Thompson Lewis Vicki - Tajemnice alkowy.pdf

(602 KB) Pobierz
Microsoft Word - Thompson Lewis Vicki - Tajemnice alkowy.doc
Thompson Vicki Lewis
Tajemnice alkowy
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Amelia Townsend stała w drzwiach magazynu i spoglądała z
uśmiechem na śpiącego w najlepsze kierowcę jej dostawczej
ciężarówki. Chłopak widać wkuwał całą noc do egzaminu i teraz
uznał, że wykorzysta przerwę obiadową na krótką drzemkę. Spryciula
wyciągnął się na materacu, podłożył sobie nawet pod głowę jasieczek.
Trudno, będzie musiała go obudzić. Dyscyplina pracy weźmie w
łeb, jeśli pozwoli swoim pracownikom wysypiać się na towarach,
którymi handluje. Zanim jednak przywoła wygodnickiego do
porządku, przez chwilę nacieszy się jego widokiem. Poruszył się
właśnie; T-shirt uniósł się lekko, błysnęła opalona skóra na brzuchu.
Amelia z lubością pomyślała o nagim ciele Willa Murdocha
wystawionym na promienie kalifornijskiego słońca W ogóle z
przyjemnością, choć starannie skrywaną, myślała o Willu. Od chwili
otwarcia sklepu, pięć lat temu, wielokrotnie zatrudniała studentów w
charakterze dostawców. Pryszczatych smarkaczy bawiło, że mogą
opowiadać znajomym, jak to „robią w „Tajemnicach Alkowy".
Tyle że akurat Will nie był pryszczatym smarkaczem. Kiedy
zgłosił się do niej ostatniej jesieni, przeczytawszy uprzednio
ogłoszenie, które wywiesiła na terenie uniwersyteckiego campusu,
zgłupiała zupełnie. Jego męska uroda zachwyciła ją i oszołomiła, toteż
bez chwili namysłu przyjęła go do pracy.
Ech, nie wiedziała wtedy, jakiej napyta sobie biedy. Męczyła się z
nim już od pół roku. Na widok Willa za każdym razem traciła głowę.
Dostawała gęsiej skórki, robiła się roztargniona, rozbierała go w
myślach - ale nie śmiała zaprosić na randkę. Była w końcu jego
pracodawczynią. A nuż oskarży ją o molestowanie seksualne? Kto go
tam wie? W dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe.
Gdyby on zaprosił ją - to co innego. Jednak przy jego chorobliwej
nieśmiałości mogła czekać w nieskończoność. Inna sprawa, że to
właśnie ta jego nieporadność chwytała ją za serce. Sama przecież
także nie należała do osób przebojowych, choć w kontaktach
zawodowych starała się to skrzętnie ukrywać.
Tak, tak, kiedy szło o promocję „Tajemnic Alkowy", działała z
rozmachem godnym Billa Gatesa. A życie prywatne? Cóż, Amelia
właściwie nie miała żadnego życia prywatnego.
Westchnęła i zrobiła krok w stronę furgonetki. Pora obudzić
Śpiącego Królewicza. Powinien już jechać do La Jolla, gdzie państwo
Donaldsonowie czekali na Baśń Średniowiecza - pełne wyposażenie
sypialni, w skład którego wchodziły nawet obfite kotary z czerwonego
aksamitu oraz element dekoracyjny w postaci rycerskiej zbroi.
To właśnie była jej praca i Amelia uwielbiała to robić - wymyślać
scenariusze randek, układać menu romantycznych kolacji,
projektować niezwykłe alkowy dla swoich klientów. Czasami tylko,
jak teraz, robiło się jej tęskno, że w jej własnej alkowie nie zagościł
jak dotąd ten upragniony, wyśniony, bajkowy mężczyzna.
Gdy więc Amelia wzdychała po raz kolejny, snując marzenia,
które zapewne nigdy nie miały się spełnić, jej pracownik śnił
rozciągnięty na łożu z Tropikalnej Dżungli o jakiejś nieokreślonej
kobiecie. Nigdy wcześniej nie kochał się z żadną dziewczyną na
lamparciej skórze, chociaż więc skóra była tylko imitacją, a
dziewczyna pozostawała istotą dość mglistą, sen obiecywał
prawdziwie pierwotne i dzikie doznania.
Już miał zrzucić ubranie i posiąść damę, gdy obraz zaczął się
rozpływać. Co za pech! Przynajmniej w snach mógłby mieć więcej
szczęścia! Odepchnął tarmoszącą go dłoń z nadzieją, że senne
marzenie powróci, ale była to próżna nadzieja.
- Will? - odezwał się miękki kobiecy głos, a dłoń znów
potrząsnęła jego ramieniem. - Will!
Kobiecy głos? Hm... I zapach perfum - mocny, erotyczny, jak ze
snu o pierwotnej dżungli. Jeszcze na wpół przytomny otworzył
powieki i przed oczami zamajaczyły mu obciągnięte lycrą zgrabne,
długie nogi. Co za widok! Godzien wszystkich cudów świata razem
wziętych!
Gotów był właśnie szybko zapomnieć o dzikich fantazjach na
lamparciej skórze i zająć się właścicielką wysmukłych kończyn, gdy
usłyszał głos, który natychmiast uświadomił mu, kim jest i gdzie się
znajduje:
- Will, pora wstawać! Musisz jechać do Donaldsonów.
No właśnie, jest w pracy. Jest w pracy, a mówi do niego Amelia,
która jak nic wyrzuci go z roboty, jeśli tylko nawali. A tu przecież
zbliża się koniec semestru i trzeba mieć na nowe czesne. Poderwał się
na równe nogi i spojrzał niepewnie na chlebodawczynię.
- Przepraszam. Nie chciałem...
- Wszystko w porządku. Proszę tylko, żebyś nie sypiał więcej na
naszych materacach.
- Jasne. - Spuścił głowę, usiłując zapomnieć o tym, że przed
chwilą podziwiał zachwycające nogi szefowej. - To się już nie
powtórzy. Chciałem tylko przymknąć na chwilę powieki, no i padłem
jak ścięty.
- Kułeś do egzaminu?
Już wiedział, że go nie wywali. Co za ulga. Ponownie odważył się
spojrzeć na Amelię. Kolor jej kostiumu uwypuklał turkusową barwę
oczu. Po raz kolejny zauważył, jakie są piękne, szczególnie teraz, gdy
spoglądały na niego tak serdecznie. Pławił się w ich spojrzeniu, nie
zdając sobie nawet sprawy, jak bardzo jest spragniony kobiecej
czułości.
- Tak, z anatomii - odpowiedział. - Siedziałem całą noc.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Rozgrzeszam cię. Zdecydowałeś się już na specjalizację?
Pomyślał, że to miłe z jej strony, że wdaje się z nim w
przyjacielską pogawędkę, choć przed chwilą przyłapała go na spaniu
w pracy. Ale Amelia była w ogóle w porządku jako szefowa.
- Tak. Myślę o pediatrii.
- Naprawdę chcesz leczyć maluchy?
- Aha - uśmiechnął się. - Kocham dzieciaki. Dotąd pamiętam
swojego lekarza. Był fantastyczny. W ogóle nie bałem się wizyt w
jego gabinecie. Jeszcze w wojsku, kiedy stacjonowałem na Alasce,
dużo myślałem o swojej przyszłości i uznałem w końcu, że to jest to:
Zgłoś jeśli naruszono regulamin