Jerzy Robert Nowak - Spory o historię i współczesność - Notatnik.pdf

(2137 KB) Pobierz
Jerzy Robert Nowak - Spory o historię i współczesność - Notatnik
Jerzy Robert Nowak - Spory o historię i współczesność
Spory o historię i współczesność
żonie Marii,
której pełne poświęceń współdziałanie
było bezcenną pomocą przy powstaniu tej książki
Autor
Jerzy Robert Nowak
Spory o historię i współczesność
Wydawnictwo von borowiecky Warszawa 2000
1 Copyright by Jerzy Robert Nowak
i Copyright for this edition by Wydawnictwo von borowiecky, Warszawa 2000
Projekt okładki i wykonanie: Wydawnictwo von borowiecky
Wydawnictwo von borowiecky 01-231 Warszawa ul. Płocka 8/132 tel./ fax (0-22) 631 43 93, lub 675 36 81
ISBN 83-87689-29-7
Skład i łamanie Wydawnictwo von borowiecky Druk i oprawa Drukarnia EFEKT, Warszawa, ul. Lubelska 30/32
Od Autora
"Spory o historię i współczesność", to najbardziej osobista z moich książek. Jest nią nie tylko dlatego, że
przedstawiam w niej dużą część z kilkudziesięcioleci mego dorobku twórczego. Jest nią ze względu na to, że
przypomina jakże częste zajadłe boje, zakazy i intrygi, które prowokowały moje wystąpienia prasowe i
książkowe. Jakże często moje teksty były pisane "pod prąd", zderzając się z "zasadami" narzucanymi przez
panującą w Polsce opcję. Było tak przed 1989 rokiem i bywało jakże często także po 1989 roku. Niedawno we
wstępie do bardzo nieudanej i zakłamanej książki "Cenzorzy w PRL" zacytowano zdanie znanej wybielaczki
komunizmu Marty Fik: "Jeżeli spojrzeć naprawdę uczciwie we własne sumienie, okaże się, że tylko nieliczni
wśród tych, co spędzili w PRL znaczną część swego dorosłego życia, nie mieli żadnego udziału w
podtrzymywaniu komunizmu, a nawet, że nie czerpali z niego żadnych korzyści". Wypowiedź Fik jest dla mnie
jednym z najskrajniejszych symboli tego, jak po 1989 roku dalej próbowało się i próbuje zakłamywać polską
najnowszą historię. Zapytajmy, jakie korzyści wyniosła z komunizmu Polska, którą dzięki temu systemowi
zdegradowano ekonomicznie i cywilizacyjnie? Jakie korzyści wynieśli z komunizmu robotnicy, tak często
zrywający się przeciwko niemu do rozpaczliwych zrywów, od Poznania 1956 r. poprzez bunt Wybrzeża w 1970
r., po przełomowy Sierpień 1980 r. Jakie korzyści wyniosła z komunizmu tylekroć deptana przez niego polska
wieś, czy polskie rzemiosło, inteligencja poddawana terrorowi? Ile "skorzystały" na komunizmie dziesiątki
tysięcy najlepszych polskich patriotów, wywożonych na Sybir w latach 1944-1945, a później poddawanych
odpowiednim więziennym "kuracjom" we Wronkach i tylu innych PRL-owskich katowniach.
Wybór tekstów zamieszczonych w tej książce, w większości pochodzących sprzed upadku PRL-u, jest jednym z
rozlicznych przykładów, że wiele, naprawdę wiele osób, nawet w tak trudnych dziedzinach, jak badania historii
najnowszej, próbowało iść "pod prąd" komunistycznej ideologii, nie zgadzało się na ukłon, zderzając się wciąż
z tematami tabu i cenzurą. O wybranych przeze mnie wartościach i ich konsekwentnej obronie (od wystąpień
przeciwko potępianiu powstań po walkę z antypolonizmem) zadecydował dar losu, który pozwolił mi już w
dzieciństwie trafić do wwspaniałych
książek sprzed wojny, dzięki którym pokochałem historię. Dar losu, który pozwolił mi urodzonemu w Terespolu
nad Bugiem na Podlasiu już w dzieciństwie wychowywać się wśród uczących gorącego patriotyzmu opowieści
o przeszłości. I dar losu, który pozwolił mi jeszcze na słuchanie wykładów wspaniałego patriotycznego
nauczyciela starej daty, nieodżałowanego historyka i łacinnikap. Kotarby
A potem przyszedł słynny paŹdziernik 1956 roku, który dla mnie kojarzył się jednak przede wszystkim z tak
tragicznym wstrząsem Powstania Węgierskiego. Miałem wtedy 16 lat, byłem w 11 klasie liceum
ogólnokształcącego, kiedy dowiedziałem się z Wolnej Europy o 300 tyś. Madziarów, idących pod pomnik gen.
Bema w Budapeszcie i skandujących: "Lengyelorszag utat mutat, kóvessiink a lengyel utai" (Polska pokazuje
drogę, idŹmy za Polakami). Nasłuchiwane z eteru kolejne komunikaty z walk Powstania Węgierskiego, tak
podobnego do naszych powstań narodowych, na zawsze wbiły się w moją wyobraŹnię i zadecydowały o
wyborze drogi na przyszłość. Utrwaliły niezmierną odrazę do komunistycznego totalitaryzmu i spowodowały, że
właśnie wtedy w paŹdzierniku 1956 r. zacząłem na własną rękę uczyć się z samouczka w języku niemieckim
-języka Madziarów, których tak pokochałem tamtej jesieni. I tak zaczęły się długie dziesięciolecia moich
wędrówek po węgierskiej historii i literaturze. J. W. Goethe powiedział kiedyś: "Poznać nowy język, to zdobyć
nową duszę". Myślę, że tak się stało w przypadku mojego wielkiego życiowego spotkania z Węgrami, w
których losy i udręki wczuwałem się przez wiele lat równie mocno jak w polskie.
Węgry były dla mnie jednak także krajem, w którym zderzyłem się po raz pierwszy z rozmiarami fałszów o
Strona 1
Jerzy Robert Nowak - Spory o historię i współczesność
Polsce, rozmiarami oszczerczego antypolonizmu, szerzonego tam głównie przez komunistycznych politruków
żydowskiego pochodzenia. Zderzenie z ich kłamstwami też bardzo silnie wpłynęło na moją "edukację" w
konfrontacji z tamtejszymi kalumniatorami Polski, raz na zawsze zrozumiałem, jak wiele musimy zrobić dla
obrony prawdy o Polsce w świecie, jak bardzo musimy zadbać o odczemienie naszej historii, tak pracowicie
zakłamywanej. Z tym większą goryczą myślę o tym, jak wielu profesjonalnych historyków postępuje wbrew
swemu powołaniu - nie miało i nie ma odwagi, by otwarcie występować w obronie prawdy historycznej, w
obronie prawdy o Polsce. Ciągle liczę na to, że przyjdą nowe pokolenia historyków, które wreszcie przełamią
tak fatalnie ciążące na świadomości bardzo licznych Polaków relikty komunistycznych zakłamań, dziesięcioleci
masochizmu i nihilizmu narodowego.
Czytelnicy mego wyboru mogą przekonać się, jak bardzo byłem konsekwentny w obronie drogich mi wartości z
historii Narodu. Ta konsekwencja była jednak także i bardzo wielkim problemem przy dokonywaniu wyboru.
Przede wszystkim ze względu na fakt, że w rozlicznych szkicach i polemikach niejednokrotnie powracałem do
tych samych, szczególnie chętnie cytowanych wypowiedzi moich ulubionych postaci z polskiej historii i
literatury. Przy skracaniu tekstów, tak niezbędnym ze względu na pokaźną objętość tomu, usilnie starałem się
wyeliminować pewne powtarzające się, zwłaszcza w polemikach, cytaty. W przypadku pewnej ilości cytatów
nie było to jednak możliwe, ze względu na groŹbę zatracenia ducha całej polemiki. Stąd proszę czytelników o
wybaczenie, że musiałem zachować w tych przypadkach pewną niewielką ilość takich powtórzeń cytatów
(zwłaszcza z gen. I. Prądzyńskiego i C. Norwida). Bardzo chciałbym, żeby tom ten przyczynie się do
prawdziwego ożywienia dzisiejszych sporów o historię, a zwłaszcza do przerwania tak niepokojącej bierności
wobec fali kłamstw o historii Polski, zalewającej nas wciąż w najbardziej wpływowych publikatorach, od
"Gazety Wyborczej" po "Wprost" i "Politykę". Liczę, że wspólnie z moimi Czytelnikami doprowadzimy do
przerwania bezkarnego hasania publicystów, za wszelką cenę pragnących "dokopać" narodowej historii i
zniesławić najchlubniejsze, najbardziej nawet zasłużone dla Narodu postaci z przeszłości.
Jerzy Robert Nowak
Od Wydawcy
Z prawdziwą satysfakcją przedstawiamy czytelnikom najważniejszą chyba pozycję książkową profesora
Jerzego Roberta Nowaka. Jego pisarstwo to nie tylko barwność i błyskotliwość, które pozyskały mu tak wielu
Czytelników i sprawiły, że "Czarny leksykon" czy "Przemilczane zbrodnie" stały się tak szybko bestsellerami.
Pisarstwo prof. Nowaka, to przede wszystkim wyraz ogromnej odwagi i bezkompromisowości w walce o
Prawdę, w konsekwentnej, niezłomnej obronie Polskości. Prezentowany tu tak pokaŹny tom wyboru tekstów
profesora Nowaka, ilustrujących tak znaczącą część jego dorobku twórczego, skłania do kilku jakże
niezbędnych przypomnień. Przypomnień, pokazujących jak bardzo, to co robił Autor było wręcz pionierskie,
znaczące i niezastąpione w starciach o rzetelną prawdę na temat naszych dziejów.
Sądzimy, że nie było Autora, który zrobiłby więcej w dziedzinie publicznej obrony tradycji powstańczych i
prawdy o historii Polski, wbrew jej różnym oficjalnym fałszerzom. Nie było też historyka, który tak potrafiłby
walczyć w najtrudniejszych czasach PRL-u o pokazanie (na przykładzie Węgier) prawdy o dramacie kraju,
uzależnionego przez system komunistyczny. Dobrze ilustrują to przypomniane w książce rozliczne interwencje
cenzury, które ugodziły w teksty prof. Nowaka. Był jeszcze inny, ciągle zbyt mało znany w Polsce, ale bardzo
ważny "wkład" profesora Nowaka. Przywołujemy tu jego publicystyczne i naukowe boje z antypolonizmem na
Węgrzech. Czytelnicy tego tomu znajdą na ten temat jakże bogate i pasjonujące informacje. Będzie to też
najlepszą odpowiedzą na kalumnie niektórych oszczerców prof. Jerzego Roberta Nowaka w Polsce i w
niektórych bliskich Unii Wolności, na szczęście odosobnionych kręgach polonijnych. W kręgach tych ze
szczególnym nie pokojem przyjęto wielkie sukcesy trzech kolejnych intelektualnych podróży prof. Nowaka do
USA i Kanady na zaproszenie Polonii (ostatnia we wrześniu-paŹdziemiku 1999 r.) z pierwszą promocją
"Przemilczanych zbrodni"). Przeciwników prof. Nowaka szczególnie irytuje to, co robi dla obnażenia zagrożeń
antypolonizmem, fakt, że chicagowski "Dziennik Związkowy" wydał w numerze Wielkanocnym z tego roku
ogromny, 18-kolumnowy suplement, złożony wyłącznie z opracowanych przez prof. Nowaka haseł na temat
antypolonizmu i drażliwych kwestii stosunków polsko-żydowskich. Przerażony sukcesami wystąpień
prof. Nowaka publicysta najmniejszego, za to antypatriotycznego "Dziennika Chicagowskiego" (z 9 czerwca
2000) oskarżył prof. Nowaka o to, że podburza tłumy, strasząc je antypolonizmem, że "Najpierw straszy lud, a
póŹniej staje na jego czele i prowadzi do walki. Nie trzeba dodawać, że jest to walka o wszystko: o istnienie
narodu polskiego, o naszą tożsamość, honor o istnienie Boga, o nasze dzieci i matki, o naszą historię i wielką
kulturę, itd.". Aby osłabić zauroczenie tego typu wystąpieniami profesora Nowaka, publicysta "Dziennika
Chicagowskiego" zapytywał: "Dlaczego właśnie teraz, a nie piętnaście czy dwadzieścia lat temu, antypolonizm
stał się nagle tak rozwinięty i zorganizowany? Wcześniej, chociażby za komuny, nikt jakoś nie dostrzegał tego
Strona 2
Jerzy Robert Nowak - Spory o historię i współczesność
zjawiska, nawet wnikliwy prof. Nowak".
Uważamy, że po lekturze tego tomu nikt nie ośmieli się już wystąpić z podobnymi zarzutami przeciw prof.
Nowakowi. Znaczącą część tego tomu stanowiąbowiem przypomnienia wytrwałych, zaciętych bojów, jakie
staczał prof. Nowak z fałszowaniem obrazu Polski właśnie w dobie komunizmu, przede wszystkim z żydowskim
antypolonizmem na Węgrzech (por. choćby rozdziały: "Kto szerzył antypolonizm na Węgrzech" i "Boje z
polakożercą Gy. Spiró"). Nie ulega wątpliwości, że nie było w Polsce nikogo, kto zrobiłby przed 1989 r. tyle, co
nasz Autor dla walki o dobre imię Polski i Polaków w jednym z krajów ówczesnego tzw. obozu
socjalistycznego, płacąc za to zresztą wysoką cenę.
I jeszcze jedno last but not least, dokonanie naszego Autora. Nikt po 1989 roku nie zrobił w Polsce więcej, by
przedstawić racj e polskie w tak trudnych sporach wokół stosunków polsko- żydowskich (choćby w bardzo
długim cyklu publicystycznym "Przemilczane świadectwa", drukowanym w "Słowie-Dzienniku Katolickim",
póŹniej w cyklu "Za co żydzi powinni przeprosić Polaków" na łamach "Naszej Polski", i wreszcie w książce
"Przemilczane zbrodnie"). Co najważniejsze, teksty prof. Nowaka były zawsze wolne od narodowego
zacietrzewienia. Walcząc z żydowskim antypolonizmem prof. Nowak tym bardziej starał się równocześnie
szukać i popularyzować naszych przyjaciół wśród żydów, pokazywać polskich patriotów żydowskiego
pochodzenia i żydów-polonofilów. Szukanie wśród innych nacji: żydów, Niemców, Rosjan, Anglików, Węgrów,
etc. sojuszników dla sprawy polskiej jest wielkim, ulubionym hobby prof. Nowaka, w którego rozwijaniu
pomaga mu świetna znajomość rozlicznych języków i wyjątkowo wielka erudycja. To wszystko sprawia, że
obcowanie z jego tekstami jest prawdziwą ucztą. Zapraszamy więc do tym większego rozkoszowania się
najnowszym, szczególnie apetycznym obiektem tej uczty - "Sporami o historię i współczesność".
Tadeusz Majcherek Wydawnictwo von borowiecky
W obronie prawdy o Polsce
W obronie powstań i "bohaterszczyzny"
Przez dziesięciolecia PRL-u konsekwentnie próbowano zohydzić tradycje polskiego antyrosyjskiego ruchu
niepodległościowego, szczególnie mocno przyczer-niając obraz powstań narodowych 1830 i 1863 roku.
Wspieraniu aktualnej proro-syjskiej kolaboracji miało służyć maksymalne nagłaśnianie książek i artykułów
stanowiących apologetykę XVIII-wiecznych i XIX-wiecznych rzeczników kolaboracji z Rosją, od króla
Stanisława Augusta po margrabiego Wielopolskiego. Pierwsza fala bezwzględnych ataków na polskie tradycje
narodowe i pamięć powstań przyszła w dobie stalinizmu. Po 1956 roku zdawało się początkowo, że minie bez
śladu czas przyczerniania narodowej historii. Szybko okazało się to jednak jednym więcej złudzeniem, już na
przełomie lat 50. i 60. rozpoczęła się nowa, dużo bardziej wyrafinowana fala zwalczania polskiego patriotyzmu
i polskości. Głównym celem ataku proreżimowych publicystów typu Krzysztofa Teodora Toeplitza, Zygmunta
Kałużyńskiego czy Kazimierza KoŹniewskiego stały się koncentryczne ataki na polskie powstania narodowe i
"bezmyślne rzucania się" Polaków do nierównej walki, polską "bohaterszczyznę", etc. Kampaniom
antypowstańczym sprzyjała przygnębiająca atmosfera po krwawym stłumieniu Powstania Węgierskiego 1956
roku. Zohydzanie patriotyzmu i tradycji narodowych jako niebezpiecznej "bohaterszczy-zny" realizowało
generalną linię rządzącej elity PRL-owskiej po 1956 roku, powtarzającej zalecenie Gomułki: Tylko spokój może
nas uratować! Poprzez ośmieszanie rzekomych powstańczych szaleństw dawnych Polaków chciano zniechęcić
współczesnych młodych ludzi do pójścia kiedykolwiek ich śladem i buntowania się przeciw PRL-owi. Aby nie
zrobili nowego Poznania czy Budapesztu. Tym donośniej próbowano wiec ich zachęcić do potulnego ulegania
wzorcom "naszej małej stabilizacji".
W ślad za KTT i Kałużyńskim szli liczni gromiciele polskich tradycji narodowych, poniewierający polską
przeszłość. Wielu z nich kontynuowało swa zohydzającą naród działalność przez całe dziesięciolecia. Tak jak
robił to Wiesław Górnicki, póŹniej jako major Górnicki w czasie stanu wojennego, jeden z najbardziej
skompromitowanych pretorianów gen. Jaruzelskiego. Po raz pierwszy "wsławił się" odpowiednio już
13
w 1959 r, publikując na łamach tygodnika "Świat" haniebny tekst szkalujący pamięć o księciu Józefie
Poniatowskim. Pisał tam o niejakim Poniatowskim, bawidamku i oczajduszy, który prawdopodobnie po
pijanemu utopił się w Elsterze, wydając przy tym kabotyńskie okrzyki. (W. Górnicki: Czasy inżynierów, "Świat"
1959, nr 14). Tak komentował Górnicki ostatnie słowa ks. Józefa: Bóg mi powierzył honor Polaków!
Bezkarność oszczerców narodowej historii zachęcała do kolejnych antynarodowych wybryków i wyzwisk. W
odbrązowianiu i wyszydzaniu Polaków jako narodu ogromna rolę odegrały liczne filmy tzw. szkoły polskiej,
pokazujące w skrajnie krzywym zwierciadle polski wysiłek zbrojny i w ogóle całą historię.
W swoich tekstach, jednoznacznie przeciwstawiałem się smaganiu polskich powstań i tradycji czynu zbrojnego,
Strona 3
Jerzy Robert Nowak - Spory o historię i współczesność
jak świadczy już otwierający wybór moich tekstów poniższy tekst polemiczny.
Bez ferowania wyroków i nieprzejednania
Prezentowany niżej tekst polemiczny był odpowiedzią na nadesłany do tygodnika "Perspektywy" skrajny atak
K. Bączkowskiego z Torunia na postać majora Hubala. Reagując na publikowany wcześniej w "Perspektywach"
artykuł "Hubal w raporcie Wehrmachtu", Bączkowski uznał go za "potępienia godną chwalbę, zalatującą
średniowiecznym barbarzyństwem i zagłobizmem". W jego ocenie: Hubal to przecież nic jak wzór anarchisty,
watażki z dzikich Pól, awanturnika, który w sposób lekkomyślny, a przy tym zupełnie świadomie, naraził tysiące
istnień ludzkich na nędzę i śmierć. W warunkach "normalnej" wojny zostałby prawdopodobnie zgodnie z
kodeksem wojskowym postawiony przed doraŹnym sądem polowym i skazany na śmierć za niewykonanie
rozkazu w obliczu nieprzyjaciela, jego godna potępienia działalność spowodowała bezpośrednio śmierć kilkuset
ludzi, a pośrednio śmierć kilku tysięcy (...).
Czas już, abyśmy tzw. polską brawurę nieco stonowali, wyszli z ery kozaczy-zny i Dzikich Pól, abyśmy jak
najprędzej wańkowiczowskiego i każdego innego Hubala schowali do narodowego lamusa, a wychowanie
naszej młodzieży wyprowadzili na proste drogi realizmu życiowego. W przeciwnym wypadku wychowywać
będziemy społecznie niedojrzałych głupców.
Odpowiedzią na list K. Bączkowskiego był mój tekst w "Perspektywach" z 15 paŹdziernika 1971 r. pt. "Bez
ferowania wyroków i nieprzejednania", przedrukowany poniżej.
14
Nadesłany do redakcji "Perspektyw" list pana K. Bączkowskiego ze skrajnymi ocenami postawy majora
"Hubala" po raz n-ty z kolei poruszył sprawę wyboru właściwych tradycji i wzorów osobowych,
przekazywanych młodym pokoleniom. Kwestia wyboru tradycji narodowych jest niewątpliwie rzeczą istotną
zarówno dla starszych pokoleń, jak i dla pokoleń urodzonych w okresie II wojny i latach powojennych. Dlatego
też zdecydo-wałem się zabrać głos w dyskusji wokół sprawy majora "Hubala", mimo że należę do ludzi
urodzonych w roku 1940 - roku śmierci majora "Hubala", i że z natury rzeczy nie mogę z autopsji znać
historycznej atmosfery okresu, w którym działał "Hubal".
Najpierw jedno istotne sprostowanie. Nieprawdąjest to, co pisze autor listu o "Hu-balu": Jego godna
potępienia działalność spowodowała bezpośrednio śmierć kilkuset ludzi - a pośrednio śmierć kilku tysięcy.
Daleki od wszelkiej idealizacj i "Hubala" autor książki "Tropem majora »Hubala«" - M. Derecki przekonująco
zbija próby obciążania "Hubala" odpowiedzialnością za niemieckie pacyfikacje. Pisał on w swej książce (wyd.
1971, s. 112-113), iż pacyfikacje rozpoczęły się wówczas, gdy major toczył bitwę pod Huciskami i jest
niemożliwością, aby wówczas o nich wiedział. Natomiast osiągnęły punkt szczytowy, gdy resztki oddziału kryły
się już od tygodnia w ostępach leśnych. "Hubal", dowiedziawszy się o pacyfikacjach, celowo nie pojawiał się
we wsiach nie chcąc sprowadzać na nie niebezpieczeństwa, a sam odwet za działalność partyzantów był tylko
dodatkowym pretekstem dla usprawiedliwienia licznych morderstw na ludności cywilnej, dokonywanych
notabene już od pierwszych dni września 1939 r.
Autor listu potępia "Hubala" ze względu na to, że jego działalność w konsekwencj i została wyzyskana przez
Niemców dla dokonywania pacyfikacji. Ale w ten sam sposób, rozwijając konsekwentnie tezę autora listu,
należałoby piętnować przywódców Powstania Kościuszkowskiego, Listopadowego, Styczniowego itp., ponieważ
wszystkie one ostatecznie spowodowały niewspółmiernie wysokie koszty i straty. Należałoby wówczas potępić
generała Jakuba Jasińskiego za obronę szańców Warszawy, a pośrednio również i Kościuszkę jako "sprawcę
powstania", ponieważ "doprowadziło ono pośrednio" do rzezi dwudziestu tysięcy mieszkańców Pragi przez
oddziały Aleksandra Suworowa. Należałoby wówczas potępić również dowódców oddziałów partyzanckich w
Powstaniu Styczniowym, bo i ich działalność wywołała m.in. w konsekwencji represje, palenie wsi przez
Kozaków (np. Suchedniowa), morderstwa Murawiewa Wie-szatiela, zsyłki i katusze wielu niewinnych osób.
Tylko, że niestety, w historii prawie nic albo całkiem niewiele wywalczono bez kosztów, strat w ludziach czy
bezwzględnych represji. Ofiarami represji padali przecież nie tylko Polacy, nie łudŹmy się, że byliśmy
wyjątkowym narodem męczenników. Dość przypomnieć tylko tysiące krwawych ofiar poniesionych w walkach
o wolność Irlandii, rzezie mieszkańców wiosek bułgarskich,
15
greckich czy serbskich, palonych przez tureckie wojska pacyfikacyjne, zanim kraje bałkańskie wreszcie po
dziesiątkach lat uzyskały wolność itp.
Niewątpliwie były nieraz w naszej histońi okresy, gdy wyczekiwanie z akcją zbrojną do odpowiedniejszego
momentu w sytuacji międzynarodowej mogło przynieść większe korzyści, okresy, gdy należało więcej uwagi
zwrócić na pracę organiczną i powolne umacnianie gospodarki kraju. Czy jednak mamy prawo z czystym
sercem potępiać tych wszystkich, którzy z racji swego charakteru i temperamentu nie mogli na co dzień
cierpliwie akceptować atmosfery podległości obcemu zaborcy, działalności Repninów, Stackelbergów,
Strona 4
Jerzy Robert Nowak - Spory o historię i współczesność
Sieversów, Igelstrómów, Nowosilcowów, Konstantych, Liidersów, Trepowów, Hurków, Apuchtinów czy
SkaBonów, nie potrafili być statystami i spokojnie czekać do chwili, gdy nadarzy się wreszcie ta najbardziej
odpowiednia, doskonała koniunktura polityczna dla ruchu przeciw zaborcy (podkr. w wyd. książkowym -
J.R.N.).
A tym bardziej, czy możemy potępiać ludzi, którzy nie chcieli biernie akceptować, znosić na co dzień
otaczającej ich na każdym kroku atmosfery "czasów pogardy", triumfującego faszyzmu, napisów "nur fur
Deutsche", ubermenschów (podkr. w wyd. książkowym - J.R.N.), i sięgali po broń, nie czekając na rozkaz z
góry. Co należy powiedzieć o Jugosłowianach, którzy zaczęli walki partyzanckie w kilka miesięcy po
rozpoczęciu okupacji ich kraju, w okresie poważnych sukcesów hitlerowskich na froncie wschodnim, w sytuacji,
zdawałoby się, beznadziejnej dla walki antyfaszystowskiej w Europie Środkowej. A przecież - powiedziałby
nasz autor - mogli wyczekiwać i nie narażać na represje niewinnych mieszkańców wiosek - wtedy liczba
poległych Jugosłowian na tysiąc mieszkańców nie zajmowałaby drugiego miejsca po liczbie Polaków w
odpowiedniej statystyce, a zajmowałaby o wiele niższe miejsce w tabeli, gdzieś w pobliżu liczby Duńczyków.
Nasz naród zapłacił ciężką daninę krwi za zbrojne ruchy przeciw zaborcom i za swój bohaterski opór przeciw
hitlerowskim okupantom, za tysiące indywidualnych i zbiorowych akcji przeciwko obcemu bezprawiu. Czy
oznacza to jednak, że mamy piętnować jako "polską brawurę" postępowanie ludzi, którzy bez względu na
szansę chcieli kontynuować walkę przeciwko obcej przemocy, nazywać "watażkami" ludzi, którzy, jak major
"Hubal", oddali swe życie za Polskę.
Chciałbym tu przypomnieć o dyskusji wokół "Hubala" w "Kulturze" z 1965 roku, gdzie między innymi czytamy:
W warunkach bezpośrednio po wrześniu opór tego oddziału miał wielkie znaczenie mobilizujące psychicznie.
Wiadomo, że szaleństwo mężnych odgrywało nieraz w dziejach role katalizatora wielkich ruchów masowych,
budziło sumienie narodu, uzdrawiało moralnie, chroniło przed załamaniem.
16
Tym, którzy piętnująwciąż koszty powstań polskich jako przejawy anachronicznego romantyzmu, trzeba
przypomnieć, że przyczynąupadku Polski nie były działania zmierza-jące do uzyskania rzeczywistej
niepodległości, lecz stulecia bezwładu i bierności - wiek XVII i pierwsza polowa wieku XVIII, "sejmy nieme" i
"realiści" z Targowicy.
Pamiętamy wciąż o kosztach naszych powstań; niektórzy chcąw nich znaleŹć przyczynę tragizmu naszej
historii. Czy trzeba jednak wyliczać wręcz odmienne doświadczenia wielu innych narodów, które zapłaciły
ogromnymi kosztami właśnie za bierność, brak oporu wobec najeŹdŹców, a przede wszystkim zapłaciły na
długi czas utratą wiary w siebie? Od lat zajmuję się historią Węgier, uczestniczyłem w bardzo wielu
węgierskich "długich nocnych rodaków rozmowach". Ileż razy przysłuchiwałem się wtedy bolesnym próbom
znalezienia odpowiedzi na pytanie, co spowodowało sparaliżowanie węgierskiego ruchu oporu w 1944 r., co
uniemożliwiło oparcie się niemieckim interwencjom na Węgrzech w marcu i w paŹdzierniku 1944 r.,
doprowadziło do narzucenia Węgrom rządów faszystów nilaszowskich i wreszcie nadało Węgrom tak ponure, a
zupełnie niezasłużone miano "ostatniego sojusznika Hitlera".
A przecież właśnie quislingowie węgierscy, tacy jak minister I. Antall (nie wolno go mylić z wielkim
przyjacielem polskich uchodŹców J. Antallem) uzasadniali swe uczestnictwo w narzuconym przez Niemców po
interwencji w marcu 1944 r. marionetkowym rządzie wyłącznie motywami patriotycznymi, tj. obawami, iż
Niemcy potraktu-j ą Węgry tak samo jak Polskę w wypadku stawiania oporu. A przecież stawienie przez Węgry
nawet skazanego na niepowodzenie oporu w marcu 1944 r. i ich całkowita okupacja przez hitlerowców byłyby
dla Węgier ostatnią szansą wyjścia z obozu Osi i uwolnienia się od zarzutu współpracy z III Rzeszą. Ileż razy
słyszałem smutne refleksje moich węgierskich przyjaciół, ubolewających, iż rząd węgierski w marcu 1944 nie
zaakceptował słów bohaterskiego przywódcy węgierskiego ruchu oporu E. Bajcsy-Zsi-linszkyego, który
stwierdził, iż lepszy jest nawet beznadziejny opór wobec żądań niemieckich od bezwolnej kapitulacji i
przekształcenia Węgier w całkowicie satelickie państwo. Zbrojna okupacja niemiecka, przeprowadzona dla
spacyfikowania węgierskiego oporu, nawet jeśli miałaby kosztować Węgry ogromne cierpienie i zniszczenia -
zwróci im jednak honor i wiarą w przyszłość.
Pan Bączkowski potępia majora "Hubala" za to, iż od końca września 1939 r. chciał dalej walczyć przeciw
wojskom hitlerowskim i za to, że nie chciał czekać chwili, gdy wreszcie otrzyma na to odpowiednie pozwolenie,
odgórny rozkaz do walki. Twierdzi, że za takie postępowanie w warunkach "normalnej" wojny byłby on
skazany na śmierć za niewykonanie rozkazu. Kontynuując wywody autora listu należałoby również skazać na
śmierć jako "watażkę" itp. brygadiera Antoniego Madalińskiego, który w 1794 r. nie chciał
17
podporządkować się rozkazom wyższego dowództwa i dać się rozbroić. I samego Tadeusza Kościuszkę, który
przyłączył się do tegoż "buntownika" i rozpoczął powstanie. Skazać na śmierć tych, którzy buntowali się
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin