Spider I Jeanne Robinson - Gwiezdny Taniec.rtf

(587 KB) Pobierz
istnienie firmy oraz dziesi\'b9tk\'f3w podobnych firm, tym samym wi\'eac sankcjonowa\'b3 r\'f3wnie\'bf wewn\'eatrzn\'b9 moralno\'9c\'e6 pracuj\'b9
cych dla nich ludzi. \'8cwiat mia\'b3 swoje dobro i z\'b3o, ale firmy te\'bf mia\'b3y swoje dobro i swoje z\'b3o. Cokolwiek tedy czyni\'b3, cho\'e6by potocznie uznawane za z\'b3o, by\'b3o dobre. Czy lubi\'e6 kogo\'9c troch\'ea by\'b3o dobre, czy z\'b3
e? Og\'f3lnie uwa\'bfano, \'bfe lubi\'e6 kogo\'9c jest czym\'9c ludzkim i dobrym. Maryn lubi\'b3 troch\'ea Ivo Bundera, lecz dla firmy okaza\'b3o si\'ea to z\'b3e i nawet niemoralne. Za to, \'bfe lubi\'b3 Bundera, \'bfe nie post\'b9pi\'b3
 z nim tak, jak nakazywa\'b3y instrukcje - skazano go na ten las i na samotne \'b3owy zwierzyny takiej jak \'f3w Kara\'9c. Mo\'bfna lubi\'e6 psa, ale je\'9cli pies oka\'bfe si\'ea w\'9cciek\'b3y, trzeba go zabi\'e6 nie mrugn\'b9wszy okiem, gdy\'bf mo\'bf
e pok\'b9sa\'e6 innych. Bunder wszed\'b3 do gmachu policji - to by\'b3o gorsze ni\'bf pok\'b9sanie przez w\'9cciek\'b3ego psa. Dlatego z perspektywy czasu Maryn ju\'bf wiedzia\'b3, \'bfe nie wolno nikogo lubi\'e6, gdy\'bf mo\'bfna zachowa\'e6 si\'ea
 niegodnie, a nawet niemoralnie, poniewa\'bf nara\'bfa si\'ea na szwank firm\'ea. Ale teraz, tutaj? Cokolwiek teraz czyni\'b3, robi\'b3 to nie dla firmy, lecz dla siebie i na w\'b3asny rachunek. Nie m\'f3g\'b3 si\'ea ju\'bf zas\'b3ania\'e6 warto\'9c
ciami moralnymi firmy, ale musia\'b3 dopracowa\'e6 si\'ea w\'b3asnych warto\'9cci, co przecie\'bf nie by\'b3o \'b3atwe dla cz\'b3owieka, kt\'f3ry przez tyle lat czyni\'b3 rzeczy og\'f3lnie uznane za z\'b3e i niemoralne, cho\'e6 przecie\'bf
 z innego punktu widzenia (w\'b3a\'9cnie z tego, do jakiego przywyk\'b3) by\'b3y i dobre, i moralne. Czy to jednak nie za du\'bfo wymaga\'e6 od kogo\'9c, aby nagle, z dnia na dzie\'f1, odzyska\'b3 dawne warto\'9cci, skoro odrzuca\'b3
 je przez tyle lat, a nawet stara\'b3 si\'ea o nich zapomnie\'e6, gdy\'bf w przeciwnym razie okaza\'b3by si\'ea osobnikiem nieprzydatnym, nieustannie szarpanym w\'b9tpliwo\'9cciami. Dlaczego, je\'9cli przez tyle lat wmawia\'b3 sobie, \'bf
e wszystko, co ludzkie, jest mu obce, teraz mia\'b3 przyj\'b9\'e6, \'bfe wszystko, co ludzkie, jest mu bliskie? Wr\'f3ci przecie\'bf do \'9cwiata, z jakiego tu przyby\'b3, i znowu istnie\'e6 b\'eadzie jedynie interes firmy.
\par W domu odgrza\'b3 le\'9cn\'b9 zupk\'ea regeneracyjn\'b9, znowu kapu\'9cniak. W izbie, gdzie mieszka\'b3, nie by\'b3o sto\'b3u, misk\'ea z jedzeniem postawi\'b3 na parapecie okna, podsun\'b9\'b3 kulawy sto\'b3ek i jedz\'b9c patrzy\'b3 na Weronik\'ea, kt
\'f3ra drugie popo\'b3udnie pra\'b3a na podw\'f3rzu.
\par Nie wiedzia\'b3a, \'bfe wypina ty\'b3ek na obcego cz\'b3owieka, ale na \'b3awce pod drugim oknem siedzia\'b3 jej m\'b9\'bf i patrzy\'b3 na ni\'b9 g\'b3odnymi oczami, co j\'b9 chyba zawstydza\'b3o albo irytowa\'b3o. Skoro jednak nie chcia\'b3a si\'ea
 wypina\'e6 na m\'ea\'bfa, to musia\'b3a to uczyni\'e6 w stron\'ea okna izby Maryna, cho\'e6 jemu to by\'b3o oboj\'eatne. Na jego gust zad mia\'b3a za du\'bfy, nie to, co tamta w zaje\'9fdzie.
\par }{\f0\fs24 Tej no}{\f28\fs24 cy \'b3\'f3\'bfko na g\'f3rze nie zaskrzypia\'b3o ani razu. Ale i tak J\'f3zef Maryn nie m\'f3g\'b3 zasn\'b9\'e6, gdy\'bf nie przewidzia\'b3, \'bfe \'b3\'f3\'bfko nie b\'eadzie skrzypia\'b3o, i wci\'b9\'bf czeka\'b3, a\'bf
 zacznie si\'ea to, co zwykle - jednostajne post\'eakiwanie. Nic takiego jednak si\'ea nie dzia\'b3o i Maryn nie potrafi\'b3 zasn\'b9\'e6, czeka\'b3 i czeka\'b3, a\'bf w ko\'f1cu pogr\'b9\'bfy\'b3 si\'ea w jakim\'9c p\'f3\'b3\'9cnie, rozmawia\'b3
 z Ivo Bunderem, ze schwytanym przy sarnie Karasiem, a potem z jakim\'9c dziwnym cz\'b3owiekiem nazwiskiem Horst Sobota. Nic nie wiedzia\'b3 o tym cz\'b3owieku, tylko tyle, \'bfe mia\'b3 pi\'eakny, murowany dom z sadem i zaproponowa\'b3
 mu mieszkanie. Czeka\'b3 i czeka\'b3, nagle us\'b3ysza\'b3 na g\'f3rze podniesiony g\'b3os m\'easki, kobiecy p\'b3acz, co\'9c upad\'b3o na pod\'b3og\'ea. Nasta\'b3a cisza, Maryn znalaz\'b3 si\'ea w m\'eacz\'b9cym p\'f3\'b3 \'9cnie, p\'f3\'b3
 jawie. Okno mia\'b3 uchylone, doszed\'b3 go zgrzyt otwieranych drzwi do stajni i parskni\'eacie klaczy. Pomy\'9cla\'b3 o Zenonie Karasiu, a \'bfe nie wiedzia\'b3, co czuj\'b9 tacy ludzie, gdy zrozumiej\'b9, \'bfe ich dusza nale\'bfy do drugiego cz\'b3
owieka - poczu\'b3 niepok\'f3j. Ludzie pokroju Bundera lub Maryna nie mieli duszy, a ci, z kt\'f3rymi si\'ea dot\'b9d styka\'b3, pozbywali si\'ea duszy tak \'b3atwo jak brudnych kaleson\'f3w i brudnych majtek. J\'f3zef Maryn potrafi\'b3 domy\'9cli\'e6 si
\'ea, co zrobi\'b9 w ka\'bfdej niemal sytuacji, cho\'e6 nie do ko\'f1ca - nie przewidzia\'b3 na przyk\'b3ad, \'bfe wczesnym rankiem Bunder minie dwa skrzy\'bfowania i wejdzie do gmachu policji. Oczywi\'9ccie, Ivo Bunder by\'b3 osobowo\'9cci\'b9
 skomplikowan\'b9, a Kara\'9c prymitywn\'b9. Ale w\'b3a\'9cnie taki prymitywny cz\'b3owiek mo\'bfe uczyni\'e6 co\'9c bardzo prymitywnego, na przyk\'b3ad wyprowadzi\'e6 ze stajni klacz albo nasypa\'e6 jej czego\'9c do \'bf\'b3obu. Dlatego Maryn wsta\'b3 z 
\'b3\'f3\'bfka, do kieszeni pi\'bfamy w\'b3o\'bfy\'b3 pistolet i w nocnych pantoflach poszed\'b3 na podw\'f3rze. Stajnia by\'b3a otwarta, a przecie\'bf j\'b9 zamkn\'b9\'b3. Z otwartych drzwi uchodzi\'b3o ciep\'b3o, zapach nawozu i ko\'f1
skiego potu. I czego\'9c jeszcze - no tak, wo\'f1 perfum. Oczy Maryna przyzwyczai\'b3y si\'ea ju\'bf do mroku w stajni, dostrzeg\'b3 jaki\'9c pod\'b3u\'bfny kszta\'b3t tu\'bf przy klaczy. Kobieta w nocnej koszuli trzyma\'b3a klacz za szyj\'ea i p\'b3aka
\'b3a bardzo cicho, nie tak jednak cicho, \'bfeby tego Maryn nie dos\'b3ysza\'b3. To znaczy, Maryn nie widzia\'b3 jej dok\'b3adnie ani te\'bf wyra\'9fnie nie s\'b3ysza\'b3 tego p\'b3aczu, ale tego wszystkiego si\'ea domy\'9cli\'b3. Zawr\'f3ci\'b3
 do domu, wlaz\'b3 pod koc i ju\'bf naprawd\'ea zasn\'b9\'b3. Ci ludzie na g\'f3rze nic go nie obchodzili, chcia\'b3 by\'e6 jak najdalej od ich k\'b3opot\'f3w, poniewa\'bf mia\'b3 dosy\'e6 w\'b3asnych.
\par Rankiem zjawi\'b3 si\'ea przed domem Horsta Soboty i powiedzia\'b3 do niego:
\par  - Zaproponowa\'b3e\'9c mi, dziadku, mieszkanie w twoim domu. Przyj\'b9\'b3em je. Chc\'ea mieszka\'e6 u ciebie, a nie u le\'9cniczego Kuleszy. Powiedz mi wi\'eac, czego \'bf\'b9dasz w zamian?
\par }{\f0\fs24 Al}{\f28\fs24 bowiem J\'f3zef Maryn wiedzia\'b3 na pewno, \'bfe nic na tym \'9cwiecie nie bywa za darmo. Najwy\'bfsz\'b9 za\'9c cen\'b9 bywa poczucie wdzi\'eaczno\'9cci za co\'9c, co kto\'9c zrobi\'b3 za darmo.
\par Stary patrzy\'b3 na niego w milczeniu, a Maryn pomy\'9cla\'b3, \'bfe ten starzec ma takie same jak on niebieskie oczy i g\'b3adko przylegaj\'b9ce do g\'b3owy posiwia\'b3e w\'b3osy, kt\'f3re te\'bf kiedy\'9c musia\'b3y by\'e6 bardzo jasne. Maryn b\'ea
dzie chyba wygl\'b9da\'b3 podobnie jak ten stary - i oby tak wygl\'b9da\'b3. Najprawdopodobniej jednak nie doczeka takiego wieku; zginie na ulicy jakiego\'9c wielkiego miasta; z ka\'b3u\'bfy krwi zabior\'b9 go ludzie w bia\'b3ych fartuchach.
\par  - Nie powiem ci od razu wszystkiego, bo pomy\'9clisz, \'bfe jestem szalony - rzek\'b3 bardzo ostro\'bfnie Horst Sobota. - Ale to mo\'bfesz wiedzie\'e6, \'bfe nie lubi\'ea lasu, a ty mi powiedzia\'b3e\'9c, \'bfe te\'bf lasu ni
e lubisz. Z czasem dogadamy si\'ea.
\par J\'f3zef Maryn obawia\'b3 si\'ea jedynie ludzi zbyt sprytnych albo zupe\'b3nie g\'b3upich. Przed sprytem innych umia\'b3 si\'ea broni\'e6 w\'b3asnym sprytem, wobec g\'b3upc\'f3w bywa\'b3o si\'ea bezradnym i dlatego na czyj\'b9\'9c g\'b3upot\'ea uznawa\'b3
 tylko jedno lekarstwo: brutalno\'9c\'e6. Nie, nie musia\'b3 si\'ea obawia\'e6 starego Soboty. Kto wie, mo\'bfe w\'b3a\'9cnie tutaj b\'eadzie m\'f3g\'b3 si\'ea poczu\'e6 bezpiecznie?
\par Maryn popatrzy\'b3 na ciemn\'b9 \'9ccian\'ea wielkiego lasu, tu i \'f3wdzie zasztyletowan\'b9 promieniami porannego s\'b3o\'f1ca. Od lasu nap\'b3ywa\'b3 mocny zapach mchu i gnij\'b9cych li\'9cci. Odwr\'f3ci\'b3 twarz i skierowa\'b3
 spojrzenie na jezioro, o tej porze dnia i roku b\'b3\'eakitne jak oczy Maryna i Horsta Soboty. I drgn\'ea\'b3y mu wargi w lekkim u\'9cmiechu, kt\'f3ry kto\'9c nazwa\'b3by pogodnym, ale dla Horsta Soboty by\'b3 z\'b3owrogi.
\par }{\f0\fs24  - Nie wie}{\f28\fs24 dzia\'b3em, \'bfe nie lubi\'ea lasu. Dopiero ty, dziadku, pozwoli\'b3e\'9c mi to poj\'b9\'e6. Tak, nie lubi\'ea lasu. Urodzi\'b3em si\'ea na wsi, dwadzie\'9ccia kilometr\'f3w od najbli\'bfszego ma\'b3
ego lasku. I tylko dwa razy w \'bfyciu by\'b3em w lesie, bo potem zawsze wypada\'b3o mi \'bfy\'e6 w wielkich miastach. \'8fle si\'ea czuj\'ea w g\'eastwinie drzew. Mam uczucie, \'bfe zamykaj\'b9 mnie ze wszystkich stron jak kraty wi\'ea
zienia. I robi mi si\'ea duszno od zapachu, jaki wydziela las. To dziwne, ale w\'9cr\'f3d kamiennych ulic czuj\'ea si\'ea wolny, a tutaj czyha na mnie niewola. Nie wiem, w jaki spos\'f3b ka\'bfesz mi zap\'b3aci\'e6 za mieszkanie u ciebie. Wiedz jednak, 
\'bfe i tak zrobi\'ea, jak zechc\'ea. Horst Sobota otworzy\'b3 po\'b3\'f3wk\'ea bramy i zapraszaj\'b9cym gestem wskaza\'b3 Marynowi podw\'f3rze za domem. Potem wprowadzi\'b3 klacz do pustej stajni, gdzie kiedy\'9c trzyma\'b3 dwa konie. Obok by\'b3
a obora, mia\'b3 w niej teraz sk\'b3ad skrzynek na jab\'b3ka. Nast\'eapnie weszli do domu drzwiami od podw\'f3rza i zatrzymali si\'ea w d\'b3ugiej, ciemnej sieni, dziel\'b9cej dom na dwie po\'b3owy. W g\'b3\'eabi znajdowa\'b3y si\'ea schody do pokoi na g
\'f3rze. Maryn wola\'b3 parter i wybra\'b3 sobie niedu\'bfy pok\'f3j, pierwszy z prawej, z widokiem na sad i jezioro. Stary powiedzia\'b3 mu, \'bfe naprzeciw drzwi do jego pokoju jest kuchnia, tam mo\'bfe sobie przygotowywa\'e6 \'9c
niadania i obiady, korzysta\'e6 z lod\'f3wki.
\par }{\f0\fs24  - M\'f3j pok\'f3j jest od strony lasu, }{\f28\fs24 na lewo od sieni. A na...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin