki z krótkimi, bufiastymi rękawami. Ciekawe, dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej.
Co prawda matka na pewno jej wytknie, że nie powinna nosić jasnych spodni, bo jest za gruba, ale co tam... właściwie wszystko jedno, co na siebie włoży, matka i tak będzie dogadywać.
Spojrzała w lustro - nawet nieźle.
Wysoka szatynka o dużych, piwnych oczach, nieco może zbyt postawna, ale właściwie zgrabna. Tylko ten tyłek, no faktycznie, mógłby być trochę mniejszy...
11
Zdecydowanym ruchem ściągnęła z włosów gumkę, którą były zebrane w kucyk. Rozsypały się puszyste, półdługie, otaczając ciemną, błyszczącą ramą jej bladą twarz. Lilka uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem.
W tym momencie trzasnęły drzwi wejściowe i zbliżający się odgłos energicznych kroków oznajmił nadejście siostry.
- Gdzie jesteś, niedołęgo? - krzyknęła Ewelina, choć na czterdziestu sześciu metrach kwadratowych trudno było się schować.
Po chwili stanęła w drzwiach sypialni i mrużąc wielkie, zielone oczy obrzuciła kreację siostry krytycznym spojrzeniem. Sama oczywiście była wystylizowana perfekcyjnie. Oliwkowe najmodniejsze spodnie rurki, zielona lniana tunika z dużym pęknięciem na dekolcie ozdobionym delikatną wstęgą paciorków, do tego złote balerinki. Miedzianorude loki miała związane w koński ogon wzorzystą apaszką. Szczupła i długonoga, prezentowała się oszałamiająco.
Lilka poczuła leciutkie ukłucie zazdrości.
- Ślicznie wyglądasz - westchnęła, całując siostręw piegowaty policzek.
Ewelina odsunęła się dwa kroki w tył. Nie przepadała za takimi czułościami.
- No dobra, ty właściwie też. Niezłe portki. Nowe?
- Coś ty, z zeszłego roku, kupiłam w H&M.
- Czekaj, czekaj... - Ewelina podeszła do komody i zaczęła grzebać w niewielkiej, drewnianej szkatułce na biżuterię.
- Musimy do...
sewulka