Dawkins Richard - Funkcja użyteczności Pana Boga.rtf

(1759 KB) Pobierz

Funkcja użyteczności Pana Boga

Autor: Richard Dawkins

 

 

[Pewien znany mi pas­tor] odna­lazł wia­, prze­czy­taw­szy o zacho­wa­niu jed­ne­go z gatun­w os. Ka­rol Dar­win natomiast stra­cił za spra­ osy, ­tyle że innej. "Nie potra­fię ­sobie wyob­ra­zić - ­pisał ­Darwin - że miłoś­ci­wy i wsze­ch­moc­ny Pan ­ w spo­b celo­wy stwo­rzyćsieniczniki z wyraź­nym prze­zna­cze­niem ich do odżwia­nia się w cia­łach ­żwych gąsie­nic." W rze­czy­wis­toś­ci stop­nio­wa utra­ta wia­ry ­przez ­ojca ewo­luc­jo­niz­mu (z ­czym zresztą ­ukry­wał się ze wzglę­du na swą poboż­ ­żonę ­Emmę) mia­ła o wie­le bar­dziej zło­żne przyczyny; sen­ten­ o gą­sienicznikach nale­ży trak­to­wać meta­fo­rycz­nie. Ma­kab­rycz­ne zwy­cza­je, do któ­rych w ­niej się odno­si, są udzia­łem spo­krew­nio­nych z gą­sie­nicz­ni­ka­mi os samot­nych, z któ­rymi zresztą zet­nę­liś­my się już wcześniej. Sami­ca osy samot­nej skłda ­jaja w cie­le gąsie­ni­cy, koni­ka pol­nego lub pszczo­ły, aby roz­wi­jają­ca się lar­wa mog­ła się nim ­żywić. To ­jednak nie wszys­ko. We­ug Fa­re'a i in­nych ento­mo­lo­w osa mat­ka umie­nie tra­fia ­żąem dok­ład­nie w każ­dy ­zwój ner­wo­wy ofia­ry, para­li­żc ją, ­lecz nie zabi­ja­c. Dzię­ki ­temu mię­so dla lar­wy zacho­wu­je świe­żość. Nie wia­do­mo, czy para­liżujące użąlenie dzia­ła jak ogóny śro­dek znie­czu­la­ją­cy, czy też ­raczej ­niczym kura­ra obe­ad­nia tyl­ko ofia­, unie­moż­li­wia­c jej poru­sza­nie się. W tym dru­gim przy­pad­ku ofia­ra zacho­wy­wa­łby świa­do­mość, że ­jest żyw­cem zja­da­na od środ­ka, ale nie byłby w sta­nie poru­szyć ani jed­nym mięś­niem, by ­temu przeciw­dzia­ł. Zakra­wa to na nie­wia­ry­god­ne okru­cie­ń­two. Jak się ­jednak prze­kona­my, natu­ra nie ­jest okrut­na, ­lecz tyl­ko bez­dusz­nie obo­na. To jed­na z naj­trud­niej­szych do zaakcep­to­wa­nia ­przez ­ludzi ­nauk wyni­ka­ją­cych z ­obser­wacji przy­ro­dy. 

 

[Fragment Rozdziału 4. "Rzeki genów. Darwinowski obraz życia". Książka objęta patronatem medialnym portalu Racjonalista.pl]

My, ­ludzie, nie potra­fi­my pogo­dzić się z myś­, że coś ­może nie być ani złe, ani dob­re, ani okrut­ne, ani łas­ka­we, ­lecz zwy­czaj­nie obo­ne, bez­dusz­ne i bez­ce­lo­we. ­Mamy zakod­wa­ w ­naszych umys­łach po­trze­ celo­woś­ci wszys­kie­go. Trud­no nam pat­rzeć na cokol­wiek, nie zada­c ­sobie od ­razu pyta­nia: cze­mu to słu­ży, w ­jakim celu ist­nie­je? Kie­dy obses­ja celowoś­ci nabie­ra ­cech pato­lo­gicz­nych, nazy­wa się para­no­, czy­li dopat­ry­wa­niem się ukry­tych ­sen­w i zamia­w we wszys­kim, co się dzie­je, w każ­dym przy­pad­kwym zda­rze­niu. To tyl­ko cho­rob­li­wa ­postać nie­mal powsze­ch­ne­go złdze­nia. Wobe­c każ­de­go ­prawie nowo pozna­ne­go przed­mio­tu czy zja­wis­ka cis­ się nam na ­usta pyta­nia: dla­cze­go? po co? w ­jakim ­celu? 

Prag­nie­nie znaj­do­wa­nia sen­su i ­celu we wszys­kim ­jest natu­ral­ne dla istoty żyją­cej w oto­cze­niu ­maszyn, narzę­dzi i obiek­w mają­cych ­zawsze wy­raź­ne prze­zna­cze­nie; stwo­rze­nia, któ­re­go wszys­kie myś­li nasta­wio­ne są na rea­li­za­cję oso­bis­tych ­dążeń. Samo­chód, otwie­racz do kon­serw czy wid­ły do sia­na, wszys­kie te przed­mio­ty zda­ się utwie­dzać zasad­ność pyta­nia: po co coś ­jest? ­Nasi pogań­cy przod­ko­wie w ten sam sposób py­ta­li o stru­mie­nie, głzy, błys­ka­wi­ce i zaćmie­nia Słoń­ca. Dzi­siaj z pob­ła­żniem mówi­my o daw­nych ani­mis­tycz­nych wie­rze­niach, dum­ni z ­tego, że stali­śmy się wol­ni do ­takich prze­są­w. Jeżli tra­fi się ­kamień pozwa­la­ją­cy ­suchą ­nogą ­przejść ­przez stru­myk, trak­tu­je­my to ­jako szczęś­li­wy przy­pa­dek, nie do­szu­ku­c się ­żadnej celo­woś­ci. Jed­na­e ­echo daw­nych wie­rzeń wra­ca, kie­dy doty­ka nas ­jakieś nie­sz­częś­cie. W ­sa­mym sfor­mu­łwa­niu "dotknęło Cię nie­sz­częś­cie" kry­je się ata­wis­tycz­na wia­ra w celo­wość przy­pad­ko­wych zda­rzeń. Pyta­my się: dla­cze­go to (śmie­tel­na cho­ro­ba dzie­ka, trzę­sie­nie zie­mi, nisz­czą­cy ­wszy­stko huragan) musia­ło "dot­nąć" właś­nie mnie? Również wtedy, gdy roz­wa­żmy pra­przy­czy­ wszys­kie­go lub gene­ fun­da­men­tal­nych ­praw fizy­ki, pojawia się identyczne echo dawnych przesąw, przy­bie­ra­c ­postać egzy­ten­jal­ne­go py­ta­nia, na które nie ma odpo­wie­dzi: dla­cze­go istnieje ­raczej ­coś niż nic? 

Stra­ci­łem już rachu­, ­ileż to ­razy po zakoń­czo­nym wyk­łdzie ­ktoś ze słcha­czy wsta­wał i ­wił ­mniej wię­cej coś takie­go: "Wy, nau­kow­cy, jes­teś­cie dob­rzy w odpo­wia­da­niu na pyta­nie "jak?", kie­dy jed­nak przy­cho­dzi do odpo­wie­dzi na pyta­nie "dlacze­go?", oka­zu­je­cie s bez­sil­ni". Dok­ład­nie ­taką posta­ zapre­zen­to­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin