Gary Dickson - Krucjata dziecieca.pdf

(1121 KB) Pobierz
Dickson Gary
Krucjata dziecięca
Przedmowa
W początku XIII stulecia we Francji i Niemczech nastąpił nagły i niewytłumaczalny
napływ w szeregi krzyżowców licznych rzesz chłopców i dziewcząt, głównie młodocianych,
ale także osiągających już dojrzałość, młodych matek z dziećmi na rękach, a niekiedy całych
rodzin wieśniaczych lub miejskich; ludzie ci zrywali więzi z macierzystymi środowiskami,
porzucali swe codzienne zajęcia i dołączali do najpotężniejszej formacji bojowej, jaką
ludzkość do owych czasów stworzyła, ruszali do Ziemi Świętej. Była to właśnie owa Krucjata
dziecięca, sławna dzięki swej tajemniczości i zagadkowa w swym rozsławieniu, jedno z
najbardziej niepojętych, ale zarazem najbardziej pamiętnych zdarzeń epoki wypraw
krzyżowych.
Wedle mnożących się z upływem czasu i zmieniających się wraz z nim wyobrażeń
była to pierwsza ludowa krucjata, pierwszy średniowieczny ruch młodzieżowy, pierwsza
wyprawa krzyżowa pasterzy, wybuch procesyjnego uniesienia, ekstatyczna pielgrzymka do
Ziemi Świętej dla odzyskania Krzyża Świętego, krucjata nieuzbrojonych rzesz wieśniaczych i
miasteczkowych, zbiorowa migracja biedakow-marzycieli, zjawisko z zakresu sztuki ludowej.
Poczęta nielegalnie w erze, w której zapał krzy - żowcowy ogarniał wszystkie
warstwy społeczeństwa średniowiecznego, Krucjata dziecięca przyszła na świat w okresie
wyjątkowego natężenia aktywności religijnej. Do rzędu najbardziej wpływowych osobowości
działających w tej sferze należeli: święty Franciszek, święta Klara, uczennica i
współtowarzyszka Biedaczyny z Asyżu (oboje związani byli z tym miastem) oraz największy
z papieży-krzyżowców, Innocenty III. Nie sposób wyłączyć ich z historii Krucjaty dziecięcej.
Ale opowieści o niej nie można sprowadzić do samej materii historycznej. Krucjata
dziecięca jest wytworem także i wyobraźni średniowiecznej. Jej kronikarze byli marzycielami
tkwiącymi głęboko w świecie mitycznym. Najważniejsze z ich zapisów zawierały motywy
mityczne przemieszane z fragmentarycznymi relacjami. Już w połowie XIII stulecia
najbardziej utalentowani autorzy przetopili materię historyczną w mit historyczny. A to
oznacza, że już w okresie dziecięcej krucjaty pożegnano się z wiekami średnimi i pożeglo -
wano w stronę nowoczesności, mitotwórstwo uzyskało przewagę nad historią.
Dziś większość ludzi z pojęciem Krucjaty dziecięcej kojarzy w wyobraźni wizję
młodzieńców o rozognionym wzroku, zmagających się z ponurą rzeczywistością bezlitosnego
świata, porzucających ziemię ojczystą i wyrzekających się własnej wolności, a także
własnego życia w imię nieziszczalnego marzenia o od - wojowaniu Jerozolimy. Gustaw Dore,
oglądający ten straceńczy poryw przez pryzmat rozpowszechnionego we Francji w końcu
wieku XIX romantycznego kultu średniowiecza, namalował wątłych, androgynicznych
młodzieńców o szlachetnych obliczach, odzianych w powiewne szaty, nerwowo
rozglądających się wokół z otwartymi ustami i wznoszących pienia; jedni trzymają dłonie
złożone jak do modlitwy, inni skrzyżowali je na piersi. Ich przywódcy, wiodący trzy
równoległe, nieskończenie wydłużone kolumny marszowe, dzierżą w rękach pasterskie kije.
Podczas gdy kolumny tej młodzieży przesuwają się przez miasto zobrazowane na
podobieństwo włoskich pejzaży miejskich, młode ary - stokratki przypatrują się tym
świątobliwym młodzieniaszkom z wyniosłej loggii. Trudno orzec, czy wyraz oczu tych
jaśniepanienek jest lekceważący, czy współczujący. Malarz przeciwstawia im usytuowanego
na przeciwległym skraju obrazu duchownego o surowym wyrazie twarzy, kroczącego w
awangardzie pochodu z procesyjnym krzyżem w ręku. Czyżby miał to być hipnotyzer
przewodzący temu pochodowi, jego Sven - gali - szczurołap, wiodący młodzieńców ku
zagładzie? Nie ulega wszakże wątpliwości, że Gustawa Dore zainspirowało mitotwórstwo
narosłe wokół Krucjaty dziecięcej, a nie jej historia.
Mit Krucjaty dziecięcej jest jednym z najsilniej przemawiających do naszej wyobraźni
artefaktów słownych, jakie odziedziczyliśmy po wiekach średnich. Miano nadały jej wieki,
które nastąpiły po zmitologi - zowanych wydarzeniach. Owo miano - występujące zarówno w
beletrystyce, jak i w encyklopediach oraz w programach kanału TV History - wryło się w
pamięć zarówno historyków profesjonalnych, jak i w pamięć obiegową. Tylko głupiec
poważyłby się je modyfikować. A w końcu wiemy z doświadczenia, że opakowania handlowe
nieraz wprowadzają nas w błąd co do zawartości, którą w sobie kryją. Krucjata dziecięca jest
właśnie czymś w rodzaju takiej zwodniczej banderoli. Wyrazy „dziecięca” (w łacińskim
języku określano owych młodzieńców jako pueri ) oraz „krucjata” (łacińskie słowa
peregrinatio, iter, expeditio, crucesignatio itp.) nie są ani w pełni ścisłe, ani całkiem błędne,
oba wymagają uściśleń.
Jedno z pośrednich świadectw historycznych związanych z Krucjatą dziecięcą z roku
1212 pozostaje w znacznej mierze niewykorzystane. Wolni od wszelkiej dyscypliny
krzyżowcy z lat 1096, 1251 i 1309, napotykając na szlakach swych wypraw skupiska ludności
żydowskiej, łupili je, masakrowali i przemocą chrzcili wyznawców judaizmu. Dlaczegóż więc
Krucjata dziecięca nie pozostawiła po sobie żadnych świadectw podobnego postępowania?
Jak pouczał Sherlock Holmes, pies, który nie szczeka, nie zasługuje na uwagę.
Owi młodociani, nieformalni krzyżowcy budzili w zainteresowanych nimi
kronikarzach zdumienie i zadziwienie. Choć ogólnie biorąc kronikarze owi odnosili się
krytycznie do tej, w końcu niezalegalizowanej krucjaty, mitologizowali ją jednak tak
gorliwie, że w pamięć historyczną wniknęła w postaci niezweryfikowa - nej. Podobnie jak
mumifikowanie ludzi lub zakonserwowanie ich w formalinie, mitotwórstwo zachowuje dla
potomności zarówno prawdę, jak i zmyślenie, i to nie zawsze w formie subtelnej. Raz już
przemieszczona w sferę zmitologizowanego „życia po życiu”, Krucjata dziecięca znalazła
sobie wiecznotrwałą niszę w nie - skatalogowanym i beznadziejnie zagraconym muzeum
zabytkowych wytworów wyobraźni europejskiej i amerykańskiej.
„Wyobraźnia często uchyla prawo grawitacji w stosunku do zdarzeń historycznych,
zastępując je konfabulacją, fikcją i mitem”. Imaginacja właśnie jest kluczem do zrozumienia
mechanizmu mitotwórstwa, przetwarzającego fakty historyczne. Ale tajemnica tego
mechanizmu jest już odkryta. Postmoderniści odsłonili zasady jego funkcjonowania. Stało się
tak dzięki uporczywemu naciskowi, jaki kładli na dociekanie porządku i spójności w
historiografii; nie ostała się przed tą dociekliwością także i sfera wyobraźni historycznej.
Gary Dickson Portobello Edynburg,
2007
Nota tłumacza
Tłumacz zdecydował się zachować pewne osobliwości stosowanego przez Autora
zapisu bibliograficznego, gdyż charakteryzują one Jego osobowość badawczą.
Pozwalam sobie zachować (do pewnego stopnia) sposób sygnowania nazw ważnych
wydarzeń historycznych: pierwszy wyraz tych nazw zaczynam dużą literą (na przykład
Pierwsza krucjata, Krucjata dziecięca, Czwarty sobór laterański itp.), zgodnie z sugestiami
zawartymi w słownikach specjalistycznych.
Podziękowania
Wyrażenie wdzięczności osobom, które pomagały mi w prowadzeniu badań
niezbędnych dla tej książki, jest nie tylko obowiązkiem, ale i przyjemnością. Jeszcze w roku
1977 organizatorzy Konferencji Scottish Medieval Group w Stirling, której przewodniczył
biograf Abelarda, Michael Clanchy, umożliwili mi przedstawienie pewnych zalążkowych
wówczas koncepcji na temat Krucjaty dziecięcej. Przewodniczył on również dyskusji na
posiedzeniu Seminarium Wczesnośredniowiecznego Institute of Historical Research w
Londynie, w roku 1992, na którym także ja wypowiadałem się o pueri. W okresie pomiędzy
tymi dwoma spotkaniami, oraz wcześniej i później, prezentowałem przy różnych okazjach
uwagi w kwestiach średniowiecznych ruchów, zmierzających do odrodzenia religii oraz
ludowych krucjat. Organizatorom tych konferencji chciałbym wyrazić głęboką wdzięczność,
szczególnie tym, którzy dopomagali mi w wyprecyzowaniu mych wywodów. Mój udział w
konferencjach i spotkaniach mediewistów był po części możliwy dzięki szczodrości Komitetu
do spraw podróży badawczych i służbowych University of Edinburgh, który to komitet
umożliwił mi także studiowanie źródeł i archiwaliów znajdujących się w bibliotekach w
Paryżu, Chartres i Châteaudun. Fundusz Powierniczy Carnegie, pozostający w dyspozycji
Universities of Scotland, sponsorował moje wyprawy badawcze do Nadrenii i Liège. British
Academy wydelegowała mnie do Tucson na konferencje Medieval Academy of America.
Badania, które prowadziłem w Châteaudun, wspierał prezes Société Dunoise, Bernard
LeGrand, oraz bibliotekarz i archiwista tegoż Towarzystwa, Didier Caffot. W Chartres
wspomagał mnie w pracach diecezjalny archiwista, ojciec Pierre Bizeau oraz pracownicy
biblioteki miejskiej i archiwum okręgowego. Dopomagali mi również pracownicy biblioteki
miejskiej w Saint-Quentin. Co się tyczy Paryża, zachowam dyplomatyczną dyskrecję.
Natomiast w Rzymie bibliotekarze i archiwiści watykańscy byli niezmiernie uczynni i
uprzejmi, podobnie jak ich koledzy w londyńskiej British Library. Eksperci z zakresu
bibliotekoznawstwa i archiwalistyki z Liège i Nadrenii ułatwili mi dostęp do książek i
dokumentów, do których samodzielnie nie zdołałbym dotrzeć. Jak zawsze pracownicy
National Library of Scotland oraz działu wymiany międzybibliotecznej biblioteki University
of Edinburgh, a także jej działu zbiorów specjalnych, ofiarnie służyli mi pomocą.
Osobne podziękowania należą się kilku osobom szczególnie pomocnym mi w pracy
nad tą książką: Nicole Bérlon z Université de Paris-Sorbonne (Paris-IV) hojnie zaopatrywała
mnie w transkrypcje rękopisów na temat pueri, Jessalyn Bird, w owym czasie pracująca w
Queen’s College w Oksfordzie, odkryła Ottona, ostatniego z pueri, Andrea Tilatti zaś z
uniwersytetu w Udine wytropiła archiwalne świadectwa dotyczące owegoż puer. Jak można
się zorientować z przypisów, znakomity badacz Woltera, John P. Renwick z Edynburga,
niestrudzenie służył mi wyjaśnieniami w różnych kwestiach. Z pilną pomocą w sprawach
lingwistycznych spieszyli uczeni edynburscy - Philip Ben - net, Jonathan Usher, a przede
wszystkim cierpliwy i kompetentny znawca łaciny średniowiecznej Alan Hood; składam im
wszystkim najgorętsze podziękowania. Równie gorąco dziękuję Jonathanowi Riley -
Smithowi z Cambridge za jego cenne uwagi ogólne poczynione po przeczytaniu
maszynopisu.
Zachowałem wdzięczność dla tych wszystkich osób, które dzieliły się ze mną swą
wiedzą i doświadczeniem - przede wszystkim dla edynburskich kolegów, ale także dawnych
znajomych rozsianych po terytorium Zjednoczonego Królestwa, Stanów Zjednoczonych,
Francji, Niemiec i Włoch oraz dla mego cierpliwego wydawcy. Jeśli nie wymieniłem tu
kogoś, komu również należy się moja wdzięczność, proszę, by zechciał mi to pominięcie
wybaczyć.
Podziękowania te nie znaczą bynajmniej, bym chciał dzielić się z kimkolwiek
1048101643.001.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin