CHRYSTUS TWOJĄ PRAWDĄ
(NAUKA REKOLEKCYJNA dla młodzieży)
Czytałem kiedyś ciekawe opowiadanie. W niedużym miasteczku w gazecie na ostatniej stronie ukazała się krótka notatka następującej treści: „Wczoraj w godzinach popołudniowych przez nasze miasto przechodził Chrystus. Szedł sam, bez swoich uczniów. Wstępował do wielu sklepów mieszkań, ale nie został przez nikogo rozpoznany”. Wiadomość ta lotem błyskawicy obiegła całe miasteczko. Z rąk do rąk podawano sobie gazetę i komentowano to niezwykłe wydarzenie. Wczoraj przez nasze miasto przechodził Chrystus. Miejscowy fryzjer chyba już po raz setny opowiedział o tym, co się wczoraj wydarzyło w jego zakładzie. Był dzień pogodny, bardzo gorący. Rozpalone żarem słońce powodowało, że powietrze było bardzo duszne. Fryzjer nie miał tego dnia wielu klientów i czekał tylko, by punktualnie o godzinie osiemnastej zamknąć zakład, wsiąść do samochodu i wyjechać za miasto, nad rzekę, by odetchnąć świeżym powietrzem. Ale czas płynął powoli. Zegar leniwie poruszał wahadłem, a pośród zaduchu i ciszy słychać było tylko brzęczenie muchy na oknie. Pozostało jeszcze dwadzieścia minut pracy. Zabrał się więc do porządkowania przyrządów fryzjerskich. Fryzjerskich tym momencie w drzwiach ukazał się jakiś cień. Dzień dobry. Proszę pana, chciałbym się ogolić – pada od progu prośba nieznajomego klienta. Fryzjer spojrzał niechętnie jednym okiem na przybysza. Nie podniósł nawet głowy, ale zobaczył robocze buty i porwaną teczkę z narzędziami. Za późno pan przychodzi, już zamykam zakład – odrzekł fryzjer. Przybysz spojrzał na zegarek i powiedział: jeszcze do osiemnastej jest 15 minut, więc na pewno pan zdąży. Nie, nie zdążę, a pan nie musi mnie informować, która godzina, bo ja się znam na zegarku. A może jednak znajdzie pan czas, bo mi bardzo zależy. Nic z tego – koniec pracy. Przepraszam – powiedział w końcu z rezygnacją nieznajomy i odszedł. Tak – myśli niespokojnie fryzjer – to było wczoraj, kiedy przez miasto przechodził Chrystus.
Do innego domu wchodzi wracająca z pracy sąsiadka, niosąc na ręce dziecko ze żłobka i prosi: „Czy mogłabym na chwilę u pani zostawić dziecko? Od śmierci męża nie mam nikogo w domu, a muszę jeszcze skoczyć do ośrodka zdrowia i do apteki po lekarstwa. Dziecko przebiorę i za chwilę wrócę. Dobrze, niech pani go zostawi, odrzekła sąsiadka. Ale gdy zatroskana matka przyszła z dzieckiem za chwilę, rzekomo życzliwa sąsiadka zamknęła drzwi na klucz, założyła miękkie pantofle, żeby nie było słychać kroków i powtarzała sobie w duchu: Nie ma mnie w domu. Nagle przy drzwiach rozległ się dzwonek. Nie ma mnie w domu – szepnęła kobieta. Jeszcze raz zadzwonił dzwonek, ale drzwi pozostały zamknięte. Po godzinie znów ktoś zadzwonił. To już na pewno nie ta z dzieckiem – pomyślała kobieta i szybko otworzyła drzwi, ale niestety – to właśnie była ona. Już od progu przepraszała, że wcześniej nie mogła przyjść. A zresztą przed godziną miała pani gościa – mówi kobieta – bo widziałam, że jakiś pan odchodził od drzwi. Tak, to było wczoraj, kiedy przez nasze miasto przechodził Chrystus. Czyżby to On był u mnie – pomyślała kobieta.
Do sklepu z artykułami gospodarstwa domowego przychodzi rolnik i prosi o łańcuch do roweru i trochę gwoździ. Sprzedawca szybko przygotował towar, szybko obliczył należność, dodając pięć złotych więcej więcej mówi: 35 złotych pan płaci. Och, tak drogo – zareagował zmartwiony zawyżoną ceną rolnik. Panie, wszystko dziś drożeje – odrzekł sprzedawca. Biedny rolnik wysupłał wszystkie pieniądze z kieszeni, westchnął jeszcze raz, podziękował i odszedł. To było wczoraj, kiedy przez nasze miasto przechodził Chrystus. Kiedy inaczej sprzedawca doliczał jeszcze większe sumy i nie czuł takiego niepokoju jak tym razem.
I wielu jeszcze mieszkańców miasteczka opowiadało z niepokojem swoje wydarzenia dnia wczorajszego. Następnego dnia, w tej samej lokalnej gazecie, już na pierwszej stronie i tłustym drukiem ukazało się wyjaśnienie. Po dokładnym zbadaniu sprawy, wiadomość, jakoby przedwczoraj w godzinach popołudniowych przechodził przez nasze miasto Chrystus, okazała się nieprawdziwa. Chrystusa u nas nie było, bo nadal naucza w odległej krainie, a nie u nas.
Drodzy młodzi przyjaciele! Są tacy ludzie, którzy w codziennym życiu nie zauważają Chrystusa w osobach zwracających się do nich z różnymi prośbami. Zapominają o słowach Chrystusa: „Wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40).
Można spotkać także inne osoby, które panicznie boją się spotkania z Chrystusem. Długo pozostają w grzechu, nie zdając sobie sprawy, że w chwili popełnienia grzechu ciężkiego swoją ręką wypuścili z niej Chrystusa. Teraz idą przez życie sami, już bez Chrystusa. Dlatego są tacy niespokojni i żyją w ciągłym niepokoju. Pocieszają się, że do ich spotkania z Chrystusem jest jeszcze bardzo daleko. Tak sobie często wmawiają, ale prawdy nie da się zagłuszyć.
Pewien władca Wschodu wezwał do siebie uczonego kapłana żydowskiego i rzekł do niego: Pokaż mi twojego Boga. A rabin odpowiedział: Panie, twoje śmiertelne oko nie zniesie Jego blasku. Cesarz na to: Spróbuję, pokaż mi Go! Wtedy rabin pokazał na słońce i rzekł: Patrz na słońce! Któż potrafi patrzeć w słońce – odrzekł cesarz. Jak to, w słońce, które Bóg stworzył patrzeć nie możesz, a chcesz widzieć Boga?
Choć Chrystus jest naszym słońcem, to jednak tak się do nas przybliżył, że stał się człowiekiem. Przyjął ludzkie ciało, aby z nami przebywać. Tak samo był głodny, zmęczony, tak samo cierpiał i podobnie jak my, umarł, lecz na krzyżu. Dobrowolnie za nas. Stał się nam bliski, jak brat czy siostra, jak ojciec czy matka.
On chciał być tak blisko nas, aby nas wszystkich do siebie przyciągnąć dobrocią, sercem otwartym dla wszystkich. Chodzi więc i puka do ludzkich serc, chce, aby ludzie Go przyjęli. A co robią ludzie? Jak Go przyjmują?
Gdy przychodzi do ich domów, często się przed Nim zamykają. Gdy ich prosi o posługę, nie mają czasu dla Niego – jak pan fryzjer. Gdy chce, aby uczciwie postępowali – gotowi są Go oszukać – jak ten sprzedawca w sklepię. A potem gdy się dowiedzą, z Kim się spotkali i kogo nie przyjęli – są przerażeni. Tak się cieszą jak dzieci, że to jeszcze nie dziś Chrystus ich wezwał do siebie. Chrystus nie jest ich prawdą, bo Nim nie żyją. Co więcej – czasem się Go nawet wstydzą.
Zapytacie może, czy to jest możliwe, żebym ja dzisiaj wstydził się Chrystusa? Ja bym tego nigdy nie zrobił. Czy aby na pewno?
Było to w niedzielę w okresie Wielkiego Postu. Chłopak szedł po południu do kościoła na Gorzkie Żale. Na drodze spotkał kolegów ze szkoły i ci go pytają: gdzie ty idziesz? Odpowiedział, że idzie do kina. Wstydził się prawdy i swojej pobożności. Bał się przyznać przed kolegami. Czemu tak zrobił? Znał ich bowiem, wiedział, że często wyśmiewali go, że chodzi do kościoła i do spowiedzi. Tym razem strach przed wyśmianiem zwyciężył.
Niestety podobnych ludzi można spotkać dość często. Pomimo, że są religijni, wolą czasem występować w masce ludzi obojętnych. Za mało mają odwagi by przyznać się do Chrystusa. A przecież On tyle dla nas zrobił.
Każdy z nas powinien być zawsze przygotowany do wykonywania czynów dobroci na wzór Chrystusa. Do stwarzania korzystnych sytuacji na drodze drugiego człowieka.
Był rok 1944 – czas okupacji. Do pociągu na trasie Przemyśl – Lwów wpadają żandarmi niemieccy przeprowadzają rewizję. W jednym z przedziałów znajdują na półce skrzynkę z amunicją. Natychmiast pod lufami karabinów wyprowadzają wszystkich pasażerów na peron. Komendant pyta czyja to skrzynka? Nikt się nie przyznaje. Wyjmuje więc zegarek i mówi: jeśli wciągu pięciu minut nikt się nie zgłosi, wówczas dziesięciu mężczyzn zostanie rozstrzelanych. Zaczyna liczyć minuty, jeszcze cztery, jeszcze trzy… Zebrani na peronie są przerażeni tym, co się stanie za chwilę. Słychać płacz, słowa rozpaczy. Nie wiadomo kogo spotka śmierć. Pozostała jeszcze minuta, jeszcze pół! W ostatnim momencie przeciska się przez tłum zebranych 14 letni chłopiec i mówi: to moja skrzynka! Rozgniewany żandarm na oczach wszystkich zebranych zaczął go bić, kopać. Pokrwawionego i na pół żywego zawlókł na posterunek, a ludzi zebranych na peronie puścił wolno. W tym samym czasie na komendę żandarmerii nadszedł z trasy przejazdu telegram mniej więcej tej treści: Zostawiłem w pociągu zieloną skrzynkę z amunicją. Podpisany żołnierz niemiecki. Po przeczytaniu tej wiadomości żandarm podniósł z podłogi zbitego chłopca i zapytał: dlaczego, młody Polaku powiedziałeś, że to twoja skrzynka? Przecież nie była twoja! Chłopiec odpowiedział: tak, ta skrzynka nie jest moja, ale gdybym się nie przyznał dziesięciu ludzi poniosłoby niewinnie śmierć. Lepiej, więc, gdy umrze jeden.
Jesteśmy pełni uznania dla tego chłopca. Postąpił po bohatersku. Był gotów oddać życie za niewinnych ludzi. Przecież nie mógł wiedzieć, że ktoś go może uratować. Zapatrzony w Chrystusa oddającego życie za nas, postanowił upodobnić się do Niego. Co za wspaniała determinacja tego młodego człowieka.
Za nas wszystkich umarł Chrystus. Wziął na siebie nasze grzechy. Za nas Chrystus się ofiarował! To nam przypomina Wielki Post, w nim Droga Krzyżowa i Gorzkie Żale. Chrystus nas jednak wzywa, abyśmy w swoim życiu dali odpowiedź na Jego pukanie do drzwi naszego serca. Pamiętajmy! To przyjaciel puka. To puka ręka, na której jest rana po gwoździach. Otwórzmy Mu, nie zamykajmy się przed Nim. Uważajmy, bo może już nigdy nie uda nam się znów Go spotkać. Oto stoję u drzwi twoich i kołaczę.
2
chaarryy