Clay Estrada Rita - Harlequin Temptation 180 - Mąż za milion(1).pdf

(654 KB) Pobierz
To Buy a Groom
Rita Clay Estrada
MĄŻ ZA MILION
~ 1 ~
172402487.371.png 172402487.382.png 172402487.393.png 172402487.404.png 172402487.001.png 172402487.012.png 172402487.023.png 172402487.034.png 172402487.045.png 172402487.056.png 172402487.067.png 172402487.078.png 172402487.089.png 172402487.100.png 172402487.111.png 172402487.122.png 172402487.133.png 172402487.144.png 172402487.155.png 172402487.166.png 172402487.177.png 172402487.188.png 172402487.199.png 172402487.210.png 172402487.221.png 172402487.232.png 172402487.243.png 172402487.254.png 172402487.265.png 172402487.276.png 172402487.287.png 172402487.298.png 172402487.309.png 172402487.320.png 172402487.331.png 172402487.342.png 172402487.353.png 172402487.354.png 172402487.355.png 172402487.356.png 172402487.357.png 172402487.358.png 172402487.359.png 172402487.360.png 172402487.361.png 172402487.362.png 172402487.363.png 172402487.364.png 172402487.365.png 172402487.366.png 172402487.367.png 172402487.368.png 172402487.369.png 172402487.370.png 172402487.372.png 172402487.373.png 172402487.374.png 172402487.375.png 172402487.376.png 172402487.377.png 172402487.378.png 172402487.379.png 172402487.380.png 172402487.381.png 172402487.383.png 172402487.384.png 172402487.385.png 172402487.386.png 172402487.387.png 172402487.388.png 172402487.389.png 172402487.390.png 172402487.391.png 172402487.392.png 172402487.394.png 172402487.395.png 172402487.396.png 172402487.397.png 172402487.398.png 172402487.399.png 172402487.400.png 172402487.401.png 172402487.402.png 172402487.403.png 172402487.405.png 172402487.406.png 172402487.407.png 172402487.408.png 172402487.409.png 172402487.410.png 172402487.411.png 172402487.412.png 172402487.413.png 172402487.414.png 172402487.002.png 172402487.003.png 172402487.004.png 172402487.005.png 172402487.006.png 172402487.007.png 172402487.008.png 172402487.009.png 172402487.010.png 172402487.011.png 172402487.013.png 172402487.014.png 172402487.015.png 172402487.016.png 172402487.017.png 172402487.018.png 172402487.019.png 172402487.020.png 172402487.021.png 172402487.022.png 172402487.024.png 172402487.025.png 172402487.026.png 172402487.027.png 172402487.028.png 172402487.029.png 172402487.030.png 172402487.031.png 172402487.032.png 172402487.033.png 172402487.035.png 172402487.036.png 172402487.037.png 172402487.038.png 172402487.039.png 172402487.040.png 172402487.041.png 172402487.042.png 172402487.043.png 172402487.044.png 172402487.046.png 172402487.047.png 172402487.048.png 172402487.049.png 172402487.050.png 172402487.051.png 172402487.052.png 172402487.053.png 172402487.054.png 172402487.055.png 172402487.057.png 172402487.058.png 172402487.059.png 172402487.060.png 172402487.061.png 172402487.062.png 172402487.063.png 172402487.064.png 172402487.065.png 172402487.066.png 172402487.068.png 172402487.069.png 172402487.070.png 172402487.071.png 172402487.072.png 172402487.073.png 172402487.074.png 172402487.075.png 172402487.076.png 172402487.077.png 172402487.079.png 172402487.080.png 172402487.081.png 172402487.082.png 172402487.083.png 172402487.084.png 172402487.085.png 172402487.086.png 172402487.087.png 172402487.088.png 172402487.090.png 172402487.091.png 172402487.092.png 172402487.093.png 172402487.094.png 172402487.095.png 172402487.096.png 172402487.097.png 172402487.098.png 172402487.099.png 172402487.101.png 172402487.102.png 172402487.103.png 172402487.104.png 172402487.105.png 172402487.106.png 172402487.107.png 172402487.108.png 172402487.109.png 172402487.110.png 172402487.112.png 172402487.113.png 172402487.114.png 172402487.115.png 172402487.116.png 172402487.117.png 172402487.118.png 172402487.119.png 172402487.120.png 172402487.121.png 172402487.123.png 172402487.124.png 172402487.125.png 172402487.126.png 172402487.127.png 172402487.128.png 172402487.129.png 172402487.130.png 172402487.131.png 172402487.132.png 172402487.134.png 172402487.135.png 172402487.136.png 172402487.137.png 172402487.138.png 172402487.139.png 172402487.140.png 172402487.141.png 172402487.142.png 172402487.143.png 172402487.145.png 172402487.146.png 172402487.147.png 172402487.148.png 172402487.149.png 172402487.150.png 172402487.151.png 172402487.152.png 172402487.153.png 172402487.154.png 172402487.156.png 172402487.157.png 172402487.158.png 172402487.159.png 172402487.160.png 172402487.161.png 172402487.162.png 172402487.163.png 172402487.164.png 172402487.165.png 172402487.167.png 172402487.168.png 172402487.169.png 172402487.170.png 172402487.171.png 172402487.172.png 172402487.173.png 172402487.174.png 172402487.175.png 172402487.176.png 172402487.178.png 172402487.179.png 172402487.180.png 172402487.181.png 172402487.182.png 172402487.183.png 172402487.184.png 172402487.185.png 172402487.186.png 172402487.187.png 172402487.189.png 172402487.190.png 172402487.191.png 172402487.192.png 172402487.193.png 172402487.194.png 172402487.195.png 172402487.196.png 172402487.197.png 172402487.198.png 172402487.200.png 172402487.201.png 172402487.202.png 172402487.203.png 172402487.204.png 172402487.205.png 172402487.206.png 172402487.207.png 172402487.208.png 172402487.209.png 172402487.211.png 172402487.212.png 172402487.213.png 172402487.214.png 172402487.215.png 172402487.216.png 172402487.217.png 172402487.218.png 172402487.219.png 172402487.220.png 172402487.222.png 172402487.223.png 172402487.224.png 172402487.225.png 172402487.226.png 172402487.227.png 172402487.228.png 172402487.229.png 172402487.230.png 172402487.231.png 172402487.233.png 172402487.234.png 172402487.235.png 172402487.236.png 172402487.237.png 172402487.238.png 172402487.239.png 172402487.240.png 172402487.241.png 172402487.242.png 172402487.244.png 172402487.245.png 172402487.246.png 172402487.247.png 172402487.248.png 172402487.249.png 172402487.250.png 172402487.251.png 172402487.252.png 172402487.253.png 172402487.255.png 172402487.256.png 172402487.257.png 172402487.258.png 172402487.259.png 172402487.260.png 172402487.261.png 172402487.262.png 172402487.263.png 172402487.264.png 172402487.266.png 172402487.267.png 172402487.268.png 172402487.269.png 172402487.270.png 172402487.271.png 172402487.272.png 172402487.273.png 172402487.274.png 172402487.275.png 172402487.277.png 172402487.278.png 172402487.279.png 172402487.280.png 172402487.281.png 172402487.282.png 172402487.283.png 172402487.284.png 172402487.285.png 172402487.286.png 172402487.288.png 172402487.289.png 172402487.290.png 172402487.291.png 172402487.292.png 172402487.293.png 172402487.294.png 172402487.295.png 172402487.296.png 172402487.297.png 172402487.299.png 172402487.300.png 172402487.301.png 172402487.302.png 172402487.303.png 172402487.304.png 172402487.305.png 172402487.306.png 172402487.307.png 172402487.308.png 172402487.310.png 172402487.311.png 172402487.312.png 172402487.313.png 172402487.314.png 172402487.315.png 172402487.316.png 172402487.317.png 172402487.318.png 172402487.319.png 172402487.321.png 172402487.322.png 172402487.323.png 172402487.324.png 172402487.325.png 172402487.326.png 172402487.327.png 172402487.328.png 172402487.329.png 172402487.330.png 172402487.332.png 172402487.333.png 172402487.334.png 172402487.335.png 172402487.336.png 172402487.337.png 172402487.338.png 172402487.339.png 172402487.340.png 172402487.341.png 172402487.343.png 172402487.344.png 172402487.345.png 172402487.346.png 172402487.347.png 172402487.348.png 172402487.349.png 172402487.350.png 172402487.351.png 172402487.352.png
Rozdział
1
Joseph Lombardi nienawidził koni. Nie, poprawił sam siebie, on tylko
nienawidził się nimi zajmować. Uwielbiał natomiast wyścigi konne.
Zastanawiał się właśnie, które z tych uczuć jest silniejsze, gdy usłyszał za
sobą czyjś łagodny głos.
- Pan Lombardi? Pan Joseph Lombardi?
- Tak - odparł z niechęcią i nadal przyglądał się kopytu swego czystej
krwi ogiera. Ahab zdobył już niejedną nagrodę.
- Jestem Sable LaCroix. Umówiliśmy się na dzisiaj. Powiedziano mi,
że tu pana znajdę.
Joe westchnął i poklepał konia po zadzie. Nie miał najmniejszej ochoty
na to spotkanie. Pani LaCroix stanowiła dodatkowy problem, a i tak mu
ich nie brakowało. Starał się uniknąć tego spotkania. Żal mu było czasu na
błahe pogawędki z kobietami światowymi.
Obejrzał się. Stała w drzwiach stajni. Była wysoka, miała z metr
siedemdziesiąt pięć wzrostu, a na obcasach nawet więcej. I fantastyczną
figurę. Pełne piersi, miękko zaokrąglone biodra i długie zgrabne nogi.
Była piękna. Bardzo piękna. Stała w cieniu, oświetlona od tyłu
promieniami słońca. Nie był pewien, ale wydawało mu się, że ma ciemne
włosy - takie jakie lubił.
- Teraz sobie przypominam, pani LaCroix. Mój adwokat powiedział
mi, że chce pani zainwestować pieniądze swego męża, czy tak?
- Zgadza się.
- I pomyślała pani o torach wyścigowych w Teksasie.
- Zgadza się.
- Proszę więc zwrócić się do mego adwokata. Mike wszystko załatwi.
- Tego nie może załatwić żaden adwokat - powiedziała melodyjnym
głosem. - Są sprawy, które może załatwić wyłącznie pan.
~ 2 ~
 
Ubrana w nieskazitelnie biały kostium, sprawiała wrażenie osoby
chłodnej i wyrafinowanej. Wydawało mu się, że owiewa go delikatna
południowa bryza. Kapelusz z szerokim rondem rzucał cień na jej oczy i
nie widział ich kolom. Jego wzrok ponownie powędrował ku długim
zgrabnym nogom. Do diabła! Musi się wziąć w garść. W końcu tu chodzi
o interesy.
- Jakie sprawy? Nie rozumiem, co ja mógłbym załatwić. Nie mam
czasu na długie rozmowy. A więc o co konkretnie chodzi?
Zawahała się.
- Szukam kandydata na męża, z dobrą opinią i pewną pozycją
zawodową. Pan potrzebuje pieniędzy. Proponuję panu milion dolarów.
Otrzyma je pan w dniu naszego ślubu.
Joe patrzył na nią przez chwilę, po czym potrząsnął głową.
Najwyraźniej się przesłyszał. Pewnie z powodu upału.
Skinęła głowa. Zauważyła, że jest zdezorientowany.
- To nie pomyłka, panie Lombardi - powiedziała. - Proszę pana o rękę.
Nie do wiary. Odrzucił w tył głowę i wybuchnął śmiechem,
przekonany, że to żart. Kobieta czekała cierpliwie, aż minie mu atak
śmiechu. Wyglądała na lekko rozbawioną.
- Pani nie żartuje? - spoważniał nagle.
- Ależ skąd.
- Jak to?
- Potrzebuję męża, a panu brakuje pieniędzy na nowy tor wyścigowy.
Joe ujął Ahaba za cugle i poprowadził w kierunku najbliższego padoku.
Pijaków i wariatów najlepiej ignorować, nawet jeśli są olśniewająco
piękni. Nie był pewien, do której kategorii zaliczyć panią LaCroix, i nie
zamierzał tego dochodzić.
Otworzył furtkę na padok i wprowadził konia. Obejrzał się, czy kobieta
nie idzie za nim. Nadal stała W drzwiach. Zauważył, że w dłoni trzyma
biało-czarną torebkę. Czyżby miała tam ów milion dolarów? Po
propozycji sądząc, jest na tyle szalona, by nosić przy sobie taką sumę.
- Pani LaCroix, skąd ten pomysł?
- Już mówiłam: potrzebuję cieszącego się szacunkiem męża i pozorów
życia rodzinnego. Pan może mi to zapewnić.
Zaintrygowała go. Zaprosi ją do swego domu na ranczo. Wysłucha
~ 3 ~
uprzejmie i cierpliwie, co ma mu do powiedzenia, a potem odprawi.
Przepuścił ją w drzwiach, by weszła przed nim. Miał okazję podziwiać
niezwykle apetyczne kształty.
- Kto panią tutaj przysłał? - spytał, zdecydowany dowiedzieć się czegoś
więcej.
- Uwierzy pan, jeśli powiem, że mój mąż?
- Nie.
- A jednak. Pamięta pan z Wietnamu Johna LaCroix? Byliście
towarzyszami broni, walczyliście w tym samym oddziale. Kiedy
zostaliście ranni, leżeliście w tej samej sali. Często pana wspominał.
Czytałam nawet listy, które przez pewien czas pisaliście do siebie. John
mówił, że jest pan najbardziej godnym zaufania człowiekiem, jakiego w
życiu znał, zawsze gotowym do pomocy.
Na chwilę Joe pogrążył się we wspomnieniach. On i John LaCroix byli
pozbawionymi złudzeń osiemnastolatkami wplątanymi w tę absurdalną
wojnę i najlepszymi przyjaciółmi, dopóki nie wrócili wreszcie do
zwyczajnego życia i pozbyli się nocnych koszmarów.
- Pani jest żoną Johna?
Skinęła głową. W świetle słońca zobaczył, że ma brązowe oczy. Duże,
okrągłe i brązowe. Łagodne jak u sarny.
- Byłam, przez trzy lata - odparła.
- Co się potem stało?
- Umarł.
John nie żyje. Nie mógł w to uwierzyć. Przyciągnęła krzesło i usiadła.
Kapelusz rzuciła na stół, odsłaniając bujne włosy, piękne i lśniące.
- To smutne, prawda? - zauważyła z goryczą. - Przeżył okrucieństwa
wojny, a zginął w wypadku lotniczym, wracając do domu na przyjęcie z
okazji pierwszych urodzin syna.
Joe nie spuszczał z niej wzroku. Wszystko to wydawało się jakieś
nierealne. Ona była w żałobie po mężu, on czuł ból z powodu śmierci
dawnego przyjaciela.
- Przykro mi - powiedział wreszcie. - Nie wiedziałem. Był porządnym
facetem.
Na moment w jej oczach pojawił się gniew, ale tylko na moment.
- Kimś więcej: wspaniałym, uczuciowym mężczyzną.
~ 4 ~
- Kiedy to się stało?
- Niewiele ponad dwa lata temu.
I znów powróciły bolesne wspomnienia. Stracił tylu przyjaciół.
Najgorsze było to, że po latach sam już nie wiedział, co stało się
naprawdę, a co było tylko koszmarnym snem. W odruchu samoobrony
zapomniał o przeżyciach, ale nie zapomniał Johna.
A teraz siedzi przed nim wdowa po Johnie, próbując go namówić, by
zajął miejsce przyjaciela. Poczuł niesmak. Bliskich nie da się zastąpić
innymi.
- A więc szuka pani kogoś na miejsce tego wspaniałego, uczuciowego
mężczyzny - zakpił, usiłując ukryć prawdziwe uczucia. - Przykro mi,
droga pani, ale ja się do tego nie nadaję. Nie gustuję w żonach i nie
przepadam za dziećmi. Zwłaszcza jeśli urodziła pani rasowego...
- Owszem.
- Co?
- Nazwisko i majątek LaCroix są sławne. Cztery pokolenia pracowały
na pieniądze, za które można kupić cały ten stan. - Odchyliła się w tył,
przymykając na moment oczy. Widać było, jak bardzo jest zmęczona. - A
jeśli chodzi o rasowe konie, to jestem właścicielką trzech. Należały do
mego męża.
- Pani teściowie muszą być niezwykle wielkoduszni, zgadzając się na
ślub żony ich zmarłego syna z jego kumplem z wojska. - Joe nie mógł się
powstrzymać od sarkazmu. Cała ta rozmowa była bez sensu, zwłaszcza
teraz, gdy miał tyle rzeczy do zrobienia!- Myli się pan - powiedziała
spokojnie. - Oni chcą mi zabrać syna.
Wyczuł w jej głosie głęboki smutek, niemal rozpacz, ale nic go to nie
obchodziło.
- Po co dwojgu starym ludziom dziecko? Przecież na pewno nie
umieliby się nim właściwie zająć.
- Uważają, że należy do rodziny LaCroix, traktują go jak swoją
własność. Obawiam się, że zrobiliby z niego człowieka słabego i niewiele
wartego. O mały włos nie zniszczyli Johna swoją miłością. Nie chcę, żeby
to się stało z moim synem.
Joe sięgnął do lodówki i wyjął puszkę piwa.
- A więc czego pani ode mnie oczekuje? Że będę z nimi walczył gołymi
~ 5 ~
Zgłoś jeśli naruszono regulamin