Sławomir Mrożek Keczup (apokalipsa).doc

(23 KB) Pobierz
Sławomir Mrożek, Keczup

Sławomir Mrożek, Keczup

Przeczytałem w gazecie, że Apokalipsy nie bedzie. 

Żeby uczcić tę dobrą nowinę, poszedłem do MacDonalda i zamówiłem

hamburgera.

„Jakie to szczęście - myślałem, gdym entuzjastycznie przyprawiał

hamburgera keczupem - że nie będzie trąb anielskich ani gwiazdy

spadającej na ziemię, co by nam tę ziemię spaliła”. Dotychczas

konsumowałem bez entuzjazmu, ponieważ żyłem w oczekiwaniu

katastrofy. Po co właściwie keczup, gdy i tak zmierzamy ku katastrofie? 

Ale teraz świat ma przyszłość. Więc dołożyłem sobie jeszcze keczupu, bo

teraz już warto.

Również nazajutrz spożyłem hamburgera z podwójnym keczupem. Ale

trzeciego dnia zauważyłem, że konsumujac podwójny keczup po raz

trzeci, nie dotrzymuję kroku swojej epoce. Pierwszego dnia ją

wyprzedzałem, drugiego nadążałem za współczesnością, ale trzeciego

byłem już zapóźniony. Podwójny keczup po raz trzeci - to wstecznictwo. 

Aby nie pozostać w tyle, powinien być co najmniej potrójny. 

Zjadłem więc potrójny. Trochę mi się odbiło, ale w zasadzie nie czułem się

źle.

Kłopoty z żołądkiem miałem dopiero po keczupie czterokrotnym. Udało

się je zażegnać za pomocą alka seltzer. Po keczupie pięciokrotnym nic

nie pomogło, a po sześciokrotnym na samą myśl o siedmiokrotnym

robiło mi się niedobrze.

Co dalej? Nieubłagany rozwój konsumpcji wymagał keczupu

siedmiokrotnego, później osmio-, dziewiecio-, dziesieciokrotnego i tak

dalej bez końca, bo teraz, gdy Apokalipsę odwołano, przyszłość nie miała

już kresu. Załóżmy, że przetrzymam keczup nawet dziesieciokrotny. Ale

później?

Podpaliłem MacDonalda, tu chodziło o życie. Pożar nie był wielki, gdzie

mu tam do Apokalipsy, ale lepsze to niż nic.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin