034a. Langan Ruth - Cudowne ocalenie (antologia W wigilijną noc).pdf

(370 KB) Pobierz
Microsoft Word - 34a.Langan Ruth - Cudowne ocalenie
Ruth Langan
Jac Ģ ueline Navin
Lyn Stone
W wigilijn Ģ noc
One Christmas Night
Ruth Langan
Cudowne ocalenie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wy Ň yny Szkocji, 1560
- Za tob Ģ ! Bacz na tyły! - Morgan MacLaren zdołał ostrzec przyjaciela gromkim
okrzykiem, cho ę sam z najwy Ň szym trudem op ħ dzał si ħ od gromady napastników,
którzy z dzikim wrzaskiem wypadli z g ħ stwiny lasu. Z ka Ň dym ciosem miecza zbli Ň
si ħ do Ramseya, którego napastnicy str Ģ cili z konia. Wiedział, Ň e Ň ycie jego
najbli Ň szego przyjaciela jest w niebezpiecze ı stwie.
- Ju Ň nigdy wi ħ cej nie zabijesz miłuj Ģ cego Boga Szkota! -krzykn Ģ ł Morgan i wbił
miecz prosto w serce jednego z wojowników. - Ani Ň aden z was! - Wysoko uniósł
or ħŇ , gro Ņ nie patrz Ģ c na nadbiegaj Ģ cych m ħŇ czyzn. - Niech to b ħ dzie dla was
nauczka. Mój ojciec, pan tych ziem, zaprzysi Ģ gł, Ň e nie spocznie, póki nie uwolni
swego ludu od takiej hołoty jak wy!
Gdy wra Ň y miecz przeszył mu rami ħ , nawet nie poczuł bólu. Zaskoczyło go jednak
łaskotanie, wywołane przez spływaj Ģ ce wzdłu Ň boku, ciepłe stru Ň ki krwi. Jeszcze
bardziej zdumiał si ħ , gdy nagłe stracił władz ħ , w prawej r ħ ce, która bezwładnie
opadła. Na szcz ħĻ cie i lew Ģ fechtował na tyle dobrze, by da ę sobie rad ħ z
przeciwnikami.
Ramsey uniósł głow ħ i ujrzał, Ň e spomi ħ dzy krzaków na kraw ħ dzi lasu biegnie ku
nim kilku kolejnych wrogów.
- Jezu Chryste! - krzykn Ģ ł, - Ju Ň po nas, Morgan!
Przyjaciel spojrzał w kierunku lasu i błyskawicznie podj Ģ ł decyzj ħ .
- Bierz mojego konia, Ramsey! - rozkazał druhowi. -P ħ d Ņ do zamku. Niech ogłosz Ģ
alarm. Trzeba zebra ę siły i powstrzyma ę tych łotrów, nim nas zalej Ģ jak potop.
- Nie zostawi ħ ci ħ ! - Ramsey przeszył mieczem kolejnego napastnika.
Kiedy uniósł głow ħ , ujrzał przed sob Ģ trzech nowych wrogów.
- Jeden z nas musi zanie Ļę wiadomo Ļę do zamku. Inaczej ten najazd mo Ň e zniszczy ę
nasze ziemie. Czy tego chcesz? We dwóch i tak nie poradzimy sobie z tymi
wszystkimi łajdakami.
- Nie!
Tylko szybki refleks przyjaciela wybawił Ramseya od Ļ mierci. Nim zd ĢŇ ył unie Ļę
miecz, Morgan w mgnieniu oka powalił dwóch napastników.
Zanim dopadła ich kolejna fala wrogów, Morgan zd ĢŇ ył odwróci ę głow ħ do
Ramseya.
- Wybór nie nale Ň y do ciebie. Jestem silniejszy z nas obu i zdołam zatrzyma ę ich
wystarczaj Ģ co długo, by Ļ zd ĢŇ ył uciec.
- Morganie MacLaren...
- Jako twój pan rozkazuj ħ ci, jed Ņ ! Od tego zale Ň y ocalenie naszego klanu. We Ņ
złoto. Mnie ono nie b ħ dzie potrzebne. - Morgan si ħ gn Ģ ł w zanadrze, wyci Ģ gn Ģ ł suto
wypchan Ģ sakiewk ħ i bez chwili wahania rzucił przyjacielowi. - A teraz ruszaj! I nie
tra ę czasu na ogl Ģ danie si ħ za siebie.
Posłuszny nakazom kodeksu rycerskiego, młody wojownik wskoczył na konia swego
przyjaciela i ruszy! galopem. Widz Ģ c grad strzał nadlatuj Ģ cych od strony lasu,
odruchowo przytulił si ħ do ko ı skiego karku. Kiedy rzucił za siebie wzrokiem, ujrzał,
Ň e Morgan powala na ziemi ħ jednego przeciwnika po drugim.
Z zaci Ļ ni ħ tymi z ħ bami pop ħ dził konia. Wiedział, Ň e musi wypełni ę rozkaz. Wiedział
równie Ň , Ň e je Ļ li ktokolwiek mógłby sobie poradzi ę w pojedynk ħ z nawał Ģ wrogów,
to wła Ļ nie Morgan MacLaren. W ci Ģ gu pi ħ ciu lat, które upłyn ħ ły, odk Ģ d jako
czternastoletni chłopak po raz pierwszy wzi Ģ ł udział w bitwie, zd ĢŇ ył zdoby ę sław ħ
nieustraszonego i do Ļ wiadczonego rycerza. Jego imi ħ budziło l ħ k w Ļ ród naje Ņ d Ņ ców i
dum ħ po Ļ ród ludzi, którym było dane walczy ę u jego boku.
- Lindsay! - Dwoje maluchów, dziewczynka i chłopiec, wybiegło przed nisk Ģ ,
ubog Ģ chat ħ .
Przez chwil ħ dzieci w osłupieniu wpatrywały si ħ w zbli Ň aj Ģ c Ģ si ħ do domu
dziewczyn ħ , po czym biegiem wróciły do domu.
- Dziadku! Dziadku! Chod Ņ , zobacz, Lindsay wraca na koniu.
- Na koniu? - Wsparty na krzepkim kiju starszy m ħŇ czyzna po Ļ pieszył przed chat ħ . -
A gdzie Ň ty znalazła Ļ taki skarb, dziewczyno?
- Pasł si ħ w lesie. - Dziewczyna zeskoczyła z ko ı skiego grzbietu i rzuciła lejce
chłopcu.
- A to co? - Starszy m ħŇ czyzna wskazał s ħ katym palcem na podłu Ň ny kokon, który
przywlókł za sob Ģ ko ı .
- To m ħŇ czyzna, ojcze. Rycerz. Znalazłam go nieopodal miejsca, gdzie natkn ħ łam
si ħ na stert ħ martwych wojowników.
Starszy m ħŇ czyzna zmarszczył brwi, a u Ļ miech znikn Ģ ł z jego ust.
- Rycerz? Po co go tu Ļ ci Ģ gn ħ ła Ļ ?
- Jest ci ħŇ ko ranny, ojcze. Prawd ħ mówi Ģ c, nie wiem nawet, czy do Ň yje do rana. Ale
nie mogłam przecie Ň zostawi ę go samego na pewn Ģ Ļ mier ę .
- Nie mamy poj ħ cia, co to za jeden. Mo Ň e to jaki Ļ z tych łotrów, którzy tak daj Ģ nam
si ħ we znaki?
- Hm. - Dziewczyna rozplatała w ħ zeł na linie, na której przyci Ģ gn ħ ła rannego
wojownika, a potem przywołała gestem dzieci. - Gwen! Brock! Chod Ņ cie, pomó Ň cie
mi zaci Ģ gn Ģę go do domu.
We trójk ħ zawlekli do chaty owini ħ te w derki, bezwładne ciało.
Starszy m ħŇ czyzna spogl Ģ dał na nich ponuro, gro ŇĢ c im s ħ katym palcem.
- Uwa Ň aj, dziewczyno, Ň eby Ļ nie Ļ ci Ģ gn ħ ła nieszcz ħĻ cia na własny dom.
Lindsay zatrzymała si ħ , by zaczerpn Ģę tchu.
- Gdyby Ļ mu si ħ przyjrzał, sam by Ļ zobaczył, Ň e temu biedakowi brak sił nawet na
to, by unie Ļę powieki - odpowiedziała i poci Ģ gn ħ ła nieprzytomnego w kierunku
niskich drzwi.
- Na razie jeszcze nie - burczał ojciec, ku Ļ tykaj Ģ c za nimi. - Biada nam, gdy
odzyska siły. B ħ dziemy si ħ bali, Ň e we Ļ nie popodrzyna nam gardła.
Lindsay rozło Ň yła przed kominkiem, na którym dopalały si ħ grube polana, Ļ wie Ň y
siennik.
- B ħ dziemy si ħ o to martwili, gdy odzyska siły. Je Ļ li w ogóle prze Ň yje - mrukn ħ ła,
przetaczaj Ģ c bezwładne ciało na roz Ļ cielon Ģ derk ħ .
- Gwen - zwróciła si ħ do dziewczynki - daj mi czyste płótno i wrz Ģ tek. A ty, Brock,
przynie Ļ zioła i ma Ļ ci.
Dzieci rozbiegły si ħ po izbie, by wykona ę jej polecenia. Kiedy wróciły, Lindsay
powiedziała:
- Brock, zajmiesz si ħ koniem. B ħ dziesz go karmił i poił. Pami ħ taj, Ň e musisz go
trzyma ę z dala od ludzi, Ň eby nikt go nam nie ukradł.
- Tak jest!
Zachwycony, Ň e powierzyła mu tak odpowiedzialne zadanie, chłopiec p ħ dem wybiegł
z chaty.
- Do konia przytroczona jest jeszcze niespodzianka, Gwen - powiedziała Lindsay,
dr Ģ c płótno na w Ģ skie pasy.
Dziewczynka z piskiem wybiegła za bratem. Kiedy wróciła, jej drobna sylwetka
uginała si ħ pod ci ħŇ arem p ħ ku mieczy i strojów, które zdj ħ ła z ko ı skiego grzbietu.
Lindsay zbierała or ħŇ porzucony na polach bitewnych, by zapewni ę rodzinie
przetrwanie.
Podczas gdy dziewczynka wraz z dziadkiem przegl Ģ dali zawarto Ļę tobołka, Lindsay
rozci ħ ła no Ň em pokrwawione ubranie nieznajomego. Ze zdumieniem naliczyła wiele
ran na jego ciele, jak równie Ň liczne blizny - pami Ģ tki po dawniejszych bojach. Nie
miała ju Ň Ň adnych w Ģ tpliwo Ļ ci, Ň e ma do czynienia z wojownikiem. Do Ļę napatrzyła
si ħ na rany ojca, którym musiała si ħ opiekowa ę , gdy wrócił do domu po przegranej
bitwie.
Zanurzyła kawałek płótna w gor Ģ cej wodzie i zacz ħ ła Ļ ciera ę krew z ciała
nieprzytomnego m ħŇ czyzny. Zauwa Ň yła przy tym jego twarde muskuły, szerokie
ramiona i pot ħŇ n Ģ pier Ļ . Kimkolwiek był, musiał by ę gro Ņ nym przeciwnikiem. Ojciec
miał racj ħ , nieznajomy budził l ħ k. Z drugiej strony jej własnego ojca trzykrotnie
ocalili przed Ļ mierci Ģ obcy ludzie i Lindsay czuła, Ň e w jakim Ļ sensie winna jest
rannemu m ħŇ czy Ņ nie t ħ prób ħ ratunku. Mimo to, opatruj Ģ c rany nieznajomego,
modliła si ħ w duchu, by okazał si ħ przyjacielem, a nie wrogiem.
Kawałkiem płótna osuszyła ran ħ na czole. Kiedy obmyła jego twarz z krwi,
stwierdziła, Ň e jest pi ħ knym młodzie ı cem, niewiele od niej starszym. Miał szerokie
brwi, prosty nos i wyraziste usta. Przez głow ħ przemkn ħ ło jej pytanie, jakiego
koloru mo Ň e mie ę oczy, i natychmiast sama zganiła si ħ za niestosowno Ļę swoich
my Ļ li. Matka nie na darmo powtarzała jej, Ň e nie jest wa Ň ne, jakiego koloru ma
człowiek oczy, lecz to, jakie ma serce.
Kiedy oczy Ļ ciła i osuszyła rany, wprawnie roztarta suszone zioła w kamiennym
mo Ņ dzierzu. Potem zmieszała je i opatrzyła powa Ň niejsze rany, a na koniec owin ħ ła
rannego czystymi banda Ň ami.
Przez cały ten czas nie odzyskał Ļ wiadomo Ļ ci. Wszystko, co zauwa Ň yła Lindsay, to
tyle, Ň e raz czy dwa drgn ħ ły mu powieki, jednak nawet nie j ħ kn Ģ ł, gdy przetaczała go
z boku na bok, by opatrzy ę rany, jakie miał na plecach i na ramionach. Gdy wreszcie
zrobiła wszystko, co mogła, by mu pomóc, okryła rannego wojownika skórami i
wróciła do bratanicy i ojca, wci ĢŇ jeszcze przebieraj Ģ cych w tobołku.
- A to co? - Ojciec Lindsay uniósł niewielki bukłak. Kiedy odetkn Ģ ł zatyczk ħ i
poci Ģ gn Ģ ł nosem, jego twarz
rozja Ļ nił szeroki u Ļ miech.
- Wino. - Starszy m ħŇ czyzna poci Ģ gn Ģ ł łyk. - Dobre. Nasz go Ļę zna si ħ na trunkach.
- Go Ļę ? Co Ļ takiego! - za Ļ miała si ħ Lindsay. - Jeszcze przed chwil Ģ mówiłe Ļ , Ň e
poder Ň nie nam w nocy gardła, a teraz nazywasz go go Ļ ciem. A wszystko przez
bukłak wina.
- O ile rzeczywi Ļ cie do niego nale Ň y. - Ojciec uwa Ň nie przyjrzał si ħ swej
najmłodszej córce. - Nikogo wi ħ cej nie znalazła Ļ Ň ywego?
Pokr ħ ciła głow Ģ .
- To musiała by ę za Ň arta bitwa. Naliczyłam dobrze ponad tuzin trupów.
- Ciekawe, czemu jego towarzysze go zostawili? - Starszy m ħŇ czyzna odwrócił si ħ ,
by spojrze ę na nieprzytomnego rycerza.
Lindsay wzruszyła ramionami.
- On jest ledwo Ň ywy. Mo Ň e uznali go za niepotrzebny ci ħŇ ar.
Pozwoliła ojcu poci Ģ gn Ģę jeszcze jeden długi łyk, a potem wyj ħ ła mu bukłak z r Ģ k.
- B ħ dzie mi potrzebne do przemycia ran - powiedziała.
- To grzech tak marnowa ę zacne wino - narzekał ojciec ze smutn Ģ min Ģ .
- Och, nie martw si ħ . Jeszcze do Ļę dla ciebie zostanie. Tymczasem dziewczynka
zajrzała w skórzane sakwy,
gdzie znalazła Ļ wie Ň e mi ħ so.
- Popatrz, dziadku!
Ojciec Lindsay pow Ģ chał kawałek mi ħ sa.
- To jele ı . ĺ wie Ň o ubity. Gwen klasn ħ ła w dłonie.
- B ħ dziemy dzi Ļ je Ļę jak lordowie. Starszy m ħŇ czyzna popatrzył na córk ħ .
- Mo Ň e zaskoczyli twojego rannego podczas polowania? Lindsay bezradnie
wzruszyła ramionami.
- By ę mo Ň e. - Si ħ gn ħ ła po mi ħ so i zaniosła do ognia. -To prawda - trafiła si ħ nam
dzisiaj królewska kolacja. Je Ļ li b ħ dziemy si ħ dobrze gospodarowa ę , starczy nam
jeszcze na jutro i na pojutrze.
Kiedy Brock wrócił, oporz Ģ dziwszy konia, w chacie unosił si ħ zapach pieczeni i
Ļ wie Ň ego chleba. Rodzina zasiadła wokół stołu, dziel Ģ c si ħ dziczyzn Ģ . Nie co dzie ı
trafiała im si ħ taka uczta.
- Lepsze to od samego chleba! - za Ļ miał si ħ chłopak pełnymi ustami.
- I od korzonków i jagód, którymi musieli Ļ my si ħ Ň ywi ę w ubiegłym tygodniu,
wtedy, gdy chybiła Ļ ba Ň anta, Lindsay. - Ojciec wytarł skórk Ģ od chleba swój talerz.
- Zobaczysz, Ň e nast ħ pnym razem pójdzie mi lepiej. -Lindsay si ħ gn ħ ła po łuk i
strzały, które znalazła na pobojowisku.
- Nie sprzedasz tego we wsi? - spytał ojciec. - Na pewno dostałaby Ļ dobr Ģ cen ħ .
Lindsay pokr ħ ciła głow Ģ .
- Wiem, Ň e sporo bym za to mogła dosta ę . Mo Ň e nawet wdowa Chisholm dałaby za
to kwok ħ niosk ħ . Ju Ň od dawna potrzebna mi była jaka Ļ bro ı poza t Ģ . - Lindsay
poło Ň yła dło ı na r ħ koje Ļ ci zatkni ħ tego za pasek sztyletu. - Teraz łatwiej mi b ħ dzie
co Ļ upolowa ę . A to jest wi ħ cej warte od kury.
- Mog ħ sobie wzi Ģę buty, Lindsay? - Brock z podziwem pogładził skórzane buty z
cholewami.
- Je Ň eli s Ģ na ciebie dobre. - Lindsay pozbierała ze stołu talerze. - Idzie zima,
przydadz Ģ ci si ħ .
Nie musiała go drugi raz zach ħ ca ę do przymiarki. Chłopiec wstał i poruszył palcami
w butach.
- S Ģ za du Ň e, ale jak zrobisz mi grube skarpety, to b ħ d Ģ dobre.
Lindsay westchn ħ ła.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin