Martin Laura - Głupie serce.pdf

(527 KB) Pobierz
Martin Laura - Głupie serce
LAURA MARTIN
Głupie serce
Tytuł oryginału:
A Foolish Heart
99108395.001.png 99108395.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jego głos był jak zwykle niski i zmysłowy. Czuła na
sobie jego dłonie - duże i silne. Obejmował ją. Przysunął
się tak blisko, że niemal miażdżył potężnym torsem jej
delikatne piersi.
Pragnęła sprawić mu rozkosz, zachwycić go, pokazać,
jak bardzo go kocha. Krew w jej tętnicach śpiewała pieśń
namiętności...
To było tak dawno... tak dawno...
Spojrzała mu w oczy. Miały kolor czekolady. Uśmie-
chnęła się. Trudno było oprzeć się pożądaniu...
Nagle poczuła niepokój. Rozejrzała się nerwowo. Nie
mogła znaleźć dziecka. Ogarnął ją przeraźliwy, zwierzę-
cy
strach.
- Katy! Katy! Gdzie jesteś?! - zaczęła krzyczeć.
Wyrwała się z uścisku...
Simone obudziła się spocona ze strachu. Łzy spływały
po policzkach, mocząc poduszkę z jasnej kory.
- Sen mara, Bóg wiara - wyszeptała słowa, które mia-
ły moc przepędzania nocnych koszmarów.
Wierzchem dłoni starła łzy. To był tylko sen. Wszyst-
ko należało do przeszłości.
Teraz znajdowała się w niewielkiej, gustownie urzą-
dzonej sypialni. Mieszkała tu dopiero niecały miesiąc,
ale od początku polubiła ten pokój. Jasne ściany, duże
okno, zasłonki w kolorze ochry zdobione frędzlami i
lambrekinem. Przy oknie dwa foteliki obite pluszem,
niewielki stoliczek. Naprzeciw okna szafa dwudrzwiowa
z wielkim lustrem.
Zamknęła oczy, starając się zapomnieć o wydarze-
niach z przeszłości. Odsunąć od siebie nocne koszmary.
Dlaczego to potworne wspomnienie tak często powra-
ca? - zastanawiała się. Teraz, kiedy wszystko zaczęło się
układać, powinna o tym zapomnieć. Od tamtych wyda-
rzeń minęło już pięć lat. Przez ten czas skończyła studia
pedagogiczne. Poświęciła się pracy. Dzięki temu mogła
być silna i niezależna.
Łzy nadal płynęły jej z oczu. Wytarła twarz brzegiem
kwiecistego prześcieradła. Usiadła na łóżku. Drżąc z
zimna, odrzuciła kołdrę.
Niepotrzebnie zostawiła uchylone okno. Westchnęła.
Kaloryfery grzały jak należy, wystarczyło pamiętać o
tym, żeby nie zostawiać na całą noc otwartego okna.
Postawiła stopy na kremowym puchatym dywanie. Je-
szcze nie do końca rozbudziła się po sennym koszmarze.
Skuliła ramiona.
Nowa praca. Nowy początek. Dostała dobrą pensję.
A mały Jake, choć różnie o nim mówiono, okazał się
uroczym urwisem.
Skąd więc te upiorne wspomnienia? Być może nie za-
sługiwała na szczęście. Nie mogła walczyć z przezna-
czeniem.
Zamknęła okno. Potem znowu usiadła na łóżku. Opar-
ła się o wilgotną poduszkę. Czuła się bardzo zmęczona.
Od sześciu czy siedmiu dni męczyła ją grypa. Katar, wy-
soka temperatura. Potrzebowała czasu, żeby
wrócić do dawnej formy.
Wiedziała, że powinna teraz wstać, umyć się, ubrać.
Nadal jednak siedziała bez ruchu. Nocny koszmar raz po
raz odżywał w pamięci.
Uległa temu mężczyźnie i drogo musiała za to zapła-
cić. Ale wszystko wydarzyło się pięć lat temu i odgrze-
bywanie dawnych spraw nie miało sensu.
Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Łzy płynęły nie-
przerwanym strumieniem. Dłonie zaciskały się w pięści.
Próbowała uspokoić oddech. Znów przetarła twarz
brzegiem prześcieradła. Spojrzała na zegarek. Niemożli-
we, żeby było aż tak późno, pomyślała. Dochodziło wpół
do dziesiątej.
Przez cały czas choroby budziła się o siódmej rano.
Jakim cudem zaspała właśnie teraz? Czyż pani White nie
powtarzała jej wielokrotnie, że dzisiaj będzie wielki
dzień? Pan i władca wracał z zagranicznej podróży.
Wszystko zostało wysprzątane na wysoki połysk. Przy-
gotowano najsmaczniejsze potrawy. Simone nie miała
jeszcze okazji poznać swojego pracodawcy.
Teraz rozpaczliwie usiłowała sobie przypomnieć, na
którą godzinę Travis Steele planował powrót. Chciał się
z nią widzieć natychmiast, najszybciej, jak tylko można.
Zależało mu na tym, by skontrolować, czy w dobre ręce
oddał swojego siostrzeńca, małego Jake'a. Edukacja
chłopca była dla niego sprawą szczególnej wagi.
Simone dotknęła dłonią rozpalonego czoła. Zaraz...
zaraz... Na którą godzinę mogła być umówiona? Chyba
właśnie na dziewiątą trzydzieści.
Zerwała się z łóżka. Szeroko otworzyła szafę. Wyjęła
dżinsy i flanelową kraciastą koszulę. To na pewno nie
był najlepszy strój na pierwszą rozmowę z pracodawcą,
ale nie miała czasu na szukanie czegoś innego.
Usłyszała nadjeżdżający samochód. Z zaciekawie-
niem podeszła do okna. Ze srebrzystego jaguara wysiadł
kierowca. ..
Nagle ktoś energicznie zapukał do jej pokoju. Drzwi
otworzyły się, zanim zdążyła powiedzieć „proszę". Uj-
rzała siwą głowę pani White.
- Panno Walker! - usłyszała zdumiony głos gospody-
ni. - Jeszcze pani nie gotowa? Przecież informowałam
wczoraj, że pan Steele będzie chciał się z panią widzieć.
A pan nade wszystko ceni sobie punktualność.
Simone zatrzęsła się z oburzenia. Jak ta kobieta mogła
wedrzeć się do jej pokoju?
Już wcześniej zauważyła, że jej nowy pracodawca
wzbudzał w mieszkańcach domu coś pomiędzy panicz-
nym lękiem a bałwochwalczym podziwem. A jego imię
wypowiadano tutaj z wielkim szacunkiem.
Trzeba przyznać, że Simone była zaintrygowana. Na-
słuchała się o nim wielu historii, jak szybko potrafi zwal-
niać swoich pracowników, jak dużo wymaga od służby.
Wiele osób przewinęło się przez ten dom i nikomu nie
udało się zadowolić wymagającego pracodawcy. Tylko
pani White i stary poczciwy ogrodnik, mieszkający na
skraju posiadłości w małym domku, wydawali się być od
wieków z panem Travisem.
Pani White, upomniawszy Simone, poszła do siebie.
A dziewczyna znowu podeszła do okna. Zdążyła zoba-
czyć, jak wysoki mężczyzna w ciemnym płaszczu znika
Zgłoś jeśli naruszono regulamin