101 dalmatynczykow, Dodie Smith.txt

(254 KB) Pobierz
dodie smith
     101 dalmaty�czyk�w

















          Tom





     Ca�o�� w tomach







          PWZN

         Print 6

        Lublin 1997



Tytu� orygina�u:

 The Hundred and One

 Dalmatians

 William Heinemann Ltd

 (c) 1956 by Dodie Smith

 London 1956



Prze�o�y�:

 Robert Ginalski



For the Polish edition:

(c) 1990 by Wydawnictwa "Alfa"

Isbn 83-gjja-bda-h

Warszawa 1990



Redakcja techniczna

wersji brajlowskiej:

 Piotr Kali�ski



Sk�ad, druk i oprawa:

 PWZN "Print 6" sp. z o.o.

 20-bah Lublin, Hutnicza 9

 tel./fax (0-ha) 746-ab-hj




Spe�niaj�c �yczenie Autorki, pani Dodie Smith, oraz firmy Walt Disney 
Productions przekazujemy nale�ne im honoraria za odst�pienie praw 
autorskich do tekstu i ilustracji na rzecz Fundacji Pomocy Niewidomym w 
Polsce z przeznaczeniem dla niewidomych dzieci.



Wydawnictwa "Alfa"







Szcz�liwi ma��onkowie





Nie tak dawno temu mieszka�o w Londynie m�ode ma��e�stwo ps�w 
dalmaty�czyk�w. On nazywa� si� Pongo, a ona Mimi Pongo (po �lubie doda�a 
imi� m�a do swojego, ale i tak przewa�nie nazywano j� po prostu Mimi). 
Szcz�liwym trafem stali si� w�a�cicielami m�odego ma��e�stwa - pa�stwa 
Poczciwi�skich. Byli to ludzie �agodni, pos�uszni, a nade wszystko 
inteligentni... czasami prawie tak inteligentni jak psy! Ca�kiem dobrze 
orientowali si�, kiedy szczekanie oznacza "Prosz� wyj��!", a kiedy "Prosz� 
wej��!", "Co z moim obiadem?" lub "Mo�e by�my tak wyszli na spacer?". A 
je�li nawet czego� nie zrozumieli, potrafili si� tego domy�li� - gdy 
spojrza�o si� na nich psim wzrokiem albo z zapa�em podrapa�o �ap�. Podobnie 
jak inni rozpieszczani ludzie uwa�ali, �e to oni s� w�a�cicielami ps�w, nie 
zdaj�c sobie sprawy, �e jest wr�cz odwrotnie. Pongo i Mimi przyjmowali to 
ze wzruszeniem i rozbawieniem i nie wyprowadzali swoich pupil�w z b��du.

Pan Poczciwi�ski pracowa� w dzielnicy bank�w i by� szczeg�lnie dobry z 
arytmetyki. Cz�sto nazywano go czarodziejem finans�w - czego nie nale�y 
myli� z czarnoksi�nikiem, chocia� niekiedy podobie�stwo jest zadziwiaj�ce. 
W czasie, gdy rozpoczyna si� ta historia, by� nadzwyczaj bogaty, a to z 
r�wnie nadzwyczajnego powodu. W uznaniu dla jego zas�ug (zwi�zanych ze 
sp�at� d�ug�w pa�stwowych) rz�d zwolni� go do�ywotnio z podatku 
dochodowego, a tak�e odda� mu do dyspozycji domek na obrze�ach Parku 
Regenta - domek w sam raz dla �onatego m�czyzny z psami.

Przed �lubem pan Poczciwi�ski i Pongo mieszkali w kawalerce, pod opiek� 
starej niani Lokajskiej. Ich przysz�e �ony tak�e zajmowa�y kawalerk� (bo 
mieszkania dla panien nie maj� osobnej nazwy), a opiekowa�a si� nimi stara 
niania Kucharska. Psy nawi�za�y znajomo�� w tej samej chwili, co ich 
pupile, i wsp�lnie dzielili rado�� z cudownych podw�jnych zar�czyn, cho� 
wszystkich niepokoi� troch� dalszy los nia�. Gdyby tak rodzina 
Poczciwi�skich powi�kszy�a si�, zw�aszcza o bli�niaki - po jednym dla 
ka�dej niani - w�wczas nie by�oby problemu, ale co staruszki mia�y ze sob� 
pocz�� do tego czasu? Bo chocia� potrafi�y przygotowa� �niadanie i poda� je 
na tacy (zwano to "jajeczkiem przy kominku"), to jednak �adna z nich nie 
mia�a poj�cia o prowadzeniu eleganckiego domu w Parku Regenta, gdzie 
gospodarze zamierzali wydawa� proszone obiady.

W tej sytuacji nianie postanowi�y si� spotka�. Po chwili g��bokiej, 
wzajemnej podejrzliwo�ci bardzo przypad�y sobie do serca i u�mia�y si� 
serdecznie ze swoich nazwisk.

- Jaka szkoda, �e nie jestem prawdziw� kuchark�, a ty lokajem - 
stwierdzi�a niania Kucharska.

- O, tak - przyzna�a niania Lokajska. - To by by�o bardzo na czasie.

I nagle przyszed� im- do g�owy Wspania�y Pomys�: wezm� si� do nauki i 
niania Kucharska zostanie kuchark�, a niania Lokajska - lokajem. 
Postanowi�y, �e zaczn� si� szkoli� ju� nazajutrz, aby zd��y� z 
przygotowaniami przed �lubem:

- Ale tak naprawd� to chyba b�dziesz pokoj�wk�? - spyta�a niania 
Kucharska.

- Co to; to nie - odpar�a niania Lokajska. - Nie mam do tego odpowiedniej 
figury. Zostan� prawdziwym lokajem... a tak�e s�u��c� pana Poczciwi�skiego, 
co nie b�dzie wymaga�o �adnej nauki, skoro opiekuj� si� nim od urodzenia.

Tak wi�c pa�stwo Poczciwi�scy i pa�stwo Pongo wyjechali, by sp�dzi� razem 
miesi�c miodowy, a gdy wr�cili, w domku wychodz�cym na Park Regenta 
powita�y ich obie nianie, w pe�ni przyuczone do swych nowych zawod�w.

- Widok niani Lokajskiej w spodniach przyprawi� ich zgo�a o wstrz�s.

- Czy nie by�oby ci lepiej w czarnej sukience i fartuszku z falbankami? - 
podsun�a nie�mia�o pani Poczciwi�ska, stremowana tym, �e zwraca si� do nie 
swojej niani.

- Bez spodni nie mo�na by� lokajem! - o�wiadczy�a stanowczo niania 
Lokajska. - Ale jutro kupi� sobie fartuszek z falbankami. To b�dzie 
oryginalny akcent.

Rzeczywi�cie, by� oryginalny. I to jak!

Nianie zapowiedzia�y, �e nie chc� by� d�u�ej "nianiami" i �e odt�d nale�y 
si� do nich zwraca� po nazwisku, stosownie do ich zawod�w. Ale cho� 
kucharza mo�na nazywa� kucharzem, to jednak w �adnym wypadku nie mo�na 
lokaja tytu�owa� lokajem, dlatego te� koniec ko�c�w zwracano si� do nich 
"nianiu, skarbie", czyli tak jak dotychczas.

W atmosferze og�lnej weso�o�ci min�o kilka tygodni od powrotu nowo�e�c�w 
z podr�y po�lubnej, a� nagle wydarzy�o si� co� jeszcze weselszego. Pani 
Poczciwi�ska zabra�a Pongo i Mimi do Lasku �w. Jana, po drugiej stronie 
parku, gdzie odwiedzili dobrego znajomego - Cudownego Weterynarza. Wr�cili 
z radosn� nowin�, �e pa�stwo Pongo wkr�tce zostan� rodzicami. Dzieci mia�y 
przyj�� na �wiat za miesi�c.

Nianie poda�y Mimi obfity obiad, �eby nie opad�a z si�. R�wnie solidn� 
porcj� przygotowa�y dla Pongo, �eby nie czu� si� zaniedbany, jak to si� 
czasem zdarza przysz�ym ojcom. Nast�pnie psy uci�y sobie d�ug� 
popo�udniow� drzemk� na najlepszej kanapie, a kiedy pan Poczciwi�ski wr�ci� 
z pracy, by�y ju� wyspane i chcia�y wyj�� na spacer.

- �eby to uczci�, p�jdziemy wszyscy - zarz�dzi� pan Poczciwi�ski, 
us�yszawszy dobre wie�ci. Niania Kucharska powiedzia�a, �e do kolacji 
jeszcze daleko, a niania Lokajska, �e przyda�oby jej si� troch� ruchu, 
wobec czego wszyscy razem udali si� do parku.

Przodem szli pa�stwo Poczciwi�scy. Prezentowali si� bardzo �adnie - ona w 
zielonym wyj�ciowym kostiumie z wyprawy �lubnej, on za� w starej tweedowej 
marynarce, zwanej "dalmatynk�", bo zawsze wk�ada� j� na spacery z psami. 
(Pan Poczciwi�ski nie by� w�a�ciwie przystojny, ale mia� ciekaw� twarz). Za 
nimi kroczyli pa�stwo Pongo.Wygl�dali imponuj�co; tylko dlatego nie zdobyli 
tytu��w champion�w, �e zdaniem pana Poczciwi�skiego na wystawach ps�w i on, 
i oni zanudziliby si� na �mier�. Oba dalmaty�czyki mia�y kszta�tne g�owy, 
lekko wysklepione �ebra, silne nogi i proste ogony. Ich c�tki by�y czarne 
jak smo�a; na tu�owiu wielko�ci pi�cioz�ot�wki, na g�owie, nogach i ogonie 
troch� mniejsze. Nosy i obw�dki powiek tak�e mia�y czarne. Mimi wodzi�a 
doko�a dumnym wzrokiem; Pongo, cho� by� urodzonym przyw�dc�, mia� nerwowy 
tik w oku. Szli dostojnie rami� w rami�, bior�c Poczciwi�skich na smycz 
tylko wtedy, gdy trzeba ich by�o przeprowadzi� przez jezdni�. Poch�d 
zamyka�y t�ga niania Kucharska w bia�ym kitlu i jeszcze t�sza niania 
Lokajska w dobrze skrojonym fraku, spodniach i zgrabnym fartuszku.

By� pi�kny wrze�niowy wiecz�r, bezwietrzny i spokojny. Z�ote promienie 
zachodz�cego s�o�ca spowija�y park i otaczaj�ce go stare kremowe domy. 
Nawet dolatuj�ce zewsz�d rozmaite d�wi�ki nie powodowa�y ha�asu. Krzyki 
rozbrykanych dzieci i szum ruchu ulicznego wydawa�y si� nienaturalnie 
ciche, jak gdyby udzieli� im si� nastr�j wieczoru. Ptaki �piewa�y sw� 
ostatni� tego dnia pie��, a nieco dalej na skraju parku, w domu, gdzie 
mieszka� s�awny kompozytor, kto� gra� na fortepianie.

- Nigdy nie zapomn� tego cudownego spaceru stwierdzi� pan Poczciwi�ski.

W tej samej chwili sielank� zburzy� przera�liwy klakson. Nadje�d�a� 
olbrzymi samoch�d. zatrzyma� si� przed wielkim domem i- na frontowe schody 
wysz�a wysoka kobieta. Nosi�a obcis�� szmaragdow� sukni� z at�asu, kilka 
sznur�w rubin�w i proste, absolutnie bia�e norki, sp�ywaj�ce a� po wysokie 
obcasy jej rubinowych but�w. Mia�a ciemn� cer�, czarne, po�yskuj�ce 
krwi�cie oczy i nieprawdopodobnie spiczasty nos. Jej prosto zaczesane w�osy 
z surowym przedzia�kiem po�rodku by�y zaiste niezwyk�e z jednej strony 
czarne, a z drugiej bia�e.

- Ale� to Torturella de Mon! - zawo�a�a pani Poczciwi�ska. - Chodzi�y�my 
do jednej klasy. Wyrzucono j� ze szko�y za picie atramentu.

- Czy aby nie nosi si� zbyt krzykliwie? - mrukn�� pan Poczciwi�ski i 
chcia� zawr�ci�. Ale wysoka kobieta dostrzeg�a jego �on� i ruszy�a ku niej 
po schodkach. Nie maj�c wyboru, pani Poczciwi�ska musia�a przedstawi� jej 
m�a.

- Wejd�, poznaj, teraz mojego - powiedzia�a wysoka kobieta.

- Przecie� w�a�nie wychodzi�a� - odpar�a pani Poczciwi�ska spogl�daj�c na 
szofera, kt�ry czeka� przy otwartych drzwiczkach samochodu. Limuzyna, 
pomalowana w bia�o-czarne pasy, ju� z daleka wpada�a w oko.

- Nigdzie mi si� nie �pieszy. Koniecznie musicie do mnie wst�pi�.

Nianie powiedzia�y, �e wezm� Pongo i Mimi i wr�c� zaj�� si� kolacj�, ale 
wysoka kobieta upar�a si�, �e psy tak�e musz� j� odwiedzi�.

- S� takie pi�kne. Chc� je pokaza� m�owi.

- Jak si� teraz nazywasz, Torturello? - spyta�a pani Poczciwi�ska, gdy 
przechodzili zielonym marmurowym korytarzem do salonu wy�o�onego czerwonym 
marmurem.

- Wci�� si� nazywam de Mon - odpar�a Torturella. - Jestem ostatnia z 
rodu, wi�c zmusi�am m�a, �eby to on przyj�� moje nazwisko.

Wtem proste, absolutnie bia�e norki zsun�y jej si� z ramion na pod�og�. 
Pan Poczciwi�ski schyli� si� po nie.

- C� za pi�kne futro - zauwa�y�. - Ale na t� pogod� jest chyba za 
ciep�e?

- Mnie nigdy nie jest za ciep�o - o�wiadczy�a To...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin