Rozdział 6.pdf

(81 KB) Pobierz
Rozdzia³ 6
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Max wprowadził w życie każdą formę ochrony, którą zasugerował. Zaskakująco, Adrian
odnalazł się i razem z Gabem stworzyli dobry zespół, prześcigali się pomysłami dopóki nie postawili
na taki, który obydwaj zaakceptowali. Gabe zdołał zdobyć pozwolenie szpitala na umieszczenie
strażników, na zmiany w pokoju, na wszystko, co chcieli.
I przez to Max ich obserwował, w ciszy, ten dziwny uśmiech na jego twarzy gościł bardziej niż
zwykle.
- Powiesz mi, do kurwy nędzy, z czego się tak śmiejesz? – Następnego ranka Adrian w końcu nie
wytrzymał. To stało się tuż po otwarciu. Max przybył do pracy z tym cholernym uśmiechem na
swojej twarzy, który nie chciał zejść. To doprowadzało Adriana do szału.
Pierwszy raz Adrian poczuł siłę Maxa w całej okazałości. Złotowłosy facet wyprostował się do
swojego pełnego wzrostu, jego moc wyskakiwała z niego, napełniając zmysły Adriana dopóki nie
powinien upaść na ziemię, czołgając się. Dlaczego go nie zaskoczył. Powinien znaleźć się na
podłodze całując tani dywan. Zamiast tego ciągle stał, patrząc na Maxa, z każdym ostrzegawczym
zmysłem w nieznanej groźbie. Nawet nie zorientował się, że walczył dopóki Max nie złagodniał,
nagle siła wycofała się do niego, która sprawiła, że Adrian się potknął, jakby opierał się o ścianę,
która właśnie nagle zniknęła.
- Rozumiesz co się z Tobą stało?
Głos Maxa był delikatny.
- Nie – powiedział Adrian, przerażony. Czy prawie rzuciłem wyzwanie Alfie?
Max uśmiechnął się szeroko. – przestań do cholery.
Prawie rzuciłem wyzwanie Alfie, a on się z tego śmieje? Obnażył gardło w geście uległości,
wbrew swojemu wcześniejszemu występkowi, który wydawał się doskonale naturalny.
- Nie obnażaj przede mną swojego gardła.
Rozkaz w głosie Maxa, bliski gniewu, zaskoczył go. Pękała mu głowa. – Dlaczego nie? Prawie
cię wyzwałem, do kurwy nędzy.
Max zaśmiał się. – Dupek.
Jakoś, słysząc jak jego kumpel tak do niego mówi sprawiło, że poczuł się dobrze. – W porządku,
lwiątku, dlaczego nie powiesz co się ze mną dzieje?
- Tylko Emma może tak do mnie mówić- zagderał Max, klapiąc na fotel. Wyciągnął przed siebie
swoje długie nogi, krzyżując je i kładąc swoje dłonie na brzuchu. Obrazował spokój ale nie zrobiło to
z Adriana głupka. Te niebiańsko błękitne oczy były zbyt ostre, by wydawały się naprawdę
zrelaksowane.
- Dobrze. O wielki i wspaniały Władco, udziel mi swej mądrości. I pośpiesz się z tym, mam za
godzinę pacjenta.
Max przewrócił oczami. – pamiętasz jaką pozycję w Dumie miał Twój ojciec?
Adrian kiwnął głową; to nie był sekret. – Taa, był Marshalem.
- A jakie jest zadanie Marshala?
Adrian zmarszczył brwi. Max był wkurwiający. – Marshal czuwa nad bezpieczeństwem Alf i
Dumy. – wyrecytował jak papuga. – Dostanę teraz ciastko?
- A kiedy ostatnim razem Duma była w niebezpieczeństwie? Max podniósł jedną brew i gapił się
na niego wymagająco.
Adrian wypuścił powietrze. – Mój ojciec zabił wyrzutka, który skrzywdził członka Dumy.
Konkretnie kobietę. – dodał z małym warknięciem.
- Yhy. A kiedy to było? Dwadzieścia pięć lat temu?
- Taa, no i?
- Więc twój tata nie jest już Marshalem.
Adrian wzruszył ramionami. – Wiem. Zgodziłem się by został nim Gabriel. Dlatego wrócił na
ten obszar. – Adrian przełknął ślinę otwierając szeroko oczy. – Mówisz, że jestem zastępcą Gabe’a?
Max przewrócił oczami. – Nie idioto. To Gabe jest tym drugim. Ty jesteś Marshalem.
Adrian mrugnął. – nie ma kurwa mowy.
- Jest kurwa mowa.
- Jestem okulistą. Nie gliną.
Max uśmiechnął się szeroko. – No i? Mówisz, że nie mogę skopać tyłka jednemu z najlepszych?
Oczy Adriana poszerzyły się. – Nie! Jasna cholera, nie. Czy wyglądam na głupka?
- Nie zamierzam na to odpowiadać.
- Dupek.
Max uśmiechnął się szeroko. – A co z Simonem? Uważasz go za mięczaka?
- Nie – Adrian przyznał w zamyśleniu.
-W takim razie w porządku. Nie zauważyłeś jak Gabe cię słuchał, podążał za twoimi
instrukcjami, wprowadzał tylko te, które aprobowałeś?
Adrian ponownie mrugnął, przestraszony. Inny mężczyzna tak robił, prawda?
- Dlatego, bo instynktownie wiedział kim ty jesteś, a kim jest on. Było mu z tym dobrze.
Jasna cholera, może Max miał rację. Wypuścił powietrze gdy wszystkie te dziwne uczucia jakie
ostatnio odczuwał nabrały sensu. Wszyscy mężczyźni czuli potrzebę chronienia swoich partnerek, to
zostało jakby wyhodowane w nich. Mężczyzna, który nie był gotowy oddać życia w obronie swojej
partnerki i kociaków nie zasługiwali na nie. Ale jego reakcja na ból Belle była prawie tak silna jak
reakcja na Sheri. Jego potrzeba, by zapewnić bezpieczeństwo swojego Alfy i Dumy, pożerała go
przez ostatnie dwa dni, odkąd opony w jego samochodzie zostały pocięte. Adrian był zarówno
przerażony jak i zafascynowany. – Marshal?
Max westchnął. – Wiesz jak podąża hierarchia, Adrianie. Dlaczego jesteś zaskoczony byciem
pierwszym na liście? Jesteś prawie tak cholernie potężny jak ja i równie potężny jak Simon. A, do
diabła, wszyscy razem jesteśmy przyjaciółmi od lat. Musiałem się tylko upewnić, że zaakceptujesz to
zanim zostanie to potwierdzone.
Alfa, Beta, Marshal, Omega; Tak jest ustawiona hierarchia. Alfa był władcą Dumy, Marshal był
jego łapą, a Omega sercem. To były pozycje, z jakimi się rodziło, a nie do których zostało się
stworzonym. Alfa mógł ci powiedzieć jak ogólnie prosperuje Alfa, ale nie był w stanie zauważyć
wszystkich szczegółów, więc Marshal realizował fizyczne aspekty dla Alfy podczas gdy Omega
realizował te emocjonalne. Bez tej trójki Duma słabłaby i w końcu umarła.
Patrzał Maxowi w oczy i zauważył w nich zrozumienie. Max dźwigał podobny ciężar, ale jego,
jako Alfa, był nawet większy. W jego spojrzeniu nie było żadnego współczucia. Jak i on, Adrian był
tym kim był.
Kiwnął głową na jego akceptację.
Poczuł jak powłoka Marshala osadziła się na jego ramionach z zaskakującym spokojem gdy
Władza Maxa subtelnie go otoczyła. Czuł odprężenie, jakby zatracona część jego nagle się odnalazła.
Jego Puma zamruczała w zgodzie. Posiadał władzę niezbędną to zapewnienia bezpieczeństwa nie
tylko swojej partnerce ale i Alfie oraz całej Dumie. Chociaż wiedział, że nadal nie było kompletu; nie
mieli Omegi, ale ,chyba że nie zauważył, Max już wiedział kto nim będzie i po prostu czeka na
właściwy moment by go włączyć.
- Mogę cię o coś zapytać?
Max wzruszył ramionami. – Pewnie.
Max podniósł jedną brew i czekał.
I wtedy go to trafiło. – Nie była jeszcze wtedy w Dumie. – A skoro Liwia nie zagrażała
członkowi Dumy, jego „zmysł pająka” nie działał.
- I skoro tylko rzuciła Emmie wyzwanie nie atakując jej, to również cię nie przywołało.
- Ale przecież Emma była w niebezpieczeństwie, prawda?
Max wzruszył ramionami. – Nie za bardzo. To było prowokacja o dominację. Uwierz mi, jeśli
Liwia chciałaby dorwać Emmę bez rzucania jej wyzwania, to zostałbyś aktywowany.
- No dobra, teraz robisz ze mnie Wonder Twin 1 - Adrian zadrżał.
Max zaśmiał się oburzająco i wychylił się na przód. – Taa, mogę wyobrazić sobie ciebie we
fioletowych rajtuzach. Chcesz wiedzieć jak to działa czy nie?
- Przypuszczam, że będę lepszy. Nie chciałbym być jakąś ciotą traktowaną jak ściera.
Max wyszczerzył zęby. – Ok., wyluzuj. Pomyśl o Dumie jak o ogóle. Kto odczuwa teraz ból i
czy jest on naturalny czy przez coś wymierzony?
Zmarszczył brwi. Jak do diabła miałby o tym wiedzieć?
Tylko, że wiedział. Becky bolał ząb; musiałaby dać znać Simonowi. Sarah Parker skaleczyła się
w palec, prawdopodobnie próbując gotować. Z kuchennymi nożami była trochę niezdarna, a także z
obojętnie czym w swoich dłoniach.(ciekawe z czym :P) Marie Howard miała potłuczone kolano od
upadku. Emma również miała skaleczony palec.. i była…
Odwrócił się do Maxa, przerażony. – Emma!!
Max wstał i wybiegł przez drzwi zanim jeszcze skończył. Adrian był tuż za nim. Wallflowers
było tylko 5 bloków dalej ale obaj biegli przez całą drogę.
Max stanął przed drzwiami. – Skurwiel.
Adrian warknął nisko gardłowo na widok tego co zostało po szybie w sklepie. Emma trzymała
kawałek szkła, które było jej widokowym oknem, Trochę złotego napisu było nadal widoczne, krew
spływała z jej ręki, którą sobie rozcięła.
Jej oczy błyszczały od łez gdy patrzyła na to wszystko. – Max?
Max ruszył przez wejście i przytulił swoją partnerkę zanim jeszcze kapnęła pierwsza kropla
krwi.
Złote oczy, które zatrzymały się na Adrianie kipiały dzikością. – Znajdź go.
Nie wypowiedziane zostały słowa, zabij go.
Sheri obudziła się z najgorszym bólem głowy jaki kiedykolwiek czuła w swoim życiu. Jej głowa
pulsowała w rytm jej bicia serca, a nudności tańczyły tango w jej brzuchu. Czuła jakby coś
próbowało wydobyć się z jej głowy za pomocą jackhammera. 2 – Zabij mnie – szepnęła jęcząc.
Nawet ten lekki dźwięk sprawił, że jej skóra ścierpła.
- Hej księżniczko. Boli cię głowa?
Otworzyła oczy. Adrian był pochylony prawie nosem w nos tak by mogła go wyraźnie zobaczyć.
Jego głębokie brązowe oczy były pełne troski.
- Ałć – pisnęła.
Pocałował ją w czoło, wyciągając się nad nią by włączyć przycisk zawiadamiania. – Dam ci
jakąś pigułkę na ten ból dobrze?
Mogłaby kiwnąć mu głową ale przez to mogłaby jej odpaść. Więc zdecydowała, że tego nie
zrobi. Zamknęła oczy przez nieznaczny blask dochodzący przez okno. Adrian musiał zasunąć rolety.
Błogosławiony facet.
- No dobrze, skarbie, pielęgniarka już idzie.
Usłyszała piskliwe buty pielęgniarki stąpające po nadmiernie wywoskowanym korytarzu zanim
jeszcze on usłyszał, ale nie mogła nic powiedzieć. Mówienie za bardzo ją bolało. Nawet chrząknięcie
było dla niej trudne w tej chwili.
Jeśli tylko mógłby ją zabić to przestałoby boleć. Byłaby mu wdzięczna na wieki.
1
http://1.bp.blogspot.com/_NOZ3Wv13Lxg/Sux63KW2UbI/AAAAAAAAFiQ/n4JuNlHCv_8/s400/wonder_twins1.jpg
2
Opatentowana amerykańska strzelba automatyczna.
331268357.001.png
Zamknęła oczy gdy zaczął głaskać jej włosy, ostrożnie przy dużym guzie na boku jej głowy.
Usłyszała jka pielęgniarka wchodzi po cichu oraz Adriana wyjaśniającego co było nie tak. Kilka
minut później pielęgniarka wstrzyknęła coś do jej kroplówki.
- Za chwilkę poczujesz się lepiej, skarbie.
Nie mogła nawet kiwnąć głową. Słyszała jak woda spływała w łazience, a chwilę później
chłodna ścierka okryła jej czoło i oczy. Zajęczała gdy zimno osłabiło ból.
- Chcę byś się niczym nie martwiła księżniczko. Mam wszystko pod kontrolą. Zrelaksuj się i
zaśnij.
- Jerry?
- Weterynarz się nim zajął. Nic mu nie jest, tylko troszkę poturbowany. Zatrzymali go na noc na
obserwacji. Teraz jest u mnie.
Jej usta drgnęły do góry. To nie był uśmiech, za bardzo ją bolało, za to była oznaka jednego.
- Belinda się przebudziła i rozmawia. Jest obolała i potrzebuje terapii psychicznej, ale będzie z
nią ok. – jego ręka zawędrowała z powrotem do jej włosów, delikatnie je głaszcząc. – Gabe
dowiaduje się kto ją potrącił i umieściliśmy dla was ochronę. Ktoś będzie z wami przez cały czas.
Poruszyła się, marszcząc brwi. Gdy tylko otworzyła usta, jego palec wylądował na jej wargach.
- Nie. To jest mi potrzebne kochanie. Nie wiń mnie za to. Nie mogę być z tobą przez cały czas
ale muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna albo stracę swoje pierdolone zmysły.
W odpowiedzi pocałowała jego palec.
- Dziękuję – Jego usta delikatnie dotknęły jej, w zaledwie czułej pieszczocie, która nie
wstrząsnęła jej głową. – Belle ma zapewniony ten sam stopień ochrony, tak na wszelki wypadek.
Przegryzła swoją wargę i starała się nie popłakać. Wiedziała, że to nie była jej wina ale nie
mogła nic zrobić że czuła się inaczej. Środek jaki dostała od pielęgniarki zaczął działać, czyniąc ją
senną. Poczuła jak znowu zapada w sen gdy jeszcze raz musnął ustami jej usta.
- Śpij księżniczko. Będę nad tobą czuwał.
Nie była pewna ale zanim odpadła myślała że usłyszała jak szepnął. – Kocham cię.
Było dobrze ponieważ i ona go kochała.
-Dzień dobry, śpiochu!
Sheri rozważała czy nie zostawić zamkniętych oczu przez jeszcze chwilkę. Może przez cztery
bądź pięć godzin. Dopóki pani Anderson sobie nie pójdzie.
- Wiem, że się obudziłaś, panno McFaker 3 ! Otwórz te oczy! Na zewnątrz jest przepięknie!
Oh, święty Boże, proszę nie pozwól by odsłoniła rolety. Sheri otworzyła oczy i zamknęła z
piskiem gdy kilof lodu w postaci światła słonecznego dźgnął jej gałki oczne. – Proszę zasłonić rolety!
- Słodziutka, potrzebujesz więcej słońca. Jesteś trochę zbyt blada.
Sheri szła po omacku, próbując znaleźć swoje okulary przeciwsłoneczne. – Możesz podać mi
moje okulary przeciwsłoneczne, proszę, jeśli nie zasłonisz rolet?
- Te starocie? Są zbyt ciemne. Powinnaś nosić niebieskie. Widziałabyś przez nie więcej.
To zmieniłoby kilofy lodu w pałasze. 4 Nie, dziękuję . - Mam albinizm, Pani Anderson. Światło
słoneczne jest dla mnie niebezpieczne. – wytłumaczyła tak cierpliwie jak tylko potrafiła.
-Oh? OH! – Sheri usłyszała grzechoczące zasuwanie rolet. Gdy tylko światło osłabło, westchnęła
w uldze. Ostrożnie otworzyła oczy.
Pokój znowu był komfortowo przyćmiony. Pani Andreson stała przy jej łóżku trzymając jej
okulary. – Przepraszam, kochaniutka. Nie zdałam sobie z tego sprawy.
3
Faker- fałszerka, nie chce mi się kombinować nazwiska ;p
4
http://www.militaria.pl/upload/wysiwyg/gfx/produkty/noze/ColdSteel/Palasz/Palasz_Horseman_Basket_Hilt_88HB
H.jpg
Sheri gapiła się na nią, całkowicie oniemiała.
- Tak wiem. Nie jestem najbardziej spostrzegawczą osobą na świecie. Jesteś głodna?
- Ah… tak?
Pani Anderson uśmiechnęła się do niej, ciemno niebieskie oczy zaiskrzyły. – Dobrze. W takim
razie tylko przyniosę ci twoje danie. – ruszyła do drzwi otwierając je. – Młoda dama się obudziła i
jesteśmy głodne. – Zamknęła drzwi i przywędrowała z powrotem do łóżka. – Proszę. Twoje jedzenie
powinno niedługo być.
Sheri się starała zdusić chichot i zawiodła. – Transport na zamówienie huh?
Pani Anderson kiwnęła decydująco głową. – Oczywiście. Płaci się za bycie babcią szeryfa i
partnerką Marshala, no wiesz. – opadła na krzesło obok szpitalnego łóżka, uśmiechając się. – Więc,
co chcesz wiedzieć?
Sheri myślała o tym przez chwilę. – Sekret nieśmiertelności?
Jedna biało-czarna brew uniosła się do góry. – Kiedy uczysz się czegoś to upewnij się, że
podzielisz się tym z resztą klasy.
- Co z Belle?
Uśmiech zniknął z jej twarzy. – Musieli unieruchomić jej biodro.
Sheri wzdrygnęła się – Nie będzie w stanie się zmienić dopóki tego nie uzdrowią.
- Co trochę potrwa, niestety. A Ty nie czuj się winna. Belle powiedziała, że chce cię zobaczyć
jak tylko dojdziesz do siebie. Martwi się o ciebie.
- Dobrze. Jak tylko dostanę pozwolenie na wyjście to ją odwiedzę.
- Nie bez ochroniarzy.
Sheri uśmiechnęła się. – Oczywiście, że nie.
- Zobaczmy, co jeszcze. – Pani Anderson stukała palcem o podbródek. – Oh! Ktoś zniszczył
Wallflowers.
- Że Co?
- Yup. Ktoś rzucił cegłą w okno. Nie wiem dlaczego nie wyrządzili więcej szkód, ale Emma
pojechała i znalazła roztrzaskane szkło. Na szczęście ktokolwiek to zrobił uciekł, także nikt nie
oberwał.
Sheri wiedziała dlaczego nie wyrządzono więcej szkód. To było następne. Jeśli Emma i Becky
nadal będą ją chronić, to sytuacja tylko się pogorszy.
Starsza pani wypaplała jej wszystkie plotki Dumy. Większość ludzi, o których wspominała, nie
były znane Sheri i poczuła jak jej umysł zaczyna odpływać w sen.
- Lunch! – ogłosił męski głos od drzwi.
- Najwyższy czas – pani Anderson wstała i zabrała jedzenie, dwie duże torby pełne
hamburgerów, frytek i shake’ów. – Wiem, że to nie jest za bardzo zdrowe jedzenie na ziemi, ale
szczerze, moja droga, nigdy nie mogłam się oprzeć Big Mac’owi. – podzieliła się z uśmiechem
winowajcy gdy wręczyła Sheri jej danie.
Wgryzając się we własnego hamburgera, Sheri mogła tylko kiwnąć w zgodzie. Pyszne.
Przepraszam za autorkę, że nie wtrąciła żadnych gorących scenek. ;p
Zgłoś jeśli naruszono regulamin