Krentz Jayne Ann - Szepczące źródła 02 - Światło prawdy.doc

(1226 KB) Pobierz

JAYNE  ANN  KRENTZ

ŚWIATŁO PRAWDY

 

 

 

 

 

Rozdział 1

Ethan Truax nie cierpiał spraw, które kończyły się tak, jak ta. Zamknął segregator, położył dłonie płasko na małym okrągłym stoliku i spojrzał na mężczyznę, który siedział naprzeciw niego w nieco za małym hotelowym fotelu.

- Jest pan pewien, że te dane są wiarygodne? - spytał obojętnie.

- Absolutnie. - Dexter Morrow odpowiedział mu uspokajającym uśmiechem doradcy inwestycyjnego, ale jego oczy pozostały zimne i wyrachowane.

- Ściągnąłem je wprost z osobistego laptopa Katherine wczoraj wieczorem, kiedy poszła już spać.

- Istotnie, wspominał pan, że jest blisko z szefową.

Morrow zachichotał. Był to ten rodzaj znaczącego, męskiego śmiechu, jaki często można usłyszeć w barach i przydrożnych motelach.

- Bardzo blisko. Wiem z doświadczenia, że jest równie dobra w łóżku, jak w zarządzaniu firmą.

Ethan zdołał nad sobą zapanować, choć nie było to łatwe. Przyszedł tu jednak, aby załatwić sprawę swojej klientki, a nie po to, by bronić jej honoru.

Za oknem słońce Arizony oświetlało wyłożony błękitnymi płytkami basen i hol. Dzień był jasny i ciepły, jeden z tych, które rozsławiły ten stan. Jednak w hotelowym pokoju czuło się chłód i nie była temu winna sprawnie działająca klimatyzacja.

Morrow swobodnie założył nogę na nogę, opierając kostkę na kolanie. Kołnierzyk jego drogiej kremowej koszulki polo był wykończony cienkim czarnym paseczkiem. Koszulka została idealnie dobrana do markowych spodni i eleganckich skórzanych mokasynów. Na jego nadgarstku połyskiwał dyskretnie szwajcarski zegarek.

Dexter Morrow należał do tych, którym się powiodło. Pracował w kosztownie urządzonym biurze, grał w golfa w środku tygodnia i podejmował swoich klientów w drogich restauracjach, takich jak Desert View Country Club. Tu, w Whispering Springs, był człowiekiem sukcesu.

A Ethan miał zamiar mu to wszystko odebrać.

- W porządku - powiedział. Miał już wielką ochotę zakończyć tę grę. - Więc umowa stoi.

Morrow spojrzał w stronę teczki o bokach z aluminium, która stała przy krześle Ethana.

- Przyniósł pan gotówkę?

- Niskie nominały, zgodnie z ustaleniami. - Ethan opuścił rękę, ujął uchwyt teczki i pchnął ją po dywanie w stronę Morrowa.

W czasach, gdy pieniądze można w mgnieniu oka przenosić z jednego krańca globu na drugi za pomocą systemów komputerowych, ci, którzy nie chcą zostawiać za sobą żadnych elektronicznych śladów, ciągle wolą żywą gotówkę.

Morrow podniósł teczkę i położył ją na stoliku. Usiłował zachować obojętność, ale Ethan widział, że nie bardzo mu się to udawało. Jego palce drżały lekko, kiedy otwierał zamki. Tak, facet był mocno podekscytowany.

Mężczyzna otworzył teczkę i spojrzał na spoczywające w niej, starannie powiązane pliki banknotów. Cała jego postać emanowała gorączkowym podnieceniem, które w przypadku kogoś innego można by wziąć za chorobliwą seksualną żądzę.

- Chce je pan przeliczyć? - spytał Ethan cicho.

- Nie, to by za długo trwało. Muszę wracać do biura. Nie chcę, żeby ktoś zaczął o mnie pytać. - Sięgnął do teczki. - Sprawdzę tylko kilka banknotów, na chybił trafił.

Ethan wstał i odsunął się nieco od stolika. Nigdy nie wiadomo, jak zareaguje taki facet, kiedy zorientuje się, że został zapędzony w kozi róg.

Morrow przejrzał plik równo przyciętych kartek białego papieru, ukryty pod pojedynczym dwudziestodolarowym banknotem. Wydawało się, że w pierwszej chwili nie pojął, co się stało. Potem zrozumiał i jego opalona twarz nabiegła krwią. Odwrócił się i spojrzał na Ethana.

- Co tu się dzieje, do cholery? - warknął.

Drzwi łazienki otworzyły się i stanęła w nich Katherine Compton.

- Właśnie miałam ci zadać to samo pytanie, Dex - powiedziała głosem stłumionym od powstrzymywanego gniewu. Jej ładna twarz była ściągnięta i nieruchoma. - Ale to byłaby strata czasu, prawda? Już znam odpowiedź. Właśnie próbowałeś sprzedać poufne dane firmy panu Truaksowi.

W oczach Morrowa błysnęła panika.

- Przedstawił się jako Williams.

- Naprawdę nazywam się Truax - odparł Ethan. - Ethan Truax z Truax Investigations.

Morrow bezwiednie zaciskał i rozprostowywał palce dłoni. Sprawiał wrażenie, jakby ciągle nie umiał powiązać wszystkich faktów w logiczną całość.

- Jest pan prywatnym detektywem?

- Tak - odparł Ethan.

Osłupienie Morrowa trochę go zaskoczyło. Facet miał na swoim koncie kilka podobnych przekrętów. Powinien wiedzieć, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Nie znaczyło to co prawda, że kiedykolwiek groziło mu jakieś realne niebezpieczeństwo. Pracodawcy prawie nigdy nie kierowali takich spraw do sądu. Nie życzyli sobie rozgłosu.

- Wynajęłam Ethana w ubiegłym tygodniu, kiedy nabrałam pewnych podejrzeń co do ciebie, Dex - powiedziała Katherine.

Morrow błagalnie wyciągnął ręce w jej stronę.

- Kochanie, nic nie rozumiesz...

- Niestety, rozumiem doskonale - odparła. - Udało ci się zrobić ze mnie idiotkę, ale to już koniec.

Morrow spojrzał na Ethana pociemniałymi od gniewu oczami, po czym znowu zwrócił się do Katherine.

- To nie tak, jak myślisz. Popełniasz duży błąd.

- Nie sądzę - odparła Katherine.

- Posłuchaj, wiedziałem, że jest przeciek, i wiedziałem, że to ktoś z twojego najbliższego otoczenia. Więc postanowiłem, że spróbuję przyłapać drania, który cię oszukuje.

- Ty jesteś tym draniem.

- To nieprawda. Kocham cię. Chciałem cię chronić. Kiedy Truax zaczął rozpuszczać pogłoski, że jest zainteresowany kupnem tych danych, pomyślałem, że wreszcie dotrę do tego, kto sprzedaje tajemnice firmy. Jestem tu, bo chciałem wyciągnąć od niego jakieś informacje. Miałem zamiar go podejść.

- Nie martw się - powiedziała Katherine - nie pozwę cię do sądu. To mogłoby zaszkodzić firmie. Compton Investments zostało zbudowane na zaufaniu i długoterminowych kontraktach - uśmiechnęła się sarkastycznie. - Ale ty przecież o tym wiesz, prawda, Dex? W końcu pracowałeś dla mnie ponad rok.

- Katherine, to wszystko nie tak...

- Możesz już iść. W biurze czeka na ciebie ochroniarz. Będzie ci towarzyszył podczas pakowania rzeczy, weźmie twoje klucze, a następnie odprowadzi cię do wyjścia. Wiesz, jak to się odbywa. Standardowa procedura. Nikt się nie dowie, dlaczego zostałeś zwolniony. Oczywiście wszyscy w firmie wiedzą, że coś nas łączyło. Będą więc podejrzewać, że zerwaliśmy ze sobą. Kiedy coś takiego ma miejsce, to zawsze niższy rangą odchodzi z firmy, prawda?

- Katherine, nie możesz nam tego zrobić.

- Nie robię tego nam. Robię to tobie. A skoro mowa o kluczach, oddaj mi ten do mojego domu, który dałam ci kilka miesięcy temu. Nie będzie ci już potrzebny. - Wyciągnęła przed siebie otwartą dłoń.

- Mówię ci, popełniasz poważny błąd. - Glos Morrowa brzmiał teraz ochryple.

- Nie, raczej naprawiam błąd, który popełniłam, kiedy się z tobą związałam. Oddaj klucz. No, już - dodała ostro.

Morrow zbladł. Ethan był pod wrażeniem szybkości, z jaką Morrow wyciągnął z kieszeni pęk kluczy na złotym łańcuszku. Jeden z nich zdjął z kółka i rzucił Katherine.

- Na wszelki wypadek zmienię zamki. - Katherine włożyła klucz do torebki. - Dziś rano spakowałam twoje rzeczy. Maszynkę do golenia, zapasowe koszule i takie tam. Zostawiłam je po drodze w twoim mieszkaniu.

Twarz Morrowa zadrgała z wściekłości. Spojrzał na Ethana.

- To twoja wina, ty sukinsynu. Pożałujesz tego, obiecuję.

Ethan wyjął z kieszeni dyktafon. Wszyscy troje spojrzeli na malutkie urządzenie, które trzymał w dłoni. Ethan wyłączył je bez słowa.

Morrow zacisnął zęby, kiedy pojął, że jego groźba została nagrana. W milczeniu chwycił teczkę, z taką siłą, że aż zbielały mu kostki. Potem podszedł do drzwi, otworzył je i wyszedł.

Zapadła cisza. Wydawało się, że cały pokój odetchnął z ulgą. Katherine nie odrywała oczu od drzwi.

- Myślisz, że kiedy ci groził, mówił poważnie?

- Nie przejmuj się tym. - Ethan podszedł do stolika i wrzucił plik kartek udających banknoty z powrotem do teczki. - Faceci tego typu rzadko uciekają się do przemocy. Wolą nie ryzykować. Kiedy zostaną przyłapani na gorącym uczynku, zwykle znikają tak szybko, jak tylko się da. Jutro o tej porze nie będzie go już w mieście. Najdalej pojutrze. A za kilka tygodni zahaczy się gdzie indziej i zacznie przygotowywać kolejny przekręt.

Katherine skrzywiła się lekko.

- Nie wyświadczam światu przysługi, puszczając go wolno, prawda?

- Wyświadczanie światu przysług nie jest twoim zadaniem - odparł spokojnie Ethan. - Musisz pamiętać o swojej firmie i jej klientach. To trudny wybór?

- Nie - powiedziała bez wahania. - Dobro firmy liczy się dla mnie najbardziej. Jesteśmy w trakcie bardzo delikatnych negocjacji. Ich wynik będzie miał wpływ na ponad pięćdziesięciu pracowników trzech filii Compton Investments, w Whispering Springs oraz w rejonie Phoenix i setki klientów. Mam wobec nich wszystkich zobowiązania.

Mówi jak prawdziwy przedsiębiorca, pomyślał Ethan.

Katherine potrząsnęła głową. Teraz, kiedy było już po wszystkim, wyglądała na znużoną.

- Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek dam się nabrać jakiemuś facetowi. Zawsze ufałam swojej intuicji. Byłam pewna, że umiem rozpoznać oszusta.

- I rozpoznałaś go. - Ethan zatrzasnął teczkę. - Właśnie dlatego podniosłaś pewnego dnia słuchawkę i zadzwoniłaś do mnie, pamiętasz?

Wydawała się zaskoczona tą uwagą. Przez chwilę myślała o tym, co powiedział, a potem kiwnęła głową, jakby przyznawała mu rację.

- Tak, zadzwoniłam do ciebie. - Podeszła zdecydowanie do drzwi. - Dziękuję, że mi o tym przypomniałeś. W całym tym zamieszaniu zapomniałam, że Dexter Morrow wydał mi się w końcu zbyt wspaniały, by mógł być prawdziwy.

Ethan wyszedł za nią na korytarz i zamknął drzwi.

- Intuicja cię nie zawiodła.

- Wiesz, naprawdę myślałam, żeby za niego wyjść.

Ethan kiwnął głową.

- Byłoby to moje drugie małżeństwo - dodała.

Znowu przytaknął. Zatrzymał się przy windach i wcisnął guzik.

- Mój pierwszy mąż ożenił się ze mną, bo chciał położyć ręce na firmie mojego ojca - ciągnęła Katherine. - Kiedy zrozumiał, że to ja odziedziczę Compton Investments i że mam zamiar sama nią zarządzać, wystąpił o rozwód.

Ethan modlił się w duchu do wszystkich hotelowych bóstw, by winda przyjechała jak najszybciej. Rozumiał, że po wszystkim klient musi się wygadać i zazwyczaj był gotów cierpliwie go wysłuchać. Uważał to za część swoich zawodowych obowiązków. Ale dziś chciał się jak najszybciej pożegnać. Czuł się śmiertelnie zmęczony.

Tym razem pomyślnemu doprowadzeniu sprawy do końca nie towarzyszyło radosne podniecenie. Może dlatego, że ostatnio kiepsko sypiał. Znał przyczynę swojej bezsenności. Był listopad, co dla niego oznaczało czas koszmarów. Jeśli ostatnie dwa lata uznać za miarodajne, nie wyśpi się aż do grudnia.

W końcu drzwi rozsunęły się i Katherine pierwsza weszła do windy.

- Byłeś kiedyś żonaty? - spytała.

- O tak - odparł Ethan.

Uniosła jedną brew.

- Rozwiodłeś się?

- Trzy razy.

Zmarszczyła brwi. Nie zaskoczyło go to. W dzisiejszych czasach nikogo nie dziwi jeden rozwód czy nawet dwa. Można to jakoś usprawiedliwić. Ale trzy rozwody budzą już podejrzenia, że z człowiekiem jest coś nie tak.

- A teraz jesteś żonaty?

Pomyślał o Zoe, która czekała na niego w domu. Przypomniał sobie, jak siedziała naprzeciw niego tego ranka przy śniadaniu, ożywiona i radosna, w piżamie koloru ametystu. Sączące się przez okno promienie słońca rozświetlały jej ciemnokasztanowe włosy, gdy patrzyła na niego swoimi tajemniczymi, szarymi oczyma. Jego kobieta, jego żona.

Noszony w pamięci obraz Zoe był talizmanem, który pomagał mu w zmaganiach z ciemnymi mocami listopada, które sprzęgły się przeciw niemu. Ale w głębi duszy bał się przyszłości, bo był pewny, że moce te wcześniej czy później zatriumfują i odbiorą mu ją.

Wcisnął guzik z oznaczeniem parteru.

- W pewnym sensie - powiedział.

 

Rozdział 2

To był dobry dzień. Na swojej drodze nie napotkała dziś żadnych „krzyczących ścian". Dla większości dekoratorów wnętrz „krzyczące ściany" oznaczały niefortunny wybór koloru farby albo fatalną dekorację okna. Ale w przypadku dekoratorki o zdolnościach paranormalnych, wrażliwej na niewidzialną aurę, jaką pozostawiają w pomieszczeniach sceny przemocy czy gwałtownej namiętności, termin ten należało rozumieć dosłownie.

Nalewając wina do dwóch kieliszków, Zoe przypomniała sobie, że nie zawsze chciała być dekoratorką wnętrz. Kiedyś miała zamiar zostać mecenasem sztuki. Ale morderstwo jej pierwszego męża zmieniło całe jej życie.

Musiała przyznać, że po śmierci Prestona długo nie mogła dojść do siebie. Cóż można powiedzieć? Była zrozpaczona. Policja doszła do wniosku, że Preston został zastrzelony przez przypadkowych włamywaczy. Ale kiedy Zoe po raz pierwszy weszła do letniego domku, w którym dokonano morderstwa, natychmiast poczuła, że zaszło tam coś innego. Ściany krzyczały o krwawym, zaplanowanym mordzie.

Pragnąc, by sprawiedliwości stało się zadość, Zoe mówiła każdemu, kto tylko chciał słuchać, że Preston został zabity przez kogoś, kogo dobrze znał. Był to błąd, który mógł ją kosztować życie. Rozpaczliwie próbując przekonać rodzinę męża, że to jeden z jej członków jest za to odpowiedzialny, powiedziała im, że wyczuwa wściekłość mordercy, która wsiąkła w ściany domku.

Okazało się to fatalne w skutkach.

Jej paranormalne zdolności dostarczyły teściom pretekstu, którego potrzebowali, by zamknąć ją w ekskluzywnej prywatnej klinice psychiatrycznej. Zoe wiedziała, że nie jest szalona, kiedy przekraczała próg szpitala, ale czas, który tam spędziła, niemal zmienił fałszywą diagnozę w prawdę. Do dziś miała w nocy koszmarne sny, w których przemierzała korytarze Candle Lake Manor.

Zoe postawiła dwa kieliszki wina na tacy obok sera i krakersów, po czym zaniosła wszystko do saloniku swojego małego mieszkania.

Ethan siedział na kanapie, pochylony do przodu, opierając łokcie na kolanach. Miał na sobie czarną koszulę i spodnie w kolorze khaki. W jednej ręce trzymał pilota i leniwie przerzucał kanały, na których nadawano właśnie popołudniowe wiadomości.

Zoe przyszedł na myśl ten pamiętny październikowy dzień sprzed sześciu tygodni, kiedy weszła do mieszczącego się na drugim piętrze biura Ethana przy Cobalt Street. Jako dekoratorką wnętrz od pierwszej chwili wiedziała, że ten człowiek ma wiele wspólnego ze swoimi staroświeckimi meblami, które były już trochę zużyte i podniszczone, ale dzięki przedniej jakości materiału i solidnej konstrukcji ciągle nieźle się prezentowały.

Tak, to był człowiek, który rozpoczęte sprawy doprowadza do końca, jeden z tych, którzy niczego nie przerywają w połowie. Aby go powstrzymać, trzeba by go zabić, a to na pewno nie było łatwe. Zoe podobały się jego siła, solidność, odpowiedzialność. Tym, co ją na początku niepokoiło, byty jego oczy. Bursztynowe, nieodgadnione i inteligentne. Oczy łowcy, drapieżnika.

Szybki ślub w Las Vegas został zaplanowany tylko jako część planu, który miał ją chronić przed bogatymi krewnymi. Mieli oni istotny finansowy motyw, by życzyć sobie jej śmierci. Decyzja, by potraktować małżeństwo poważnie, została podjęta później, kiedy emocje związane z nieudanym zabójstwem trochę opadły.

Postanowili, że podejdą do tego na luzie. Byli świadomi faktu, że oboje wchodzą w to małżeństwo obarczeni pokaźnym bagażem doświadczeń. Z pewnością każdy dobry terapeuta odradzałby im małżeństwo i to nie tylko ze względu na pośpiech, z jakim się na nie zdecydowali. Zoe nie miałaby zresztą o to pretensji do specjalistów. Szanse, że uciekinierka ze szpitala psychiatrycznego i trzykrotny rozwodnik stworzą udany związek, były bliskie zeru.

W dodatku Ethan był dość sceptycznie nastawiony do osób obdarzonych zdolnościami paranormalnymi. Stracił do nich zaufanie po śmierci brata, kiedy pewien szarlatan, powołując się na swe rzekome wizje, przekonał szwagierkę Ethana, Bonnie, że jej mąż nadal żyje, czym przysporzył jej dodatkowych cierpień. Ethan wpadł wtedy w furię. Bonnie zwierzyła się nawet Zoe, że trudno jej uwierzyć, iż oszust zdołał ujść z życiem. A przy tym wszystkim Ethan miał na swoim koncie bardzo złe doświadczenie z pewnym dekoratorem wnętrz.

Jednak mimo że wszystko zdawało się sprzysiąc przeciw nim, Ethan i Zoe postanowili nie zważać na nic i podjąć ryzyko. Prawdopodobnie dlatego, że oboje mieli spore doświadczenie w tym względzie. Do pierwszego listopada Zoe nabrała przekonania, że wygrają tę walkę, że im się uda. Zainwestowała nawet w nowy serwis obiadowy w kolorze czerwonej papryki.

W ciągu pierwszych tygodni tego dziwnego małżeństwa szybko przyzwyczaili się do nowego stylu życia, który Zoe określiłaby jako „domowy", gdyby nie fakt, że bardzo trudno byłoby użyć tego słowa w odniesieniu do Ethana. Ten mężczyzna miał wiele zalet, był inteligentny, seksowny i wiedział, czego chce, ale z pewnością nie przywodził na myśl przytulnych, pełnych ciepła skojarzeń, jakie budzi słowo „domowy".

Mimo że Zoe zatrzymała swoje mieszkanie w Casa de Oro, oboje spędzali razem wszystkie noce zazwyczaj w Nightwinds, domu Ethana, utrzymanym w koszmarnych odcieniach różu. Wszystko układało się znakomicie. Uczyli się, jak wspólnie przygotowywać posiłki w kuchni. Odkryli, że oboje należą do rannych ptaszków. Żadne z nich nie rzucało ubrań na podłogę. Oboje codziennie brali prysznic. Czego więcej można sobie życzyć u progu wspólnego życia?

Ale wiele się zmieniło, gdy nastał listopad. Zoe wyczuła, że Ethan się od niej odsuwa, że zwiększa dzielący ich dystans. Wydawał się niespokojny i zmienny w nastrojach. Wiedziała, że źle sypia. Cisza, która teraz zapadała czasem między nimi, nie była już pełna zrozumienia, wyczuwało się w niej napięcie. I zdarzało się to coraz częściej. Na pytania Ethan odpowiadał wymijająco, unikając rozmów o tym, co go gnębi.

Zoe wydawało się czasem, że to, co ich łączy, przypomina bardziej romans niż małżeństwo. Romans zmierzający do tragicznego końca. Może jednak za szybko postanowili przeprowadzić remont w Nightwinds. Decyzja, by przemalować wnętrza, zmusiła ich do wyprowadzenia się z przestronnego domu i zamieszkania w maleńkim mieszkanku Zoe. Tu była tylko jedna łazienka i zbyt mało miejsca, by mogli choć przez chwilę być z dala od siebie.

Zoe szybko doszła do wniosku, że na tej małej, zagraconej przestrzeni Ethan jest jak lew trzymany w klatce ogrodu zoologicznego. Należało oczekiwać problemów.

- Jak Katherine Compton poradziła sobie dziś po południu? - spytała, stawiając tacę na stoliku do kawy.

- Nie była zachwycona faktem, że jej podejrzenia okazały się słuszne, ale podeszła do tego dość spokojnie. - Ethan wyłączył telewizor, położył pilot obok tacy i wziął jeden z kieliszków. - Najtrudniej było jej pogodzić się z tym, że dała się nabrać Dexterowi Morrowowi. Wyznała mi, że czuje się jak skończona idiotka.

Zoe zwinęła się w rogu kanapy, kładąc jedno ramię na oparciu.

- Rozumiem ją doskonale. Co jej powiedziałeś?

Ethan wzruszył ramionami.

- Przypomniałem jej, że to ona zadzwoniła do mnie i poprosiła, żebym sprawdził Morrowa. Cokolwiek by powiedzieć, Katherine Compton na pewno nie jest idiotką. Zajęło jej trochę czasu, by spojrzeć prawdzie w oczy, ale w końcu wzięła sprawy w swoje ręce, jak przystało na silną kobietę interesu, którą jest. Poradzi sobie.

- A ty?

Ethan miał właśnie zamiar upić łyk wina, ale nagle jego dłoń z kieliszkiem zatrzymała się kilka centymetrów od ust.

- Co ja?

- Zdaje się, że ta sprawa poszła dość gładko. Sam mówiłeś, że to rutyna.

- Bo tak jest. - Upił trochę wina i opuścił kieliszek. - Morrow to chciwy kretyn. Kiedy zwęszył pieniądze, stał się nieostrożny.

- Skoro wszystko jest takie proste, dlaczego tak się przejmujesz?

Przez chwilę myślała, że Ethan nie ma zamiaru w ogóle odpowiedzieć na jej pytanie.

- Sam chciałbym to wiedzieć - powiedział w końcu.

Zoe uśmiechnęła się lekko.

- Wiesz, co myślę?

- Nie, ale zaraz mi powiesz, prawda?

- Oczywiście. Uważam to za swój obowiązek, jako twoja żona, a wiesz, jaką wagę przywiązuję do komunikacji w małżeństwie.

- Ho, ho.

- Myślę, że w głębi serca jesteś romantykiem - stwierdziła łagodnie.

Ethan skrzywił się lekko.

- Bzdura.

- Ta sprawa dręczyła cię, bo wiedziałeś, że w końcu twoja klientka zostanie zraniona.

- Bezustannie przekazuję moim klientom złe wieści. Katherine nie jest ani pierwsza, ani ostatnia.

- Wiem, ale to nie znaczy, że lubisz ten aspekt swojej pracy, ani że jest ci z tym łatwo.

Ethan pociągnął kolejny łyk wina i rozparł się w drugim rogu kanapy.

- Chcesz powiedzieć, że źle wybrałem sobie zawód?

Zoe omal nie upuściła krakersa, którego właśnie wkładała do ust. W pierwszej chwili pomyślała, że on żartuje, ale potem spojrzała mu w oczy.

- Nie - odparła. - Sądzę, że urodziłeś się, by wykonywać ten zawód, że to jedyna rzecz, jaką możesz robić.

- Taaak?

- Masz do tego powołanie, Ethan.

Mimo ponurego nastroju, w kącikach jego ust pojawił się cień uśmiechu.

- Chyba nikt jeszcze na całym świecie nie nazwał roboty prywatnego detektywa powołaniem.

- W twoim przypadku to prawda. Opowiedz mi, co się dzisiaj wydarzyło.

Ethan przełknął krakersa z serem, popił winem i zaczął mówić. Zoe słuchała, jak zwabił Morrowa do pokoju hotelowego i jak Katherine Compton uparła się, że schowa się w łazience, choć jej to odradzał.

- Najbardziej bałem się, że Morrow zechce skorzystać z toalety, zanim puści farbę - powiedział Ethan. - Ale rozumiałem, dlaczego chciała tam być, więc pozwoliłem jej czekać w łazience. Na szczęście wszystko poszło gładko. Jak już mówiłem, Morrow jest chciwy. Nie chciał tracić czasu. A ja oczywiście nie zaproponowałem mu niczego do picia.

- Bardzo rozsądnie.

- Dzięki. Byłem dumny z tego planu.

Mówił jeszcze przez chwilę i w końcu poszedł za nią do kuchni, by dokończyć swoją historię. Stał w drzwiach, pijąc wino i patrząc, jak Zoe kończy przygotowywać warzywne curry.

Jak prawdziwy mąż, pomyślała. To podniosło ją na duchu.

Jednak coś w opowiadaniu Ethana zaniepokoiło ją.

- Jesteś pewny, że Morrow nie będzie stwarzał problemów? - spytała, przesypując ryż z garnka do czerwonej miski. - Musi być na ciebie wściekły za to, że zniweczyłeś jego plany.

- Powiedziałem Katherine, że faceci tego typu szybko czmychają, kiedy powinie im się noga, i to jest prawda. Schowa ogon pod siebie i już go nie będzie.

Ethan usiadł przy stole i przyjrzał się ustawionym na nim naczyniom z niekłamanym zachwytem. Zoe poweselała. Bonnie przysięgała, że droga do serca mężczyzny wiedzie przez żołądek. Może istotnie miała rację.

Ustawiła miskę ryżu i aromatyczne curry na stole.

- Myślisz, że Morrow w ogó...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin