Winnica Ashtonów 10 - Więcej niż flirt - St. Claire Roxanne.pdf

(555 KB) Pobierz
PROLOG
Spencer Ashton uważnie obserwował zachęcające kołysanie bioder
kobiety zmierzającej do drzwi jego biura. Taniec godowy rozpoczął się tuż po
zakończeniu rozmowy kwalifikacyjnej.
Dokonał już wyboru. Dziewczyna była młoda, chętna i wystarczająco
ambitna, by objąć stanowisko asystentki. Parsknął rozbawiony i obrócił się z
fotelem w kierunku zamglonej panoramy San Francisco.
Odrobina ambicji u sekretarki nie zaszkodzi, pomyślał cierpko.
Przynajmniej będzie znała swoje miejsce. Nadmiar ambicji z czasem wywołuje
niezadowolenie i nasilenie żądań finansowych.
Pomyślał o swojej żonie. Lila Jensen była sekretarką doskonałą. Bystrą i
seksowną. Ożywczy powiew po nużącym, wieloletnim związku z Caroline
Lattimer. Dzisiaj, po siedemnastu latach małżeństwa i urodzeniu trójki dzieci,
Lila była wciąż na tyle rozsądna, by niekiedy ugryźć się w język lub odwrócić
wzrok. Jako Lila Ashton miała pożądaną pozycję, a on - upragnioną swobodę.
Z pewnością nie brakowało jej ani sprytu, ani przenikliwości.
Ta nowa sekretarka będzie niezła. Wystarczająco jasno dała mu do
zrozumienia, że chętnie wykona każde polecenie. Odetchnął głęboko,
usatysfakcjonowany sposobem, w jaki jego umięśniona klatka piersiowa
naprężyła drogi materiał wykonanej na zamówienie koszuli. Dziewczyna nie
mogła mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat, czyli o połowę mniej niż on. Z
uśmiechem poklepał się po płaskim, umięśnionym brzuchu. Spencer Ashton
wciąż wyglądał doskonale i był wprost nieprzyzwoicie bogaty.
Anula & pona
Z przyjemnego stanu samozadowolenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- O co chodzi? - rzucił szorstko. Kimkolwiek był gość, powinien zostać
zatrzymany w sekretariacie.
- Drzwi uchyliły się lekko i do środka zajrzała dziewczyna, z którą
dopiero co przeprowadził rozmowę.
- Przepraszam, że przeszkadzam, panie Ashton. Tylko słówko, jeżeli
można.
Do diabła, jeszcze nawet nie zaczęła pracy. Przełknął reprymendę i
przywołał na twarz przyjemny uśmiech.
- Wcale mi pani nie przeszkadza. - Donna? Debbie? Nie mógł sobie
przypomnieć jej imienia.
- Pańska sekretarka po prostu spakowała torbę i wyszła. Głupia baba.
Wyobraziła sobie, że przepytywane przez niego kobiety są jej potencjalnymi
następczyniami, i odeszła, zanim zdołał rozwiązać z nią umowę o pracę i
zapłacić za milczenie. W myślach zganił się za lekkomyślność.
Obrzucił spojrzeniem stojącą przed nim brunetkę, nie kryjąc podziwu.
- W takim razie mam nadzieję, że może pani zacząć od jutra.
Po raz kolejny, z błyskiem w oku, odrzuciła włosy do tyłu. Przekaz był
jasny.
- Mogę zacząć od zaraz, panie Ashton - odpowiedziała niskim głosem.
- Doskonale.
- Właśnie - odezwała się rzeczowo, zbliżając się do biurka i podając mu
cienką białą kopertę. - Dostarczono to przed chwilą. Nie otwierałam. Jest
oznakowana jako poufna i do rąk własnych.
Skinął i obojętnym gestem odebrał od niej kopertę, skoncentrowany na
łagodnym falowaniu jej biustu, doskonale widocznym po zdjęciu żakietu.
- Dziękuję.
- Zadomowiłam się już przy biurku - dodała z uśmiechem. - To ja panu
Anula & pona
bardzo dziękuję.
Odwróciła się, żeby wyjść, ofiarując mu ponownie widok swojego
ponętnego tyłeczka.
- Jeszcze chwilę. - Dorie? Jak, u diabła, mogła mieć na imię?
- Słucham pana?
- Być może będzie pani musiała zostać dziś trochę dłużej - rzucił jej
niewinne spojrzenie - żeby się zapoznać z procedurami i polityką firmy
Ashton-Lattimer.
- Nie ma problemu, panie Ashton.
Odłożył list na puste biurko i podniósł słuchawkę telefonu. Zamierzał
uprzedzić Lilę, że zamiast wracać do domu, jak zamierzał wcześniej, spędzi tę
noc w mieszkaniu w mieście.
Wybierając prywatny numer winnicy w Napa, zerknął na kopertę. Dane
odbiorcy wypisano drukiem, adresu zwrotnego nie było.
Rozerwał kopertę palcami i syknął, kiedy ostry kant papieru przeciął mu
skórę. Będzie musiał nauczyć... jakkolwiek miała na imię, żeby otwierała
wszystkie jego listy.
- Rezydencja Ashtonów.
Rozpoznał głos gospodyni, Ireny, więc nie bawił się w uprzejmości.
- Daj mi Lilę.
- Oczywiście, panie Ashton. Jedną chwileczkę. Czekając, aż żona
podejdzie do telefonu, wyssał z palca smużkę krwi i wyciągnął z koperty
złożoną kartkę. Na biurko wypadł żółtawy wycinek z gazety. Cóż to, u diabła,
miało być?
Podobnie jak adres, notka napisana była na maszynie. Jeden akapit. Bez
daty i bez podpisu. Ssąc krwawiący palec, przeczytał pierwsze zdanie i
przeszył go nagły lęk.
„Bigamia jest niezgodna z prawem".
Anula & pona
Przełknął gorycz własnej krwi i czytał dalej:
„Załączony fragment to nekrolog Sally Barnett Ashton. Niestety wydaje
się, że w gazecie popełniono pomyłkę. W akapicie trzecim stwierdza się, że
pani Sally Barnett Ashton w momencie zgonu była rozwiedziona z mężem,
Spencerem Ashtonem. W rzeczywistości jednak rozwodu tego nigdy nie
przeprowadzono. Dokładne poszukiwania pozwalają stwierdzić, że
dokumentów rozwodowych nie znaleziono ani w Crawley w stanie Nebraska,
ani w San Francisco w stanie Kalifornia. Zgodnie z prawem obu stanów
oznacza to, że mąż Sally Barnett Ashton nie mógł się ponownie ożenić, dopóki
ona żyła. Jeżeli by to zrobił, taki związek byłby niezgodny z prawem, a jego
skutki nie miałyby mocy prawnej. Druga pani Ashton byłaby z pewnością
zainteresowana informacją, że jej małżeństwo, a następnie ustalenia dotyczące
rozwodu były nieważne w świetle prawa".
Spencer poczuł, jak ogarnia go furia.
Podniósł wycinek i wpatrzył się w nekrolog kobiety, do której
poślubienia został zmuszony przed ponad trzydziestoma laty. Na marginesie
zauważył odręcznie napisaną notkę.
„To straszny wstyd dowiedzieć się o czymś takim".
Zacisnął pięści równie mocno, jak miał ściśnięty żołądek. Nikt nie będzie
szantażował Spencera Ashtona. Nikt się nie odważy. Zabiłby kogoś takiego
gołymi pięściami.
- Witaj, kochanie - usłyszał śpiewny głos Lili. - Wybacz, że kazałam ci
czekać. Nie mów mi tylko, że nie wracasz do domu.
Odraza i coś niepokojąco bliskiego strachowi ścisnęło go w piersi.
- Oczywiście, że wracam. - Wpatrzony w zamknięte drzwi myślał o
nowej sekretarce. Jeszcze będzie na to czas. Tej nocy wszystko przemyśli. -
Wyjdę stąd około szóstej.
- Doskonale, kochanie. Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o urodzinach
Anula & pona
Paige. Urządzamy je w sobotę, ale to dzisiaj twoja córka kończy dziesięć lat.
- Oczywiście, jak mógłbym zapomnieć?
Odłożył słuchawkę, nie mówiąc nic więcej, i znowu wziął do ręki list.
Kiedy krople krwi ze zranionego palca splamiły papier, wstrząsnął nim dreszcz
grozy.
Zaklął i darł kartkę tak długo, aż pozostały tylko drobne strzępki, które
wrzucił do kosza.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Kupił pan przy stoliku czwartym!
Młotek licytatora stuknął w podium i czterysta pięćdziesięcioro gości
posiadłości Ashtonów wybuchnęło chórem wiwatów. Licytacja randki z
atrakcyjną blondynką - numer siedemnasty - przebiegła błyskawicznie.
Dziewczyna miała oczywiście imię i licytator nawet je wypowiedział, ale
Paige Ashton łatwiej zapamiętywała numery niż imiona. Teraz, kiedy numer
siedemnasty został sprzedany i zapłacony, do końca aukcji pozostały jeszcze
tylko trzy dziewczyny. Potem rozpoczną się tańce.
Doroczna aukcja Bachelorette Candlelighters była wielkim
widowiskiem, starannie przygotowanym w najdrobniejszych szczegółach.
Paige trochę się niepokoiła, jak wypadnie tym razem. Była to jej
pierwsza samodzielnie przygotowywana impreza. Megan byłaby z niej dumna,
gdyby tylko nie musiała się zmagać z dolegliwościami pierwszej ciąży. Paige
miała zamiar opowiedzieć wszystko siostrze następnego dnia. Może w ten
sposób udałoby im się uniknąć rozmowy na temat śmierci ich ojca i spekulacji
dotyczących wykrycia sprawcy.
- Tiffany Valencia gdzieś znikła. - Szept połaskotał szyję Paige i
Anula & pona
Zgłoś jeśli naruszono regulamin