Egzekutor czy.doc

(63 KB) Pobierz
Egzekutor czy

Egzekutor czy... blagier?

 

Ta książka wywołała burzę, zanim jeszcze pojawiła się na półkach księgarskich. Mówiono o niej, że to „polskie Bękarty Wojny”, w dodatku prawdziwe.

Że to „studium spustoszenia”, „bolesne świadectwo”, „niezwykle szczere i przejmujące wyznanie”, wreszcie „demaskatorska spowiedź”, która zapoczątkuje ogólnonarodową dyskusję o polskiej historii. Książka, która pokaże, „jak było naprawdę”, jak w istocie wyglądała polska walka podziemna, dotąd podobno przesadnie lukrowana w opracowaniach historycznych i wspomnieniach weteranów...

Mowa o wspomnieniach Stefana Dąmbskiego, byłego żołnierza Armii Krajowej z Rzeszowszczyzny. Ich fragmenty drukował kiedyś kwartalnik „Karta”. Czytelnicy byli zaszokowani drastycznością szczegółów; szybko pojawiło się pytanie o wiarygodność autora.

Dzisiaj Ośrodek KARTA oferuje wspomnienia Dąmbskiego w wersji obszerniejszej, książkowej, opatrzonej tytułem „Egzekutor”. Tyle, że wątpliwości, jakie wzbudzała ta rzekoma „spowiedź” – pozostały.

 

„Żbik I”

Stefan Dąmbski ps. „Żbik I” wstąpił do Armii Krajowej w 1942 r., w wieku zaledwie 16 lat. Dosłużył się stopnia plutonowego, był odznaczony Krzyżem Walecznych. Jeżeli wierzyć podanym przez niego informacjom, podczas okupacji niemieckiej jego bojowe konto było niezwykle bogate:

- osobiście wykonał wyrok na swym koledze, Jurku, winnym współpracy z Gestapo;

- wziął udział w potyczce z Niemcami na folwarku w Hyżnem (wynik: zabitych 2 żołnierzy niemieckich, wzięty do niewoli kierownik wydziału rolnictwa w Rzeszowie, Pillman);

- na rozkaz dowódcy zabił strzałem w tył głowy wspomnianego Pillmana;

- uczestniczył w krwawym starciu z polską, „granatową” policją w Rzeszowie (zginęło 3 policjantów, w tym komendant z Tyczyna, notabene współpracownik wywiadu AK);

- dokonał samodzielnie czterech akcji rozbrojeniowych pojedynczych Niemców w Rzeszowie;

- brał udział w zamachu w Rzeszowie na volksdeutscha Barana, winnego wysyłania Polaków do obozów koncentracyjnych;

- wykonał wyrok na niejakiej Jadzi Pierożance z Hart, za denuncjowanie na Gestapo polskich patriotów;

- udzielał się w tzw. „babskich robotach”, polegających na strzyżeniu i biciu kobiet zadających się z Niemcami; w jednym wypadku partyzanci mieli zastrzelić ojca karanej dziewczyny, który zaatakował ich siekierą;

- bił się z Niemcami w Borku Starym, gdzie zlikwidowano załogi dwóch czołgów;

- ranił w zasadzce, a następnie dobił pułkownika SA;

- wziął udział (wraz z czterema kolegami) w ataku na niemiecki samochód w Borku Starym, gdzie zabito 4 Niemców, w tym generała Wehrmachtu;

- w następnych dniach (dalej w towarzystwie wzmiankowanych czterech kolegów) zlikwidował ok. 20 Niemców, w większości oficerów, zniszczył 20 samochodów i zdobył 3 dalsze;

- uczestniczył w zastrzeleniu 10 niemieckich jeńców (zabici strzałami w tył głowy) na terenie folwarku dylągowskiego (tu pojawia się informacja, że w takich egzekucjach w owym czasie Dąmbski uczestniczył „po kilka razy dziennie”);

- samowolnie zamordował niemieckiego jeńca w Dylągówce, wcześniej obdartego przez chłopów z munduru;

- brał udział w rozstrzeliwaniu małych patroli pepeerowców („wykonując ściśle rozkazy Komendy Głównej Armii Krajowej”).

 

Wkraczają Sowieci

Powitanie z wojskami sowieckimi wkraczającymi latem 1944 r. na Rzeszowszczyznę miało być, zdaniem Dąmbskiego, serdeczne. Ponoć autor wspomnień rzucał się bojcom na szyję... Szybko pojawiły się pierwsze zgrzyty. Krasnoarmiejscy skonfiskowali AK-owcom pistolety, zdobyczny samochód oraz... zegarki „wcześniej wyszabrowane od Niemców”.

Urażony w swej dumie Dąmbski poprzysiągł im zemstę. Okazja nadarzyła się wkrótce. Dąmbski barwnie opisuje mord (trudno to określić inaczej), jakiego dokonał na śpiącym żołnierzu sowieckim, któremu... wbił w głowę długi gwóźdź.

Wkrótce oddział Dąmbskiego został podstępnie rozbrojony przez NKWD. Nasz bohater przeszedł brutalne przesłuchanie. Ponoć śledczy próbował go sprowokować do buntu, pozostawiając w pobliżu aresztanta niezaładowany pistolet. Jednakże „Żbik I” swym przenikliwym umysłem trafnie odgadł wrogie knowania i nie dał nieprzyjacielowi żadnego pretekstu.

Trzeba przyznać, że Sowieci potraktowali Dąmbskiego (partyzanta AK, a przy tym syna hrabiego) wyjątkowo pobłażliwie, proponując mu wstąpienie w szeregi „berlingowców”. „Żbik I” z propozycji skorzystał. Wkrótce wcielono go do stacjonującego w Rzeszowie 2 Pułku Zapasowego Piechoty, z którego dość prędko zdezerterował.

 

U „Draży”

Ukrywający się Dąmbski znalazł się wkrótce pod rozkazami legendarnego Dragana Sotirovića „Draży”, serbskiego dowódcy 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich AK. Nasz likwidator przypisuje sobie następujące akcje wymierzone w komunistyczny aparat władzy:

- zastrzelenie konfidenta Władka w Bachórzu (kolega Dąmbskiego miał wtedy samowolnie zamordować siostrę skazanego, by ta nie zidentyfikowała sprawców);

- udział w egzekucji trzech PPR-owców w Borku Starym (jeden z nich poddał się „leśnym” dopiero, gdy Dąmbski przystawił jego żonie pistolet do głowy);

- rozbrojenie posterunku Milicji Obywatelskiej w Hyżnem, przechwycenie listy osób przeznaczonych do aresztowania oraz rozstrzelanie czterech spośród 17 wziętych do niewoli milicjantów;

- zastrzelenie w zamachu starosty Brzozowa i ciężkie zranienie innego wyższego funkcjonariusza reżimu.

 

Ukraińcy

Pozadyskusyjnym faktem jest, że oddział „Draży” działał na terenach, na których ludność polska była celem bestialskich ataków UPA. Partyzanci Sotirovića starali się chronić polskie wioski przed żądnymi krwi rezunami. Jednak w książce Dąmbskiego próżno szukać relacji z potyczek z banderowcami. Są za to drastyczne opisy „odwetów” na ukraińskiej ludności cywilnej.

Dąmbski występuje tu w duecie z niejakim Wilhelmem Ćwiokiem „Twardym”, dawnym lwowskim nożownikiem. Ów „Twardy” z lubością rozpruwa nożem brzuchy ukraińskim chłopom, podrzyna gardła, miażdży głowy drewnianą ławą. Tylko w jednej „akcji” zabija trzy rodziny, zmuszając je przedtem do upokarzających tańców i przyśpiewek.

Innym razem Dąmbski, „Twardy” i jeszcze jeden partyzant chwytają młodą Ukrainkę, dokonują na niej gwałtu, po czym przypalają ją rozgrzanym pogrzebaczem (Dąmbski

twierdzi, że on sam nie dokonał gwałtu, a nawet wyprosił u „Twardego” darowanie życia dziewczynie).

Interesujące, że w niektórych akcjach „leśnych” miała wspierać… Milicja Obywatelska (wbrew pozorom wcale nie jest to niemożliwe – przypomnijmy tu cichy sojusz antyupowski niektórych oddziałów Ludowego Wojska Polskiego z partyzantami NSZ Antoniego Żubryda „Zucha”, albo obronę polskiej stacji meteorologicznej na Kasprowym Wierchu przed słowackimi grupami dywersyjnymi, przeprowadzoną wspólnie przez funkcjonariuszy SOK oraz partyzantów Józefa Kurasia „Ognia”).

Jak podaje nasz egzekutor, milicjanci z posterunku „w okolicach Dynowa” przekazywali „leśnym” aresztowanych Ukraińców, podejrzanych o udział w paleniu polskich wiosek. Rzekomo wydano aż ok. 50 aresztantów, zlikwidowanych następnie przez Dąmbskiego i „Twardego” (mając w pamięci opisane wyżej potworności dokonane ponoć na ukraińskich cywilach, wydaje się dziwne, że egzekucje domniemanych rezunów odbywały się „czysto” – Ukraińcy ginęli od serii z pistoletu maszynowego. W takich przypadkach „Twardy” jakoś nie ujawniał swych sadystycznych skłonności...).

Współpraca z milicją zaistniała również podczas długotrwałego polowania na 5-osobową bandę rabunkową Fiołków z Wesołej (niestety, w trakcie rozprawy z ostatnim żywym jeszcze bandytą, Dąmbski i jego podwładni ostrzelali z broni maszynowej chałupę, w której się schronił; zginęło wtedy niewinne małżeństwo gospodarzy wraz z 10-letnią córeczką).

 

Wątpliwości

W 1945 r. Dąmbski przedostał się na Zachód. Osiadł na stałe w USA. Nie potrafił sobie ułożyć życia osobistego (dwa rozwody, córka zerwała z nim kontakty). W 1975 r. odwiedził Polskę (dziwnym trafem wszechwładna SB jakoś przymknęła oko na peregrynacje byłego zabójcy komunistów). Zmarł śmiercią samobójczą w 1993 r.

Pozostawił po sobie wspomnienia, które mimo bulwersującej treści cieszą się na razie dobrą prasą. Wątpliwości recenzentów poprzedzane są wtrętami w rodzaju: „Dobrze, że KARTA wydała tę książkę, ale...”

No właśnie – czy dobrze?

Nie byłoby dyskusji, gdyby wspomnienia Dąmbskiego odpowiadały rzeczywistości. Prawdę historyczną trzeba wyświetlać, obojętne jaka by nie była. Ostatecznie, wśród kilkusettysięcznej rzeszy żołnierzy polskiego Podziemia musiały się też trafiać jednostki o sadystycznych skłonnościach bądź zdemoralizowane. Jednak czy opisane w książce wydarzenia są prawdziwe?

Tom „Egzekutor” poza wspomnieniami Dąmbskiego zawiera również listy skierowane do redakcji „Karty” po opublikowaniu fragmentów prozy likwidatora.

Ppłk Czesław Cywiński, prezes Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej stawia (zdawałoby się oczywisty) postulat, by treść wspomnień skonfrontować z dokumentami i rzetelnymi opracowaniami historycznymi, by zjawiska patologiczne nie wypaczyły rzeczywistego obrazu AK.

Kpt. Mieczysław Skotnicki, prezes Koła ŚZŻAK w Tyczynie, w bardzo emocjonalnym liście dezawuuje wiarygodność „Egzekutora”. Stwierdza, że „Stefan Dąmbski w każdym niemal fragmencie mija się z prawdą historyczną, (...) wciela się w inne postacie, przypisując sobie autorstwo szeregu dokonanych przez innych bohaterskich czynów”. Skotnicki posuwa się nawet do zakwestionowania przynależności Dąmbskiego do Placówki AK Hyżne!

Utrzymany w znacznie spokojniejszym tonie list Ireny Filipowicz, pochodzącej z Hyżnego (a więc z obszaru działania „Egzekutora”) potwierdza, że Dąmbski był żołnierzem AK. Autorka uznaje jednak, że „jego wspomnienia budzą duże wątpliwości, a niektóre ich fragmenty są po prostu nieprawdziwe”. Pani Filipowicz podaje kilka przykładów nieścisłości, ze szczególnie ciekawym przypadkiem Jadzi Pierożanki, którą (jak powiedziano wyżej) Dąmbski miał zlikwidować za współpracę z Gestapo.

 

Sprawa Jadzi Pierożanki

Dąmbski opisał romans wspomnianej zdrajczyni z żołnierzem AK, Bronisławem Pieniowskim. Jej denuncjacja miała pociągnąć za sobą pacyfikację Hyżnego i śmierć niemal całej rodziny Pieniowskiego (rodziców Bronisława, jego trojga rodzeństwa oraz wujka).

Dąmbski miał zastrzelić denuncjatorkę Jadzię dwa tygodnie później. Relacja z egzekucji przypomina trochę tanie romansidło: „Jest księżycowa noc, widzę to piękne ciało przed sobą i w ostatniej chwili odczuwam pewnego rodzaju żal...”

Teraz pora skonfrontować te enuncjacje z listem Ireny Filipowicz. Okazuje się ona bliską krewną Bronisława Pieniowskiego. Jego rodzina, rzekomo zamordowana przez Niemców na skutek denuncjacji Pierożanki – to dziadkowie, matka i wujostwo pani Filipowicz. Jednak, jak stwierdza autorka listu, osoby te nigdy nie były aresztowane przez Niemców (zmarły śmiercią naturalną), ówczesna pacyfikacja w Hyżnem jest wymysłem, a o urodziwej Jadzi Pierożance – nikt nie słyszał!

Nie da się ukryć, informacja ta jest miażdżąca dla wiarygodności autora „Egzekutora”. Stanowi jasną przesłankę, że niniejszą autobiografię należy wziąć pod lupę z wyjątkową starannością. Nadmieńmy, że to nic wyjątkowego w światowej literaturze wojenno-wspomnieniowej. Niejeden weteran wykazywał skłonność do blagierstwa. Szczegółowe badania historyków pozwoliły w wielu wypadkach zdemaskować wymyślone akty bohaterstwa, np. znacząco zredukować ilość samolotów rzekomo strąconych przez niektórych asów przestworzy, ilość okrętów zatopionych przez pewnych dowódców okrętów podwodnych itp. Czy wydawca „Egzekutora” zadbał należycie o wyjaśnienie wątpliwości?

 

Wyznanie wiary

Wspomnienia Dąmbskiego poprzedzone są wstępem Zbigniewa Gluzy, redaktora naczelnego Wydawnictwa KARTA. Redaktor Gluza, odnosząc się do stawianych książce zarzutów, ubolewa nad „niezrozumieniem przekazu” prezentowanej autobiografii. Jego zdaniem o prawdziwości relacji „Egzekutora” przesądza fakt, że autor dokonuje samooskarżenia, „gorzkiej spowiedzi”.

Gluza pisze: „Publikujemy ‘Egzekutora’ licząc, że III Rzeczpospolita gotowa jest już na przyjęcie jego prawdy. (...) Musi przyjąć spowiedź ówczesnego nastolatka, którego w jej imieniu posyłano z bronią w ręku do zabijania innych.”

Niestety, słowa te są jedynie WYZNANIEM WIARY redaktora Gluzy (wiary w prawdziwość twierdzeń Dąmbskiego). Życie dostarcza wielu przykładów masochistycznych samooskarżeń (nawet wśród podsądnych zagrożonych wyrokami sądowymi!). Zaś postulat, że Polska „musi” przyjąć wyznania egzekutora brzmi trochę niepokojąco...

 

„Sprawa nie jest prosta”

Książkę zamyka komentarz pióra dr. hab. Grzegorza Ostasza, historyka, profesora Politechniki Rzeszowskiej, autora m.in. cenionej pracy o Podokręgu AK Rzeszów.

Profesor Ostasz udowadnia, że Stefan Dąmbski rzeczywiście był żołnierzem grupy dywersyjnej Placówki AK Hyżne (choć w spisach figuruje jako „Dębski”). Jego nazwisko (znów jako „Dębskiego”) pojawia się również w dokumencie UB, wymieniającym uczestników „bandyckiego napadu” na posterunek Milicji Obywatelskiej w Hyżnem.

Prof. Ostasz broni Dąmbskiego przed polemistami, wytyka im nieścisłości w zarzutach. Choć zarazem przyznaje, że Dąmbskiego mogła zawieść pamięć, bądź z różnych powodów mógł on zmienić różne szczegóły swej opowieści. Jego zdaniem, Dąmbskiego nie można „z marszu” oskarżać o fałszerstwa, bowiem „sprawa nie była i nie wydaje się prosta”.

Prof. Ostaszowi „nie wydaje się”, by Dąmbski świadomie kłamał. Jednak nieco wcześniej Ostasz stwierdza: „Co do Dąmbskiego – jego soczysty język, element stylu, zdradzający cechy osobowości autora, ujawnia często, że autor dał się ponieść fantazji...”

 

Samooskarżenie czy autolans?

Czy autor „Egzekutora” rzeczywiście bezkompromisowo odsądza się od czci i wiary? W pewnym sensie tak. Pisze przecież, że lubił patrzeć w twarze ludzi skazanych na śmierć, na krew tryskającą z głów. Że znalazł się na dnie, że stał się czymś gorszym od zwierzęcia.

Jednak w opisach egzekucji pojawiają się wątki sentymentalne, są również samousprawiedliwienia. Egzekutor, mordując niemieckiego jeńca, wzdycha jednocześnie nad bezwzględnością wojny. Roni łzę nad zwłokami przyjaciela zlikwidowanego za współpracę z komunistami. Nie gwałci ani nie torturuje schwytanej Ukrainki (robią to jego koledzy)  - on sam pociesza nieszczęsną ofiarę, wyprosi też dla niej łaskę darowania życia. Podczas zamachu na konfidenta to nie Dąmbski, ale jego kolega strzeli z premedytacją do kobiety – przypadkowego świadka akcji. Zaś kiedy „Twardy” morduje ukraińskie rodziny, Dąmbski tylko wycofuje się dyskretnie z izby…

Dąmbski nie szczędzi sobie pochwał („zawsze byłem perfekcjonistą we wszystkich moich poczynaniach…”), opiewa swe męstwo okazane w licznych bojach, podkreśla swój urok osobisty i powodzenie u kobiet („...moje ręce lepsze są do pieszczenia kobiet niż do noszenia karabinu.”).

Cytowany wyżej kapitan Skotnicki wyśmiał opowieści egzekutora o masowym strzyżeniu i chłostaniu dziewcząt zadających się z Niemcami, nazywając je „infantylnymi rojeniami niewyżytego młodzika”. Nie wiem, czy to rojenia młodzika, czy może obleśne fantazje lęgnące się w starczym mózgu, w każdym razie niektóre z tych historyjek rzeczywiście wydają się być podszyte chorym erotyzmem. Oto kolega Dąmbskiego (znowu nie on sam!) „rąbał gumową pałką goły tyłeczek” młodej kolaborantki. Oczekująca na rozstrzelanie denuncjatorka Pierożanka to „piękne ciało”. Partyzant „Twardy” po gwałcie na ukraińskiej dziewczynie, rozgrzanym do czerwoności pogrzebaczem wypala jej pręgi na „gołym tyłeczku”...

 

Ten wstrętny patriotyzm

Owszem, niekiedy Dąmbski opisuje własne czyny, których nie sposób uznać za chwalebne. Jednak likwidator znalazł sobie winnego. Odpowiedzialność za niepotrzebny rozlew krwi ponosi nie on sam, za tragediami nie stoi jego folgowanie sadystycznym ciągotom ani podejmowane bezmyślne decyzje, ale… Ojczyzna i wychowanie patriotyczne (!).

Po ostrzelaniu chałupy pełnej przypadkowych cywilów i po zabiciu trojga niewinnych ludzi (w tym małego dziecka) - po to, by zlikwidować jednego ukrywającego się kryminalistę - Dąmbski konkluduje szyderczo: „Przeprowadziliśmy tę likwidację w imię Ojczyzny.”

Końcowa deklaracja egzekutora wręcz ocieka polityczną poprawnością: „Gdy się dziecku wpaja od kolebki, jak ważna jest Ojczyzna i że trzeba za nią walczyć z nieprzyjacielem aż do śmierci lub zwycięstwa, to to dziecko, gdy dorośnie, będzie walczyć na rozkaz i strzelać do każdego, kto ma inne poglądy lub jest innej narodowości.”

Dąmbski serwuje banalną myśl, że każda wojna to tragedia, na której giną młodzi ludzie – po czym dodaje: „giną niepotrzebnie.” Trudno dociec, jak Stefan Dąmbski wyobrażał sobie świat, w którym zabrakłoby młodych ludzi chętnych do poświęcenia życia za Ojczyznę.

 

Znaki zapytania

Wobec książek takich, jak „Egzekutor” czytelnik często staje bezradny. Nie wie, czy ma do czynienia z bolesną spowiedzią, czy też z antypatriotycznym paszkwilem, czy może z płodem chorego umysłu równie autentycznym, jak „Malowany ptak” Jerzego Kosińskiego (głośny przed laty książkowy „pornol”, przez niektórych lansowany jako rzekoma autobiografia autora).

W wypadku książek oferowanych jako literatura wspomnieniowa czytelnik ma prawo oczekiwać informacji od wydawnictwa, czy treści zawarte między okładkami są prawdziwe. Ośrodek KARTA nie jest niszową, prywatną oficyną, wydającą własnym sumptem jakąś książeczkę. To ceniona instytucja o wielkich zasługach i ugruntowanej renomie. Wydaje się nieprawdopodobne, że opublikowała ona tak drastyczne treści bez ich zweryfikowania, i to pomimo wyrażanych zewsząd wątpliwości (gdy nawet przychylny Dąmbskiemu prof. Ostasz stwierdza u autora wspomnień skłonność do fantazjowania).

Czy zbadanie rzekomych zbrodni opisanych w książce naprawdę przekraczało możliwości KARTY? Czy w archiwach IPN nie ma żadnych dokumentów np. na temat działań oddziału „Draży” Sotirovića, które potwierdziłyby (bądź obaliły) choćby ukraiński wątek wspomnień Stefana Dąmbskiego?

Czy zniknięcie aż 50 aresztantów z małego posterunku milicji mogło pozostać niezauważone? Czyżby przeszły bez echa przypadki podrzynania gardeł, rozpruwania brzuchów, gwałtów, przypalania żelazem? Toż dla UB byłby to gotowy materiał propagandowy na użytek walki z „reakcyjnym podziemiem”!

Niestety, na dzień dzisiejszy czytelnicy „Egzekutora” skazani są na domysły.

 

Stefan Dąmbski, Egzekutor, Ośrodek KARTA, Warszawa 2010.

 

 

 

Andrzej Solak

www.krzyzowiec.prv.pl

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin