Erich von Daniken - Dzien Sadu Ostatecznego.pdf

(1266 KB) Pobierz
390908254 UNPDF
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
390908254.001.png
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Erich von Däniken
Dzień Sądu Ostatecznego - trwa od dawna
Wstęp
Erich von Däniken urodził się w 1935 r. w Zofingen (Szwajcaria). W roku 1968 wydał swoją
pierwszą książkę "Wspomnienia z przyszłości", która od razu stała się światowym bestsellerem. Po
niej opublikował jeszcze dwadzieścia tytułów. Książki Ericha von Dänikena zostały przełożone na
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
28 języków, a ich ogólny nakład przekroczył 51 milionów egzemplarzy. Od ponad 20 lat Erich von
Däniken jeździ po świecie z wykładami. Za swoje prace uhonorowany został w różnych krajach
licznymi wyróżnieniami. W "Świecie Książki" ukazały się m.in.: Ślady istot pozaziemskich; Szok
po przybyciu bogów; Śladami Wszechmogących; Z powrotem do gwiazd. "Dzień Sądu
Ostatecznego trwa od dawna" to wędrówka przez różne obszary kulturowe w poszukiwaniu śladów
i sygnałów minionego kontaktu z pozaziemskimi cywilizacjami. Erich von Däniken interpretuje
teksty zaczerpnięte z Biblii, staro żydowskie legendy i sagi, relacje dawnych dziejopisarzy oraz
przekazy hinduskie, babilońskie i perskie. Przytacza "niewiarygodne" opisy dziwnych mieszańców
i gigantów, relacje o synach bożych parzących się ze zwykłymi kobietami, o podróżach Abrahama i
proroka Henocha do miejsc leżących poza orbitą ziemską. Podąża też tropem dziwnego faktu, że
ludzie najróżniejszych religii i kręgów kulturowych wiążą ideę zbawienia z powrotem na Ziemię
przedstawiciela wyżej rozwiniętych istot, które kiedyś - niewykluczone - odwiedziły naszą planetę.
Być może, powszechna idea Mesjasza jest pochodną złożonego dawno temu w różnych częściach
świata przyrzeczenia: "Powrócimy!" Kamień Świętego Berlitza W opactwie Świętego Berlitza
nowicjuszami zostawały już dzieci w wieku piętnastu lat. W tym roku ośmiu chłopców i dziesięć
dziewczynek miało przejść inicjację. Opat z troską mówił o "niżu demograficznym". Większość
chłopców i dziewcząt dorastała w opactwie, ich rodzice pracowali na ziemi św. Berlitza. Byli tu nie
tylko bracia zakonni i siostry zakonne, ale także zbieracze jagód, myśliwi, wszelkiego rodzaju
rzemieślnicy oraz akuszerki i opiekunowie zdrowia. Wszystkich ich łączył wspaniały obowiązek
płodzenia możliwie największej liczby dzieci i wychowywania ich na mocne istoty. Od czasu
Wielkiego Zniszczenia w całej okolicy były tylko nieliczne grupy ludzi i opat przypuszczał nawet,
że ich przodkowie mogli być jedynymi, którzy przeżyli Wielkie Zniszczenie. Nikt, nawet wielce
uczony opat i jego Rada Wiadomości nie Wiedzieli, co się wówczas stało. Niektórzy przypuszczali,
że przodkowie rozporządzali jakąś straszliwą bronią i zniszczyli się nawzajem. Lecz pogląd ten nie
znalazł w Radzie Wiadomości większego uznania. Trudno było sobie bowiem wyobrazić tak
straszliwą broń. Ponadto jeden z dogmatów mówił, że ludzie w zamierzchłych czasach byli
szczęśliwi i żyli w świecie dobrobytu. Dlaczego zatem mieliby prowadzić ze sobą wojny? Było to
nielogiczne i wyglądało na pozbawione sensu. Dlatego w Radzie Wiadomości roztrząsano
możliwość, że to jakaś zagadkowa infekcja pochłonęła całą ludzkość. Ale i tę teorię zarzucono,
ponieważ przeczyła ona przekazom pozostawionym przez pierwsze pokolenie ojców po Wielkim
Zniszczeniu. Trzej Praojcowie i cztery Pramatki opowiadały swoim dzieciom po Wielkim
Zniszczeniu, że katastrofa spadła na ludzkość pewnego spokojnego wieczora. Przekazy te były
niepodważalne. Znajdowały się w świętej "Księdze Patriarchów", spisanej przez Synów Praojców.
Każde dziecko w opactwie św. Berlitza zna Pieśń o Zagładzie. Co roku opat intonował ją podczas
smutnej Nocy Pamięci. Był to jedyny przekaz spisany osobiście przez jednego z Praojców. Brzmiał
tak: "Ja, Erich Skaja, urodzony 12 lipca 1984 r. w Bazylei nad Renem, byłem z żoną oraz moimi
przyjaciółmi, Ulrichem Dopatką i Johannesem Fiebagiem, jak też z ich małżonkami i córką Sylwią,
na wycieczce górskiej w Berner Oberland. Ponieważ było już po godzinie 6 wieczorem, skróciliśmy
sobie zejście ze szczytu o nazwie Jungfrau, korzystając z tunelu kolejki górskiej. Z powodu prac
remontowych na szczycie o tej godzinie nie zjeżdżała już w dolinę żadna kolejka. Nagle zakołysała
się ziemia i na tory z hukiem spadły kawałki granitowej powały. Bardzo się przeraziliśmy, a
Johannes, który był geologiem, pociągnął nas wszystkich do skalnej niszy. Już myśleliśmy, że
koszmar minął, kiedy usłyszeliśmy narastający huk. Ziemia pod naszymi nogami zdawała się
pływać, rozległy się straszliwe grzmoty, jakich nie słyszeliśmy w czasie żadnej burzy. Trzydzieści
metrów przed nami zawaliła się ściana tunelu. Potem wszystko ucichło. Johannes stwierdził, że albo
uaktywnił się jakiś wulkan, co w tej okolicy było raczej nieprawdopodobne, albo mamy do
czynienia z trzęsieniem ziemi. Musieliśmy wspinać się do górnego wylotu tunelu. Kiedy byliśmy o
kilka metrów od wylotu, usłyszeliśmy hałas. Nie znajduję słów na opisanie rozszalałej natury.
Najpierw wicher gnał śnieg i okruchy lodu, potem zaczęły przelatywać drzewa, skały i całe dachy
hoteli z doliny. Rozbrzmiewały trzaski i huki, jakich żaden człowiek przed nami nie słyszał.
Powietrze wypełniało wycie i szum wichru, wszystko fruwało, wyrzucane na tysiąc i więcej metrów
w górę. Ziemia dygotała; huczał rozszalały żywioł. Granitowe skały zderzały się ze sobą jak
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
tekturowe zabawki. Tylko dlatego, że znajdowaliśmy się w tunelu, rozszalały wicher nie wyrządził
nam żadnej szkody. Chwała niech będzie Bogu Najwyższemu! Wicher szalał przez trzydzieści
siedem godzin bez przerwy. Opadliśmy z sił i leżeliśmy apatycznie w naszej niszy przytuleni do
siebie i objęci ramionami. Pragnęliśmy, aby skały nad naszymi głowami zawaliły się, ucinając
wreszcie ten koszmar. Nikt nie jest w stanie pojąć, co przecierpieliśmy. Potem przyszła kolej na
wodę. Pośród zawodzenia i wycia wichrów usłyszeliśmy szum i dudnienie. Zupełnie jakby wystąpił
z brzegów niezmierzony ocean. Gigantyczne fontanny wody pieniły się i bulgotały, z sykiem
rozbryzgując się o skały. Jak podczas morskiego sztormu piętrzyły się kolejne ściany wody i łamiąc
się spadały w dolinę, tworząc gigantyczne wiry wciągające w otchłań wszystko, co napotkały na
swej drodze. Zdawało się, że wszystkie wody z całej Ziemi spływały w to jedno miejsce. Nie
pragnęliśmy już niczego innego tylko śmierci, a z piersi wyrywał nam się krzyk przerażenia. Przez
osiem godzin szalał wodny żywioł, potem wicher osłabł i z wolna powróciła cisza. Ogłuszeni
torturą, oniemiali z bólu, patrzyliśmy sobie w oczy. Wreszcie Johannes podczołgał się na
czworakach do niewielkiego otworu, jaki pozostał u wylotu tunelu. Usłyszałem jego rozpaczliwy
szloch i z olbrzymim trudem przedarłem się do niego. Widok, jaki ujrzałem, odebrał mi mowę.
Rozpacz rozdzierała mi serce. Potem wybuchnąłem gorzkim płaczem. Naszego świata już nie było.
Szczyty wszystkich gór były ścięte jakby gigantycznym pilnikiem. Nigdzie nie było widać śniegu
ani lodu. Zniknęła też wszelka zieleń. W mdłym brunatnym świetle połyskiwały mokre nagie
ściany. Nie widać było słońca, a w dolinie, gdzie znajdowała się wypoczynkowa miejscowość
Grindenwald, kołysały się wody jeziora. Stało się to w roku 2016 wg chrześcijańskiej rachuby
czasu. Nie wiemy, czy jako jedyni przeżyliśmy Wielkie Zniszczenie. Nie wiemy też, co się
wydarzyło. Niech Bóg Wszechmogący ma nas w swojej opiece!" `ty * * * `ty Ośmiu chłopców i
dziesięć dziewcząt z nabożnym szacunkiem wysłuchało Pieśni o Zagładzie, którą odśpiewał swym
donośnym i mocnym głosem opat Ulrich Iii. Po krótkiej chwili, przeznaczonej na refleksję,
przemówił do nowicjuszy w te słowa: - A teraz wejdźcie do Sali Pamięci. Przyjrzyjcie się z
nabożnością relikwiom Praojców. Zostaliście wybrani, aby z waszymi braćmi i siostrami czcić i
rozumieć te relikwie. W nastroju oczekiwania młodzi nowicjusze weszli do długiego drewnianego
budynku, który dotychczas widywali tylko z zewnątrz. Zakonnice zapaliły woskowe świece i
relikwie Praojców rozbłysły w migotliwym blasku. Były tam buty świętego Ericha Skai, Ulricha
Dopatki i Johannesa Fiebaga. Butów ich żon nie było. Buty zrobione były z dziwnego materiału,
który wprawdzie w dotyku przypominał skórę, ale nią nie był. Nawet członkowie Rady
Wiadomości nie potrafili wyjaśnić, co to takiego. Jeden z zakonników cierpliwie tłumaczył, że być
może w pradawnych czasach istniały na Ziemi zwierzęta, które miały takie właśnie futra, ale
zginęły w czasie Wielkiego Zniszczenia. Siedemnastoletni Christian, najstarszy z nowicjuszy,
niepewnie uniósł rękę: - Czcigodny bracie, co oznaczają te znaki na butach świętego Johannesa? -
zapytał nieśmiało. Zakonnik odpowiedział z dobrotliwym uśmiechem: - Wszystko, co zdołaliśmy
odcyfrować, to trzy pierwsze początkowe litery REE i stojącą na końcu literę K. Nie zdołaliśmy
ustalić znaczenia tych znaków. Raz jeszcze Christian uniósł dłoń w górę. - Czcigodny bracie,
czyżby w pradawnych czasach żyły zwierzęta, na których futrach rosły takie znaki? - Inteligentny z
ciebie młodzian - odparł lekko zniecierpliwiony zakonnik. - Za sprawą Boga Wszechmogącego
możliwe jest wszystko. W jednej z nisz pogrążonego w półmroku pomieszczenia znajdowały się
mieszki Praojców, kryjące potrzebne do przeżycia przedmioty. Zakonnik cierpliwie objaśniał, że w
świętej Księdze Patriarchów mieszki te noszą nazwę "plecak". Jak dotąd nie udało się ustalić
znaczenia tego słowa. Jedna z hipotez mówi, że być może chodzi tu o niedokładnie zapisane słowo
"placek", ponieważ po opróżnieniu mieszki Praojców stają się płaskie jak placek. I znów
nowicjusze stanęli przed zagadką, ponieważ mieszki wykonane były z wielobarwnego płótna, które
nie było płótnem. Podobnie jak buty świętego Johannesa, mieszki były miękkie i elastyczne, a
jednak przez 236 lat, jakie upłynęły od Wielkiego Zniszczenia, nie doznały żadnego uszczerbku.
Nowicjusze radośnie wychwalali wszechmocnego Boga - albowiem żyli w cudownym świecie, w
którym wiele jeszcze było do rozszyfrowania. Dotyczyło to na przykład błyszczącej liny, którą
znaleziono w mieszku świętego Ulricha Dopatki. Nikt nie znał tajemniczego elastycznego, a
przecież niezwykle mocnego materiału, z jakiego ją wykonano. W świętej Księdze Patriarchów
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
napisano, że materiał ten nazywa się "nylon", co było przypuszczalnie jakimś pojęciem z
pradawnych czasów, którego nie rozumieli nawet nader uczeni bracia z Rady Wiadomości.
Niezwykłe uczucie owładnęło nowicjuszy, kiedy brat zakonny pokazał im skrawek "papieru
pakowego". Był on tak samo błyszczący i brązowy jak ten, na którym święty Erich Skaja
nagryzmolił swoją Pieśń o Zagładzie. Jakże musieli cierpieć owi podziwu godni święci Praojcowie!
Jakimiż to cudownymi wiadomościami i materiałami musiano dysponować w pradawnych czasach!
Pierwsze spotkanie z relikwiami trwało godzinę. Nowicjusze ujrzeli nieznane narzędzia, tajemnicze
pałeczki do pisania i przedmioty, które w świętej Księdze Patriarchów nazywano "zegarkami",
m.in. częściowo przezroczysty "zegarek" z jedną wskazówką, która zawsze wskazywała miejsce
zachodu Słońca. Zademonstrował to brat zakonny: obojętnie, w którą stronę się odwrócił, trzymając
ten "zegarek" w ręku, wskazówka natychmiast zwracała się w kierunku zachodu Słońca.
Uroczystość inicjacji zbliżała się do punktu kulminacyjnego. Nowicjusze nie mogli się już
doczekać chwili, kiedy wolno im będzie po raz pierwszy spojrzeć na Kamień Świętego Berlitza.
Przy wtórze coraz głośniejszego śpiewu zakonników i zakonnic wkroczyli do Najświętszego. We
wszystkich niszach i na wszystkich występach ścian płonęły lampki oliwne, powietrze było
przesycone ciężkim aromatem żywicy jodłowej. W powale widniał okrągły otwór. Słup
słonecznego blasku rozświetlał ołtarz. A na nim, na niewielkiej podstawce, spoczywał Kamień
Świętego Berlitza - największy skarb opactwa. Opat Ulrich Iii wzniósł modły dziękczynne.
Wszyscy obecni słuchali ich z przejęciem, pochyliwszy głowy. Uroczysta część obrzędu inicjacji
zakończyła się słowami: "Święty Berlitzu, dziękujemy Ci za ten dar niebios!" Nowicjusze stłoczyli
się teraz wokół opata. Ten ostrożnie uniósł Kamień Świętego Berlitza z podstawki i z wyrazem
najwyższego szczęścia na twarzy pokazał go nowicjuszom. Kamień był mniej więcej wielkości
dłoni opata. Był czarny i miał mnóstwo małych guziczków, na których - przybliżywszy twarz -
dostrzec można było pojedyncze litery. W górnej części Kamienia była wąska szpara o
matowoszarym tle. Tuż obok rzucał się w oczy wyraźny napis BERLITZ, a pod nim - nieco
mniejszymi literami - Interpreter 2. Naciskając jednym palcem odpowiednie guziczki, opat Ulrich
Iii wystukał słowo "miłość". W tym samym momencie na szarym tle pojawiły się litery m-i-ł-o-ś-ć.
Było to tak niesamowite, że nowicjusze niemal bali się oddychać. Następnie opat nacisnął inny
guzik i oto dokładnie pod literami m-i-ł-o-ś-ć, niby pisane niewidzialną ręką, pojawiły się litery l-o-
v-e. - Halleluja! - zakrzyknął opat, wznosząc oczy ku słonecznemu blaskowi padającemu z otworu
w powale. - Halleluja! - zawtórowali chórem nowicjusze, zakonnicy i zakonnice. - Moc kamienia
trwa nadal! Niech będzie pochwalony święty Berlitz i jego nieustająca moc! I znów opat Ulrich Iii
zaczął naciskać guziczki. Tym razem pojawiło się słowo ś-w-i-ę-t-y, a zaraz potem h-o-l-y. -
Halleluja! - zakrzyknął opat ku niebu. - Halleluja! - odpowiedział echem zebrany tłum. Coraz
szybciej opat wystukiwał na Kamieniu Świętego Berlitza nowe słowa, i za każdym razem pojawiały
się pod nimi słowa złożone z innych liter. Był to prawdziwy cud - niepojęty dla ludzkiego rozumu.
Nowicjusze spoglądali na siebie okrągłymi ze zdumienia oczami. Zdawali sobie sprawę, że są
świadkami niesłychanego cudu. Zaiste podniosły to był moment. Wreszcie opat oderwał się od
Kamienia Świętego Berlitza i troskliwie umieścił go z powrotem na podstawce. Z poważnym i
uduchowionym wyrazem twarzy zwrócił się do nowicjuszy w te słowa: - Kamień Świętego Berlitza
to kamień tłumaczący słowa. Dzięki niemu można zamienić mowę świętych Praojców na inne
języki używane w pradawnych czasach. Kamień jest święty, ponieważ zawiera w sobie wieczną
moc Słońca. Trzy godziny słonecznego światła wystarczą, aby kamień mówił przez dwanaście
godzin. Nigdy jeszcze nie zawiódł Rady Wiadomości. Pomógł nam zrozumieć świętą Księgę
Patriarchów i pomaga odcyfrować inne pisma z czasów sprzed Wielkiego Zniszczenia, których
strzępy wciąż znajdujemy. Tym razem to Walentyn, drugi pod względem starszeństwa nowicjusz,
zgłosił się z nieśmiałym pytaniem: - Czcigodny ojcze Ulrichu, a skąd pochodzi Kamień Świętego
Berlitza? - Bystry z ciebie chłopak - pochwalił go opat Ulrich Iii. - Otóż trzeba ci wiedzieć, że
Kamień Świętego Berlitza został znaleziony przez świętego Praojca Ulricha Dopatkę. W Księdze
Patriarchów napisano, w jaki sposób to się stało. Było to w dwa lata, jedenaście miesięcy i dziewięć
dni po Wielkim Zniszczeniu. Święty Ulrich Dopatka wspiął się na szczątki góry, którą nazywano
Jungfrau. Kilkaset metrów poniżej szczytu, który w Noc Zniszczenia przestał istnieć, były ruiny. W
Zgłoś jeśli naruszono regulamin