Instynkt mordercy - Graham Heather.pdf

(1355 KB) Pobierz
Graham Heather
Instynkt mordercy
Przełożył Wojciech Usakiewicz
1145728367.001.png
Rodzinie i przyjaciołom z południa Florydy, dzięki którym jestem
zadowolona, że Miami zawsze było domem,
a zwłaszcza Grahamowi, Franci i D.J. Davantom oraz mojemu
właśnie przybyłemu na świat malutkiemu krewnemu,
chwilowo tytułowanemu panem Davantem.
Także Victorii Sophii, Alicii i Bobby emu Rosellom oraz Anthony emu
Robertowi Rosellowi!
Prolog
Srebro.
Noc lśniła srebrzyście, przez rozsunięte zasłony do salonu sączyła się
poświata księżyca w pełni.
Gdy ostrożnie wkradł się do środka, przepowiadając sobie w myślach
rozkład pomieszczeń, zdziwiło go, że jest tak jasno.
Przystanął nad śpiącym młodym człowiekiem, kucnął i przyjrzał się
jego twarzy. Skąpana w blasku, złagodzonym i ocieplonym przez
domieszkę złocistej barwy, wydawała się niemal dziecięca.
Przycisnął silną dłoń, obciśniętą rękawiczką, do ust chłopaka i
poderżnął mu gardło. Ostrze noża prześlizgnęło się po ciele niczym łódź
motorowa po tafli spokojnego morza, nie było to jednak nawet w
połowie tak łatwe, jak w filmie kryminalnym. Nawet jeśli nóż był ostry,
tak jak ten, poderżnięcie gardła wymagało sporo wysiłku i umiejętności.
On miał zarówno siłę, jak i umiejętności.
Chłopak wydał rzężący odgłos, ale na tym się skończyło. Niecały
metr dalej spała na podłodze dziewczyna, zaciskając dłonie na ozdobnej
poduszce z kanapy. Niczego nie usłyszała.
Podszedł bliżej.
Gdy stanął nad nią, odniósł wrażenie, że zanurza się w złotym
blasku, którym zdawały się emanować jej jasne włosy.
Przeniósł ją do lepszego świata szybko, starannie wyliczonym
ruchem, i znieruchomiał, aby obejrzeć jej twarz. Trwało to ułamek
sekundy, potem nakazał sobie ruszyć dalej. Jeszcze nie osiągnął celu.
Oczywiście, nie pracował sam, ale...
Nie mógł nikomu ufać, bo kto inny mógłby wszystko zepsuć. Poza
tym to przecież była jego misja.
Jeszcze raz zastygł w bezruchu. W domu panowała cisza. Aż
dzwoniła w uszach. Należało pozostawić znak przed zakończeniem
misji. Umoczył osłonięty rękawiczką palec w krwi martwej dziewczyny
i podszedł do ściany. Pisał szybko, by zdążyć, póki krew jest płynna i
lśniąca. Tyle jeszcze miał do zrobienia...
Przed księżyc wysunęła się chmura i zapadła ciemność. Na
okamgnienie wszystko zatonęło w czerni. Czerń.
Jakże na czasie.
Przecież czarna jest jego dusza. Czerwień.
Ciemna, nasycona purpura.
Głęboka i gęsta, rozlała się po białych płytach marmurowej posadzki.
Ukryta pod olbrzymim łożem w sypialni pana domu, Chloe Marin
początkowo zdawała sobie sprawę jedynie z intensywności tego koloru.
Była tak odrętwiała z przerażenia, że jedynie rejestrowała czerwień, nie
mogąc pojąć, co ona oznacza.
Czas stanął w miejscu. Nie wiedziała, czy zbudziła się w tej
nadmorskiej rezydencji zaledwie przed kilkoma sekundami, czy minęło
kilkanaście minut. Dźwięk, który usłyszała, wystarczył, by wyrwać ją ze
snu, lecz jej nie przestraszył. Przecież gdzieś w pobliżu spały gospodyni
i dwie służące, a w różnych miejscach domu rozlokowało się
przynajmniej dwadzieścioro młodych ludzi w wieku od szesnastu do
dwudziestu jeden lat.
David Grant, krzepki gwiazdor futbolu, zaległ na kanapie na
parterze, to już Chloe wiedziała. Kit Arnes, jego przyjaciółka, leżała
obok na podłodze. Kit nigdy nie oddalała się od Davida, nawet jeśli
oznaczało to dla niej spanie w takich warunkach. W obronie swojego
terytorium wykazywała więcej zaciekłości niż niejeden gracz na boisku.
Nagle Chloe zaniepokoiło coś nieuchwytnego i trudnego do
nazwania, jakby wszystkie jej zmysły przestroiły się na otaczający ją
mrok. Wyczuła ruch we wnętrzu domu. Nie był to naturalny ruch tych,
którzy tu należeli, gdyż zostali zaproszeni. Ktoś skradał się niczym
prześlizgujący się w trawie wąż.
Dzieliła pokój z dwiema dziewczynami i początkowo wydawało jej
się, że obie spokojnie śpią. Uprzytomniła sobie jednak, że coś jest nie w
porządku, choć nie umiałaby wyjaśnić, skąd to wie. Próbowała obudzić
fen Petersen, ale Jen spała tak głęboko, że nie zareagowała na naglące
szepty. Lepiej powiodło jej się z Victorią Preston. Gdy przyjaciółka
zaczęła podnosić się z łóżka, Chloe ujrzała wchodzącego do pokoju
mężczyznę. Był cały w czerni, miał na sobie coś, co wyglądało jak
skafander nurka z obcisłym kapturem, który zakrywał całą twarz z
wyjątkiem oczu i ust. Nie zauważając Chloe ani Victorii, podszedł
prosto do Jen i przez chwilę jej się przyglądał. Zanim Chloe zdążyła
cokolwiek zrobić, zaatakował.
Stłumiła krzyk, jednocześnie zaciskając dłoń na ustach Victorii.
Łóżko Jen stało przy drzwiach, mogły więc uciec tylko przez łazienkę
wspólną z sąsiednią sypialnią. Zaskoczona szybkością, z jaką pracuje jej
umysł, Chloe chwyciła Victorię za ramię, pociągnęła ją za sobą do
łazienki i zatrzasnęła za nimi drzwi.
Zaraz potem wypchnęła krzyczącą przyjaciółkę na korytarz i chciała
pobiec jej śladem, ale ktoś zatrzasnął drzwi od korytarza. Nie pozostało
jej nic innego, jak wycofać się do drugiej sypialni.
Zrozumiała, że w domu jest nie tylko jeden obcy człowiek. Nie tylko
jeden morderca.
Drzwi sypialni się otworzyły, ktoś wciągał do niej wielkie ciało.
Chloe natychmiast dała nura pod łóżko. Niespodziewanie księżyc
wyszedł zza chmur i do pokoju przez szpary w zasłonach wlało się
srebrzyste światło.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin